Mainstream

Czy świątynia w Jeb-Ahn spłonie?

Jeśli chcielibyśmy kontrolować żółwia pełzającego po podłodze to moglibyśmy znaleźć zachęty co żółwie lubią, czego nie lubią i tym prowokować żółwia do wysiłku. To zestaw narzędzi kontroli przy niskim wkładzie energetycznym z dużym wkładem żółwia. Łapanie żółwia za grzbiet i przestawianie kwalifikowane jako kontrola nie spełnia postulatu proporcji nakładów energetycznych. To nie kontrola – to przenoszenie żółwia przez “kontrolującego.

Grafomański tekst surrealistyczny o wydarzeniach społecznych o jakie ostatnio jestem męczony, a sprowokował mnie @gruby twierdząc że jest gotowy i ma zapas środków do odstraszania żółwia od swojej sałaty.

Takie awanturki jak obecnie we Francji wybuchały na kontynencie tu i ówdzie (wspominałem nawet o podobnych w se) tylko były mniej medialne, bo nikogo nie ubito dla podkreślenia zdolności w przenoszeniu żółwia. Gra o sumie ujemnej “nie ma z okolicy pożytku więc do zaorania” jest zupełnie normalnym zachowaniem młodych samców homo sapiens. Nie ma żadnego związku z imigracją i podobnymi bzdetami. Jedyny powód, dla którego komuś w Niedorzeczu może się wydawać jakoby było inaczej jest historyczna konieczność (więc nieubłagana) kiedy to w ciągu ostatnich trzech dekad z kraju wypędzono mnóstwo młodych samców niewidzialną ręką. I wyłącznie ten deficyt młodych samców zapewnia jaką taką wydolność aparatu do ganiania żółwia. Choć ten ze względu na wiek niemrawy się zrobił zarówno w konsumpcji jak i w produktywności.

Przyczyną leżącą u podstawy takich awanturek zarówno obecnie jak i w czasach kiedy smacznymi [dobrymi? – synonim?] chrześcijany karmiono lwy były strukturalne zmiany gospodarcze. Za każdym razem były to zmiany prowadzące gospodarkę na ścianę, a zachowania młodych samców są wyłącznie wskaźnikiem informującym o głębokości na jaką w ścianę wniknięto. Cykl gospodarczy zawsze jest taki sam – odkrywany jest zasób, do jego eksploatacji trzeba ludności, zwiększana jest pula ludności, zasób pozostaje wyeksploatowany, pozostaje rozwiązać problem ludności. Problem na który natyka się każdy aparat przemocy po zakończonej kampanii, niezależnie czy obiektem przemocy są ludy wrogie (a zamożne przed napadem) czy złoże węgla atakowane górnikami, czy kępa magicznych pokrzyw. W warunkach zastanych zasobem była podaż, środkiem pozyskiwania materiał biologiczny. Podaż się skończyła (fabryki wyniesiono gdzieś – nie ważne gdzie, bo to takie same jęki jak oczekiwanie jakoby złoża w kopalni należały się tam z racji ustanowienia kopalni; na sklepie “rzeźnik”, a w środku było mięso, kiedy na sklepie napisano “mięso” to w środku był rzeźnik) a ludność została z oczekiwaniami. Oczekiwanie że ludność powinna być inna niż jest to mokry sen władzuchny. Władzuchna dlatego właśnie jest władzuchną umiłowaną, bo nie ma wyboru – rządzić musi kurwami i złodziejami, takie są obowiązki księcia, takich poddanych dostał z boskiego wyroku. Skazany jest.

Władzuchnie w Europie nieco się jednak ideolo rzuciło na dekiel i zaczęła ona przepalać zasoby na sam fakt sterowania żółwiem, a nie na tym, że ma korzystać z ruchów żółwia, bo ten coś ciągnie. Aby żółw reagował to mu zaczęto z garbu ściągać ciężary – bydle się nie chciało dźwignąć pod ciężarem konieczności do opanowania aby się ruszać. Przeregulowanie jest takim właśnie objawem – oczekiwaniem, że żółw zrobi to co chcemy, tak jak chcemy i nic ponadto. Tymczasem korzyścią jest, jeśli kot łapie myszy, a jak to kot sobie robi to już nie jest problem dysponenta zbożem. Przeregulowanie objawia się tym, że żółwiowi się czegoś zakazuje albo coś nakazuje. Na tym przecież polega każdy aparat władzy – ustanawia się zakaz lub nakaz i pobiera łapówki za jego niestosowanie. Ale przy okazji egzekwuje się jego łamanie aby motywacja kijem zaistniała. Tyle że na kontynencie już dawno skończyła się marchewka, znaczy sałata – bo dla żółwia.

Overconstrain mamy wtedy, kiedy publiczność przestaje korzystać z usług banków, ponieważ ilość wrzucanych im na garba dupereli do uciągnięcia jest na tyle zniechęcająca, że powszechnie stosowane są zamienniki lokalnych środków rozliczeniowych. W ten sposób władzuchna traci kontrolę nad przepływami. Traci je wyłącznie dlatego, że miała je o ile nie pytała jak są myszy łapane, jak zaczęła kotom wyznaczać reguły łapania myszy i dawać (zakazem/nakazem) za to kary/nagrody, to się koty owszem dostosowały, a myszy miały wygody. Mamy więc młodych samców (nielicznych już bo to gatunek na wyginięciu), którzy są przymuszeni funkcjonować w środowisku przeregulowanym przez gerontów. Najpierw mają się uczyć (coś niby z tego ma wynikać, ale jakoś nie widać w okolicy nikogo kto by odniósł z tej edukacji korzyści, bo jakby odniósł to by się z niej wyniósł), a później łapać myszy (tylko nie ma myszy, bo nie ma zboża, znaczy marchewki, znaczy sałaty dla żółwia), a do tego jeszcze mają ograniczenia, że im nie wolno jeździć jeśli nie zostaną wyświęceni na woźnicę, nie zapłacą haraczu ubezpieczeniowego i nie odbębnią kolejnych rytuałów.

Dlaczego są jęki na brak kierowców ciężarówek? Ponieważ ilość święceń kapłańskich na prowadzenie ciężarówki jest tak duża i tak kosztowna, że potencjalni kandydaci zostawiają te godności pozostałym. Że pozostałych jest coraz mniej, a do tego są regularnie straszeni że już zaraz od dwóch dekad samochody będą sobie same jeździły to nie ma się co szarpać o te święcenia. Te same absurdy ograniczające możliwość zdobycia i opłacenia święceń na mniejsze konie prowadzą do sytuacji, w której są one masowo ignorowane (i nikomu to nie przeszkadza, oprócz władzuchny). A ostatnim argumentem królestwa jest zgładzenie nieposłusznego. Strzelanie do mieszkańców pod zarzutem niechęci współpracy z organami, które nie mają dla żółwia sałaty to już krzesanie ognia nad kałużą benzyny. W której się siedzi. Ale kto władzuchnie zabroni?

Przecież od awantur ani nie przybędzie myszy do łapania (znaczy roboty i tak nie będzie), ani władzuchna nie będzie chciała mniej się szarogęsić w pustych spichlerzu (choć tu i ówdzie zaczęto uznawać kąty NGZ jako niegodne obecności reprezentantów reżimu – całkiem przytomnie). Za to jest nadzieja, że spichlerz pójdzie z dymem i nie trzeba już będzie się stosować do widzimisiów władzuchny. Ponieważ to tak właśnie wygląda deregulacja – przez zniszczenie obszaru regulowanego.

Przebieg tego typu awantur zawsze wygląda tak samo (przynajmniej za mojej obecności). Najpierw Dziaderstwo wszystko organizuje na nadwyżce biologicznej dobierając sobie dopasowanych, później ekspanduje i musi zassać wszystkich niezależnie od dopasowania, więc drukuje sałatę. Później się okazuje, że sałaty nie ma na co wymienić (więc sinki fiskalne przestają działać) i papierki stają się niewymienialne (SEK i DKK dobrym przykładem). W tym czasie młodzież przypomina dziadersom o umowie społecznej, że oni co prawda grzecznie do szkoły chodzili, no ale miała być z tego jaka robota i z tej roboty jakaś sałata. No i skoro umowa społeczna nie działa to młodych zupełnie nie interesuje kto zawinił – zdezorganizujemy wszystkim wszystko. Wszak odpowiedzialność indywidualna to też jest konstrukt społeczny i niech sobie to państewko omówi z bankami & korporacjami. Póki jeszcze istnieje. W se to działało jakiś czas, z takim kopaniem puszki pod górę – młodzież kilkanaście lat temu z okazji kryzysu zagroziła, że jak nie będzie płatnych praktyk to puści miasto z dymem i Kononowicz. Po spaleniu kilku pojazdów okazało się, że owszem praktyki płatne są, ale po kilkunastu latach takich praktyk mamy niewymienialne papierki.

Zakładnikiem takiego układu zawsze jest władzuchna (z definicji), ponieważ groźba zniszczenia im środowiska pasożytowania (porządku, konstruktu społecznego) dolega głównie łapce utrzymującej ją na świeczniku. Wszak nie-posiadacze nic nie stracą przy niszczeniu środków posiadaczy. Jakiekolwiek bredzenie o dobrach publicznych już w tym wypadku nie działa – co to za dobra, skoro nie można nimi dysponować? Skoro szpital stał się generatorem kolejek, a nie punktem dostarczania usługi to spalony szpital też jej nie dostarczy, a przynajmniej generator kolejek się wykolei.

Stawianie sobie dziaderskiego pytania “a co jutro” jest w tym wypadku zupełnie bezzasadne – z punktu widzenia awanturujących się i tak żadnego jutra nie oczekiwali. Jakby oczekiwali to by realizowali jakieś związane z tym zagadnienia. Tymczasem nie realizowali już niczego. Nie ma żadnych myszy do złapania. I nie będzie. Poziom zaawansowania gospodarki wzrósł tak, że ludność jest niedopasowana do oczekiwań i działaniami nieracjonalnymi można te oczekiwania sprowadzić na ziemię. Niszcząc nazbyt zaawansowaną infrastrukturę co wzbudzi konieczność odbudowy tego co odbudować można na niskim poziomie złożoności.

Można więc uznać iż pozory nieracjonalności zachowań młodych samców homo sapiens są bardzo racjonalnym regularatorem (przystosowaniem ewolucyjnym populacji), który pozwala na restart w warunkach wbicia gospodarki w ścianę przez gerontów. Prawdziwe kłopociki się zaczną, kiedy do gównażerii (z przyczyn gospodarczych) zacznie dopływać starsza drużyna, starsze samce. Z nich zwyczajowo składają się einsatzgruppen, rabunek zacznie być rzeczowy, celowy i zorganizowany. A z tego zacznie wyłaniać się nowy porządeczek nieuwzględniający poprzednich struktur i ich lewa do istnienia.

Nieracjonalność jakoś tam się zazwyczaj wypala, ale tym razem władzuchna chyba nie pójdzie po rozumek do głowy i “da im coś”. Ponieważ tym razem żółw jest stary, sałaty dawno na grzbiecie nie targa i to, że narzucono tyle biurokratycznych oczekiwań nie do udźwignięcia nie jest objawem tego, że władzuchna jest silna. Tylko że już niczego innego nie potrafi wyregulować – krzywizna banana i przezwanie ślimaka rybą (przepraszam ślimaki) to szczyt jej wpływu na rzeczywistość.

Dlatego właśnie @gruby ze środkiem na przeganiania żółwia zbłądził. Wystarczy nie leźć w oczy i się zaszyć gdzieś w NGZ, a straty dać w odpis. Wszak władzuchna nie dlatego się sypie iż ma jakiś wrogów zawistnych. Jej tylko brakło przyjaciół takich jak @gruby, a @gruby reżimu przecież bronił nie będzie. Też ma z nim kilka punktów spornych w protokole rozbieżności, w zasadzie nie będzie mu przeszkadzało jeśli by się odbiorca usług zmienił. Bo co to niby za różnica kto będzie batiuszką? Gnębić haraczami i tak będzie, ważne aby się nie zajmował krzywizną banana. Problem roszczeniowego dziaderstwa (któremu naobiecywano, że kolejne pokolenia będą ich utrzymywać) jest więc rozwiązywany.

Żółw się rusza.