Mainstream

Wyciągając się za włosy z bagna (1)

Aparat pojęciowy jakim dysponujemy jest taki, jaki jest – z bagna. Nie mamy innego, nie mamy wspólnych definicji (nie ma nawet sensu ich tworzyć), nie interpretujemy zjawisk, rezultatów, opinii w ten sam sposób, wyciągamy różne wnioski z tych samych przesłanek, a nawet znaczenie słów jest dla nas różne. A mimo to staramy się komunikować. Akurat pismem, które nie jest zbyt naturalną formą komunikacji między osobnikami naszego gatunku. A jednak komuś chce się to wszystko czytać, a mnie się chce pisać i najpewniej nigdy się nie poznamy. Pozostaje mi jedynie wyobrazić sobie, co czytelnik może pomyśleć i nakierować go na to, co mnie się wydaje, że sobie ubzdurałem realizując to moje success story wyciągania się z bagna – nie żeby tak całkiem: tylko tam, gdzie woda jest dość mętna, aby ryba lepiej brała. A nakierować mogę w dokładnie taki sposób, w jaki zmagamy się z przeciwnościami – w każdy możliwy. Czytelnik wszak jest czytelnikiem dlatego, że coś go w tych tekstach ciekawi. Ciekawią go zaś ciekawe clickbaity, po to aby był zainteresowany, bo przecież nie przez pomyłkę są te skwarki poumieszczane w kaszy, a dla smaku właśnie.

Czytelników nieostrzeżonych poprzednimi tekstami wypada ostrzec, że przedstawię tutaj dystopijną rzeczywistość opisaną w sposób paskudny w treści i grafomański w formie. Co więcej, nie będę się liczył z brakiem doświadczenia, wyrobienia i poziomu intelektualnego czytelnika (który może być po prostu zbyt młody i niedoświadczony, aby pewne tematy móc atakować na wszystkie sposoby na raz) – to nie są teksty dla każdego. Dla większości ludzi to bełkot i nie ukrywam, że świadomie wskazuję, iż to wszystko co tutaj spisuję to to, co mi się wydaje, że mi się wydawało bez spełniania jakichkolwiek kryteriów metodologii naukowej, a co najważniejsze – to wszystko nie będzie intersubiektywnie weryfikowalne, ponieważ ta historia jest moja, o moich czasach, w takim otoczeniu, jakie zastałem w tym nienajlepszym ze światów. Jednakże to w tym świecie uzyskałem rezultaty i właśnie dlatego wielu ludzi ciekawi nie tyle co myślę, ale w jaki sposób to robię. Bo przecież nie będzie tu gotowych recept jak przeżyć moje życie – ono już przeżyte – ale pozwoli to ludziom, co już swoje wiedzą, na odniesienie tego co uważają na temat wskazanych mechanizmów do tego, co mnie się wydaje. Bo w tym paskudnym świecie jest niezwykle korzystne mieć szerokie spektrum przewidywań na temat tego, co sobie inne homo pravusy mogą knuć. A to szerokie spektrum jest konieczne, ponieważ nie realizujemy strategii celowych, a poruszamy się w bezmiarach opcji, obstawiając je sztonami po całej szerokości, licząc na to, że uda nam się wskoczyć na rosnącą górkę i sobie przypisać wzbudzenie fali, która do wielkich przewag nad bliźnimi nas wyniosła. Te synkretyczne strategie pokonywania przeciwności w każdy możliwy sposób naraz wydają się niespójne dla ludzi pragnących jasnych i prostych rozwiązań, ale taki właśnie wydaje się być świat stosunków w ludzkich gromadach – ciemny i pokręcony. Wszystko jest w nim nie takie, jakie się młodym wydaje, że być powinno, a jednak takie jest.
Zagadnienia przedstawię z tym większą liczbą przypadków i sposobów radzenia sobie z nimi, im bardziej dane zagadnienie uważam za interesujące lub istotne. W niektórych przypadkach odniosę się do tego, co wydaje nam się, że wiemy o dawniejszych sposobach radzenia sobie z podobnymi sprawami oraz jakich rozwiązań spodziewamy się w przyszłości i na jakie sobie przygotowuję pola manewru. Oczywiście nie urodziłem się z tą wiedzą i praktyką, a z o wiele większą umrę, ponieważ dostrzegam spryt i przebiegłość wyzyskujących mnie dinozaurów. Wyciągnąłem się za włosy z bagna i zrobiłem z siebie człowieka, chociaż tonąłem w tym przenikającym wszystko bzdurnym sosie kulturowym, w jakim tkwi otumaniona tłuszcza. Wyjaśnię mechanizmy, jakie ich tam trzymają i jak je można samodzielnie unieszkodliwić, a nawet eksploatować, aby z tego bagna wypłynąć do chociaż nieco mętniejszej – ale wody. Wierzyłem we wszystkie brednie, w jakie winien wierzyć rasowy leming, ale udało mi się samodzielnie (zbierając tęgie razy od świata) wyłuskać z otaczającej rzeczywistości cele i postawić je przed sobą, a następnie zrealizować (do trzydziestki^^) – nie przekracza to więc możliwości ludzkiego rozumu i niczego mniej nie oczekuję od innych (a nawet śmiem wysuwać roszczenia^^). Samodzielne stawianie sobie celów i zdobywanie do nich kompetencji nazywamy suwerennością. Nie żałujmy sobie więc dziewiętnastowiecznej poezji wolnomularskiej:

Z własnego prawo bierz nadania
I z własnej woli sam się zbaw!

Pomyślmy

Komunikacja z innymi osobnikami, myślenie co inni myślą, halucynowanie co pomyślą, jak zareagują, jest główną bolączką trapiącą nie tylko nas, ale i inne gromadne. Jednakże wyłącznie We The People tworzymy wielopoziomowe hierarchie o niebywałej liczbie macierzy powiązań. Jest to zjawisko niespotykane w naturze, a jego przejawem jest między innymi transakcyjny podział zadań i redystrybucja rezultatów, mimo – co zadziwiające – zupełnie małpiej struktury politycznej, decyzyjnej i zmilitaryzowanej hierarchii odniesień. Żaden inny gromadny mieszkaniec planety nie dokręca sobie śruby tą sztuczką. A tak, bo ta sztuczka jest bardzo kosztowna metabolicznie. W jednopoziomowej hierarchii (politycznej) poziom hormonów stresu jest najwyższy u osobnika najniżej w hierarchii i spada w górę hierarchii, aby w osobie przywódcy znów osiągnąć wyżyny. Największy komfort metaboliczny ma więc pierwszy oficer. Jednak wytwarzanie przedmiotów wymaga podziału zadań w łańcuchu, w rezultacie każdy jest samodzielnym przedsiębiorcą (indywidualnością) w łańcuchu będącym dla każdego kolektywem, od którego jest zależny i to do tego w taki sposób, że można się go pozbyć. W rezultacie wszyscy w łańcuchu wytwórczym są zarówno najniżej w hierarchii, jak i są szefami swoich firm, rodów (są na górze hierarchii), gdzie spoczywa na nich nieograniczona odpowiedzialność. Na taką rozrzutność energii trzeba mieć bardzo dobre paliwo. Chociaż wyobrażamy sobie, że struktura hierarchiczna jest obiektywnie piramidą i tak to odnajdujemy w książkach opisujących zjawiska społeczne. Wiemy też, że ta piramida składa się z innych piramid i tak też opisujemy struktury dające się mniej lub bardziej wyodrębnić w jakichś umownych ramach (na przykład struktura hierarchii formalnej w armii jest dość prosta do przedstawienia w ten sposób, dopóki nie wepnie się tam pozamilitarnych macierzy kontrolnych spoza wojska – prokuratura wojskowa jest przykładem tego typu absurdu, który znika w momencie jakiegokolwiek użycia armii do tego, do czego ona pierwotnie miała służyć). Pomimo tego wyobrażenia wiemy też, że powiązane są w te struktury wyłącznie wierzchołki piramid i udział ogona organizacyjnego (firmy, departamentu, jednostki) za każdym szefem podlega skutkom (nie żałujmy sobie eufemizmu “odpowiedzialności”) zbiorowo. Kolektywnie ponoszone są straty, a indywidualnie wierzchołki zgarniają zyski. Wiemy też, że powiązania poziome na wszelkich macierzach struktur społecznych mają bardzo silne przełożenie na opis tego, gdzie rzeczywiście podejmowane są decyzje i powoduje to u ludzi łączących nie dość kropek poważne dysonanse związane z rezultatami działania takich struktur względem działań jakie halucynowali. Ta zdolność do ogarniania własnym umysłem wielopoziomowych & powiązanych poziomo struktur politycznych, wykonawczych, produkcyjnych jest pierwszą istotną cechą różniącą nas od wszelkiego innego stworzenia gromadnego. Drugą zaś jest celowe wytwarzanie podziałów w strukturach już istniejących z zamiarem doprowadzenia do zwiększenia liczby struktur – ekspansja przez podział. Mimo wszelkiego innego podobieństwa do politykujących & wojujących naczelnych, to właśnie zdolność do podziału na funkcjonalne grupy oraz strategie myślenia do tego prowadzące różnią nas od wszelkiego stworzenia. Strategie myślenia i aparat w jaki jesteśmy z urodzenia wyposażeni, są różnicującą nas od świata zwierząt bronią, a ten aparat i te strategie nie zajmują się praktycznie niczym innym, jak myśleniem o tym, co pomyślą inni – zwalczanie równorzędnego nam uzbrojenia, komunikacja strategiczna z przeciwnikami i myślenie o cudzym myśleniu jest tym, na czym spędzamy całe życie. Wszystko inne jest fakultatywną rozrywką – grami & zabawami. Wyłącznie gra w hierarchie jest prawdziwa i tam właśnie stresory są nieograniczone.

Można by zacząć od uświadomienia sobie (bo przecież tacy my nieuświadomieni^^), jakie skutki i korzyści niesie taka organizacja i dlaczego w ogóle jest możliwa. Ma ona też pewne wymogi bardzo pozwalające rozróżnić ludzi przytomnych od pozostałych i od razu zaznaczę, że zazwyczaj ludzie młodsi są nieco mniej przytomni niż starsi, ponieważ jest to dla nich wyjątkowo korzystne właśnie z powodu tej szczególnej organizacji. Zaznaczę, że kiedy czytałem opis tego zjawiska w powiązaniu z danymi historycznymi, jakie wskazał towarzysz Kossecki (“Ideologia, strategia, sztuka operacyjna i taktyka – doc. Józef Kossecki”) najpierw nie zrozumiałem, jak przetrawiłem to nie dowierzałem, a potem uznałem, że to jakieś widzimisie. Okazało się jednak (po latach praktyki), że w praktyce to ideologie decydują o sprawnym (bądź patologicznym) działaniu przedsiębiorstw i są to idee, ideologie & kulty wymyślone na potrzeby przemysłowe, takie jak kaizen, 5s, TQM, tayloryzm, bhp oraz idee luzem / przykazania “zero nadprodukcji”, “zero błędów w połączeniach”, “żadnych przesunięć”. Będę te zagadnienia produkcji i przemysłu poruszał i rozwijał dalej. Na razie wróćmy do organizacji gromadnych. Z taktyką radzą sobie wilcy – bracia nasi umiłowani, nie potrzebują jakiejś szczególnej komunikacji do tego i pozycja w szyku wyznaczana jest pozycją w hierarchii – różny jest też wkład energetyczny w działanie kolektywne i udział w łupie. Jednakże wilki nie są w stanie skoordynować czegokolwiek większego niż wataha, co za tym idzie nie są zdolne do prowadzenia sporów terytorialnych jako kolektywy i nie tworzą ugrupowań. Należy pamiętać, że taktyka wyznacza szczyt zasilania osiąganego przez wilki. Zasilanie jest kluczem do opisania tak złożonego zjawiska, ponieważ nic innego nie pobudza do takich wydatków & ryzyk. Ten model działań jest typowy dla społeczności paleolitycznych, ponieważ ze względu na liche zasilanie nie tworzą one nazbyt rozległych struktur.

Małpy dla odmiany potrafią prowadzić działania operacyjne mające na celu rozłożenie strat stron w czasie, w tym działania pozorowane i wciąganie w pułapki. Jakkolwiek wszystko opiera się na hierarchii, to w logice operacyjnej konieczny jest podział zadań przynajmniej na poziomie pan-sługa. Armie prowadzące działania w taki sposób były typowymi dla starożytności prehellenistycznej. Podstawowe działanie operacyjne w tym rozumieniu sprowadza się do wymuszenia ataku siłami expendable i po zmieszaniu przeciwnika, ataku właściwymi (w tym ataku rydwanami z flanki). Warto zauważyć, że taką konstrukcję operacyjną przewidywano dla NKWD, tak samo funkcjonowało wojowanie na zapadzie w czasach Maksymiliana, gdzie ostatnie szeregi tworzyli doppelsoldaten (mieli podwójny żołd i byli weteranami), mający za zadanie zepchnąć swój oddział do walki i uniemożliwić ucieczkę. Podaję tu koncepcję operacyjną pewnemu uproszeniu do najlichszej możliwej – ugrupowania na straty i odwodu, ale rozwijanie niuansów potrzebnych dla przemysłu i biznesu będzie później, choć z zasady niewiele się w tej kwestii cokolwiek różni – podatnicy mają płacić, a TBTF mają trwać. Wersją nowożytną tej metody jest spychanie cywili (uchodźców) na przegrupowujące się do kontrnatarcia siły.

Jednakże pewne małpy są sprytniejsze i potrafią tworzyć układy strategiczne. Takim układem jest koalicja (w postaci na przykład dwuwładzy) – rozszerza to niezwykle pole możliwości operacyjnych i taktycznych, jakkolwiek w ramach pojedynczej hierarchii. Takie delegowanie zadań suwerennej jednostce korelującej (koalicjantowi – decydentowi) pozwala wyzyskać moc socjologiczną innych członków tejże hierarchii bez wydatkowania własnej mocy. Oznacza to, że można przekupić pracowników rezultatami ich własnej pracy – i jeszcze coś zostanie^^. Te pojęcia są oczywiste dla osób zajmujących się praktyką polityczną (realpolitik), organizacją społeczną etc. Jednakże nasze zasilanie nie sprowadza się, jak u co sprytniejszych szympansów, do zbrojnego (szympansy wytwarzają uzbrojenie na potrzeby wojny, jakiego nie stosują w polityce wewnętrznej – różne skale stresorów wewnętrznych i zewnętrznych – protopaństwowość) przejęcia żerowiska.

Naszym zasilaniem jest zbiorowa, zorganizowana produkcja, hodowla, rolnictwo. I to nie zorganizowana w jakiś szczególny sposób, ale w każdy możliwy. Mamy firmy wielkie, duże, małe, średnie, a nawet jednoosobowe i one potrafią ze sobą współpracować, przejmować swoje hierarchie, aby ocalić zasoby (przejęcia), a nawet się zwalczać (odcinać sobie zasilanie) zrywając i zawiązując koalicje (układy handlowe). Tego nie da się uzyskać na poziomie politycznym (strategicznym), do tego konieczna jest ideologia (najlepiej w postaci kultu), jest to niezwykle abstrakcyjny poziom łączenia kropek i dlatego właśnie to korporacje i banki wybierają polityków, a nie odwrotnie. Struktury strategiczne i operacyjne (polityka, armia) nie są zdolne do wytwarzania dóbr strategicznych (politycznych), jakie są konieczne do korzystania z mocy socjologicznej jednostek biorących udział w łańcuchu dostaw rozleglejszym niż ich pojmowanie. Zysk jest z tego taki, że pozwala nam to wykorzystać pomysłowość ludzi, których nie znamy, a nawet takich, którzy dawno nie żyją dzięki sztafecie organizacyjnej kolejnych pokoleń przekazujących praktykę i rzemiosło. Nie tylko jednak to jest przekazywane, ideologia – cel pracy również. Tę ideologię – pielęgnowanie umiejętności i narzędzi raz zdobytych, aby je udoskonalać, nazywamy kulturą. Nie ma takiej możliwości, aby nasze osiągnięcia techniczne, bez których obecnie mielibyśmy kłopot nawet z utrzymaniem dzietności, aby te osiągnięcia odtworzyć teoretycznie (halucynując z zapisów) bez motorycznej praktyki. Wszystko cokolwiek potrafimy wynika z tego, że urodziliśmy i wychowaliśmy się w gromadach, kolektywach, które coś tam sobie nawzajem w swoim obrębie przekazują i jeśli przekazują brednie i dereizmy, to wyrastamy w wielkich tarapatach – wprost do sprzedaży na zmywak za pakiet obligacji.

Intelekt uzbrojony

Będę przedstawiał co mi się wydaje na temat tego, jak funkcjonują układy konkurujące przyrostem w ograniczonym środowisku – w tym procesy emocjonalne czy wnioskowanie. Ale najpierw odniosę się do bardzo poważnej pułapki, jaką jest mylenie skuteczności rzemieślnika ze skutecznością narzędzia. Obrazowo oczywiście warto się odnieść do kwestii czy myśliwiec czyni skutecznym wojownikiem, ale przedmiotem tego rozdziału będzie uzbrojenie rozumowania (w tym rozbrajanie emocjonalne lemingów wzbudzaniem serialami, tańcem z małpami i tragediami z końca świata), czyli pismo i wynikające z tego konsekwencje w kulturach, które wymyśliły coś innego niż te, które uważamy za godne wspomnienia. Oraz nasz lokalny kierunek, jaki obraliśmy dokładnie na te same rafy. Zwracam uwagę na kwestię, iż to, co dzisiaj rozumiemy pod pojęciem intelektu, jest pewnym obszarem logiki abstrakcyjnej i operowaniem w tych zakresach – jak wskazują możliwe do odnalezienia wyniki formalne testów w korelacji do różnych aspektów życia, to nic z tego nie wynika, jeśli jednak odszukamy ludzi, którzy przedstawiają sobą taką szeroko pojętą abstrakcję, jak sukces w gromadzie hierarchicznej, to tym homo pravusom nie sposób odmówić przebiegłości, sprytu czy zdolności rozumowania mimo, że nie zawsze są to osoby, które po testach zaliczylibyśmy do sigm. Czyli testy IQ traktujmy jako odniesienie do pewnego abstraktu, przyjmując, że nie opisują one interesującej nas cechy, tylko pewne, niespecjalnie istotne aspekty.

Aby było jakieś odniesienie dające się odnaleźć, to polecam badania Aleksandra Łurija (same badania, jako ciekawostki – wywiady jakie spisał), który odkrył zjawisko dotyczące mnemoniki i mnemotechniki, którego przełożenie na cybernetykę i wykonawczo na elektronikę i informatykę, ze wskazaniem na udział sztuczek mnemotechnicznych (eksperckiego dozbrojenia intelektu) w rozwoju kultury (w tym technicznej) prowadzi w rezultacie do powszechności myślenia magicznego. Ale wyłącznie u osobników, którzy nie nadążyli za awangardą tworzącą im technologię oraz struktury, w ramach jakich odzyskiwana jest od nich moc – są dojeni tak, jak każde inne bydlę. Wchodzimy na grząski grunt zaufania do własnego umysłu, a wiemy przecież jak łatwo jest nas oszukać – sami potrafimy to indukować przed każdym wejściem z odkurzaczem i patelniami do obcego domu, aby je sprzedać – święcie przekonani wtedy o wyjątkowości naszych oferowanych przez nas produktów ^^.

To najpierw powrót do czasów przedinformacyjnych, przed gazetami, powszechnym kształceniem. W kategoriach testów IQ ci ludzie wychodzą na durni nie tylko w zakresie wiedzy o świecie, ale również kombinatoryki, geometrii, algebry (w tym werbalnej – ukłon w stronę narodu wybrańców, bo to ich specjalizacja w testach). Jednakże! To oni stworzyli całą wiedzę i technologię, na jakiej się opieramy i w praktyce żaden z nas nie potrafi odtworzyć ze zbioru pustego wiedzy, aparatów formalnych, algorytmów wnioskowania jak oni to zrobili, bez posiadania jakichkolwiek algorytmów i metodologii naukowej – oni ją wymyślili. Pada podejrzenie, że nie mogli być durniami, a to nasza wiedza o intelekcie jest o kant. Przyjmijmy taką koncepcję, iż rodzimy się w świecie, którego zasad nie znamy, ani nawet nie wiemy czy istnieją i czy są poznawalne – gamestorming jak przetrwać? Oni w takim świecie funkcjonowali, a jednak podołali. Badania poprzedników Łurija, jeszcze z osiemnastego i dziewiętnastego wieku, wskazują na to jak oni to robili. Opierali się na konkretach i przekazach świadków w wartościowaniu informacji, a na empirii i obserwacji własnej w szczególności. Od tego zależało ich przetrwanie. Oczywiście rodzimy się w świecie, gdzie wszystko mamy podane na tacy, ale czy na pewno? Nie macie podejrzenia, patrząc na swoje dochody, że ktoś Was robi w jajo? Być może my też się rodzimy w świecie rządzonym przez starców kontrolujących nazwij-to-sam, nie sięgamy ich wyżyn przebiegłości i skurwysyństwa, a do tego jeszcze jesteśmy ogłupieni indukowaną na ich korzyść papką, która jest na tyle wiarygodna, że właściwie czemu w nią nie wierzyć? Przecież tak napisano tu i tam, i siam?

Ludzie dawniej nie dokonywali abstrakcyjnych uogólnień, ale rozbijali rzeczywistość na małe kawałki i wyciągali te im przydatne – tanie w przetestowaniu. Nie było w tym wielkich inicjatyw wymagających pożyczek i kredytu – były drobne cegiełki na gospodarską oszczędność. Odnajdziecie ten aspekt myślenia w wysłaniu komisji eksperckiej w teren w celu zbadania czegoś tam – i zapewne uznacie, że własne, organoleptyczne zapoznanie się z tematem można odnieść do danych z badawczego zapoznawania się. Otóż nie można, ale stosuje się to jako sztuczkę – mit naukowości. Było to bardzo istotne pytanie “jak można rozwiązać coś, co nie jest rzeczywistym problemem? – co nie jest kwestią prawdziwą?”. Warto zwrócić uwagę, że z punktu widzenia ludzi żyjących jeszcze kilka wieków temu, po przeczytaniu naszych forumowych dyskusji nadawalibyśmy się pod czułą opiekę w zakonie. Otóż ludzie nie tworzyli trzech rzeczy w swoich umysłach: klasyfikacji, myślenia logicznego względem abstraktów (prawo, bóstwa, rzeczy & zjawiska niedoświadczone) i czegoś, co jeszcze występuje – traktowanie poważnie hipotez (porzucenie niewiary, choćby w obliczu literatury). W testach IQ starcy uzyskują gorsze wyniki od smarkaczy, ponieważ z wiekiem myślenie osób decyzyjnych “cofa się” do tego właśnie, jakie z grzeczności na razie nazwijmy przytomnym. I to myślenie jest synkretyczne. Co oczywiście wysadza z siodła wszystkich czytelników, którzy poszukują spójnego obrazu świata i właśnie pukają się w czoło. Przyjmijmy jednak (zawieszając niewiarę^^), iż wobec naszych zdolności umysłowych w skończonym interwale wykresu przesuwającego się w prawo (w naszej kulturze w prawo) świat synkretyczny jest wystarczająco dobry, aby odnieść “sukces” tylko dlatego, że żaden konkretny i spójny nie jest przy wymienionych zasobach możliwy bez ograniczeń. Bzdura dzisiejszego świata nazywana jest high cognitive demands. To oczywista bzdura – nie musimy hackować rzeczywistości. Wystarczy, że zrobimy exploity na społeczności, która to potrafi – to ich umysły są naszymi wrogami, to ich musimy omamić i oszukać. A oni w strukturach hierarchicznych są tacy sami, jak w czasach kiedy po Ziemi hulały mamuty – za to narzędzia mamy dużo lepsze, aby ich wyzyskać. Prześmiewczo wyjaśnił mi to kiedyś pewien tuz polityki, wyjawiając, że niezależnie jaką przewagę techniczną byśmy uzyskali, to rozkazy będą wydawać ludzie, a czasami kiedy się to zmieni nie ma powodu się przejmować. Otóż ja żyję w tych czasach i produkcja staje dęba, ponieważ rozkazy wydaje komputer, a nie człowiek i jest to całkowicie bez sensu. Toyota wróciła do tekturowych kart pracy i zeszytów. Całkowicie ich rozumiem, bo ja odrzuciłem nawet te systemy eksperckie. Uogólnienia hipotez poparte logiką to rojenia, a nie jakieś podstawy przewidywań. Rzeczywistość jest. I żadnego innego warunku nie ma. Jest i nie ma to bardzo ostra granica pomiędzy światem rzeczywistym i bredniami, jakie polecam ukrócać banałem “jest jednak inaczej”. Od wychowania dzieci mamy dziś specjalistów – bezdzietnych ojców; a od poszukiwania chooopa – samotne matki^^Testy IQ są wadliwe z tego choćby względu, że dotyczą zdolności uogólniania hipotez abstrakcyjnych. I nie żałujmy sobie wyników z tego zakresu – mam imponujące, ale przecież wielu innych też ma, a nie korzystają z wygód, jakie mi zapewnia moc socjologiczna wysysana ze społeczeństw, jakich utrapieniem się stałem.

W tej bandy kasie ogniotrwałej,
Stopiony w złoto krwawy pot