Mainstream

Przygody przedsiębiorcy

Półtora miesiąca od przebazowania [ale tylko do momentu -a-, a resztę dopisałem już po listopadzie, bo mnie naszły refleksje na inne teksty], mokry, zimny wieczór. Można mieć już jakieś spostrzeżenia. Otóż większość legend jakie docierały spoza wieży z kości słoniowej okazuje się nie dość przesadzonych. Raczej są niedopowiedzeniami i coraz czarniej widzę utrzymanie tylu homo rzekomo w jakikolwiek funkcjonalny sposób, który by im się spodobał.

Wieże z kości słoniowej wykoleiły się modelowo. Sam miewałem takie głupie pomysły jak byłem młodszy i doświadczalnie przekonałem się że są głupie. Człowiek niby wiedział, ale się łudził. Każdy taki pomysł sprowadza się do czerpania zasilania z pominięciem entropii. To się przez jakiś czas udaje, bo entropię można zamieść pod dywan, ale po jakimś czasie trzeba na ten dywan wjeżdżać windą. Koszt zamiatania pod dywan rośnie, a winda napędzana jest spadkiem syfu z samej góry pod dywanem. Co oznacza, że trzeba pod dywana zamiatać szybciej niż się wozi. Kołowrotki – oczywista oczywistość. Zazwyczaj syf nie ma tyle spoistości aby utrzymać dywan i cały misternie uknuty plan się wali na podłogę.

Do takiej sytuacji doszło i chyba mamy trzepanie dywanu w gospodarce.

Streśćmy najpierw kilka pomysłów, jakie przez ostatnią dekadę strzelały do łba krawaciarzom i nawet były rezonowane przez szurię. A były przecież z gruntu głupie. Zacznijmy od takiego przewidywania, że korpora będzie miała inne stopy procentowe niż plebs. Owszem ma, zawsze miała. Ale to że ma niższe nic nie zmienia w sytuacji kiedy są różne od zera. Ponieważ cały model był ustawiony na oscylacje w okolicy zera, a jak z 0.25% skoczyły na 1.75% (bo przecież korpora nie ma kredytów z marżą tylko po referencyjnej) to koszty obsługi leasingów (wszak korpora reguluje tylko odsetki, nie zamierza maszyn kupować) wzrosły siedmiokrotnie. Tyle że to się wcale tak nie liczy^^

Otóż liczy się to tak, że siedmiokrotnie wzrosły w całym łańcuchu, a ten ma łączność nie tylko w poziomie (to te brednie, które się w różnych “prostych ekonomiach” “objaśnia” mapetom), ale i w pionie. A jak wiemy połączenie równoległe i szeregowe to są dwie, różne układanki. W tej układance jaka wyszła okazało się, że w leasingu są graty do wytwarzania prądu i pompowania paliw kopalnych. To że paliwa zdrożały bo cokolwiek (tak jak bez powodu staniały poniżej zera i trzeba było zatankować czołgi żeby kilka rzeczy wyjaśnić) to akurat pikuś. Ponieważ koszty obsługi długu u dostawców pierwotnych skoczyły z nieistotnych 1 na 7, a to w przypadku struktury kosztów tak wyżyłowanych przedsiębiorstw (które poświęcają na obsługę długu za sprzęt cały budżet na sprzęt) szarpie budżetem. Oczywiście księgowi natychmiast doszli po ile trzeba rezultat sprzedać aby się znowu dodawało leasingodawcy oraz przedsiębiorstwu, plus jakaś nawiązka na wypadek gdyby się na tym nie skończyło (bo to od razu pachnie ekstra opodatkowaniem). A ponieważ trzeba wyjść frontem do klienta, to pozamykano podaż, żeby spekuła na kontraktach nie fikała przeciwko takim cenom. Ceny energii od razu się wyprostowały. Również dla odbiorców.

Kopalnie mają własne elektrownie więc dla nich jest to koszt wyłącznie rozliczeniowy przekładania cyferek z jednej strony stołu na drugą. Dla huty w zasadzie też, bo ma kopalnię, żeby miała co wytapiać. Niby jest to rozdzielone, ale i tak wszystkie jajka są w tym samym koszyku, dlatego tu też było przekładanie z prawej kieszeni do lewej i rezultatem nie szarpnęło. Szarpnęli natomiast pracownicy, bo im te ceny to nie wzrosły odrobinę, no a po co chodzić do roboty jeśli nie ma z tego pożytku? Oczywiście dla essential od razu zrobiony podwyżki z paragrafu “bo braknie”. No ale aparat przetwórczy to prądem szarpnęło z kilku stron. Raz od pracowników, dwa samym prądem, trzy dostawami gazów technicznych (bo prądem się to robi, no i pracownicy też essential), no i przeróżnymi poddostawcami, których też szarpnęło. O ile w poziomie to wyszło po sumach na ca +6%^, to w pionie mnożnikiem, a że mamy jakieś siedem poziomów to z 1.0025 do 1.0175 zamiast 1.06 zrobiło się prawie pół pi. Natomiast w gospodarce globalnej to już kumotrzy sami widzą, że znowu się nie chciało dodać, po bałkanizacji zaczęło się mnożyć. Tyle o bajce pod tytułem “różne stopy procentowe”. Fakt, że tak jest, ale nic z tego nie wynika co wynikać niby miało. Chyba że ktoś zakładał iż wynikać będzie jeszcze bardziej – no jakoś nie.

Jankeskie szury coś tam burczały o decouplingu. No to im urządzono planetarny de coup. Nagle^^ wszystko przestało pojawiać się na półkach. W szczególności przestało u beneficjentów planetaryzmu. W krajach gdzie już wdrażano plan “będą za nas pracować inni” zapadło zdziwienie, że jak to za frajer nikt nam nie chce wysyłać towaru?! Nam?! Przecież to zaszczyt dostarczać do tak istotnego kraiku!

————–a—————[to było aktualne w listopadzie, a resztę tekstu popełniono później, w połowie grudnia]

Dały o sobie znać statystyki kohort rozróżniające stan obecny od wychodzenia z poprzednich kryzysików. Dawniej starzy wyjadacze w okolicach sześćdziesiątki zarządzali korporacjami i mając doświadczenia w odpowiednim momencie zaciągali ręczny (wszystko stop, skadrowanie podaży, młodzież na bruk). Ale zajmowali stanowiska tak długo, że do ich utrzymania musieli wycinać kolejnych aspirujących i powstała tam dziura pokoleniowa. Obecnie korporą podażową trzęsą młodsi boomerzy, którzy co prawda są około sześćdziesiątki, ale nie mają w swoich doświadczeniach żadnego poważnego załamania rynku w czasie pełnienia jakiejkolwiek funkcji decyzyjnej. Starsze boomerstwo, nieliczne już okupuje branże finansowe (ubezpieczenia, bankowość komercyjną, factoring) – tam były pewne objawy przytomności, ale branża finansowa straciła istotny wpływ na gospodarkę podażową po wyeksportowaniu jej do Azji, a ta podażówka, która utrzymała się w “pierwszym świecie” skoro sobie poradziła bez nich to nie nawiązała stosunków “jak dawniej” gdyż nie wynikały z tego dla podażówki już żadne korzyści.

W MiŚiach tymczasem wprost przeciwnie – te które się przez okres “prosperity” utrzymały mają obecnie wiekowych szefów (zdarzyło mi się pracować z dziadkami dobijającymi osiemdziesiątki, starzy, cwani wyjadacze robiący korporacyjną, sześćdziesięcioletnią gównażerię na wszystkie otwory). Niektórych szefów tych MiŚiów na moich oczach pożarła starość i zaczęli gubić się na hali. Było się od kogo uczyć. No i dziś wiek szefów w MiŚiach odpowiada temu w korporze, a to było źródło przewagi struktur zorganizowanych – wiek i doświadczenie. Ta przewaga korpor przepadła. MiŚie zaciągnęły ręczny przy pierwszych objawach kryzysów, ale bez korporacyjnego parasola i cały problem co z tym teraz zrobić spadł na opiekę społeczną.

Zasilanie gospodarki przy wcześniejszych kryzysach opierało się na młodych, egzodynamicznych przedsiębiorcach w okolicy dwudziestki, którzy nie wiedzieli że się nie da, i większości się nie udawała, a ten błąd pomiarowy wykazywał wadliwość twierdzenia. Firmy te zasilane były młodymi, porzucanymi przez molochy pracownikami, którym nikt nie powiedział, że to bez sensu, no i na tej egzodynamice pod batem jakoś się udawało. Podaż populacji okazywała się kluczem do przetrwania. Na tej podaży matki naturki, reprezentantki reality check na ten padół zaciągnęły ręczny już dawno. Kasa MiŚie kasa^^

Dziś młody, ambitnie rozkręcający MiŚia ze skutkiem ma (po przeprowadzeniu dowodu 2+ lat) w okolicy trzydziestki. Co prawda nie miał stosunku z żadnym kryzysem i rozpędzał się do skoku przed klifem inflacyjnym, ale nie jest to już dwudziestoletni egzodynamik. Też umie w tang ping. Akurat mi się taki trafił i trzeba przeciągnąć przez restrukturyzacyjną kozetkę, bo kiedy z drukarki sypało się to rozkręcił opiekę socjalną zamiast mięso na kościach firmy zbierać. Nie pierwszy raz widzę takie rzeczy w młodym przedsiębiorstwie – to się wyprostuje. Na rynku jest taka posucha na korelatory techniczne, że klientom bardziej opłaca się wyklepać, te co w manowce zjechały (jeśli znajdą kierunek na drogę) niż wyczarować nowe. Korpory wyprowadzą się same w takim sam sposób jak zawsze restrukturyzacjami tnąc całe regiony. Kadra korposzczurstwa już się połapała (i to w IT, młodzież kodoklepska pewnie coś tam już mogła słyszeć, ale nie przyjąć do wiadomości, bo za ich pamięci nie było takich brewerii), że klienci po kilku latach zawalania projektów (coś było dowiezione przez ostatnie dwa lata?^^) sami zawalili i dowiadują się o odbiorach projektów zamówionych, których po redukcjach i roszadach kadrowych nie potrzebują, a w ogóle to nic o tych zamówieniach odpowiednie stanowiska nie wiedzą “bo to dawno i kto inny”. Zgadnijcie czy będą cięcia po całości w takiej sytuacji kiedy gotowy jest niepotrzebny towar, a w produkcji jest wincyj wincyj tak samo poszukiwanego “dobra”. Korpory tym się różnią od MiŚiów, że na potrzeby polityki wewnętrznej (przepływy do misek) potrafią fejkować podtrzymanie procesu na przykład zawierając umowy z firmami “z końca świata, weźmy Hindusów bo tańsi” kiedy nie potrzebują jakiegoś działu, a garstkę procesów, które trzeba w tym cyrku podtrzymać zlecą skadrowanym Włochom, Hiszpanom, może czasem Niemca znajdą. Europa Środkowa i Afryka jest w takim procesie skreślana z powodu zbytniej bliskości kosztów. Smakosze owocowych czwartków zapewne nie czują pisma nosem, gdyż im takie zawiadomienie nigdy nie przyszło. Tak mi coś przemknęło przez myśl, że skoro pierwsze spotkanie zarządu nomenklaturowego jeszcze (i o dziwo było to IT, pokazano mi plastry/kostki krzemu na scalaki produkowane wtedy na obszarze Niedorzecza) widziałem mając sześć lat, a mając lat dziesięć prowadziłem MiŚiową buchalterię, a później już się to nie zmieniało to chyba jestem właśnie tym dziadem z doświadczeniem.

Inna sprawa, że przez tę samą myśl, przemknęło, że zanim upadł cececep to prawie nie znałem typa, który nie ma w domu komputera i chyba wyrosłem w wieży z kości słoniowej, a później, przenosząc się na Północ trafiłem do wieży z kości mamuciej. Nie zdarzyło mi się pracować w dziale technicznym, gdzie nie umiano wszystkiego dlatego, że do takich działów rekrutuje się przedsiębiorców (nawet jeśli niezarejestrowanych to i tak się wszyscy znają, a te dziadki, które dobiły do osiemdziesiątki tak właśnie prowadzą rekrutację – kupują MiŚie bo te mają materialne CV że im wychodzi). Organizując przedsiębiorstwa w różnych krajach robiłem tak samo z tego tylko powodu, że nie wiedziałem iż można inaczej, a do tego obracałem się wyłącznie w wieży, no to kogo mogłem tam znać? Pierwszy raz z rzekomo sapiensami (takimi co pracują w technice z łapanki, przyuczenie do zawodu, brak wykształcenia kierunkowego w wielu kierunkach) spotkałem się po trzydziestce, kiedy wezwano mnie do ogarnięcia kolejnej fabryki, bo ogarnąłem poprzednie i byłem już znany. I to chyba tak ma być, że kopię coraz głębiej w rzekomo sapiens, bo gospodarkę trzeba przeorać, złogów od dobrobytu się nazbierało i miskę stawiają mi tam, gdzie są czelendże, a pojawiają się one hurtowo.

I nie żeby to były jakieś niespotykane widowiska, to chyba na tym polega praca specjalistów od restrukturyzacji (zgrywam się z tym chybaniem, doskonale wiem jak to jest organizowane i dlaczego, mając lat dwadzieścia parę ze szkoły wysłano mnie od razu do audytu korpory, żebym się zastanowił co tam się porobiło, bo przez bramę wyjeżdża nie takie, a pieczątki ma wszystkie i jest doświadczona kontrola jakości z lotnictwa nie bez powodu). W każdej firmie jest powtarzalny model degeneracji, czasem zdarzają się jakieś poważniejsze sprawy życiowe kadrze (a kadrę trzeba wyklepać jak na manowiec zboczy, bo nową kształci się po soviecku – wszyscy do wody, kto wyjdzie ten pływać umie) takie jak kryzys wieku średniego (utrzymanki, hazard, rozwody, pijaństwo – bardzo problematyczne i powszechne na Północy wbrew panującej propagandzie, przestępczość zorganizowana o charakterze korporacyjnym – jest taka – wrogie przejęcia są czasem z mocnym naciskiem na wrogości, rozpad osobowości, inne patologi) i podejrzewam, że dlatego właśnie KK kryje wiele patologii występujących u kadry, bo drobnicę to od razu izoluje w ośrodkach, ma na to własne przybytki przywracające formację/izolujące problem od świata.

Restrukturyzacja przedsiębiorstwa (niezależnie od formy) zaczyna się od zapoznaniem z kadrą. Gdyż problem zaczyna się właśnie tutaj (to właściciel/prezes/stół dyrektorów^^ odpowiada za wszystkie działania przedsiębiorstwa i to tutaj doszło do błędów & wypaczeń, które na pewno zostaną uspołecznione, a częściowo tutaj sprywatyzowane, dlatego mają złote spadochrony). Problemem jest najczęściej konstrukcja psychologiczna w funkcji doświadczeń rynku i funkcji dynamiki grupy (interakcje wzajemne działów, interakcje w piramidach i ewentualne interakcje poziome na niższych piętrach). Homo rzekomo sapki mają taką własność, że jeśli nie prostuje ich zima (głód, deficyty) to degenerują własne kwalifikacje. Dobrym przykładem (zrozumiałym dla każdego) są kierowcy, nabierają nawyków i trzeba co kilka lat (proponowane dwa) przejść się na kilkanaście godzin prostowania nawyków do instruktora, bo to że jeszcze nie doszło do nagannych wydarzeń nie oznacza, że warto przeładować i przykładać do skroni. Dokładnie to samo jest z operatorem cnc, wiertarki, śmieciarki, przedsiębiorstwa. Rutyna grozi kalectwem, a nawet dywanikiem u Stwórcy gdzie przyznawana jest nagroda Darwina. Większość poważnych wypadków jakie widziałem mieli albo zupełnie zieloni pracownicy w pierwszy dzień, kiedy kadra nie pomyślała, że są zieloni i nie można ich puszczać samopas do zadań tylko dlatego że jakaś biurwa dała im papierek; albo stare dziady, które po dekadach robienia czegoś niebezpiecznego co działało znaleźli nabój w komorze. W przypadku części gerontów pada jeszcze zarzut zaniku pewnych funkcji na łączach korelatora z motoryką. W przypadku przedsiębiorców o wypadkach zazwyczaj nikt nie wspomina, po prostu dużo ludzi idzie na trawę, a firma w bankruty, ale nikt tego nie rozpatruje jako wypadku przy pracy spowodowanego rutyną. A niczym się to nie różni. Dlatego staram się przeprowadzać moje MiŚie przez regularne zamknięcia i robić od nowa lepiej. Za każdym razem wychodzi nieco lepiej czego dowody materialne mogę zważyć (w postaci rosnącej masy… samic, to ponoć z wiekiem, bo liczba niezmiennikiem est). Rosnącej masy brzdęku, parku maszynowego etc.

Sytuacja jest jednak dobra. Taka jaka jest. Otóż tang ping spowodował, że wsad produkcyjny tanieje, ponieważ z przyczyn zbrojeniowych trzeba utrzymać wolumen produkcji i dosypywać korporze do tego, a przy tym produkowane jest bardzo dużo standardowego wsadu (skoro ma korpora sypane z dodruku to po co ma wygaszać? się utrzyma na jałowym biegu całe departamenty, po pierwsze układziki, a po drugie przydasiem kiedy już zasilanie gov zdechnie w kontakcie z inflacją, a napięcie z populus rozwiąże problem gov i ruszy do normalnej roboty z głodu). Jeśli zaś mamy park maszynowy, wsad jest tani, klient istnieje, to pozostaje jedynie obciąć zbędniki przeprowadzając depopulację i reintegrując się w spółdzielnie. A to nawet nie wymaga wymyślania, przedsiębiorcy sami wyczuli pismo nosem i naturalnym odruchem zaczęli to organizować bo inaczej nie działa. Zdaje się o tym pisałem, ale nie byłem przekonany czy pójdzie tak gładko i samo się zrobi, a tu proszę – siamo. Sami się dogadali, sami się przekonali do depopulacji (no może wyniki w tabelkach im nieco pomogły). W MiŚiach ta wesoła, świąteczna nowina dotrze do proletaryatu przed Gwiazdką, a że do Gwiazdki i w korporze będą podsumowania, bonusy z Q4 to tam ogłoszą Dobrą Nowinę “great rest” w styczniu, a w dużych przedsiębiorstwach (takich jeszcze nie korpora, ale już ewidentnie nie MiŚ) najpóźniej na opłatku.

Parafrazując świętego komuszystycznego Klausa – nie będziecie zasuwać, nie będziecie szczęśliwi, i będziecie mieli kredyty do spłacenia. Oczywiście nie wszyscy, część będzie zasuwać, no ale ta część która ma czym i dowozi. Ta część będzie musiała być zadowolona niczym koń na folwarku albo podzielić los pozostałych.