Mainstream

Patomundurkowi fasadą nieudolności.

Tekst jest o moich branżowych puzzlach (przemysł) odnośnie Kacapii. I trochę o zielono-mundurkowych słabownikach, które popadły w romantyzm. Zacznę od uroszczeń słabowników, bo tym torem naszło mnie na łączenie pewnych kropek. Będzie nieco powiązań dziś już historycznych (nie mam pamięci złotej rybki, i pamiętam artykuły z lat 90tych o rosyjskich planach rozbudowy infrastruktury energetycznej na potrzeby Niemiec). Wygląda na to, że Rosjanie zrealizowali plan realistyczny, z punktu widzenia propagandy zapada może to być plan minimum, ale gra się takimi kartami jakie się ma, a nie takimi jakie by się mieć gdyby babcia miała wąsy. Tekst ma niewiele wspólnego z działaniami zbrojnymi, to o gospodarce, a szczególnie przemyśle.

Zaczęło się od tego, że jakiś rok temu wypowiedzi kilku mundurowych mnie zbulwersowały, wzbudziły wnioskowanie o odklejeniu od rzeczywistości. Nie jakiejś tam abstrakcyjnej rzeczywistości społecznej w którą starają się wtłoczyć nas gadające głowy. Tylko takiej ewolucyjnej. Coś tam gadające głowy bredziły o obowiązku wobec abstraktu. Jak już dochodzimy do tego poziomu to rezultaty widać – “obywatel” (niewolnicy) biorą paszporty do przekraczania abstrakcyjnych kresek na mapie dzielących urojone byty państwitów i wieją z obszarów, na których mają być składani w ofierze urojeniom oligarchów. Takich czy innych oligarchów mamy wszędzie (polecam satyrę Demokrator, Piotr Gociek) pod różnymi nazwami, ale skutek ten sam. Ktoś ma więc wyróżniamy to wyłącznie po tym, że musi być ktoś kto nie ma, tych drugich zazwyczaj jest bardzo wielu i nie mają oni żadnego interesu w dokładaniu do cudzego interesu jakim jest państwizm.

Gadające głowy bredziły coś o obowiązkach i coś tam o ustawkach, i że pod przymusem… tyle że patrolowanie granic terytorium występuje u naczelnych bez ustawy. Robią to grupy samców bez abstraktów ustawy. Czyli do tego najwidoczniej nie trzeba przymuszać – nawet szympans to robi. Sam z siebie, pewnie lubi. Lubią też harcerskie wypady w dokładnie w takim samym ugrupowaniu w jakim (co wiemy z zapisków nieodległej historii o tym jak masowa imigracja zagoniła Amerykanów do rezerwatów; w EU będzie podobnie? wybraliście już sobie rezerwat gdzie będziecie prowadzić zakazane przez Allacha kasyno?) robią to homosapacze. Młoda drużyna aby pokazać sobie wzajemnie kto tam jest lepszym materiałem na powielacz (kto ma dłuższego) dokazuje na terytorium patrolowanym przez inną grupę sikając do mleka. A to rozwalą rafinerię mleka, a to krowach napiszą jakiś obraźliwy tekst. Standardowe zachowania naczelnych, których nie trzeba wzbudzać ustawami. Wojna to nasz dom, nigdy nie przychodzimy w pokoju, nasza planeta to z wierzchu głownie woda. Taka konkurencyjna gałąź ewolucji kory. Tak wyszło. I nie zmienimy wartości pi ustawą, a metryki nie mamy jak ruszyć (dla nierozumiejących żarciku – wartość pi wynika z metryki przestrzeni bo to relacja czegoś z czymś).

Najwidoczniej problem ze znalezieniem chętnych do patrolowania i obrony terytorium wynika z biologicznej przyczyny, że jakoś się w mózgach nie może ujawnić impuls o tym, że to terytorium jest własne i że typy wokół to “nasi”. Najwidoczniej są jakieś głębokie przyczyny ujawnione w księgach wieczystych co jest czyje, i że akurat nie tych, którzy mieliby za frajer sikać komuś innemu do mleka. Ale oczekiwania gadających głów jakie to niby pogłowie miałoby bronić ich zasobów na koszt własny można potraktować jako żart. Nie ma się co nad tym rozwodzić. Całość można sprowadzić do “skoro nie można Palić, Gwałcić, Rabować to po kiego wojować?”. Niby wojna obronna celem – przyjmijmy że owszem, no ale czego bronić? Gdzie dom z ogródkiem i damy rzucające się na szyję? Młode samce mają swoje potrzeby. Skoro grzechem jest pić, bić i w karty grać to po co żyć?

Kolejna sprawa, która mnie zaintrygowała to pomysł morskich słabowników (po tym jak rurki pękły), że biznes miałby sam sobie pilnować instalacji. I że to nie mogą być zadania obciążające słabownictwo. Tak jakby wszystko co mają nie pochodziło z przemysłu właśnie. To przemysł tymi instalacjami robi im łódki, a instalacje są istotną częścią łańcucha, na którego końcu pojawia się łódka, można zostać matrosem, a jak łódek jest kilka to nawet admirałem. Bez przemysłu admirałem zostać nie sposób. Ale to za dużo kropek do połączenia dla słabowników. Ale na potrzeby łączenia kropek (o tym jak słabowniki kręcą sznur na własne szyje) przyjmijmy, że w przemyśle ktoś się pochyli nad problemem i go sobie rozwiąże. Tak jak to przemysł rozwiązuje – tory, piece, kominy, kratery po dziesiąt kilometrów jako kopalnie odkrywkowe, łyse placki ugoru po lasach. Zmilczmy już wpływy polityczne “damy wam żelazne zabawki jak wyślecie te zabawki z wkładką mięsna tam skąd chcemy surowców”. Do tego przemysł zapłaci wytwarzanymi towarami (a wytwarza wszystkie i jeśli początek łańcucha kończącego się prądem w sieci poinformuje, że jest do rozwiązania problem to wszyscy potrzebujący prądu dołożą się do jego rozwiązania pod rygorem braku prądu; bo brak prądu to ich problem) więc znajdzie kogoś kto problem rozwiąże. Przyjmijmy (ówcześnie był to gorący temat), że trzeba przez złym Kacapem bronić instalacji przesyłowych, morskich, wydobywczych i przetwórczych (rafinerie). Zaraz znajdą się chętni problem rozwiązać u źródła. Wystarczy dać im zabawki, oni wojować lubią. Skoro problemem jest Kacap zorganizowany w państwo (utrapienie jak Niemiec z flagą i pochodnią; jak w Reichu zaczynają nosić flagi po ulicach to czas ich napaść) i robi to co zwykło się na stepach robić (Pali, Gwałci, Rabuje) to Kacapa trzeba zmyślnie podejść. Najlepiej kiedy nieprzygotowany i jeszcze rury nie chwycił. A Kacapa najmniej przygotowanego, który jeszcze rury nie chwycił można znaleźć w żłobku, przedszkolu i szkole. Więc są to oczywiste cele ataku jako miejsca zbiorcze gdzie toto się lęgnie.

Tu oczywiście romantycy mundurkowi zaraz by coś zaczęli bredzić, że to niehumanitarne, że tak nie wolno, że po rycersku i takie tam powieści ku pokrzepieniu. Takich słabowników nie trzeba, ponieważ problem istnienia Kacapów nie został rozwiązany. Tymczasem Kacapy jak najbardziej czystek etnicznych się dopuszczają, dzieci wywożą, samcom przyrodzenia trzebią, Czajniki też. I Jankesi mieli swoje epizody, żeby Niemców za płotem i Brytyjczyków z Burami nie wspominać. Włochów w Afryce czy Francuzów u siebie oraz eksportowo też można przytoczyć. Hiszpanie swoje nagrabili. Wszyscy tak robią. I tylko się krygują, że to było kiedyś (czyli w zeszły wtorek, ponieważ obozy “dla terrormisiów” to nie były za jakiegoś poprzedniego ustroju). W przypadku Izraela to nawet widać dlaczego się takich czynów dopuszczać trzeba – idzie o życie, albo oni ich albo odwrotnie. Dla dwóch porządków na jednym terenie miejsca braknie.

Ale jakoś nikt w przemyśle nawet o tym nie pomyślał. Ponieważ to nie jest żaden problem, że instalacje zaczął szlag trafiać. I tak się zastanowiłem dlaczego siedząc nad kolejnymi projektami. Przypomnijmy jakie były plany śmiałe lat dziewięćdziesiątych. Wtedy było to publikowane w prasie takiej nieco bardziej specjalistycznej (technicznej, naukowej etc). W takiej dla ludu też, ale w skrócie, bez numerków, mapek i tysięcy ton produkcji rocznie tego czy owego (taka wstępna forma tweeta zanim udało się ograniczyć poziom uwagi w populacji do Xznaków).

Aby nadać toru dalszym myślom czytelników rzucę hasłem “kompanie handlowe”. Eurazja to stacja paliw, surowców. A na zachodnim półwyspie Azji, dla żartu zwanym Europą się mieszka. Zaś na środku masy lądowej kopie. Bo na półwyspie już wykopano co było do wykopania i teraz można w spokoju mieszkać, bo kopać nie ma po co. Gdyby było to nikt by się mieszkańcami nie przejmował.

Zanim zaczęła się awanturka o miedzę w przemyśle od lat były zwiększone zamówienia. Nie że jakoś celowo związane z W. Były nieco wykolejone. Na przykład do Rosji szło coraz więcej produkcji cywilnej (panele budowlane z nierdzewek, zlewy, windy, dźwigi, suwnice, ładowarki). Część była o tyle dziwaczna, że robili sami i do tego taniej wypychając Euroopojów. No ale klient płaci to się nie marudzi. Kacapy w tym czasie przezbrajali swoje fabryki blaszek z dziurką na produkcję do robienia dziurek w blaszkach i je uruchamiali. Importowali coraz więcej samochodów cywilnych z Reichu, ponieważ przestawiali swoją produkcję samochodów na barbarzyńską. Traktory zaczęły im konsumować więcej opon (zapasy zbierali). To że graty do rurociągów importowali było o tyle dziwaczne, że ich wymagania jakościowe oraz technologie stosowane były deczko z brodą, więc wezwano brodatych ludzi aby przywrócili ten model produkcji.

Po rozpoczęciu zadymy na biura projektowe zaczęły schodzić zlecenia przygotowania dokumentacji na inspekcję odbudowę i przywrócenie ruchu w zniszczonych instalacjach (korpora nie przejmuje się po której stronie kreski na mapie idzie produkcja, zasoby są tam gdzie są i dlatego władcy kreślą mapy co je czyje). Zbyłem te zlecenia wzruszeniem ramion, że to czyste hobby, bo zadyma jeszcze długo potrwa i nie wiadomo kto to będzie robił, więc identyczne projekty dostały też inne biura w innych krainach. Żaden interes robić dokumentację skoro nie będzie się rozdawać zleceń.

Na początku zadymy była delikatna burza polityczna (insiderska, ale otarło się o pohukiwania bezpieki i stres polityków/celebrytów==udziałowców/właścicieli). Polityk celebryta to jest taki niewybieralny, który nic nie może, chyba że już musi. Trzyma się go w funkcji notarialnej gdyby już wszystko inne zawiodło i nie było systemowego rozwiązania. Burza była o to, że do Kacapów szły dostawy stali pancernej, no ale zakontraktowali to mają. Do tego Kacapy dowoziły wsad do tych materiałów (z samego żelaza się do nie robi) więc trzeba się było jakoś dogadać, a kilka lat przed W specjaliści z kilku znanych firm metalurgicznych (jedni gustują w żabach inni w śledziach) organizowali Kacapom instalacje do produkcji blach w których trudniej robić dziurki. To nie jest akurat nic nowego, bo od czasów niepamiętnych specjaliści z Zapada jeszcze carom organizowali produkcję, później była jej rusyfikacja, trochę to kulało, była kolejna fala zapadnich specjalistów, znowu próba “sami se zrobimy” i tak w kółko. W każdym kraju tak jest, ponieważ do opanowania jakiejś technologii trzeba mieć saturację edukacją w populacji, saturację zapotrzebowaniem/zbytem i bazą przemysłową. Czyli trzeba być kraje eksportowym przez który nie przetaczają się awantury. Jankesom udało się to utrzymać przez 40 lat na topie (z 20 letnim okresem rozkręcania zegarka) i oddali Czajnikom, którzy dominują podaż stali na planecie od przynajmniej dwóch dekad, ale highendowych materiałów w ilościach przemysłowych nie potrafią wytworzyć. Było trochę stresu na górze, że publika zacznie o tym gadać, ale jakoś się rozeszło po kościach.

Przy czym coraz częściej potykałem się o zlecenia na budowę instalacji z pewnymi, dziwacznymi wymaganiami. Żeby zwrócić uwagę na dziwaczność to zacznijmy od tego co jest standardem. Instalacje chemiczne, petrochemiczne, no generalnie reaktory przewalające setki tysięcy ton wsadu w coś innego są stawiane w klimacie zapadnim na wybrzeżu. Dlatego że wytwarza się je albo w Chinach nad rzekami wielkości cieśniny morskiej, albo w Turcji nad cieśninami, albo we Włoszech czyli gdziekolwiek nad morzem (głównie północ), we Francji nad rzekami. Zaznaczę że rzeki w znakomitej większości kończą się w morzach. Co znakomicie ułatwia transport, a to są gabaryty, których nie zmieści się w ruchu kolejowym czy drogowym bez wyłączania ruchu. Mniej więcej wiadomo co kto gdzie przerabia, bo trzeba do tego sporo płaskiego terenu i instalacje tam trafiają od czasów niepamiętnych, więc jest to zorganizowane i wszystkie miejsca przy korycie są zajęte. A tu pojawiły się nowe miejsca przy korycie. Wyraziłem zdumienie. Kolejne kiedy zobaczyłem w projektach oczekiwania, aby instalacje były modularne w skali do transportu drogowego. Tego to dawno nie grali. Czytelnicy zapewne rozumieją, że nawet jak coś jest budowane na pustyni to ten wymóg gabarytu do transportu jest taki sobie, bo tam nikomu nie przeszkadza brak miejsca wokół drogi, a ruch na tych drogach jest taki sobie. Tu natomiast brzmiało to poważnie.

Było tego sporo, więc zacząłem wnikać na co to komu. Niby fasada była taka, że to ekeperymentalskie instalacje do czegoś tam, ale drapiąc się po głowie doszedłem, że nowe to te pomysły były jak wspinałem się z podłogi na dywan. Więc instalacje są standardowe. Nawet nie były jakoś oszczędne energetycznie. Przetwarzanie jednego środka chemicznego w drugi zazwyczaj jest bez oszczędności. Wnikałem nie z ciekawości tylko żeby rozwiązać problem transportu. I nijak się to nie dodawało, bo instalacje miały być składane na standardowych placykach w standardowych krainach (Niderlandy, Iberia). Tam akurat transport morski jest i te koryta są zajęte przez firmy, które jakoś tam znam.

Zadając głupie pytania zamieszanym technicznym doszedłem, że te instalacje to są części zamienne, one tam są składane, sprawdzane czy pasują, czy realizują jakieś tam funkcje, a następnie wysyłane w głąb lądu. Jedyny kraj, który ma tego typu instalacje wewnątrz masy lądowej i nie sposób tam ekonomicznie dopłynąć to wiadomo jaki – największy. Oczywista oczywistość, że firmy z małych krain graniczących z Reichem to takie kompanie handlowe, które zajmują się organizowaniem wszystkim wszystkiego, szczególnie jeśli chodzi o węglowodory. Kompanie handlowe mają w Rosji długie tradycje, a to że dziś nazywane są korporami to tylko taki neologizm.

Trochę mnie zaczęło zastanawiać od kiedy to Kacapy potrzebują części zamiennych do instalacji usprawniających paliwa do tego poziomu. Skoro potrzebują zapasu to mają i działają (jakby się nie zużywało to by nie zamawiali). Praktyką było, że wstępną rafinację (gross) Kacapy robiły na miejscu, a później wysyłały do białego człowieka aby tam sobie zrobił lepsze gatunki już z tego wstępnie przetworzonego materiału. Nie bijemy już na te gatunki wielorybów, ale są takie sorty olejów, benzyn i smarów, których co prawda używa się sporo, ale są dość mocno rafinowane, wzbogacane etc. Muszą trzymać parametry. Nie żeby akurat te instalacje było do czegoś wyjątkowego, ale tradycyjnie Kacapy nie robiły takich niszowych produktów.

Zacząłem weryfikować co uważam, co mi się wydaje i zajrzałem jeszcze raz do “jaki był plan” w latach dziewięćdziesiątych. Plan oczywiście niemiecki jak to zawsze przy użyciu surowców z gospodarki wielkiego obszaru. Wtedy nie nazywano tego zielonym ładem. Po prostu uznano pewne rodzaje produkcji za deczko uciążliwe & mało dochodowe w kontekście odległości od tanich źródeł energii. Kilka z nich, takich istotniejszych i bardziej wolumenowych wymienię.

 

Produkcja cementu. Czytelnicy zauważyli, że produkcja cementu w ciągu ostatnich dekad wycofana została na wschód. Najpierw z Reichu do Niedorzecza, a później na Białoruś. Produkcja cementu jest dość intensywna energetycznie i nie da się na to założyć filtrów. Rurki z energią na Białoruś są krótsze (wróbelek ma jedną nóżkę bardziej) oraz nie występują tam dwunogi które psioczyłyby na produkcję tegoż. Nikt się tam do asfaltu nie przyklei. Cement jest produkowany masowo i eksportowany do pozostałych krain. Nie jest to jakoś szczególnie dochodowa produkcja, ale ma wolumen nieubłagany. Lokalnie każdy niby może sobie cement ze skały wyprodukować, ale wożenie się ze skałą, kiedy tamciemają na miejscu jest bardziej skomplikowane niż wożenie się z gazem. Każdy sobie oczywiście struga nieco cementu, ale wobec potrzeb są to ilości aptekarskie.

Produkcja nawozów. To wprost jest robione z energetyków. I tego czego najwięcej w atmosferze. Do tego co jest w atmosferze potrzebne są jakościowe blachy (dużo niklu, chromu etc), które w odpowiedniej na dziś jakości produkowane są w odpowiedniej grubości jedynie w Rzeszy i USA. Chińczycy próbowali – nie wyszło. Obróbka azotu pod istotnym ciśnieniem jest dość upierdliwa dla metalurgii zbiornika, dochodzi tam do ciekawych erozji. Problem ten rozwiązał Pan Bosh i datę bardzo łatwo znajdziecie – początek XX wieku kiedy nagle wszystkim zaczęła rosnąć produkcja żywności. Niemcy i obróbka gazu penetrowali później przeróżne obszary zastosowań. Zaczęło się właśnie od zrobienia materiałów, które dziś stosujemy na płoty (jako oporne na korozję). Ówcześnie to był magiczny materiał na reaktory związków azotu.

Z azotem pod ciśnieniem związane są też inne rodzaje produkcji chemicznej o piorunujących zastosowaniach. Technologia jest dość prosta i przy niskich cenach gazu Kacapy postanowiły przerabiać istotne ilości na tę użyteczność również. Do tego potrzeba wielu instalacji o w miarę cywilnym profilu (nawozy), a wisienkę na torcie mają opanowaną, ponieważ to technologia obecnie archaiczna.

Niemcy mieli jeszcze pomysł, żeby na wschodzie wytwarzać z energetyków prąd i wysyłać kabelkiem do nich (tak działają ekologiczne huty – na prąd, a to że gdzie indziej palony jest węgiel to przecież innym podmiot; na gaz chodzą mniejsze rzeczy). Przy czym przesyłanie prądu jest pewnym utrapieniem (straty) i na takie odległości jak pasowało stronom po środku wychodziło że jest to Niedorzeczne. Tam już elektrownie postawili, ale tubylec robi fochy wszystkim wkoło.

Przemysł metalurgiczny żyje własnym życiem i wydobycie surowca szło z Ukrainy, tam było wstępne przetwarzanie na energetyku z Rosji. Rosjanie wydobywają też swoje żelastwo i ubogacacze więc przetwarzali jedno i drugie do poziomu taniego surowca różnej jakości i razem ze wzbogacaczami szło to północnym szlakiem na Kirunę, gdzie dorzucano swoje i przetwarzano już na jakościowe stale, no ale ceny Północne uznawano za odczapkowe. Północnicy tak przekształcili swój rynek (Samuraje zrobili identycznie), że wytrzebili całą produkcję low grade i zrobili z siebie markę eksportową (co zarżnęło im cały przemysł lżejszej produkcji na niższych jakościach materiałów; płoty, mebelki przemysłowe). W rezultacie stali się importerem stali budowlanej będąc istotnym producentem stali. Japonia przechodziła podobny paradoks i Chińczycy na tym rozwinęli sobie wolumen. A resztę (czyli większość) brały już z portów huty w UK i Francji. No i oczywiście Rzesza też podbierała, bo ubogacacze.

W ramach przemysłu metalurgicznego były jeszcze dwie istotne gałęzie. Jedną jest tytan. Kacapom nikt tego nie wywiezie, to dość specyficzny ubogacacz, samodzielnie się tego nie stosuje, ale jest to jedyne źródło handlowego tytanu na planecie. Drugą jest aluminium. Bardzo paskudny materiał w wytwarzaniu (toksycznie jest, bardzo toksycznie). I akurat Kacapy ogarnęły to u siebie, a że mają mało ludzi na znacznych obszarach to nikomu te pustynie nie przeszkadzają. Woda z rzeki i tak trafia w stronę bieguna, więc nikt nie jęczy, że im łowiska wytruli. We współpracy z Północnikami ogarnęli dalsze przetwarzanie (jakościowe) i jakoś to sobie hula. Nikt w Europie nie chciałby mieć produkcji aluminium, cyny czy ołowiu. Ostatnie gnieżdżą się w Rumunii i na Bałkanach będąc istotnym utrapieniem dla unijnej biurwy – tego co się w takich instalacjach odjaniepawla żadne normy środowiskowe nie obejmują, to nie są rzędy wielkości które można dopasować do czegokolwiek. W Niedorzeczu trochę cyny jeszcze jest na Kaszubach, ale biurwa to skutecznie wygasza.

Jest jednak pewna gałąź, którą Kacapy zrobili sobie sami mimo oporu ze strony Zapadników. Otóż chodzi o wyższe jakości olejów, smarów i naft. Spora część z nich jest wzbogacana metalami, których akurat mają ile chcą. Ponieważ to są drogie, highendowe produkty to rynek jest łakomym kąskiem, ale Holendrzy nie kwapili się dzielić metodami produkcji w skalach przemysłowych. Co innego zrobić sobie aptekarskie ilości dla hobbystów, a co innego produkcja masowa.

Gdyby czytelnicy nie byli zorientowani chodzi o nafty wysokooktanowe, wyjątkowo czyste, takie jak lotnicze czy używane w pojazdach nitro (“benzyny” po 128 oktanów do wysokoobrotowych silników, głownie stosowanych w lotnictwie i modelarstwie). Nafty do silników odrzutowych (tak, Rosjanie to importowali). Smary termoprzewodzące, specjalistyczne smary do łożysk o wysokim wysileniu, pasty lutownicze (przemysłowe, nie takie jak mamy w domu, tylko takie, które w piecu odparowują łącząc detale depozytem metalu jako zawierają; nakłada się tego grubo i po procesie zostaje wyłącznie w przestrzeniach kapilarowych oraz po wierzchu). Oraz oleje do różnych, wymagających zastosowań (głownie maszynowych, no ale olej którym smarujecie na strzelnicy to nie jest jakiś tani?). Oleje do pomp próżniowych (i do takich do gazu, jak ma się rurociągi to import boli).

Wychodzi na to, że Rosjanom może i transformacja gospodarki nie udała się. Ale przynajmniej jakieś sektory dociągnęli do poziomu handlowego o stopień wyżej i mają to. Weszli na rynek produkcji specjalistycznych naft, smarów i oleju. Barbarii Saudyjskiej się ta sztuczka nie udała. Mogą sobie kupować banki, ale nie mogą z własnego zasobu wytworzyć droższych produktów.

Jest jedna dziedzina, którą Kacapy porzuciły, przynajmniej cywilną część. Dużo gazu idzie na pichcenie ceramiki. Przy zmianach cen gazu takie przedsiębiorstwa padają jak muchy. To jeden z powodów, dla którego jakość cegieł w ciągu ostatnich dekad spadła tak drastycznie, że substytuty cementowe, a nawet konstrukcje drewniane i stalowe mogły stanąć w szranki. Jeśli rzucicie okiem na stare budynki produkcyjne, to one wszystkie są ceglane. Z ramą stalową, ale ceglane. I jeszcze stoją, i nie chcą się rozpaść. Takie cegły są bardzo energochłonne w produkcji, ale dawniej trwałość miała znaczenie, ponieważ koszt pracy był na tyle wysoki w relacji do kosztów materiału, że można było podnieść cenę materiału (użyć droższego) i oszczędność na utrzymaniu budynku była opłacalna. Obecnie z wielu powodów jest inaczej – praca jest tania w porównaniu do materiałów (tak, wartość pracy w relacji do dóbr spadła, pozór utrzymuje jedynie ilość dóbr, które wytwarzamy; ale terenu nie wytwarzamy i tam ceny są obecnie astronomiczne) więc na materiale jest sens oszczędzać, a później zrównać z ziemią i postawić nowe. Cegieł się już prawie nie produkuje (substytuty niskoenergetyczne, barwione na czerwono owszem, ale to przy cegle z jakiej są zrobione dawne budynki nawet nie leżało). Za to w użyciu jest olbrzymia ilość cerami (płytki, kafelki, nie znam się). I to Kacapy przestały masowo produkować. W tej branży tak niby zawiera się produkcja szkła, ale tak tylko trochę, bo produkcja szkła (takiego na szyby) to zupełnie inny biznes. Formalnie się jednak zawiera. Istnieje jednak produkcja szkła, która zawiera się w tej branży technologiczne – to to szkło, które macie na kuchence indukcyjnej. Otóż jest to identyczne szkło jak wkłady pancerne. Spróbujcie przestrzelić taką płytę z czego tam Wam się podoba. Rosjanie przestali produkować kuchenki (dla Niemców), ale piecy nie wygasili. Za to ceramiki (płytki, kafelki) nie produkują już prawie wcale. Głównie z braku pracowników, bo ich gdzieś wysłali.

Podsumowanie.

Wydaje mi się, że to dobry plan minimum, aby wejść na rynek, w którym robiło się za murzyna od dostarczania wsadu i zrobienia produktu samodzielnie. Coś jak sadownik, który zaczął pakować konfitury w słoiki. Przebitka na tych specjalistycznych paliwach, smarach i olejach jest duża, dużo większa niż na transportowaniu gazu czy ropy na Zapad aby tam sobie zrobili. Energetyki są pod ręką i czy one pójdą w pompowanie wolumenu czy w uzyskiwanie produktu to tak czy tak tarcie. Ale sam produkt jest już o wiele droższy (bo ma niższą entropię). A na miejscu żadna biurwa nie będzie się czepiać że coś mieszkańcom szkodzi, bo mieszkańców tam praktycznie nie ma, to pusty kraj. Dobre miejsce na bazę przemysłową robiącą niesamowity śmietnik. Bo przypinanie kwiatka ekologii do niemieckiego kożucha jest bez sensu. Przemysł naprawdę robi bajzel (entropię upuszcza) w takich ilościach, że nie da się mieć populacji i wydobycia, przetwarzania o zasilania w jednym miejscu. Nie tak gęstej jak występuje na zachodnim półwyspie Azji.

W rezultacie takich drobnych transformacji gospodarczych gospodarki zapada poskładały się jak domki z kart. Dodruk to nie przyczyna, to tylko sposób drukarzy aby utrzymać się na powierzchni jeszcze przez chwilę. W kilku krajach na S już pękło. Usługi publiczne poskładały się jak domki z formularzy. Ale najpierw spaliły się hale. Pożar aquaparku w czasie napełniania wodą basenów wisienką na torcie. Szukanie frajerów aby kopać puszkę trwa.