Mainstream

Ryzykowanie zarządzeniem

Gadające głowy od kreatywnej księgowości przez wiele lat się gimnastykowały jaki rodzaj działalności prowadzić, żeby daniny nazbyt nie obciążały. Spółki takie czy siakie zachwalali, działalności na gałęzi i przez komandytową gumę w tej czy innej jurysdykcji. W swoim czasie przerabiałem różne takie umowne fiki-miki w różnych jurysdykcjach zanim to było modne, a modne się zrobiło ze względu na ryzyka. Tyle że te ryzyka to nie jest akurat ciężar danin zgodnie z literą lewa i wtedy kreatywność służyła zupełnie innym celom (tym z daninami też). Obecnie ryzykiem są interpretacje wsteczne, że coś tam w papierze nie sztymowało i należysiem. A to że schemat spółek był taki czy siaki żadnej biurwy nie interesuje, bo co raz wyciągają jakieś interpretacje, że ktoś kogo mogą za portfel złapać odpowiada. Cała zabawa się wyłącznie do tego sprowadza, że coś zabiorą i dalej sprawa prowadzona jest dla zasady. Mamy więc poborców haraczy ze Sknerusa McKwacza o imionach Wyrwij i Zagrab. Były tam takie dwie postacie, a moje doświadczenia z ustrojem podatkowym od momentu kiedy tej instytucji przez chwilę nie było (milicja przestała, a nowa, zmutowana Ludowa Bolkowa przy IV prędkości ucieczki inflacji nie nazbierałaby na orzeszki) sprowadzają się wyłącznie do takich. Mleko miałem wtedy pod nosem, więc zajmowałem się prowadzeniem rozrachunku (tej prawdziwej księgowości za ile kupiono, za ile sprzedano, a ile jest i ile musi kosztować) oraz kwestiami technicznymi (przynieś, wynieś, skopiuj, pilnuj łóżka polowego). Ponieważ było to lata przed pierwszą potrzebą ogolenia dzioba kwoty (naturalnie liczone w dolarach – jedyny uznawany w Ludowej Bolkowej środek płatniczy) wydawały mi się olbrzymie (w przeliczeniu na matchboxy i klocki lego z pewexu, w którym jeszcze jako jednocyfrowy smark dokonywałem zakupów i nikogo to nie dziwiło – taki był ustrój), ale jak dopasowałem to do kosztów (lokale, media, pensje) to przy stanie magazynowym (i jego ubytkach) zawsze wychodziło winien. Czego niby skarbówa chciała od wiecznie zadłużonych przedsiębiorstw w fazie akumulacji pierwotnej nie bardzo rozumiałem. Ale zawsze coś im się niby należało.

Nie o kombatanckiej przeszłości z liberalnej dżungli kiełkującego kompradoryzmu jednak to będzie. Otóż czego by obecnie nie zastosować wg litery lewa to biurwa i tak ma na celu dorwanie się do sosu, a kogo przy tym potarmosi nie ma znaczenia. Mógłbym się lansować co do metod stosowanych od lat w celu uniknięcia takich zapędów, ale po dekadach wymyślania jak to się robi (nie żebym był praktykiem – ja tak tylko hipotetycznie, a w ogóle to ktoś się pode mnie podszywa^^) zauważyłem, że wszystko to jest znane i stosowane od lat w korporach. Tylko oni mają rozmach oraz droższych lewników w fikuśniejszych garniturach, a do tego lobby nieodróżnialne od korupcji. Co da się w praktyce wykorzystać, a co korpory oferują szczodrą, wyzyskującą ręką.

Przyjmijmy standardową sytuację, że skarbówa napada nam przedsiębiorstwo wytykając, że zgodnie z jakimś tam załącznikiem do załącznika na 650 stronie ustawy o misiu Kolaborze nadużyliście, sprzeniewierzyliście, wyłudziliście, ale jesteście na liście… Nie ma obecnie żadnego znaczenia, że wszystko robiliście zgodnie z literą (nawet jeśli to exploit) gdyż celem jest sos, a nie literki. Najpierw się Was obłupi, a później nie będziecie mieli się jak bronić. W tym czasie Wasze układy z rynkiem zostaną zdemolowane (bez sosu leżycie) i tyle Was widzieli. Z punktu widzenia korpory to zachowanie standardowe i różnią się jurysdykcje, daty, ale sama metodologia się nie różni. Gadające głowy coś tam niby opowiadają, że odpowiedzialność ogranicza spółką taka, siaka i owaka, że postępowanie, że lewnicy i na końcu coś tam ugracie. Ugracie jak dożyjecie emocjonalnie & ekonomicznie, a oni nie opowiadają tego za darmo. Korpora może sobie pozwolić na damage conTroll, ale i tak wyłącznie po to, aby postępowanie poszło w kierunkach osobowych poza jurysdykcją. Czyli donikąd. I sobie w archiwum zgniło.

No to trzeba robić tak samo. Czyli jak?

Przedsiębiorstwa mamy finansowe (obracające papierem nawet jeśli na towar to bez stosunku z towarem), handlowe (obracające towarem) oraz produkcyjne (mięso na hali). Forma rejestracji przedsięwzięcia jest drugorzędna – istotne jest wyłącznie kto i za co odpowiada, oraz żeby jak najmniej dziobów tam za cokolwiek odpowiadało. Dzioby odpowiadające nie mogą absolutnie występować w jurysdykcji poza koniecznością, a najlepiej im tworzyć historię gdzie indziej, gdzie naprawdę sobie żyją i o naprawdę o niczym nie wiedzą. Proces niewiedzenia rozpoczyna się pomiędzy drugim, a piątym rokiem działalności. Dlatego tworzy się je kaskadowo na zapas. Po takim czasie figurant jest na tyle umocowany działaniami w innej jurysdykcji, że jeśli nie odwalicie czegoś kryminalnego (piszę tu o zabezpieczeniu normalnej działalności, a nie celowym kręceniu wała) to zarówno historia etatu, ubezpieczeń jak i pobytu nie będzie budzić wątpliwości, że pod figuranta w innej jurysdykcji ktoś się podszył, ale to zmartwienie tej innej jurysdykcji. Za czasów słusznie minionkowych firmy były prowadzone zwyczajowo “na żonę”. Było i jest to na tyle korzystne, że nawet jak coś się tam przyklei to są to zwykle nieprawidłowości, a ewentualna kara jeśli już jest nakładana (bo ktoś nie dopilnował wyrejestrowania, nie dochował staranności czy podobne kwiatki) to niska i rozłożona na raty (wszak jak to spłacać z etatu?) co można łatwo uzupełnić dopływem gotówki z boku, tak że nie będzie się do czego przyczepić. Oczywiście nie jest to organizowane wprost – najczęściej są przekładki przez kilka jurysdykcji, gdzie warstwowo nakładamy nieuprawnione wystawianie dokumentów przez nie wiadomo kogo i nigdy nie jest to ta sama osoba w łańcuchu. Zabezpieczenie wygląda jak do poważnej działalności występnej, a tymczasem to wyłącznie przytomne zabezpieczenie przed napadem ze strony Kapitana Państwo. Najśmieszniejsze, że żadna działalność występna nie jest pod takim szyldem prowadzona, aż głupio to nazwać samoobroną przed aparatem ucisku. Do takiego kabaretu doszło nie pierwszy raz. Korpora odwrotnie – robi 2-5 letnią rotację po stanowiskach pomiędzy jurysdykcjami i nigdy nie można znaleźć winnych.

Kolejnym etapem zabezpieczeń (jak już nie można ustalić & doprowadzić odpowiedzialnych za działalność) jest dokumentacja. Zgrany numer na biuro wirtualne ma w zwyczaju nie działać z kilku powodów. Po pierwsze urzędy są uczulone na biura wirtualne (zależnie od jurysdykcji albo robią fochy na postboxa albo wymagają jeszcze jakiegoś adresu, albo biura muszą podpisywać umowy tak żeby jakiś adres, a do tego biura są łatwe w penetracji), po drugie dlatego, że jak pośród hopsztyliona firm z danego adresu ktoś coś odwali to urząd dostaje uczulenia na wszystkich z takiego adresu i zaczyna się czepiać na wszelki wypadek, tertio archiwa jakieś się tam zachowują i trzeba to i owo podpisać. Lepiej jest więc mieć własne “biuro wirtualne” pod szyldem normalnej działalności niewzbudzającej znajomego i pocztę odbierać. Najlepiej jak taki znajomy jest starym wyjadaczem na biurwę ciętym i adresu użycza bo ludziom pomaga (nie za darmo oczywiście, ale to jest kanał z boku), bo przedsiębiorcy sobie przecież pomagają jak komu brakuje adresu. Robienie kipiszu o adres na złomowisku czy w warzywniaku zwyczajnie mija się z celem co gwarantuje poziom intelektualny ludu tam pracującego czego dowodzą twarze tam oglądane. Dokumentacja jest więc zawsze “w dyspozycji figuranta”, a figuranta nie ma. Oczywiście normalna firma gdzieś tam biuro ma, ale tam jest trzymana wyłącznie dokumentacja bieżąca (pozostała “została zabrana przez szefa” i znajduje się w miejscu niemożliwym do ustalenia razem z bronią chemiczną Saddama) i urzędactwo musi sobie skompletować wszystko samo z tego co znajdzie (a umie szukać i zawracać ludziom głowę). Przekazywanie biurwie jakiejkolwiek dokumentacji to kopanie pod sobą dołka, i jakiekolwiek złudzenia że to w sprawie pomoże i się odczepią jest iluzją. To właśnie na podstawie dokumentacji dopiero zaczną się czepiać, przestaną gdy nie będzie papieru do młócenia. Dokumentację prowadzimy wyłącznie dla siebie. I regularnie likwidujemy przedsiębiorstwa w takim cyklu jak robi to korpora ze stanowiskami. Dwa lata to za długo. Każdy interes sypie się z powodu niestabilności lewa podatkowego najpóźniej w trzy. Dlatego dla higieny kaskadowo przenosimy działalność do kolejnego przedsiębiorstwa, a poprzednie po likwidacji/zbyciu/pozbyciu ma dziury w ciągłości dokumentacji. Dziury w razie czego (po zbyciu jeśli sph) połata firma doradcza jakiej gadającej głowy, a jak połata to się za jakiś czas zamknie. Nie za darmo oczywiście, ale tu też nowy przedsiębiorca od zamiatania ma dopływ z boku. Korpora oczywiście tak nie może (grillowanie dokumentacji jest tam niemodne) więc robi odwrotnie – zawala archiwum taką ilością papieru, że nie da się tego skontrolować, więc co roku przychodzi tam audyt z jakiś Anonimowych Alkoholików ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Arthur_Andersen ) i wali pieczątkę że wszystko gra i koliduje. Jakoś skarbówa nigdy tych pieczątkowanych przez wielką czwórkę firm nie penetruje, a to dlatego, że po pierwsze archiwa IPN są przy tym małe i etatów braknie, a po drugie stołki w tych firmach obejmują specjaliści z branży czyli byli szefowie skarbówki (lub członkowie rodzin) na terenie i byłoby wielką niegodziwością wyrazić brak zaufania do tak czcigodnych osób. Osób dobrze umocowanych w aparacie poprzednim, obecnym i przyszłym co waży na karierze każdego kto zechciałby cokolwiek penetrować. Zresztą w dokumentacji korpory zawsze wszystko się zgadza i na wszystko znajdzie się albo papier, albo winny, który odpowiadałaby osobiście (bo przecież nie spółka, to wynika z przepisów) tylko akurat już nie pracuje i nie ma go w jurysdykcji. Osoby wykonujące te audyty (jeśli nie podpadają osobie czcigodnej) gwarantują jakość audytu gotowością do przegrywania z gołębiem w warcaby. Poznałem nieco takich osób i zapewniam że wykryją każdy szwindel, jeśli chcecie coś ukryć róbcie to jawnie i z pełną dokumentacją – gołąb wygra.

W tym punkcie (audyt) wiąże się wiele spraw, które od korpory są mniej lub bardziej udolnie kopiowane. Oczywiście mało kto z kumotrów prowadzi przedsiębiorstwo, w którym produkcja rzeczywistego papieru oraz skala baz danych przygniata kontrolę, a za tym wymaga usług jakiegoś EY i ponoszenia kosztów utrzymywania własnego biurwa prawnego (raz mi się zdarzyło). Ale… Zawsze jest jakaś Ala. Korpory w jednostkach wykonawczych przedsiębiorstw trzeciego typu (produkcja, montaż, magazyn, cokolwiek materialnego) mają jakąś halę i na tej hali są jakieś urządzenia. W korporze zwyczajowo wszystko jest w leasingu albo wypożyczone. Z punktu widzenia MiŚia leasing jest niepraktyczny wyłącznie dlatego, że jak trzeba się zwinąć to trzeba trochę oddać, trochę popłacić i korelatora może braknąć na pozamiatanie wszystkich umów (a ich porzucenie w przedsiębiorstwie, którego celem nie jest kręcenie wała nastręcza całą masę głupawych konsekwencji później) do czego może jeszcze dojść brak przepływów i blokada środków. Dlatego z praktyk korpory korzystna jest część o wynajęciu całości sprzętu. Wywołuje to łańcuch umów outsourcingowych (przynajmniej dla pozoru), ale jest do przyjęcia i upraszcza kwestię istnienia przedsiębiorstwa, które prawie nie ma środków trwałych wartych złupienia. Niby biurwa może tam napsuć ekipą do działań swoistych i wszystko zaaresztować, a później niech się właściciel martwi, ale jeśli zabezpieczenia są przygotowane w odpowiednich warstwach (i dział obrotu jest izolowany od produkcji) to jest czas na pozamiatanie zanim ktoś się dokopie, a w drobnych sprawach nikt tak głęboko nie kopie i umowy można poprzekładać na inne przedsiębiorstwa od obrotu rezultatem pracy. Dodatkowo dobrze jest być podwieszonym pod korporę jako odbiorcę i wtedy ryzyko że ktoś zacznie się czepiać jest nikłe, gdyż musiałby się czepić dużego misia, a to nastręcza wymienionych wyżej trudności.

Takie przedsiębiorstwa produkcyjne jak i handlowe obowiązuje bezwzględna separacja magazynu od biura. Biurwa chodzi po biurach, a towar należy do innego przedsiębiorstwa, które zajmuje się jedynie trzymaniem go w magazynie jeszcze innego przedsiębiorstwa zlecając wysyłkę. Jeśli do tego dodamy transgraniczność działań (typowe w logistyce automotive czy elektroniki) to biurwie jest bardzo trudno uchwycić jakikolwiek wartościowy środek trwały. A liczba przepływów pomiędzy takimi przedsiębiorstwami generuje olbrzymi szum transakcyjny oraz kanały boczne (gotówkowe i barterowe), których blokowanie powoduje szeroką destrukcję na rynku i ingerencję mediów (jak z powodu urzędactwa pracę traci kilka procent mieszkańców jakiejś miejscowości to nie dość że jest dym, to dochodzą jeszcze osobiste kwasy i ingerencje “wujka komendanta”, a nawet akcje “urzędników nie obsługujemy” i łańcuch protestów).

Mięso zintegrowane. Obrót finansowy w przedsiębiorstwach separujemy faktycznie od ich działalności (choć wykorzystujemy formalnie obrót po wszystkich przedsiębiorstwach aby było dużo szumu i wyprowadzać jak najwięcej w obieg fizyczny przy jak najmniejszych daninach czyli obrót kasowy na ryczałtach i niskie kwoty rozliczeniowe zależnie od jurysdykcji są to dg lub mutacje sc). Obrót finansowy zazwyczaj integrujemy z działem sprzedaży/bok. Trzeba mieć tam przytomnych ludzi, którzy jak chomiki nawykły do gromadzenia wszelkich środków rozliczeniowych i nie podpadają w rozliczeniach, szczególnie w sytuacjach awaryjnych – wtedy wszystko śmiga gładko. Korelator zazwyczaj nie zajmuje się sprzedażą, a pilnowaniem prawdziwego rozrachunku co oznacza dokarmianie działalności na wzroście i wygaszanie idących w koszty. Inicjuje też wytwarzanie kolejnych osobowości lewnych w kaskadzie. Obrót formalny (papierologia do prezentacji dla haraczobiorców) prowadzi normalną papierologię. Z tym działem rzeczywiści decydenci utrzymują jak najmniej kontaktów, z reguły sprowadzając to do przynoszenia gotowych rozliczeń przygotowanych zewnętrznie przez kogoś, kto by się pod tym nie podpisał i sygnując to na podstawie pełnomocnictwa (czyli nie są formalnymi decydentami, a jedynie zatrudnionymi do realizacji zadań i tu rotacja jest wskazana, najkorzystniej jeśli można jej dokonywać pomiędzy jurysdykcjami). Formalną odpowiedzialność (stołki malowanych dyrektorów) cedujemy na osoby o ugruntowanej pozycji w innej, nieczepliwej jurysdykcji (obecnie można to robić korespondecyjnie bez ujawniania się fizycznie w miejscu organizacji tożsamości lewnej). Brexit i ostatnia awantura kacapska są dobrymi przykładami jak biurwie nagle odcinana jest pomoc prawna w jurysdykcjach gdzie jest formalny stołkowy.

Obecna sytuacja bardzo ułatwia powrót do tych zdrowych praktyk biznesowych, gdyż zapewnia marżowość (wynikłą z inflacji oraz dezombifikacji rynku stopami), a co za tym idzie marginesy na rozkurz jaki przy średniej działalności generuje taka kolaboracja pozornych MiŚiów. Dalsze kroki w bałkanizującej się EU doprowadzą do coraz korzystniejszego rozmywania dochodów pomiędzy jurysdykcjami na bazie umów z osfiz. Zwrócę uwagę (jako teoretyk oczywiście całkowicie hipotetycznie), że umowa o dzieło zawarta z nierezydentem w ramach EU/ESS na podstawie lewa o podwójnym oharaczowaniu jest opodatkowana w jurysdykcji rezydenta. Czyli wypłacamy mu w całości (gotóweczką raczej, bo przecież bidok konta nie ma), a ono samo sobie już składki i podatki u siebie w co wierzymy święcie, a skontrolować nie mamy uprawnień. Znając mobilność kumotrów aż strach pomyśleć jakie stosy martwych dusz kryją się po urzędowych archiwach poszczególnych jurysdykcji. Najweselsze w całej sprawie jest to, że nie wszystkie jurysdykcje przewidują taką formę i zawarcie takiej umowy transgranicznie (wszak kod nie zna granic), a odpowiedzialność za rozliczenie w niektórych nie spoczywa na wykonawcy, a na zleceniodawcy też nie spoczywa, bo jest z innej jurysdykcji, a praca wykonywana dla jeszcze innej. Odkopywanie takich kwiatków i dochodzenie co kto komu winien gdy sprute szwy EU puszczają, a kolejne gospodarki pędzą w nacjonalizmy obsikując miedze zbrojeniami doprowadzi do konsternacji niejednego formalistę, który zostanie przeniesiony (w trybie korporacyjnym, w końcu to urzędnik) do innych zadań zanim drobnostkę odkopie.

@gruby ostatnio przypomniał jak to Pomarańczowej Alternatywie na Piotrkowskiej milicja zatrzymała galopującą inflację. Mając na uwadze łódzkiego anarchistę Gudzowatego darzę sentymentem sikające biurwie do mleka krasnale. Obecnie ustrój jest dość wrażliwy i szczelny na kręcenie wałów, ale spokojnie można bogacić się normalną działalnością na kompetencjach. Tyle że biurwy zaczęły zwalczać normalną działalność, która nic z występkiem wspólnego nie ma. Zostało jedynie przyznać się do udziału w nielegalnym zgromadzeniu krasnoludków i sikaniu zmrolom do mleka.

http://www.orangealternativemuseum.pl