Mainstream

Gospodarka = barter + zeszyt @gruby

Gospodarka = barter + zeszyt

część pierwsza

działając czynem ciągłym i z premedytacją, przekazując wiedzę oraz doświadczenie z pokolenia na pokolenie zasiedliliśmy praktycznie całą planetę. Po czym zaczęliśmy przekształcać ją tak aby lepiej nam służyła. Potrafimy coraz więcej za cenę rosnącej specjalizacji. Rosnąca siła różnorodnej grupy wiąże się z rosnącą bezradnością jednostki. Współdzielenie się stało się dziejową koniecznością.

Dzielimy się pracą, jej wynikami, odpadkami oraz stratami z niej wynikającymi. Dzielimy się nierówno handlując pomiędzy sobą, pracując, móżdżąc, zlecając oraz przyjmując zlecenia. O ile można jeszcze wyobrazić sobie że jakiś geniusz opanuje samodzielnie proces produkcji łopaty od początku do końca składający się z następujących procesów produkcyjnych:

1) drzewo -> drewno -> stylisko

2) złoże węgla -> kopalnia -> hałda

3) złoże żelaza -> huta+węgiel z hałdy -> kuźnia -> sztych

oraz na końcu trwałe połączenie styliska ze sztychem

… o tyle proces produkcji radioodbiornika znajduje się poza logistycznym i finansowym zasięgiem przedsiębiorstw. Jest niemożliwy do zintegrowania w pionie. W radiu wyprodukowanym przez jedną firmę znajdziecie części wyprodukowane przez wiele innych firm bo żaden czebol – nawet południowokoreański – nie jest zdolny do kontrolowania wydobycia ze złóż, poprzez transport, poprzez planowanie i produkcję aż do utrzymywania własnej sieci sprzedaży i obsługi gwarancyjnej.

Ustaliliśmy więc że robotą i zyskami które ona przynosi albo uda nam się jakoś podzielić i może będzie z tego radio albo rozejdziemy się po obejściach i każdy z nas samodzielnie będzie sobie robił co najwyżej sandały, sukmany, czapki i pożywienie na własne potrzeby. O produktach bardziej skomplikowanych technologicznie od łopaty możemy w takim przypadku zapomnieć.

Ponieważ będąc częścią gospodarki robimy nie tylko dla siebie lecz również dla Pana Klienta, ponieważ operujemy w horyzoncie zdarzeń definiowanym jako materiał na wejściu (surowce+energia+wiedza+praca) i produkt/usługa na wyjściu pojawia się pojęcie ‘gospodarka’.

Tak długo jak każdy strugał sobie wszystko co mu do życia potrzebne w swoim obejściu sam albo znajdował potrzebne mu do życia rzeczy spacerując po lesie w poszukiwaniu obiadu tak długo gospodarka kończyła się na bramie własnego obejścia. Nie była tak naprawdę potrzebna. Powiadają na ten przykład że prostytucja jest najstarszym zawodem świata. No ale prostytucja to usługa i w zamian za nią w drugą stronę to znaczy od klienta do usługodawcy płynie wynagrodzenie. Zanim zatem doszło do pierwszego aktu puszczalstwa ktoś wyprodukował coś co zostało zaakceptowane przez prostytutkę jako jej wynagrodzenie. Albo zaoferował w zamian usługę której prostytutka potrzebowała.

Wniosek: gospodarka istniała zanim powstał najstarszy zawód świata.

Gospodarką którą można zmierzyć i gospodarkę którą widać to wyprodukowane i sprzedane towary plus wyświadczone na zewnątrz czyli poza obręb własnego rodu usługi. Produkcji własnej zmierzyć się nie da. A jeśli ktoś obcy spróbuje zmierzyć produkcję własną to może zostać poszczuty psami. Po co wciska nos w nie swoje sprawy ? Tym niemniej produkcja na własne potrzeby to katalizator produkcji jako takiej. Jeśli nie da się czegoś kupić co naprawdę jest potrzebne nie pozostaje nic innego jak samemu to sobie wyprodukować albo zmienić własne potrzeby i zachcianki. Również barter umyka oficjalnej sprawozdawczości bo sprawozdawczość jako taka została już dawno temu zaprzęgnięta do obliczania podstawy opodatkowania. Skoro tak to nikt nic nie ma i tu się nic nie produkuje. A ta grupa w drelichach przy maszynach to wycieczka koła rencistów z sąsiedniej gminy wspominająca stare czasy. A to obok pod wiatą to nie magazyn wyrobów gotowych, to jest śmietnisko na odpadki. Za tydzień przyjedzie zaprzyjaźniony śmieciarz i je zabierze (przywożąc własne śmieci w rozliczeniu).

Ma być ekologicznie to jest.

Żeby wejść na rynek, żeby kupić coś czego nie mamy potrzebujemy wyprodukować i dostarczyć coś czego inni nie mają. Ewentualnie sprzedać swoją pracę, swoje zdrowie, swój czas i umiejętności nabywając w zamian towary i usługi których sami nie potrafimy (Nie chce nam się ? Nie opłaca nam się ?) samodzielnie wytworzyć.

Udział w gospodarce jest zatem de facto przymusowy jego mać no chyba że miało się bardzo zaradnych rodziców ze spadku których korzystając można skoncentrować się na konsumpcji.

A skoro tak jest, skoro jesteśmy zmuszani aby zasuwać, produkować, robić, kupować, sprzedawać, wymieniać, handlować i generalnie wstawać z rana aby wieczorem móc się położyć popatrzmy jak ta gospodarka działa. Rozwiązanie „nie wstawać z rana” nie wchodzi w rachubę.

Omawiany przykład gospodarki w skali nano pochodzi z prezentacji systemu rozliczeniowego dla biznesu przeprowadzonej w Skanii w sierpniu 2021 roku. W przykładzie opisuję perypetie raczkującego kapitalisty który z rana wstał i stwierdził że go suszy. Problem ‘suszy mnie’ jest problemem szeroko znanym i wielokrotnie opisywanym ale do tej pory nie spotkałem się z opisem sposobu jak mu zaradzić zgodnym z szarią panującą wśród przedsiębiorców. Przedsiębiorca jak sama nazwa wskazuje to ktoś kto problemy „przed się” piętrzące „bierze” na klatę i rozwiązuje.

A ponieważ zarobmy.se to portal dla biznesu …

… to rozwiązaniem problemu ‘suszy mnie’ będzie wybudowanie gorzelni. Ale po kolei.

Rozwiązanie problemu wymaga jego zdefiniowania to znaczy rozpoznania. Nasz początkujący kapitalista in spe wstaje z rana i stwierdza że …

Aby się napić trzeba wyprodukować.

Upraszczając sytuację: dotarcie do celu czyli do bimbru wymagać będzie:

Rozglądając się po sąsiadach nasz raczkujący przedsiębiorca, nazwijmy go ‘gorzelnikiem’ odkrył że jeden z sąsiadów ma sad a drugi ma garaż z którego dochodzą podejrzane dźwięki. Efektem tych hałasów dochodzących z garażu drugiego sąsiada opuszczają go produkty wykonane z metalu. Pierwszego sąsiada nazwijmy zatem ‘sadownik’ a drugiego ‘mp’ czyli „metal processing”. Jeden produkuje owoce a drugi najwyraźniej potrafi obrabiać metale.

Wyprodukowanie bimbru przez gorzelnika wymagać będzie współpracy trzech podmiotów gospodarczych: sadownik dostarczy wkładu produkcyjnego w postaci owoców, ‘mp’ dostarczy destylarni a gorzelnik ogarnie całą resztę procesu, wszak to jego suszy. Ponieważ żaden z trzech przedsiębiorców nie jest socjalistą dojdzie do eksplozji w lokalnej gospodarce: pomiędzy tymi trzema kapitalistami zaczną przepływać towary i usługi. Biznes zacznie się kręcić.

Gorzelnik wybrał się do sadownika oraz do ‘mp’ z propozycją biznesową. Ma pomysł na biznes p.n. „gorzelnia”, brakuje mu owoców oraz destylatora. Zapłaci za nie później, bimbrem.

Ponieważ to sąsiedzi, ponieważ też ich czasami suszy no i ponieważ wszyscy trzej chcą być aktywnymi elementami gospodarki oraz ponieważ zwietrzyli w tym swój własny interes usiedli i na trzeźwo zaczęli kombinować:

Graniczenie przez płot z sąsiadem gorzelnikiem to również dla jego sąsiadów interes: bimber z tego będzie, rynek zbytu na owoce tudzież destylatory też będzie. Obejścia będą rosły w siłę a ich mieszkańcom będzie żyło się dostatniej. Win-win znaczy się.

Ciemna strona rozkręcenia gorzelniczego biznesu jest taka że trzeba dług zaciągnąć. Trzeba zaryzykować i się wychylić. Żeby jeden ruszył z produkcją trzej muszą w nią zainwestować. Wszyscy trzej siedzą zatem i myślą.

Pierwsza wersja biznesplanu gorzelnika wyglądała tak:

… i okazała się porażką. Dwie skrzynki owoców pójdą na badania i rozwój procesu produkcyjnego, zostanie 18 skrzynek owoców które da się przerobić na 18 litrów bimbru przy zobowiązaniach na poziomie 24 litrów.

Wniosek: biznes się nie spina.

Jeśli ktoś z was wyciągnął z dotychczasowej prezentacji wniosek taki jak ten pierwszy powyżej zaprezentowany to znaczy że przeszukując internet zabłądziliście i trafiliście na manowce. Dla was ta prezentacja już się zakończyła, szkoda waszego czasu.

GOTO END, BYE.

Czytelników którzy doszli do wniosku oznaczonego powyżej numerem drugim pozdrawiam. Będzie happy end; będzie przemysł jak się biznesplan ponownie przemyśli.

Ponieważ biznesplan w jego pierwszej wersji nie wypalił ukazując lukę w bilansie na poziomie sześciu litrów przy osiemnastu wyprodukowanych czas na drugą rundę negocjacji biznesowych. Gorzelnik nadal chce pędzić bimber, sadownik nadal szuka chętnego na swoje owoce a i firmie ‘metal processing’ przydałoby się zlecenie na destylarnię. To wersja oficjalna. Inna wersja jest taka że trzech muszkieterów kapitalizmu ciągle suszy i coś trzeba z tym zrobić. Nie sprzeczając się o to kto ma rację przedsiębiorcy móżdżą nad projektem ‘gorzelnia’ dalej.

Druga runda negocjacji pomiędzy gorzelnikiem, sadownikiem i ‘mp’ przebiegła w następujący sposób:

Ponieważ gorzelnia wymaga zainwestowania w sprzęt czyli środek trwały nie istnieje prawidłowa matematycznie możliwość aby z jednej destylacji wycisnąć tyle produktu żeby spłacić sprzęt i materiały produkcyjne. No nie da się. Dlatego gorzelnik musi zaciągnąć dług. Zakupi towary teraz, zapłaci za nie bimbrem później. Pojęcie ‘później’ w świecie biznesu oznacza ‘drożej’. Wierzyciele gorzelnika wykładają kapitał i współfinansują jego biznes. Ryzykują razem z nim, należy im się wynagrodzenie za przekazanie kapitału ‘na zeszyt’, ponad zwykłą cenę dostarczanych przez nich produktów. Pojawia się zatem zysk z operacji na kapitale: ryzykują wszyscy ale nie tyle samo i nie tak samo. Dlatego w drugiej wersji biznesplanu różnie rozłożą się dochody z gorzelni: gorzelnik tankując obcy kapitał został zmuszony do zapłaty odsetek. Biznesplan w jego drugiej wersji wygląda o wiele lepiej z gorzelnika punktu widzenia patrząc, wygląda na to że to może się tym razem udać.

Prawie się udało. Prawie. Po pierwszej destylacji gorzelnik będzie litr w plecy, po drugiej będzie litr do przodu. W sumie gorzelnik po dwóch seriach produkcyjnych wyjdzie na zero.

Tyle że podstawowym problemem gorzelnika było jego własne pragnienie. Ponieważ po pierwszym zacierze będzie o litr w plecy, ponieważ po dwóch zacierach nic mu nie zostanie interes nadal się nie spina. Ponownie trzeba usiąść i negocjować. Ponownie trzeba móżdżyć.

Na razie bilans po dwóch destylacjach wyglądać będzie tak:

Rozwiązaniem problemu suchego gardła u gorzelnika jest wprowadzenie do planowanej gorzelni inżynierii finansowej. Do tej pory trójka biznesmenów operowała zapłatą opóźnioną kierując się zasadą „jak wyprodukujesz to oddasz”.

Ponieważ biznes ciągle się gorzelnikowi nie spina i to już w pierwszej iteracji nie spina się o cały jeden litr bimbru wpadł on na pomysł pożyczenia od swoich wierzycieli bimbru zmniejszając ilość należnych im dostaw. Ponieważ pomysł ten jest dyplomatycznie rzecz ujmując ciężki do przełknięcia dla dostawców gorzelnika płacone przez niego bimbrem odsetki wzrosły, wszak wzrosło ryzyko wierzycieli.

Za każdy niedostarczony w terminie litr bimbru gorzelnik został zobowiązany do dostarczenia dwóch litrów bimbru w następnym terminie. Co z kolei wymusza na gorzelniku uruchomienie trzeciej serii produkcyjnej bimbru która teoretycznie obiecuje wreszcie wysoki zwrot z inwestycji:

… gdyby nie odsetki gorzelnik byłby po trzecim zacierze o całe osiem litrów bimbru bogatszy.

Rzeczywistość wspomagania się obcym kapitałem wygląda tak:

Pierwszy i podstawowy problem gorzelnika został rozwiązany. Już go nie suszy i to nie suszy go już od pierwszej destylacji. Ani po drugiej, ani po trzeciej.

W zależności od wyznawanej filozofii życiowej w temacie ‘szklanka jest w połowie pusta czy w połowie pełna’ stwierdzić można że gdyby nie inżynieria finansowa to gorzelnik teoretycznie miałby po trzech zacierach osiem litrów do własnej dyspozycji. Z drugiej strony na problem suchego gardła patrząc gdyby nie inżynieria finansowa gorzelnik musiałby o suchym gardle wyprodukować trzy serie bimbru zanim ugasiłby własne pragnienie. Z trzeciej strony patrząc bez wynalazków typu „dług”, „zeszyt”, „odsetki”, „zapłata opóźniona” oraz „kara konwencjonalna” nie byłoby biznesu w ogóle – trzech sąsiadów nadal by mniej lub bardziej suszyło.

Ponieważ jednak trzech sąsiadów doszło do porozumienia pierwsza część opowieści kończy się happy endem. Każdy z trzech sąsiadów jest do przodu. Gorzelnik po trzech zacierach do przodu jest tak:

Klienci gorzelnika a zarazem jego dostawcy a również i czasowo wierzyciele mogą pochwalić się bilansem w następującej postaci:

Wszyscy trzej są do przodu. Gospodarka urosła, pojawiła się nowa gałąź przemysłu i nowe produkty. Wypróbowano, przetestowano i wprowadzono w życie nowoczesne formy finansowania produkcji i badań typu ‘zeszyt’, ‘dług’, ‘płatność odroczona’ czy ‘kara konwencjonalna’.

No i żadnego z trzech przedsiębiorców już nie suszy. Cel został osiągnięty.

W świecie realnym rozwiązanie problemów takie jak powyżej zaprezentowane jest pierwszym krokiem rozpędzającej się gospodarki ale nie jedynym. Wszak upraszczając biznes p.n. ‘gorzelnia’ zignorowałem problem ze zorganizowaniem opału, konieczność zorganizowania materiału z którego destylator zostanie pospawany, konieczność zapewnienia transportu materiałów i produktów pomiędzy trzema sąsiadami i tak dalej. To uproszczony przykład rozwiązujący pewne problemy ale nie wszystkie. W części drugiej zajmiemy się stroną finansową rozliczeń wzajemnych. „Zeszyt” w jego formie papierowej działa kiedy dużo klientów pobiera produkty z jednego sklepu regulując zadłużenie regularnie. Kiedy pomiędzy sobą zaczynają rozliczać się przedsiębiorcy pojawia się wiele zeszytów co prowadzi do chaosu. „Zeszyt” w gospodarce w której każdy jej uczestnik może wymieniać się z każdym innym nie zadziała. Barter sam z siebie również nie jest rozwiązaniem: sadownik ma zbiory raz do roku, gorzelnik też nie zawsze ma bimber na stanie. ‘mam’ i ‘mam mieć’ to jednak nie to samo.

Trzech przedsiębiorców potrafi oprzeć biznes o zaufanie wzajemne i produktem tego zaufania będzie bimber. A jeśli jest ich piętnastu ? Stu ? Samo zaufanie pomiędzy uczestnikami rynku to też za mało jeśli pojawi się popyt na radioodbiorniki. Skoro barter to za mało, skoro zeszyt w rozproszonym systemie rozliczeniowym to też za mało …

No chyba że … w części drugiej połączymy kropki. Wkrótce.