Mainstream

Migracja przemysłu do chmury

Ostatnio zaczęto grilować temat pożarów. Ponieważ żyję pod kamieniem to dopiero kiedy znajomi zaczęli mnie wzbudzać tym tematem rzuciłem na sprawę okiem. Oczywiście o pożarach hal, fabryk i podobnych jest poinformowany na bieżąco (insidersko^^; również w korporach zajmujących się przywracaniem maszyn i linii produkcyjnych na rynek po wydarzeniu, w tym oceną szkód i wycenami). Insidersko, ponieważ nie raz miałem pożary na produkcji. Wszystkie skrupulatnie zaplanowane przez rękę, która mnie ówcześnie karmiła. Dlatego jestem zdziwiony dlaczego kogokolwiek ten temat wzbudza. To tak jakby kogoś wzbudził fakt, że przedmioty spadają z góry na dół, a nie odwrotnie i kręcił bekę, że to wina Rosjan.

Zapewniam czytelników, że nie potrzeba do tego żadnych Kerbali (małe, zielone ludziki) aby hale stawały w ogniu hurtem. Kręciłem już na forum bekę, że wynik finansowy otwarcia Oceana Aquapark w Goteborgu zakończył się pożarem w czasie napełniania basenów. Link:

https://www.aftonbladet.se/nyheter/a/4oMMqq/brand-vid-liseberg

Powszechnie wiadomo, że baseny napełniamy niezwykle niebezpieczną, zdolną do samozapłonu cieczą. Wojna to pokój, dług to zapłata, dobrze pracuj – dostaniesz więcej na grzbiet.

Tak – w dzień kiedy zaczęto napełniać baseny wszystko poszło z dymem. Zwalimy na Kacapów, że sabotowali strategicznie ważny aquapark?

Zanim dojdziemy w tekście jak się pożary organizuje (dosłownie się je administruje – to czynność biurokratyczna, tego nie robi typ z kanistrem) to omówmy jak się pracuje na nieprzygotowanych stanowiskach tworzących zagrożenie pożarowe (mam trochę biletów na taką robotę, zajmuję się analizą ryzyk takich i innych, a mam zboczenie zawodowe do tego stopnia, że zbulwersowałem Pana Barona zwracając uwagę co się rozleci; no i się rozleciało).

Mamy wiele gałęzi przemysłu, gdzie ma się co zapalić (produkcja plastików, papieru, kartonu, drewna, ale maszyn też, i to już na etapie obróbki metalu na maszyny – tak, metale się pięknie palą, dojdziemy które i jak). W tych procesach są różne przyrządy (maszyny, linie, budynki, najgroźniejsze są bramy^^). Które to trzeba czasem zmienić, naprawić, dopasować z użyciem ognia & żelaza. No a przecież nie przerwiemy produkcji z tak głupiego powodu jak jakieś tam zagrożenie pożarowe (księgowy czuwa!).

Podrzucę smaczek – na produkcji pieczywa, które większość codziennie wcina wszystko przelatuje przez rtg, żeby ocenić czy z maszyn nie wpadło tam dość “żelastwa” (głównie elementów przenośników bo się rwą zęby, ogniwa, z rolek lecą nakrętki). I zapewniam że co szychtę kontener wykluczonego przez automat pieczywa jest do połowy wypełniony (tak z pół kubika na linię). To niewiele jak na dziesiątki ciężarówek, które rozwiozą wyrób pieczywopodobny.

Jeśli więc mamy zmienić rozmiar bramy (na przykład podnieść ją, bo były 4 metry prześwitu, a nowe maszyny wymagają 6 żeby wjechać) czy dłubiemy przy linii w czasie pracy linii obok (a czasem nawet tej, którą wycinamy, spawamy, dokładamy wężyków z luftem i kabelków z elektromagnetyzmem) to ustawiamy środki gaśnicze, proli do ewakuacji materiału produkcyjnego ze strefy gdyby zaczęło się dziać i jakiegoś straszaka, żeby straszył ogień godnością swojej parafki. Znaczy outsourcujemy odpowiedzialność.

W przypadku przemysłu chemicznego, petrochemicznego i podobnych klimatów, gdzie pożar jest gwarantowany przynajmniej wyłączamy linię, którą robimy. I tak zapalą się odpady & zanieczyszczenia, które osadzają się w procesie. Mam własną eksperiencję kiedy robiłem na zabezpieczeniu dziadka (poszła “śruba” młynka, coś takiego jak młynek do mielenia mięsa tylko tak duży, że można do środka wleźć, produkcja gumy). Dziadka zdjąłem z wózka inwalidzkiego (tak, nie było komu robić, a tylko on umiał pewne rzeczy na dole pod śrubką zrobić, bo instalacja była w jego wieku) i wsadziłem do maszyny trzymając za nogi z przykazaniem, że jakby cokolwiek to go wyciągnąć za nogi i ewakuować. Dziadek miał popsute nogi bo coś tam się stało kiedyś na instalacji. Jak zrobił swoje to poszedłem na górę tej wieży wleźć do młynka i pokleić pęknięcie na śrubie, bo dostawa nowej miała być za pół roku, więc obecna musiała dociągnąć. Ekipa do tego czasu zabezpieczyła wszystko azbestem (koce) i wycięła/wyrąbała szlifierkami całe pęknięcie tak żeby wsadzić tam naście kilogramów spoiwa (materiał udziwniony). Spuściłem się do komina na podpiętym powietrzu, miejsca tyle co pod biurkiem (ale nie prezesa, asystentka musi mieć godziwe warunki pracy) i zacząłem to łatać. W pewnym momencie zaczęły mi się topić buty, zrobiło się jakoś ciepło, a chwilę później zrzucili drabinę, żeby mnie wyciągnąć z maszyny.

Oczywiście dwa piętra niżej (tam gdzie wcześniej wsadziłem dziadka i swoje zrobił) doszło do pożaru. Przy iskrach ze szlifierek pożar się nie wzbudził, ale przy spawaniu sprawa już wyglądała inaczej. Natychmiast rozpoczęli akcję gaśniczą, odcięli mi wentylator (taki do wyciągania dymu i pyłu z mojego podbiurka, bo by zasysał ogień do mnie) i kopnęli się po na górę mnie wyciągać. Nic się nie stało, stopiły się podeszwy w butach, ale ponieważ to instalacja petrochem to i tak wywala się wszystkie ciuchy && buty po operacji na reaktorze chemicznym (bo same środki nieprzyjemne). Sytuacja nie była wyjątkowa czy szczególnie niebezpieczna. To zorganizowana akcja, tak wygląda praca na utrzymaniu cywilizacji technicznej w ruchu. Jeśli więc ktoś jest zdziwiony że nie ma chętnych – za darmo tego nie robiliśmy. Za darmo chętnych nie ma. Jak się umie takie rzeczy robić i inni z branży chcą z człowiekiem pracować (czyli powierzyć mu zdrowie & życie) to nikt nie pyta za ile. Nie da się tego zorganizować nakazowo, nie można kogoś tam delegować i zmusić pozostałych aby z nim pracowali. Dlatego instalacje na kontynencie się sypią – biurwom się wydaje że można, bo mianowany mba tak powiedział. No to jego instalacja to niech sobie zrobi^^

Tyle że to było w warunkach wysokiego zagrożenia i miało się nie zapalić. Kiedy zagrożenie jest niższe i nad zamieszanymi biurwami nie stoi widelec (że mu się produkcja gumy na opony do pojazdów niosących pokój wysypie) to biurwy zaczynają kombinować. Że może nie trzeba czegoś zabezpieczać, a w ogóle to po co odwozić materiały, które mogą się zapalić, a może to czy śmo. Ja tylko przychodzę i stwierdzam co ma być zrobione, dostaję podpisany bilet, że biurwa do wiadomości przyjęła oraz podjęła czynności w celu. Następnie przychodzę na miejsce, robię zdjęcia jak jest, spisuję niezgodności (najczęściej mam już wypisane, żeby podjąć działania, a miejsce jest przygotowane – ja w papier wierzę^^) i robię swoje. Najczęściej też wtedy nie ma straszaka (bo go biurwa nie zamówiła, bo kosztuje, a mi ściemnia że cokolwiek – nie przyjechał, będzie później, po co to, nic się nie stanie i podobne), za to na wszystko gapi się jakiś kierownik, który nie bardzo wie jak się robi pożar, bo zajmuje się wyłącznie produkcją (jakby wiedział to by kosztował jeszcze więcej; a klient chciał tanio == ccc).

Czasem zdążę zrobić i zejść na dół popatrzeć (po czynnościach trzeba poczekać przynajmniej godzinę czy na pewno nic się nie tli – taka ceremonia) po czym patrzę jak fizyka bierze górę i zaczyna się bieganie za sprawną gaśnicą (środka gaśnicze formalnie są – biurwa podpisała i sztuki się zgadzają, nikt nie sprawdzał czy sprawne, ponieważ straszak nie dotarł^^). A jak kierownik zaczyna mi wymyślać, to wyciągam papier, że to robota straszaka, który zgodnie z podpisanym planem tu jest, a tu mam podpisane d-chrony. Nie chciało się odwieźć palet z elementami plastikowymi – patrz pan jak pięknie się to pali. Nie chciało się zabrać sterty kartonu – kupa dymu. No nie chciało się. Katalog >> nie mój problem.

Nie miałem jeszcze przypadku aby do takiej hecy nie doszło. Zawsze biurwa organizuje to w ten sam sposób, a jak jeszcze za młodu się tym zajmowałem to listę d-chronów do podpisania dawali nam już na szkoleniu (z ubezpieczalni), bo wiedzieli jaka jest praktyka i przygotowywali nas do pracy w zagrożeniu durniem (biurwokratą). Nawet prywaciorze tak robią. To zupełnie agnostyczne, większość ludzi nie zdaje sobie sprawy ile energii jest w takiej robocie, i że ona musi gdzieś ujść, więc lepiej żeby na szlaku jej uchodzenia nie było odbiorników, które też się dołożą.

Zapewniam że nie są do tego potrzebni żadni Rosjanie. Wystarczą księgowi oraz biurwokracja. Jeśli zaś ktoś sobie urości, że ktoś coś powinien, to przypominam że w procesie jest księgowy oraz procedura ccc, więc różnica honorarium pomiędzy tym co uważa specjalista, a tym co uważa księgowy manifestuje się w postaci pożaru (ze wszystkimi tego konsekwencjami). Księgowi się tym nie przejmują, ponieważ te ryzyka są wywiezione do ubezpieczyciela, a skoro zapłacił ubezpieczenie to dlaczego miałby płacić za brak pożaru? No przecież to byłoby nieracjonalne. Zapłacić dwa razy aby coś się stało? I jak to będzie wyglądało w raportach? A tak zapłacono za ryzyko, ryzyko się zamanifestowało – decyzja o wykupieniu ubezpieczenia była zasadna i należy się bonus, ponieważ inaczej byłaby strata. A tak straty nie ma^^

Czyli logika jest. Nigdzie nie poszła. Księgowy jest przytomny, a biurwa po drodze służy wyłącznie rozmyciu odpowiedzialności. Ubezpieczalnia też o tym wie, dlatego większość szkoleń z zakresu bezpieczeństwa jest podzielonych na dwie grupy. Jedną gdzie zajmujemy się głównie kwitami, bo sytuacja właśnie omówiona i tam tylko o kwity chodzi. Druga gdzie serio chodzi o bezpieczeństwo, tam kwity są te same, ale nie będzie żadnej niezgodności. Będzie nawet lepiej niż być powinno, bo tam akurat dochodzenie ma przeprowadzone wydział wewnętrzny zanim jakiekolwiek prace zostaną rozpoczęte. I zarzuty nie będą o jakieś tam biurwokratyczne kruczki tylko od razu o sabotaż instalacji istotnej z punktu widzenia tych, którzy mają między innymi głębokie lochy dla sabotażystów. Oraz drukarkę aby kręcioł na chomika działał.

Nadmienię, że to co się pali w takich warunkach, to jest tak tylko pro forma (przecież nie zacząłbym roboty, gdybym widział, że na serio pójdzie z dymem cała linia, albo i fabryka). Te kartony czy palety z elementami plastikowymi co tam są, to one się tam nie pojawiły przypadkiem, tylko były defekty z produkcji. Ale spalą się jako prawdziwe produkty. Ja to wiem, udaję że nie widzę, biurwa też coś musi mieć do wpisania, wszak w historii potrzebują uwzględnić, że do wypadków dochodziło (płacą premium ubezpieczalni więc historia musi być, a podkładki wiarygodne). Dużo rzeczy pali się w takich warunkach i nikomu to w niczym nie przeszkadza. To nie bag, to skrzynia. Solidna, oparta o instytucje. W tej skrzyni są kwity że wydarzenia miały miejsce no i akurat kiedyś się przyda do jakiegoś, które tak będzie ustawione, że wyrwie się spod kontroli. Przypadeczkiem^^

Oczywiście od takich wydarzeń są osoby z całą pewnością nie znające się na zabezpieczeniu, których w kryzysie nie brakuje. Januszexy dowiozą takie ccc, że mucha nie siada – śladu po przytomności ani dołożeniu starań nie będzie. Papiery na tę robotę i tak wydawane są każdemu kto się nawinie. Po prostu nie do każdej roboty wpuszcza się później każdego. To nie przypadeczek^^

Więc bez paniki – to wszystko jest pod pełną kontrolą, wszyscy są przytomni, żadne zielone ludziki.

//==========================================================

Oczywiście głupio byłoby tak robić w czasie gdy przeprowadzana jest operacja zamknięcia. I akurat przyjmijmy że zamknięcia pożarem. Przede wszystkim zaczęto by pytać na wuj powiększać bramę firmy w złej kondycji. Od razu padłoby podejrzenie, że maszyny zamiast wjeżdżać to wyjeżdżały. Same z tego utrapienia we wnioskach. Przecież maszyny mają formalnie pójść z dymem w środku, po to są ubezpieczone. Zresztą to maszyny banku, wszystko w leasingu, więc nie może być przerzucania odpowiedzialności, bo to nie jest jakiś tam obywatel, co by chciał odszkodowanie (którego się olewa) tylko zaopatrzony po zęby w lewników bank. Który jest też udziałowcem ubezpieczalni. Tu nie może być żadnych wątpliwości.

Trzeba więc wiedzieć jak doprowadzić do pożaru produkcji, który będzie całkowicie niezamorzony, przypadkowy & na czas. No i nikt nie może być winny czegokolwiek, żadnych zaniedbań. To musi wynikać z zupełnie niezwiązanych ze sobą wydarzeń. Oczywiście podam przepis. Ale pierwej nadmienię, że jaja są niewyjęte, kiedy taka operacja jest przygotowywana (okoliczności), a później przychodzi rozkaz odwołania całej hecy i zacina się gdzieś na biurokracji z delikatnym poślizgiem. Mamy wtedy pełną hecę, straszaki na gwizdkach przyjeżdżają, kupa dymu, telefony się urywają.

Zaznaczę, że obiekty przemysłowe nie korzystają z takich normalnych usług straży ogniowej jak plebs tylko płacą straży premium i mają podłączone alarmy (coś takiego jak prywatna ochrona vs milicja), więc brygady walą na gwizdkach w kilka minut taranując płot czy bramę zakładu (na przykład w nocy, jest wyznaczony taki punkt w ogrodzeniu na wypadek do rozjechania, ten punkt jeszcze nam się pojawi). Po kwadransie pożaru w obiekcie przemysłowym akcja nie miałaby sensu, pozostałoby tylko postawić kordon i ewakuować okoliczne hominidy.

Warto wspomnieć, że te leasingowane maszyny, które są własnością banku, to po pożarze hali (takim, kiedy w gazetach piszą, że nie było co zbierać i pokazują jak dach się palił) to są tylko odymione. Jest od tego korpora, która to czyści i wrzuca na rynek. To jest zorganizowana akcja. Czasem coś pójdzie nie tak – ryzyko wkalkulowane. No i oczywiście są maszyny, które mają pożar wywołać, ale tymi nikt się nie przejmuje. To akurat tanie jest.

//==========================================================

Teraz do brzegu. Jak to jest organizowane & czym.

W procesach produkcyjnych występuje wiele urządzeń, które z natury rzeczy generują zagrożenia oraz w pewnych warunkach potrafią je zmaterializować. Ponieważ doskonale o tym wiemy, to dbamy aby stan techniczny tych urządzeń minimalizował szansę że pójdą z dymem, były tak podzielone na moduły, że jak już dym się zacznie to szkody będą tanie, a także aby dookoła była przecinka (jak obok torów w lesie), czyli żadnych palnych gratów dookoła. I kreski na podłodze, że nie lza stawiać. Zwyczajowo też te instalacje znajdują się w miejscach przewiewnych, żeby w razie czego nie przerywać produkcji, tylko otworzyć bramy i pozbyć się dymu.

Kilka takich urządzeń to szlifierki (nie takie ręczne z supermarketu tylko zbierające materiał kilogramami, przelotowe szlifierki na duże detale/dużą ilość), piece, suszarki, generatory, kompresory, cleanroomy. Instalacje elektryczne akurat są dobrze zabezpieczone, i na tym się nie robi numerów, bo za łatwo w dochodzeniu wykazać, że dopuszczono się niegodziwości, a do tego w elektryce jest za dużo białka podpisanego kto czemu winien.

Oprócz instalacji elektrycznej można z listy (przypadeczków celowych) skreślić generatory i kompresory. Owszem palą się, ale z wielu innych powodów (hałas) są izolowane od reszty instalacji, a do tego ich odzysk jest opłacalny (więc lepiej jakby się nie spaliły, mogą się okopcić, filtry mogą pójść z dymem, ale są oddzielone od kompresorów). Ciężko jest uzasadnić pożar całej produkcji mając źródło w izolowanej części, słabo by się rozprzestrzeniał, jeszcze ktoś sprawdzi kierunek wiatru i akurat by nie pasował – na co komu kłopoty?

Cleanroomy też można wykluczyć, bo tam akurat nie bardzo jest co ubezpieczać, chyba że w cleanroomie jest piec (na przykład się lutuje, ale wtedy pieca szkoda) albo suszarka (przed jakimkolwiek procesem tego wymagającym, wtedy też są zazwyczaj jakieś fajne chemikalia, na przykład epoksydy). Takich rzeczy raczej się nie pali.

Dobrze jest przygotować pożar suszarki w produkcji (najlepiej w linii produkcyjnej), albo szlifierek przemysłowych. Oczywiście na co dzień nic się nie pali, a nawet jak już się pali to nie wywołuje pożaru, ponieważ dookoła nie ma materiału, który by mógł to rozprowadzić, a nawet jeśli już będzie dużo dymu, to po kilku minutach wpadną straszacy (choćby taranując płot w nocy) i przepłoszą zagrożenie.

Wszystko to, ponieważ (jak lista warunków potrzebnych demokracji do funkcjonowania, które wymienił Putin na początku kariery, wszyscy bili brawo nie rozumiejąc że to jest lista likwidacji) ktoś te maszyny utrzymuje w godności technicznej (czyści filtry, nie wsadza do maszyn czego nie trzeba, jak już wsadzi bo biurwa kazała to wyczyści), ktoś nie zastawia miękkiej części płotu i dojazdu tonami żelastwa (żeby straszacy mogli wtargnąć), ktoś nie stawia drewna i plastiku paletami wokół tych urządzeń, etc etc. No i żeby pożar się udał trzeba tych wszystkich ktosiów wykluczyć.

Bardzo przydają się do tego cięcia & zwolnienia. Ale żeby dopiąć sprawy na ostatni guzik to tam musi być ktoś przytomny (impreza nie może się nie udać tylko dlatego, że jakiś warunek nie został spełniony). Więc trzeba tak zaplanować plan urlopów, najlepiej powiązany z jakimiś świętami, aby wyglądało dobrze.

Na początek można zwolnić kogoś odpowiedzialnego za utrzymanie ruchu (czystości tych maszyn), tak aby zaczęły zbierać się przypadkowe odpady w suszarkach i filtrach. Następnie podmienić obsługę tych maszyn na kogoś, kto nie bardzo zna się na parametrach ich pracy (tak żeby udało mu się przegiąć z parametrami po tym jak będą za niskie). Zwalnianiem ludzi zajmuje się biurwa przecież, przydzielaniem roboty też. To że korporacyjna biurwa nie zna się na robocie, a ma być ccc to oczywista oczywistość. Jakby się znała to by nie była biurwą tylko mieliby prawdziwą pracę.

Trzeba przypilnować aby podmieniono magazyniera i kierownika odpowiedzialnego za plac. Ta aby zrobiło się trochę bałaganu i na wjazdach oaz pod płotami zaistniały zapory uniemożliwiające wtargnięcie ratowników. Przynajmniej żeby ciężko sprzęt musiał stracić tak z pół godzinki na rozgarnięcie wysypiska. Najlepiej poustawiać tam złom, który nie zmieścił się w kontenerach, jakieś odpady z produkcji w wysokich stosikach aby robiły wrażenie, najlepiej ostre elementy, aby nie kusiło wzięcie na zderzak (wóz bojowy napełniony środkiem gaśniczym po korek większość przeszkód może przesunąć, trzeba tylko wrzucić bieg i wcisnąć gaz, fizyka załatwia resztę; to taka “ciężarówka ze żwirem”). Im większy bałagan tym lepszy, więc trzeba nowego magazyniera, który nie wie co robi oraz kierownika, który nie krzyczy bo się leni w biurze. To się da załatwić, biurwa zorganizuje pod presją ccc. Tańszego, głupszego i bardziej leniwego nie było. No mniej się już nie dało zapłacić.

Jak już mamy uwalony serwis, zabezpieczone dojazdy dla straszaków to jeszcze trzeba nastawiać zbędnej produkcji, że świeżego, żywicznego drewna palet z burtami, wypełnić to wszystko kartonami (do pakowania), plastikiem (polecamy folie przeróżne), a na wierzch dać coś soczystego… na przykład przenośną stację zaopatrzenia w oleje, bo akurat smarowano jakąś maszynę, powiedzmy przenośnik. I taki bałagan zostawić na wieczór (bo obcięto nadgodziny, więc posprząta to ktoś jutro, a kolejna zmiana ma z powodu cc niedobory kadrowe && logiki).

Wcześniej należy w ramach cyklu produkcyjnego przepuścić jakiś epicki syf przez procesy. W przypadku produkcji maszyn najlepiej przepuścić przez szlifierki dużo aluminium tak aby pyłem zapchały się filtry, maszyna była cała w pyle, a nawet żeby zaczęło zbierać się w rurach. Podobnie z suszarkami – ma być dużo epoksy, wszystko ma być uklejone. W obu wypadkach ten środek ma być w takich ilościach aby dotarł do źródła ciepła. I spokojnie można zakończyć szychtę (żadnych nadgodzin – ccc, zrobimy jutro), pójść do domu, walnąć kielicha (żeby w razie czego można było na legalu odpowiedzieć na któryś tam telefon, że nie przyjedzie, bo). Najlepiej jeśli zaczyna się weekend, najlepiej długi, bo straszaki też wtedy mają inne rzeczy do roboty. A jak mają takie to dobrze dostaną za nadgodziny.

I poczekać.

Mitygujemy ten ciąg przyczynowy regularnie (przynajmniej raz w miesiącu takie zagrożenie jest w procesie), więc nie może się nie wydarzyć jeśli dojdzie do takich zaniedbań. A ponieważ osoby odpowiedzialne za mitygowanie nie pracują (pamiętamy – biurwa zwolniła kosztownego serwisanta pilnującego czyszczenia filtrów, oraz nikomu nie delegowała tych obowiązków, ponieważ nie miała komu, a tak w ogóle to o nich nie wie, bo z ich punktu widzenia problem nie występuje – nigdy się nic nie stało) to eksperyment zakończy się sukcesem. Nawet jakby były jakieś przeszkody (na przykład proces przebiegał za wolno) to deficyt kadr oraz ilość składowanego w strefie zagrożenia materiału do ewakuacji (widlaki rozładowane i niepodłączone, kluczyki w szafkach albo nikt nie wie gdzie) kupi niezbędny czas aby stało się, co się miało stać. A gdyby jednak czujki wezwały straszaków za szybko to brama zamknięta (weekend, nocna zmiana), a przejazdy awaryjne zatarasowane. Tabliczki informujące straszaków o butlach z gazem na obiekcie przy każdych drzwiach zniechęcą ewentualnych bohaterów (żeby nie było, że biurwa nic nie robi – podjęła starania pod wezwaniem świętego Behapa i akurat od tabliczek zaczęła, wszystkie drogi ewakuacyjne pięknie podświetlone, oznaczone, i każdy kwitek jest w porządku). Nie może się nie udać^^

Po instalacjach wszystko pójdzie na dach, zapali się papa, elewacje, będzie wyglądało groźnie. W środku wszystko zadymione i osmalone. W gazetach podadzą, że:

    • Co to, Goldberg się spalił? — zapytał Baum.

    • Tak, zrobił sobie bilans. Mądry chłop, zrobi miliony.

Czyli zjawisko znane jest od bardzo dawno. Do tego stopnia, że występuje w literaturze. Nikt nawet nie śmiał zwalać na zielone ludziki. Nie byli do tego potrzebni żadni Rosjanie. Ten sabotaż organizują banki. Wystarczą koszty kredytu (ostatnio rosnące) na dodruku aby przedsiębiorcy sami chcieli iść w bankruty (robią bilans, słupki wskazują że dobrze już było) i pożar jest jedną ze skuteczniejszych metod, ponieważ zarówno archiwum idzie z dymem, jak i klucze szyfrujące dostęp do chmury gdzie trzymano kopie. Przypadeczek.

First principle. Źródłem pożarów, poza przymusem ekonomicznym w reżimie kredytowym, który jest przyczyną bankructw wszędzie, ale nie pożarów bezpośrednio jest porządek społeczny jaki mamy na kontynencie. Konkretnie kulura. W kontynentalnej Europie w praktycznie każdym kraju lewo ujawniające powszechne poczucie sprawiedliwości jest tak skonstruowane, że bankrutów puszczamy w skarpetkach. Nie ma czegoś takiego jak odpowiedzialność do wysokości udziałów (zawsze przyklepią jakąś odpowiedzialność osobistą, bo ubezpieczenia, podatki inne haracze). Do tego nie bardzo ktokolwiek pilnuje (tak jak na lewie anglosaskim), żeby zobowiązania WYŁĄCZNIE do wysokości kapitału. Przekroczenie == no trading bo wtedy DOPIERO jest odpowiedzialność osobista.

Nie ma więc sposobu aby kulturalnie zbankrutować, ponieważ kto się tego dopuści jest dojeżdżany. Ma to w powszechnym poczuciu zapewniać jakieś tam poczucia. Technicznie chodzi o to żeby cwaniaki nie robiły kul śnieżnych kolejnymi bankructwami. Taki mamy klimat. W Europie raz się potkniesz i nie ma drugiej szansy. To rozsądne. Z tym że cwaniaki dalej istnieją, ale są marginesem (można robić w jajo urzędy, ale nie kontrahentów, bo nie będzie kontrahentów, a urzędy są w przymusie więc będą). Zamiast jednak kulturalnie iść w bankruty muszą powołać się na siłę wyższą, dobrym rozwiązaniem jest pożar i taka praktyka na kontynencie się przyjęła. Ludzie to lubią i tak działa. Bez siły wyższej nie działa. Bez siły wyższej nie można zbankrutować bo się zmieniły (same^^) ceny gazu, prądu, płace, koszty kredytu i doszło do eksplozji kosztów względem zerowych stóp. Nie można po prostu rzucić grabek i zacząć od zera. Bankrut jest dojeżdżany aż do śmierci. Z tego powodu wielu przedsiębiorców, którzy naprawdę zbankrutowali zwyczajnie wali sobie w łeb. Przy każdym kryzysie mamy falę samobójstw od Gnosjo na południe szerokim pasem. Więc jeśli są pożary to nie jest to żadna tragedia, to tylko taki dodatek do samobójstw.

Rosjanie potrzebni są biurwie do tego, aby było na kogo zwalić i kim straszyć. Sami zainteresowani nie dementują, bo przecież to bardzo dobrze jeśli wszyscy się ich boją wszędzie widząc zielone ludziki. Zapewniam że instalacje, które same z siebie się nie palą, a są istotne zabezpieczone są wystarczająco aby się tam nie działy dziwne rzeczy. Nie żeby zabezpieczone kompetentnie, ale i terrormisie są wyjątkowo niekompetentne więc lepiej nie trzeba.

Tymczasem za pożary odpowiadają biurwokraci wprowadzający kolejne regulacje, do momentu aż przedsiębiorcy rzucają grabki, zmieniają jurysdykcję, a na zamknięcie, dla ograniczenia strat puszczają wszystko z dymem. Bo siła wyższa jest potrzebna. Zapewne niebawem pojawi się moda na rzucanie podejrzeń, jakoby tydzień przed pożarem fabryki zatrudniono kilku przybyszów ze wschoda.