Mainstream

Podział sapiensowania per capita

O! Będzie coś do popisania bo i strona prywatna mnie o to pyta, i nawet szacownej instytucji właśnie zdarzyło się mnie o to nękać. Materiał na tekst jak znalazł. Tekst będzie wskazywał na dość częsty problem “u nas działa”. Będzie zawierał mięso o literówkach (tych wszystkich lean, agile, toyota coś tam i literka numerek) oraz kwestię, dlaczego wdrożeniowcy bezcelowo się męczą choć trąbią sukcesy sprowadzające się wyłącznie do strefy deklaratywnej. Mianownikiem całego tekstu będzie zdolność obciążenia pojedynczej capity zadaniami. Można to ująć jako kwalifikację do sortowania I/O tak, aby efektywnie realizować zadania.

Takie pomysły jak literówki odnośnie metod organizacyjnych wychodzą z bardzo szczególnych miejsc. Ponieważ mam z takimi miejscami kontakt to wiem jaki tam jest poziom intelektualny. Nadaję się w takich miejscach do wynoszenia śmieci z nadzieją, że niczego nie popsuję. Mogę się co najwyżej mądrze patrzeć – jak pies na profesora (student patrzy tak samo). Ponieważ ja w takim towarzystwie czuję się głupi to z oczywistych względów populacja ze środka rozkładu nie jest do takich miejsc wpuszczana wcale. Z punktu widzenia normików wpuszczonych do takich jaskiń odbywa się tam patologia – crunch, a to po prostu nerdy zaangażowane w swoją robotę mające właściwy work/not balance. Właściwy od tysiącleci, bo przecież nikt normalny tych malowniczych ruin w Grecji z taką dokładnością nie zbudował? Chciałoby się komuś dumać nad tym jak pochylić kolumny i uwypuklić posadzkę aby wszystko wyglądało zgrabnie? Nikomu normalnemu raczej nie – stoi, nie zawala się to jakie to ma znaczenie? Ano dla niektórych każdy szczegół ma znaczenie.

Takie zbiorowiska czasem funkcjonują na tyle długo aby zapełzł tam pasożyt menedżerski i zapytał jak to jest możliwe, że produktywność takich zbiorowisk jest wyższa od przeciętnej na tyle aby był zdziwiony. Z oczywistych względów inni też by chcieli tak podnieść sobie produktywność, więc krawaciarze knują jak to ładnie opakować i sprzedać aby zarobić se. Państwo rozumieją – nauczymy Was tak zasuwać, że zrobicie więcej roboty za tyle samo pozwalając banksterce na emisję większej ilości cyferek do pokrycia obrotu. Wszystkim będzie się żyło lepiej, a niektórym to nawet bardziej^^

Cała sztuczka takich zbiorowisk polega na tym, że mają selekcję na wejściu. To tak jakbyście serią testów sprawdzali kwalifikacje do operowania na kolejnych przepełnieniach bufora dla danego odchylenia. Na tym kiedyś polegała edukacja, ale była po pierwsze stresująca dla większości, a po drugie korzyść krańcowa z pozyskania marginesu populacji z odchyleniem od średniej nie była warta takich nakładów. Ponieważ w tych środowiskach dowód na zdolność do operowania dużym buforem jest (niekoniecznie formalna, tam się pytają o rezultaty poprzednich stosunków, a to na początku oznacza “co dokonałeś jako smarkacz?”) warunkiem koniecznym to czynności logistyczne & komunikacyjne nie przepełniają nikomu zdolności roboczej. Ale jak spróbujecie z mniejszą pojemnością to się bufory przepełnią i wysypią całą koncepcję. Rozwiązaniem jest oczywiście podpinanie grafu pod większą liczbę nodów, co lokalnie skutkuje waterfallem. No i taki jest najczęstszy skutek wdrożeń różnych lean, agile i tqm na podłogi – zamieniamy waterfall małej piramidy na wyższą piramidę z etykietką jakiejś fajnej literówki, a pod maską chowamy serię wodospadów). Tak działa to nikt przy tym nie majstruje. Pozmienialiśmy wszystko i wszystko zostało po staremu. Oczywiście usłyszycie wtedy, że trzeba “dobrać nowych pracowników, zwolnić 10% co roku” i podobne fantazje, ale jakoś one przycichły kiedy podaż populacji z kwalifikacjami spadła, a Zgen w wieku 20 lat pytany o 25 lat doświadczenia na dane stanowisko otrzymuje zarzuty, że nie jest taki jak sobie ktoś tam wymarzył. Z drugiej strony sami specjaliści w dziedzinach (dość niszowych, nerdowkich, ale wrzucałem tu kiedyś wystąpienie devu z pixara) zwracają uwagę, że zdobycie doświadczenia w tych procesach nie będzie już nigdy możliwe odkąd technologia jest wdrożona, ponieważ nikt nie zapłaci za wymyślanie koła od nowa.

Przychodzi więc krawaciarz z powerpointem do generycznej firmy “Januszex-urósł”, gdzie Pan Janusz wynajął mba do zarządzania bo sam już dość nachapał i opowiada jak to mu się uda lud robiący za dwa odchylenia poniżej średniej uzyskać rezultaty właściwe dla zbiorowiska, gdzie rozumowanie jest trzy odchylenia od średniej w drugą stronę. Skutkiem czego zostanie poszerzona biurwa do korelowania nowych nałożonych procesów, ponieważ oczekiwanie aby pracownicy, którzy w stosunku do własnej mocy korelującej są już pełni wrzucili jeszcze coś do obsługi na stos jest proszeniem się o wysypanie procesu (do czego zresztą dochodzi przy każdej próbie wdrożenia, najpierw cały proces wysiada, a później… zazwyczaj nie ma żadnego później tylko wdrażany jest proces naprawczy w przedsiębiorstwie – to najczęstszy skutek pracy wdrożeniowców; w rezultacie ktoś komu pali się pod fotelem i księgowość zaczyna wspominać coś o karach umownych podnosi telefon, wykręca numer do nerdowni, i bierze jako kontraktorów tylko dlatego, że w nowych okolicznościach będą poniżej kosztów kar umownych; przed tym batem nie dało się tego zrobić – księgowość musi dostarczyć fokty do podjęcia decyzji). Jeśli ktoś miał inne oczekiwania (jak stos poleceń z gumy) to ciężki humanista.

Głównym ciężarem jaki dostarczają te wszystkie rozwiązania przy udziale wdrożeniowców jest sprawozdawczość (komunikacja). A jest ona konieczna dlatego, że poszczególne operacje w procesie są rozłączne w całości. Tymczasem we wzorcu, z którego jest wzięte dane rozwiązanie tak nie było – większość osób ogarniało cały proces, jeśli nie w specjalistycznych szczegółach, to chociaż na tyle “po łebkach” żeby się orientować co jest potrzebne na I/O każdego procesu. Dlatego grupa nerdów robiąca szereg procesów <O…|I…><On|IOn-1><O2|IO1><O1|I0> nie potrzebuje dodatkowych pięter piramidy, gdyż ich graf jest gwiazdą, a macierz połączeń pozwala na przydzielanie nadwyżek mocy zwolnionych w innych procesach do pozostałych. To ta koncepcja multiskilled worker, która w firmach o dużym odchyleniu jest standardem, a w normalnych się nie przyjęła po konstatacji, że ktoś kto umie wszystko nie umie nic. Oczywiście nerdy też mają ten problem i są tam specjalizacje, po prostu zadania którymi się wtedy zajmują wymagają większych mocy korelacyjnych i są to jednorożce wśród jednorożców. Ale jeśli weźmiemy na tapet taki tqm to jest to przypadek zupełnie normalnej firmy automotive, gdzie grupa Sapiensów miała w porównaniu do innych, wyżyłowanych z zasilania automotów wystarczającą nadwyżkę mocy aby poukładać powszechnie ogarniane procesy (głównie logistyczne) z sensem i bez biurwy. A później pod ten układ gwiazdy lean podpięli wodospady. Udało się z tego wyrzeźbić przynajmniej kilka dziś jeszcze popularnych literówek na bezskuteczne wdrożenia.

Czyli komunikacja wymaga pojemności bufora, więc z braku takich buforów dokłada się biurwę, jest sprawozdawczość i proces niby jest transparentny, ale nikt nic nie wie. Tymczasem nerdy mają proces nietransparentny wewnętrznie (bo dynamiczny), a dokumentację produkują dla wodospadów. Przypinanie do wodospadu z boku piramidy biurokratycznej nie tworzy grafu gwiazdy. Przypięcie z boku gwiazdy biurwy nie spowoduje, że stanie się ona wodospadem. Obwarzanek ma taką własność topologiczną, że otwór będzie, a jak go nie ma to nie będzie ponieważ zawsze ujawni się nieciągłość.

Komunikacja mówicie? Otóż nerdy bawią się w organizowanie projektów bez komunikacji. Wymagane są kompetencje aby pracować nad tym co jest bez wiedzy “przodka” po kiego to maiło być, i się udaje. Tę zabawę możecie wytubić pod hasłem: 7 DEVS Make a GAME without COMMUNICATING!

Oczywiście możecie zamiast siódemki podstawić szóstkę i też coś wyskoczy.

A jeśli zajrzycie do przedsiębiorstw produkujących środki transportu to tam z dokumentacją bywa różnie. Zazwyczaj jest słabo, a wiedza jest ekspercka. To samo znajdziecie przy instalacjach, większość informacji jakie biurwa byłaby zdolna wyprodukować i tak niczemu by nie służyło. Dokumentacja jest wytwarzana wyłącznie tam, gdzie trzeba podłączyć się do zewnętrznych wodospadów. W przypadku kiedy konieczna jest wiedza ekspercka nerdy wysyłają specjalistów w delegację i rozprzestrzeniają dobre praktyki przy okazji się ucząc od innych – ten model działa od tysiącleci i jakoś uparcie nie chce się dostosować do nowych ideolo.

Czyżby komunikacja & sprawozdawczość była entropią w procesie? Czyli jest zbędna? Bardzo zasmucę biurwę i wszelkie zawody obsługowe z gatunku hr, ale tak – praca tych osobników służy organizacji średnich i niższych odchyleń. Co oznacza, że jest przydatna wyłącznie piramidzie władzy (jest delegacją kompetencji w celu pozyskania wpływu), ale cywilizację techniczną mamy tak nieznacznie obciążającą ogół populacji, że radzi sobie mimo prób doczepiania jej takich pasożytów. Ten balast jest doczepiany wtedy, kiedy ktoś wpada na pomysł, że implementuje dla normików coś co u nerdów działa.

W wielu branżach są oczywiście testy mocy korelującej i zdolności do obciążania zadaniami. Nie są one powszechne gdyż poziomy odniesienia tych testów (które mają jakikolwiek sens, a nie są wyłącznie biurokratycznym domiarem aby uzyskać mierzalność zjawiska gdzie szum przesłania wynik) nie kwalifikują większości dwunogów i kończą się awanturami o dyskryminację, segregację i takimi tam zabobonami. W skutek czego w wielu rejonach zostały one zbanowane, żeby ludzi nie drażnić informacjami o foktach iż są normalni czyli nie ogarniają tego, czego na sawannie natura nie wymagała. Celem tych testów jest sprawdzenie ile zadań można przydzielić Sapiensowi aż wymięknie tracąc zdolność do ich selekcji, priorytetowania i szufladkowania. Ponieważ większość dwunogów potrafi obsługiwać dwa procesy równolegle (gdzieś o tym pisałem) i pięć przemiennie to wrzucanie ich w środowisko gdzie obsługujemy 5-6 równolegle i 15 przemiennie jest objawem bezcelowego okrucieństwa.

W branżach specjalistycznych z braku możliwości korzystania z zewnętrznych wodospadów cały kłopot z ich aranżacją spada na samych specjalistów, więc obsługują oni swój wodospad i na jakieś zewnętrzne interakcje brakuje im mocy. To częsty obrazek z pharmy – jest typ, który wie jak coś badać, ale potrzebuje to umasowić więc podłącza się do pharmy, która ma już ogarnięte wodospady automatyzacji badań, ale ta sama pharma słabuje korelacyjnie z celowością, ponieważ sama się nie podepnie pod gwiazdę ludzi od myślenia, a oni nijak nie zechcą podpinać się u niej jako wodospad z przyczyn topologicznych wymienionych wyżej – te puzzle się nie dodają. Dlatego wszędzie widzicie brednie o innowacjach (działało po lewej stronie wykresu, więc mimo braku rezultatów od jakiegoś czasu uśredniamy dłuższy trend i lewa strona dalej wygląda dobrze) podczas gdy od góry nie przypinają ich ludzie od liczenia. Gdyby jakiś problem był możliwy do rozwiązania takim waleniem głową w mur, to pewnie ktoś by już to sobie w głowie policzył, zainteresował się i poszukał kto zajmuje się wlaniem w mur, gdyż ma pomysł jak go przebić. Ten deficyt znajdziecie w większości organizacji – brak obwarzanka, który zajmuje się możdżeniem i wymyślił, że można użyć danego zbioru korporacyjnego do uzyskania rezultatu. W rezultacie korporacyjne piramidy łażą po omacku próbując podpinać nerdowe MiŚie głownie po to aby je uśpić po uzyskaniu rezultatów z księgowości. To całe polowanie na jednorożce ma tę wadę, że nerdy celowo przebierają firmy za jednorożce (skoro jest polowanie, a przynętą jest cash to oni do paśnika bardzo chętnie) w czym brałem kilka razy udział, natomiast nie jest to w żaden sposób związane z faktem iż temu jednorożcowi w jakiejś tam przyszłości wyrośnie róg, który będzie zapewniał jakąś nową magiczną zdolność (jakąś penicylinę, tranzystor czy koło).

W sytuacji gdy wiemy iż wszystkim nisko wiszącym jednorożcom już urwano to co im tam nisko zwisało dalsze walenie głową w mur lasu jest poniekąd ideologią. Idąc dalej tym tropem odnajdziemy zapiski dawnych mędrców industrializacji, że skoro nie da się znaleźć tęższych łbów do obsługi cywilizacji technicznej to trzeba uprościć robotę dla pozostałych (dlatego programowanie obrabiarek jest dziś prostsze dla nowo wchodzących niż było 20-40 lat temu, ale mają one więcej zabezpieczeń konfundujących dinozaury), a to oznacza standaryzację (twój produkt nie będzie się niczym wyróżniał, wszyscy dostaną w dowolnym kolorze z katalogu czarnych) i coś co dzisiaj jest absolutnie niemodne – powtarzalność. A za powtarzalnością mamy jakość (czwarta sztuka wychodzi dobra, a później wystarczy nie zepsuć – początki pierwszego zse). Jakiekolwiek koncepcje aby “przywrócić porządek!” i wdrażać selekcję na różnych etapach posysania dwunoga to mrzonki z wąsem & akwarelami. To była słuszna koncepcja na wejściu w uprzemysłowienie, kiedy dało się zagospodarować populację do niezbyt złożonych procesów. Ale od tego czasu znacznie te procesy zostały skomplikowane (wzrosła złożoność) i nie bardzo jest już kogo obciążać więc pozostaje te procesy uprościć, standaryzować. Jednak nie jest to możliwe z tego względu, że ta sama banda od wdrożeń i zarządzania już zobaczyła, że można robić projekty zindywidualizowane (jakoś nie zastanowili się, dlaczego takie na przykład samoloty prawie się nie różnią mimo robienia ich w kilku przedsiębiorstwach na planecie? Dlaczego jedyną różnicą pomiędzy reaktorami jądrowymi jest w danej technologii jedynie obrys wsadu paliwa tak aby nie wsadzić czegoś niedopasowanego? coś jak wlew na benzynę i diesla ma utrudnić pomyłkę?) więc mają oczekiwania, że im też należysiem. No i takie sobie dostarczają, ale kosztem odsysania z dołu, a nie dokładając własną moc korelującą jak to zrobili ci, co mieli rozwiązania odmienne pierwsi.

Wyobraźcie sobie sytuację, w której pod rygorem rzeczywistości do takich brewerii dojdzie. Produkty będą musiały być w miarę nierozróżnialne (miała być automatyzacja? no to chleb będzie mniej więcej podobny wszędzie, przecież nie będziemy komplikować lini robotyzacją żeby był dopasowany na życzenie, bo rygor rzeczywistości coś tam wspomina o kosztach? entropię musimy zapakować w paliwo? i posłać w atmosferę po wymieszaniu?). A to pociągnie za sobą supresję takich koncepcji jak “nasz produkt jest inny” i marketing się pod tym ciężarem sypnie. Do tego nie trzeba wcale ai, żeby marketingowcy stracili robotę – wystarczy że dostęp do zasilania utrzyma trend. Obecne spadki cen paliw wywołane są przecież tym, iż spora część biorców uznała, że za tyle to wcale nie potrzebują rezultatu. Niby jest od tego mniej na półkach, ale mniej różnorodności, która była jedynie skutkiem marketingu – pakowania tego samego w różne kolorki i kształty aby zapełnić półki syntetycznego lasu czymś przyciągającym wzrok w gąszczu tego samego. I tak tylko pierwsza linia na półkach była wypełniana, z tylu magazynowano powietrze bo produkty mają okres przydatności do wyrzucenia.

Wrócą powtarzalne, komunistyczne domki? W całym kraju do wyboru sześć projektów różniących się… w zasadzie niczym? Ale jak to uprości kształcenie majstrów od ich budowy! Będzie mniej do myślenia na stanowisko pracy. Będzie powtarzalne. Wszak automatyzacja ma swoją cenę i jest nią indywidualizm. Indywidualizm, który przetrwa pod postacią “u nas działa”. A wdrożenia będą zaczynały się od pytania “czy starczy wam nerdów?”. Skoro starczy to co chcecie wdrażać? Oni już sobie wdrożyli rozwiązanie konwergentne i zmiany nie będą skutkowały czymkolwiek co da się do gara włożyć.

I wreszcie przestaną na nas wymuszać innowacje. Ta im się będzie musiała spodobać. Chyba że normiki chcą więcej stresu i więcej się męczyć – nie zabronimy^^ Ale jeśli ktoś jest w stanie sam ocenić, że w danym sporcie jest średni to może przytnie oczekiwania względem samego siebie? I rozejrzy się wkoło, że to raczej normalne, a wyjątki ogląda co najwyżej w mediach aspołecznościowych? Alternatywą jest dalszy crunch, ale z tego Zgen już się wypisali.