Mainstream

Leprechuan Quest 3

//to kontynuacja tekstu o Leprechuanie, odcinek trzeci;

Przyjmujemy, że mamy kwalifikacje i wystarczającą zdolność kapitałową, aby kupić sobie nowe. Obrabiarki cnc na poziomie traktorów produkcyjnych (czyli nie zabawki, a coś przemysłowego) kosztują tak w granicach od 100keur w górę. Nowe. Przytomny człowiek znający się na serwisie maszyn albo składa sobie sam, albo kupuje używki i przywraca do stanu za ułamek tej ceny, powiedzmy ćwierć do połowy. Traktory dlatego, że się nimi orze, to nie są zrobotyzowane linie jak w masówce produkcyjnej (obrabiarka jest oczywiście ta sama w zestawie, tylko podłączona do linii urządzeń jako jedna z operacji). Z tymi nowymi łatwo dostaniecie leasing, kredyt i podobne historie, ale to pułapka. Ponieważ na to KAŻDY dostanie wsparcie, bo to środek trwały, trudny do transportu i da się go łatwo policzyć. Każdy oznacza, że korpora tym bardziej, dostanie ich ile chce, kiedy chce. Czyli to nie obrabiarki są kluczem funkcjonowania przedsiębiorstwa, bo to jest z półki. Łatwe, bierz pan i rób. Jeśli pójdziecie do pośredniaka, powiecie że chcecie otworzyć biznes i potrzebujecie obrabiarki, to pokierują Was gdzie pisać o dotacje i jeśli położycie na stole jakiś fragment początkowy papieru (na przykład tyle ile pośredniak daje na start) to już możecie jakąś dostać. To przynęta, pułapka. Bo to oznacza, że każdy może.

Wiele osób mnie się pyta, dlaczego ja się obrabiarek właśnie, a nie czegoś innego pozbyłem i się z nimi nie wożę. Katechizmowo postawiłem pytanie więc trzeba dopisać odpowiedź. Ano dlatego, że do jakiej firmy bym się nie wybrał to akurat ten komponent produkcji ma każdy. Korpora, garaż, R&D – każdy ma tego ile chcesz. No i mimo to im nie działa. Czyli nie w obrabiarkach jest problem. Ale na obrabiarki dotacje są. Jakby taki Pan Baron napisał dotację o obrabiarki to by się nie pytali na wuj mu to do kotletów z lemura tylko by dali. To taki sprzęt który ładnie wygląda jak się robi zdjęcie hali “mamy to!”. Tymczasem obrabiarki cnc niczym się nie różnią od młotka, to jedno z narzędzi jakie jest w zestawie osoby posługującej się produkcją (fabryką). Nawet nie narzędzie kluczowe. Podpowiem, że obrabiarki to jest bardziej problem niż rozwiązanie i zaraz zejdziemy spiralnymi schodami na samo dno dlaczego to problem i jakie niesie skutki.

Zaczynanie od pojedynczej maszyny za 100k+ ojro ma tyle samo sensu co kupienie sobie koparki czy ciężarówki. Trzeba mieć na to miejsce, jeśli miejsce jest wynajęte – jesteśmy w przymusie. Jeśli kupiliśmy na krechę – jesteśmy w przymusie. Więc ma to sens jeśli kupujemy za własne (dlatego na początek używkę i sobie dłubiemy) oraz mamy miejsce tak czy siak (dlatego przywołałem Pana Barona jako casus). I jak sobie postoi pod folią to krzywdy nie będzie. A jak jesteśmy w przymusie to musimy znaleźć na to robotę. Ponieważ frajerów, którzy kupili maszyny na krechę jest pięciu na kilo to konkurujemy na ujemnym rynku. Więc albo potrzebujemy tego jako młotka do wykonania elementu, który jest składową czegoś co wytwarzamy, albo sami wskoczyliśmy w siatkę na frajerów. W przypadku drugim (przypadek Młodego Leprechuana) mimo pozostałych przymusów miało to sens. Miał pomysł na produkt i się sprzedawał. Młody Leprechuan i banda nerdów jako spółdzielnia z dominującym kapitałowo Leprechuanem miała sens. Były kwalifikacje, maszyny były używane prawidłowo. To że większość części zamawia się i tak z Chin, a później obrabia wedle lokalnej potrzeby to szczegół pozwalający ciąć koszty. Zapewniam że żaden drobny wytwórca nie ma jakichkolwiek szans z fabrykami (choćby takimi jak mam pod domem) gdzie stoi niezliczona liczba obrabiarek wpiętych w zrobotyzowane linie, i po wrzuceniu modelu do wieczora wyskakuje ile chcecie detali.

Żebyście nie wiem co wymyślili, to nie przebijecie ich kosztami, bo nawet materiału nie dostaniecie za tyle co oni (przerabiają tysiące ton tygodniowo i mają wszytko na miejscu, w magazynach zajmujących ary wypełnionymi po sufit; nawet odbiór odpadu który segregują mają z zyskiem). A na pozostałych etapach też przycinają. Tam wcale nie ma wielu ludzi, tam się nie wymyśla koła od nowa. Tam małpa pobiera materiał zgodnie z tym co się na widlaku wyświetli, zawozi do stanowiska którejś z automatycznych pił, gdzie druga małpa sprawdza czy to to, z drukarki wyskakuje kanban, papierologia, inna małpa ustawia paletę z piły programowalnej z biura wysypują się klocki i kolejny widlak wiezie to na stanowisko po kontroli czy rozmiar klocka dobry. Tam kolejna małpa wsadza to w uchwyty maszynowe stojące niczym las w kratkę i umieszcza na płycie transportowej. Dalej trafia to do klatki i robot wsadza do obrabiarki jeden za drugim do kolejnych procesów, a ustawiacz sprawdza tylko warunki początkowe, pierwsze sztuki i prowadzi proces przez kolejne centra obróbki, a operatorzy pilnują czy narzędzia mają dość, czy maszynę wyczyścić, czy gwintownik dmuchnąć bo nazbierał. I na końcu uczniowie robią ręczny deburing, paleta trafia na QC, pakowanie i za bramę. Tam się nic nie wymyśla. To silnik. Wrzucasz paliwo (przelew) i wypada moc na wale (detale).

Dlatego jak się bierze obrabiarkę w swoje progi to wyłącznie jako support, bo coś trzeba zrobić, bo nie wyszło, bo jedna sztuka i trzeba sprawdzić czy pasuje, zanim zamówimy w masówce.

I takie R&D oraz prototypowanie maszyn jakie Leprechuan ustawił miało sens. Ale mało mu było to sobie wymyślił, że weźmie w leasing wincyj maszyn i żeby zarobić ustawi przy nich małpy. No a małpy tym się różnią od nerdów, że są po pierwsze dużo tańsze (bo nie umieją liczyć), a do tego nie wiedzą co robią (bo jak nazwa sama wskazuje to są maszyny kontrolowane liczydłem, a do użycia liczydła trzeba umieć liczyć by sprawdzić czy szukana ma coś wspólnego z oczekiwaniami czy coś sknociliśmy w puli danych). Jakość dramatycznie spadła, zużycie narzędzi wzrosło (przed gwintowaniem naprawdę trzeba zrobić otwór? Kolejność ma znaczenie? A to małpa nie wiedziała). A jakość to tylko dlatego, że przy fikuśnych detalach trzeba przemyśleć jak je zrobić przy pewnych warunkach obróbki, które niekoniecznie są dogodne.

Leprechuan jednak nie wiedząc czego nie wie poszedł w tym kierunku i zanim po stanie kasy się zorientował, że coś tu nie gra już miał rozwiązanie tworzące jeszcze większy problem. Otóż przy tej liczbie obrabiarek umyślił sobie, że może startować na krótkie serie. Kiedyś pisałem dlaczego korpory wypychają do małych firm tę obróbkę. Po pierwsze dlatego, że obróbką skrawaniem bardzo ciężko się zarządza, bo tam trzeba mieć kwalifikacje. A z tego wynika, że jak się zarządza nie najlepiej to koszty rosną dramatycznie, i dla każdej korpory ta obróbka to skaranie i problem w budżecie, bo niby zrobić trzeba i same z tego straty spychane do dochodowych działów. A do masówki wypchnąć znowu nie można, bo albo gabaryt (i wtedy jesteśmy na ciasnym rynku gdzie dostawca mówi kiedy będzie i za ile albo proszę się skontaktować z obsługą klienta na [mamtowdupie@gmail.com](mailto:mamtowdupie@gmail.com)) albo ilość ( bardzodrogo.kup ), albo termin dostawy ( bardzodrogo.na.wczoraj@mamy.czas ). R&D zazwyczaj wypychają do specjalistów pochowanych po garażach @mamy.czas, ponieważ w R&D i tak wiemy, że będzie kosztowało i pytania księgowych dlaczego tak trafiają na [mamtowdupie@gmail.com](mailto:mamtowdupie@gmail.com) do czego pozostaje się przyzwyczaić & nie zmieniać. No więc każda przytomna firma szuka frajerów, którym może wypchnąć krótki batch do zrobienia, a najchętniej to detale po sztuce z odwalonymi do niemożności tolerancjami. No to właśnie takie bzdety zaczęły trafiać do Leprechuana. A że dyskutowałem z klientem (biuro projektowe) to w kwadrans odkryłem, że typ nie ma pojęcia o czym mi nawija makaron (klient nie miał pojęcia), ale widzimisia ma odklejone. Cały numer opiera się na tym, że takich co wzięli obrabiarki i są w przymusie jest pięć na kilo więc licytują się w dół. Inaczej by były zwrotki do księgowości o cenach, to wracałyby do sprzedających i klienci byliby przywracani do pionu. Jedynie dodruk i system kredytowy pozwalają na tę rozpustę, która właśnie się kończy. A może już się skończyła tylko tam nie dotarła fala, która zmyła linię Gnosjo-południowe Alpy?

No i Leprechuan sam się na ten przymus zapisał. A to oznacza spiralę w dół, z tym większym skokiem im bardziej ma się małpy w funkcji złożoności detali. Akurat takie detale co mu zlecili oceniałem. I popatrzyłem na ceny jakie zaoferował. A to jest kute aluminium gdzie w serii prostych detali były dwa robiące za pułapki (których nikt normalny za takie drobne by nie oferował). To że czytelnicy są zorientowani czym się różni kute od odlewanego, i że tam kierunek kucia jest istotny względem obroki (a tego akurat Leprechuan nie wie, a mi się już nie chciało tłumaczyć) to uznaję za oczywistość. Ale zużycie narzędzi oraz dobór prędkości zdecyduje o tym, czy znowu nie trzeba będzie kupy materiału wrzucić do kontenera na wiórki. A Leprechuan wymyślił sobie, że z braku kasy podbierze z innej firmy operatorów na okres próbny. A wybiera z Indian, bo ich dużo i tani. Tyle że ich odpytałem z obróbki precyzyjnej i jesteśmy na innej planecie. Jak coś będzie źle zaprogramowane to nie dojdą dlaczego otwory o wysokiej precyzji nie wychodzą okrągłe. Oczywiście nawet Indianie byli zdziwieni tym okresem próbnym (pan bierzesz albo o czym my w ogóle rozmawiamy, a że zadali kilka pytań szczegółowych to widać było, że wiedzą o czym mówią, i że będą wiedzieli dlaczego coś nie wyszło), no ale Leprechuan przywykł, że zawsze znajdzie się ktoś tańszy.

Co oczywiście jest prawdą w przypadku Pana Barona, bo tam wystarczy Lemura walnąć pałą w dekiel i wsadzić do maszyny żeby wypadły kotlety, co jest na tyle nieskomplikowane, że wychodzi. Ale produkcja elementów sprzęgieł maszynowych już takim zagadnieniem nie jest, i jak się komuś daje obrabiarkę pięcioosiową za kilkaset kilo ojrów, to warto się zastanowić, czy nie szkoda tej obrabiarki gdyby małpa napsociła.

I tu kolejne schodki spirali – Leprechuan będzie musiał to nadzorować sobie sam, więc nie będzie miał czasu sprzedawać zaawansowanych produktów, i tak sobie krok po kroku, zużywając resurs maszyn zejdzie do piekła, gdzie będzie ganiał za kolejnym cashflow na kolejnych detalach “na zaraz” u kolejnego szukającego frajerów, którzy będą się licytowali do dna.

Proces zaczął się latem zeszłego roku, więc sytuacja jest już zaawansowana, resurs maszyn mocno zużyty, stan maszyn słaby, łożyska wyją, z serwisami na pieńku, a małpy coraz głupsze (te ogarniające po której stornie gałęzi siedzieć gdy piłują znajdują inne drzewa).

Rynek w ten sposób przeżuwa frajerów, którym się wydaje, zmusza ich do wysiłku i wypluwa zużytych ograbiając z resztek sprzętu, który zasila kolejnych w łańcuchu (akurat tych kupujących używki do remontu za bezcen).

No ale to takie gadanie o kropkach (maszynach) z wierzchu. Rzućmy okiem jaki jest rzeczywisty rezultat w kwalifikacjach w wyniku złej proporcji cena maszyny / zarobki posługującego się nią. Od razu podpowiem, że nie chodzi o samą maszynę, a cały osprzęt wokół. Czyli typ który ma zrobić wihajster do czegoś, który spełnia jakąś tam specyfikację musi umieć pobrać materiał, ustawić sobie stanowisko pracy (w tłumaczeniu na przemysłowy – widlaki, suwnice, coś bez czego nie wypuszczają z gimnazjum na kierunku przemysł-cokolwiek w kraju przemysłowym, nie dlatego, żeby każdego tego musiał używać, ale po to, żeby wiedział gdzie nie przebywać kiedy to działa, jak się zachować, kiedy uruchomić się nożnie bo się robi groźnie), coś tam zaprojektować w cad, przepuścić przez jakiś cam (jakikolwiek, jak umiesz przez jeden to zaliczyłeś, że wiesz o co chodzi, a użycia młotka w innym kolorze nauczysz się szybko), dobrać narzędzia i wyrzeźbić wihajstra, przeprowadzić kontrolę jakości. Jeśli zaś przejrzycie co umieją osoby z metką “operator maszyn” to umieją wcisnąć zielony guzik. To oczywiście wystarcza przy produkcji masowej, gdzie robi się hurt i w razie czegoś woła się ustawiacza albo mistrza “panie kierowniku – nie działa/dzieje się coś co się nie działo”. Majster wtedy klnie i rozwiązuje problem klnąc do końca. Ale w małej firmie, gdzie nie zarabia się na masówce tej opcji nie ma. Tymczasem stawki podgląda się z tego poziomu (guzikowy) i oczekuje kwalifikacji, które tylko teoretycznie przerabiane są w krajach agrarnych na poziomie inżynierskim. Dostajesz więc za co płacisz. Czyli ujemną wartość, którą pokryjesz w materiale, narzędziach i poceniu własnego garba łatając rzeczy, które nie działają.

Epickim wybrykiem było postawienie przy obrabiarce (toczenie osi do pojazdu) typa, którego po jednej rozmowie przeegzaminowałem na pamięć roboczą i poszedłem do księgowej zapytać, czy dostają do niego dopłatę, bo właściciel bezcelowo na niego drze japę, kiedy typ nie potrafi zapamiętać do trzech. Dla niego jest jeden, dwa i dużo. No i ośka którą zrobił była tropem wyjątkowego węża. Typ się starał, przykładał, ale widać, że ma deficyty, mamy takich w krajach przemysłowych, sadza się ich do powtarzalnej roboty i nic nie zmienia, oni sobie to robią i jest spokój. Wpuszczanie im dodatkowej procedury to proszenie się o przepełnienie stosu.

Ale pozostali (tacy już bez deficytów, choć w okolicach średniej i raczej nie powyżej) nie mieli bazowej wiedzy o tym co robią. Zauważyłem że wiercą bez punktowania NCcentrumborr (takie twarde wiertło do punktowania na cncku bo przecież nie będziemy walić młotkiem w gwintownik jak do ręcznej roboty). A słyszałem skargi, że otwory jakoś krzywo wychodzą z drugiej strony. No i te połamane gwintowniki. Podpytałem operatora, który przepuścił to przez cam, żeby mi opisał logikę tej procedury. Ten wskazał, że używać Ncdrilla… na końcu do zrobienia faski. Podpytałem czy wie po co to narzędzie jest, do fazowania jest inne narzędzie… i tak przepytałem wszystkich. Jedynie nowy kreślarz wiedział po kiego to jest, i dlaczego stosujesiem. To skutki dobrania złej proporcji zarobków (więc ludzi na nich łasych, mających kwalifikacje za tyle) do ceny maszyn. Małpom dano więc automagiczne urządzenia, po czym zaczęli nimi automagicznie dewastować osprzęt i narzędzia.

To że dość skomplikowany i duży detal do wiercenia z boku ustawiali bez suportu i grali w lotto (na detalu, w który wpadło już kilka keur obróbki) w wyniku czego do jego złożenia musiałem użyć przemocy z warunkiem “nie ruszać, bo drugi raz się nie uda” na co skarżył się później klient, że po rozłożeniu nie umieją złożyć – to jest akurat pikuś. Ale do mebla mieli zrobić zderzaki grubości 16mm, no i wyszło im 16 w środku i 14 na krawędziach. Ponieważ nie mieli dość uchwytów (czyli mieli jeden, a potrzebowali dwóch). A nie mieli (chociaż walały się po podłodze) gdyż zjechali je narzędziami nie trafiając w detal. A nie wiedzieli jak zregenerować (ja wiem, bo to robię) i jedyną odpowiedzią było jakoby regeneracja była droga. No to jak nie mamy narzędzi to nie robimy?

W firmie panowało głębokie “niedasiem” i “niewiemjak”. Każdy kto cokolwiek umiał odchodził, ponieważ zwalano na niego całą robotę, gdyż tylko jemu wychodziło. A kasy lepszej z tego żadnej nie było (przejrzałem rozpiskę zarobków i równie dobrze mogliby bić lemura na kotlety).

To jest właśnie taki rodzaj spirali, w które wpadają firmy, w wyniku czego potrzebują coraz lepszej kadry ponieważ… nie zatrudniają dobrej kadry. To się jakiś czas spina w powtarzalnej masówce, ale takiej w Europie nie ma. Nawet fabryki agd czy samochodów robią krótkie serie ze względu na częste zmiany w projektach. To nie Chiny.

Ponieważ kraje wcześniej uprzemysłowione mają taką kadrę, a kraje aspirujące nie mają to tworzą taką kadrę z tego co jest. A że wyniki finansowe tego są mizerne, to kadra mało zarabia na tle krajów uprzemysłowionych i próba ściągnięcia kogoś z poważnego kraju rozbija się o zarobki. No bardzo nam przykro, ale biały człowiek ma w poważaniu ile tam na miejscu murzinu zarabia. To jest zmartwienie klienta. I ten proces ma swoje skutki – już pojawiły się niemieckie korpory, które przywożą swoją kadrę, ogradzają teren zamieszkania białego człowieka (który dawno połączył dwa kurki w jeden kran oraz wynalazł centralne ogrzewanie) razem z produkcją drutem tnącym i rugują tubylca do zamiatania podłogi co najwyżej. To jest coś mentalnie nie do przeskoczenia tam gdzie wykryto murzyńskość (w Niedorzeczu to bardzo poważny problem) w wyniku czego nie rozwijane są żadne poważniejsze przedsiębiorstwa. Po prostu zarządzanie procesem przemysłowym nie jest uważane za jakoś bardziej skomplikowane od zarządzania hurtownią produktów pierwszej potrzeby. Tak się przynajmniej wydaje krawaciarzom ciemnego luda, i dlatego każdy kto to ogarnia migruje do kraju, gdzie ta różnica jest rozpoznawana.

I tym tropem dochodzimy do kolejnej pułapki oraz sposobu rozwiązania takiego problemu. Stosowanego skutecznie w krainach na S. Są to wszak krainy małe i tam dużych serii nie było i nie będzie. A samoloty, “czołgi” i uboty w takich wersjach mini proporcjonalnie do wielkości krainy robią. Nie robią ich w kombinatach czy fabrykach – robią je w garażach. “Garaże” na farmach mają te zaletę, że są traktowane jako budynki do działalności rolniczej i nie są szczególnie opodatkowane (jak hale przemysłowe) oraz formalnie robią za warsztaty naprawcze Pana Rolnika, który od pokoleń niczego nie uprawia. Z obowiązku jedynie dzierżawi jednemu w okolicy, który dzięki mechanizacji uprawia całą okolicę.

Mogą więc włączyć lub wyłączyć produkcję niezależnie od rynku – nie są w przymusie. Maszyny mają własne, jak klienta nie ma to się je smaruje towotem, nakrywa plandeką i czeka lepszych czasów. Nie łapie się na siłę gówno-zleceń. Co też ogranicza podaż i klient musi sobie na wyroby poczekać, oczywiście jeśli to klient złoży ofertę wystarczająco zachęcającą. Nie ma żadnego rozwoju, rozbudowy czy zwiększenia mocy. Najwyżej jak ktoś przestanie zamawiać to jest spadek mocy, gdyż kwalifikacje nie są przekazywane i sobie przemysł gaśnie. Przy produkcji masowej gaśnie masowo, a przy takiej rozproszonej nie gaśnie – jest tylko drogo, bo nie ma przymusu.

Dlatego sobie pomyślałem, że chyba znam takiego rolnika, który potrzebuje swoich hal jakieś dwa miesiące w roku, kiedy i tak niczego się nie wytwarza w przemyśle bo koszt ogrzania hal psuje budżet. I że gdyby do tego dokleić sprzedawcę oraz ogarnąć habitaty na miejscu (niby są ogarnięte, ale zapewne da się to rozwiązać jeszcze lepiej) to mogłoby sobie tak pyrkać. Będę musiał to przemyśleć. Zawsze kuleje mi ta kwestia ze sprzedawajcą.

//tu przycinam tekst i wrzucę ciąg dalszy jako następny klocek;