Mainstream

Spiski nerdów

Na obrazku woda leje się z czytanki, więc jesteście ostrzeżeni.

Wypada coś nagrafomanić, żeby zaznaczyć iż blog jeszcze żyje. Jakiś rozrywkowy temat o niczym. Ostatnio klepię kodu, przy okazji uczę dzieciaka, delikatnie weszliśmy w transformacje M4x4 tak na smaka, żeby mu pokazać tworzenie światów z palca. Przy okazji siadł do blendera (nie wiem czy kierunek z cada do blendera jest rozsądny), a kolejne szkoły przysyłają mu, że może do nich by się wybrał. Ten wątek ze szkołami może być rozwojowy, się zobaczy.

Biznes młodego został rozwalony przez dżipita. Młody kasował uczniów za robienie im zadań ze ścisłych, a tu dżipit wyparł go z rynku. No i nie ma na orzeszki. Ale dżipit to jednak spisek nerdów przeciwko humanistom. Copiloty i pozostałe narzędzia specjalistyczne kod potrafią upichcić jako taki do niektórych funkcji korzystając z wsadu jaki znalazły w pakiecie treningowym tworzonym na kodoklepskich forach. To bardzo pomaga, ale rozwiązywanie zagadek w złożonych strukturach “co poszło nie tak po dodaniu ficzera” ciągle wymaga białka. Konkretnie szarka w głowie. Za to skaranie jakie mieliśmy z tworzeniem kontentu (teksty, obrazki) golemy przejmują dzielnie & bez szemrania. Czyli z działu content creatures pozostał wyłącznie naczelny, który służy za kozła ofiarnego jakby się klientom zawartość nie podobała. Za to zaczęli zasysać typów od promptu, żeby się z golemami komunikować. To też długo nie potrwa, ponieważ kolejne zabawki coraz częściej radzą sobie na raz z mikrofonem, tekstem i powoli wchodzi “machanie łapami przed tablicą” (czyli sposób objaśniania fiszyki z początku zeszłego wieku). Z roboty pogoniono więc juniorów od humanistyki. Jak nic spisek nerdów, żeby się ekstrawertyków pozbyć bo w crunchu przeszkadzają imputując jakieś tezy o życiu poza pracą. To po to w biurach stworzono wszystkie wygódki potrzebne do życia aby z nich nie wychodzić, aby wtargnęli społecznicy z koncepcjami, że się za dużo w tej robocie siedzi.

Wolfram alpha i dżipit mają jednak swoje zalety. Zdjęły mi ze łba wiele obowiązków winnego prokreacji z tłumaczenia stemowych triwiów, o które smarkaty pyta. Przychodzi dopiero z zastosowaniami, kiedy ma pomysł jak coś do czegoś użyć i… okazuje się że ktoś już to wymyślił, a robi się to tak. Oczywiście ciągle rozpisujemy wszystko z komentarzami i deskrypcyjnie, ale podrzucam mu jak to jest robione w rzeczywistości, gdzie same numerki latają po macierzach, co jest oczywiste. Chwilę jednak zajmie zanim posługiwanie się aparatem w taki sposób stanie się drugą naturą. Na razie trzeba rozpisywać co jest czym w układzie. Młodego bulwersuje, że wszystko co wymyślił ktoś wymyślił już wcześniej. Znam ten ból.

Obecne zgryzoty dotyczą jednak kolejnej szkoły. Tę co prawda ma na miejscu zaklepaną co opisywałem w jakimś wcześniejszym odcinku albo na forum. W skrócie: poszliśmy do szkoły, okazało się, że na dziale techniki nauczyciele mnie znają (tylko wszystkim w towarzystwie dłuższe brody porosły), i nawet są zorientowani co robiłem później (poczta pantoflowa w ciasnej branży, skarbówka nie wie, a belfry wiedzą) i biorą typa od ręki. Ale młodemu (po tym jak zawinął przed zakończeniem podstawówki materiał z gimnazjum, bo w se można tak zrobić, nauczyciel wypisuje bilet na indywidualny tok kiedy ma dość typa) zaczęli przysyłać oferty z dziwniejszych szkół. Na razie @Koncereyra nie miał czasu wyjaśnić mi czy to ma znaczenie, ale coś czuję że dla młodego może mieć. Niebawem będę coś wiedział, więc może będzie fajny wątek.

Zapewne coś tam czytelnicy gdzieś czytali, że w se kryzys. I to taki, że nawet park wodny trzeba było podpalić przed otwarciem, żeby kulturalnie iść w bankruty. Międzynarodowa korpora zajmująca się rozgrzebywaniem zgliszczy fabryk (mająca oddział niedaleko, więc jestem na bieżąco) ostatnio pytała mnie o wsparcie, bo się w se palą fabryki na potęgę. Jak na ruskim składzie amunicji – niedopałek na niedopałku. Oczywiście maszyny są tylko delikatnie odymione, wynajęte hale się palą. Bo przecież trzeba to jakoś dogadać, żeby w przypadku kiedy ROI… może wyjaśnię jak działa przemysł, będzie prościej.

Fabryka ma ROI, budynki są wynajęte (duże obiekty przemysłowe, hale, place, drut tnący), obsługa zewnętrzna jest wynajęta (transport, ochrona, odbiór odpadów, zajmują się tym fani jednośladów), maszyny też są wynajęte. A pracownicy outsourcowani. Sama fabryka (duża, przemysł ciężki) to tylko teczka zobowiązań. Które po zapadalności stają się długami. Wcześniej nimi niby nie są. To że budynki i maszyny są wynajmowane od swoich (ta sama grupa kapitałowa nawet jeśli w cieniu to powiązania te same, przypadek podatkowy taki jak ciągnięty na forum przez ekspatów w .ch). Jeśli więc ROI kuleje to za hale i maszyny nie da się rozliczyć. Obsługa jest tańsza, bo nie ma wsadu i odpadu, a pracownicy dawno gdzie indziej. Ale w papierach wygląda to źle. Hala jest nierentowna (są za nie duże podatki wyliczane w tak głupi sposób, że za głowę się łapałem, na przykład odległość między słupami hali jest istotna, że niby mniej ustawna hala jest tańsza, stawia się więc słupy dla picu i nawet jak w nie widlak wiedzie to nic się nie wali; trzeba tylko wiedzieć które są dla picu). No ale biurwa uważa inaczej. Sprzedać nie ma komu bo kryzysik, a wszystko w kredycie bo był za darmo. No to hala jak nic musi się spalić i z ubezpieczenia zadowolić bank. To rozwiązuje problem.

Po ścięciu zatrudnienia o 95% to i tak już nikomu nie szkodzi, to są koszty operacji wyjścia. Więc się te hale palą jedna za drugą. Ubezpieczalnia nie ma własnych specjalistów więc zleca to korporze od odzysku maszyn z pożarów, tam też sami swoi. Hala się spaliła, i wszystkie maszyny też, więc maszyny są spisywane ze stanu, a właściciel maszyn może sobie z tym złomem zrobić co chce (oczywiście zleca tej samej korporze ich przetarcie szmatką i wracają na stan jako odzyski po “remoncie”). Ubezpieczalnia wypłaca i problem zamknięcia interesu jest rozwiązany. W ciągu ostatniego roku straż ogniowa gania po fabrykach z wyjątkową częstotliwością. Ani w 2008 ani w 2014 takiego cyrku nie było. A jak już palą się parki wodne w czasie napełniania basenów to kabaret jest trudny do ukrycia. Taki jest stan rozliczeń w gospodarce.

Ptaszki mi ćwierkają, że w Reichu też poczuli ogień, a z Polin korpory meldują, że zamówienia z Reichu bez rurki z gazem jakoś tak nie chcą przychodzić, a cały model gospodarczy oparty był właśnie o to, że murzinu z Niedorzecza zrobi. Tylko nie ma po co robić, ponieważ bez rurki z gazem cały apartheid diabli wzięli i nie można sobie prezesować bez zasilania. Doszło więc do przedziwnej sytuacji, w której socjaliści deklarują ile to nie wydadzą na zbrojenia (bo bad Vlad) w wyniku czego produkcja zbrojeniowa spada (ponieważ to są na razie zapowiedzi czego to nie kupią), a przemysł zajmuje się rozwiązaniem problemu chińskiego (produkcja z Chiń przestała docierać po starych cenach, albo nie dociera w ogóle, bo łune też się zbroją na bad Yankee) i trzeba produkować lokalnie, a że klienci ciągle jeszcze przyzwyczajeni do cen chińskich to ostatnio widziałem akcję przekwalifikowania manikiurzystek na produkcję optoelektroniki, bo ma być tanio. No i tak już półtora roku przekwalifikowują i nie potrafią uruchomić produkcji.

Oczywiście propaganda podaje czego to produkcja niby wzrosła, ale wzrosła nie na użytek własny tylko eksport do friend Yankee. Bo Yankee się zbroją i za ostatnie wydrukowane kupują co się jeszcze da wyrwać. Wzrosła więc produkcja materiałów wybuchowych, które produkowane są “z gazu”, którego brakuje. Dlatego, że brakuje to się właśnie to robi i eksportuje bo lokalnie nie potrzeba. Ostatnie podrygi globalizmu zanim jakiś wąsaty przywódca uzna, że z tym eksportem towarów deficytowych to może jednak nie. Jednocześnie lokalnie są prowadzone odważne próby przywrócenia produkcji podzespołów elektronicznych, tylko od dawna nikt tego nie robił i kupowało się z chińskiej półki gotowe, więc rozpytują emerytów jak się to robi. Emeryci oczywiście zaczynają od bolesnej kwestii ile zasobów na to potrzeba i krawaciarze szukają magika, który stwierdzi, że nie potrzeba, a wszystko można z drukarki na obiecankach. Socjalizm ustalił cele i nie przyznał środków oczekując rezultatu. Już to kiedyś widziałem w akcji. Dodruk nie jest środkiem, ponieważ nic się już za to nie da kupić, do tego potrzebne są rurki z gazem, paliwem, masowce z minerałami. A przy zablokowanym systemie rozliczeń (minerały wydobywają srodzy dyktatorzy i im nie wolno wysyłać towarów na wymianę, więc na skaranie im rezultaty drukarki?) nie bardzo jest jak pozyskać cały ten wsad.

Propaganda swoje, a tymczasem na produkcji pożary.