Mainstream

Wyciągając się za włosy z bagna (2)

Zdolności poznawcze w zakresie analizy danych są o kant dla prawie całej populacji – liczy się analiza rzeczywistości lokalnej – tej, w jakiej funkcjonujemy, aby funkcjonować w nieco większej. Studia z zarządzania nie prowadzą do zarządzania fabryką i wypłaty w postaci kilograma brzdęku miesięcznie. Kupienie fabryki – owszem, szczególnie jeśli właśnie sprzedałeś mniejszą, aby kupić większą. W ludzkich gromadach zawsze były osoby zdolne do uogólnień, do scalania wiedzy, generalizowania i wysnuwania wniosków – jest to absolutnie potrzebne populacji, aby tworzyć abstrakty racjonalizujące przekazem masowym zachowania skutkujące zwiększeniem dobrostanu populacji w danych warunkach (dziesięć przykazań czy 5s). Z tym, że warunki mogą się zmienić, może też zmienić się populacja i wtedy ideologia (nakazy wynikające z ideologii – nie zabijaj, sprzątaj, czyść narzędzia) staje się bezprzedmiotowa, ale jako wirus informacyjny w kulturze dalej pozostaje w użyciu właśnie dlatego, że większość ludzi nie potrafi dokonać uogólnień, nawet jak się ich tego uczy – umieją tylko zdawać egzaminy z tego, że to potrafią, a te egzaminy są po to, aby udowadniać że edukacja ogólna jest komukolwiek do czegokolwiek potrzebna. Nie jest. Gdyby było inaczej, istniałaby możliwość, aby ten ogromny odsetek populacji szczycący się wykształciuchstwem, był w stanie ze zbioru pustego wyprowadzić wszystkie zasady panujące w danej społeczności jako w sposób oczywisty korzystne. Takie zjawisko nie ma miejsca i po średnim wieku i dynamikach charakteru dla niego właściwych jesteśmy w stanie rozpoznać, jakie sposoby sterowania najpewniej będą stosowane w danej populacji – to czy będzie użyte sacrum, prawo, estetyka albo tęga laga (najczęściej kombinacja ich wszystkich – problemy rozwiązujemy w każdy sposób na raz, proporcje zależą od kosztów i skuteczności), jest już lokalnym folklorem danych czasów. Liczba osób czytających ze zrozumieniem nie zmieniła się od średniowiecza (i to raczej z braku wcześniejszych danych) – jest to około 10% populacji. Liczba osób zajmujących się profesjonalnie (żyjących z tego) “high cognitive demand tasks” jest taka sama poprzez wieki na wskroś do dziś – mniej niż 3% populacji. Z tego prostego powodu, że wszystkie te zawody sprowadzają się do manipulowania wystarczającą liczbą populacji aby wyżywić manipulujących, więc nawet jakby wszyscy byli sprytniejsi to i tak najsprytniejsi drugie i trzecie sigmy będą dominowały ten odsetek.

A nie żałujmy sobie jeszcze wglądu w technologię, pojedźmy humanistów po całości z tym “co autor miał na myśli” – języki programowania są dość spójne, bardzo ścisłe i większość szeregów poleceń dla każdego kto zna ich multum i stosował, różni się co najwyżej detalami składni i wynikającą z tego kolejką wykonawczą. Większa część to algebra ujęta w prefiksowych zapisach – no, to wydrukujcie jakiś banalny program warunkujący długość przewodów w zależności od rozmiaru pomieszczenia (zmieści się na A4) i popytajcie ludzi o co autorowi chodziło i co to liczy. Obecnie trafiają się takie skalowania parametryczne na rysunkach technicznych – umiem to czytać, mimo że pierwszy raz to widziałem i wiem co autor miał na myśli. Ale przejdźcie się po ulicy i popytajcie. Co takiego maszyna ma wykonać z danego zapisu – co procesor ma na “myśli”.

Na całe szczęście większość ludzi z wiekiem dochodzi do tego konkretnego, racjonalnego sposobu myślenia ograniczając rozważania do swojej lokalnej rzeczywistości, a nie bajania o bzdurach ogólnych i wnioskowania konsekwencji z tego wynikających dla świata. Ponieważ te uogólnienia “każdy”, “wszyscy”, “zawsze” są wywiedzione z matematyki i pewnych szczególnych algebr, które rozwinęliśmy w systemy sterowania maszyn, tworzenia baz danych etc. Ale matematyka w całości jest zmyślona i tylko bardzo mały fragment udaje się jakoś dopasować do świata rzeczywistego, i ten fragment do tego jest nieciągły – to są powyrywane z kontekstu adaptacje. Świat, w jakim żyjemy składa się dla nas lokalnie z konkretnych działań i jakkolwiek co sprytniejsi z homo sapiens potrafią tworzyć uogólnienia i się nimi posługiwać do ekspansji swoich zdolności poznawczych, to większość nie będzie nadążała za ich poziomem abstrakcji, niezależnie ilu by szkół nie skończyli. Pomiędzy tymi wyjątkowo bystrymi i takimi zupełnie normalnymi jest pewna grupa spryciarzy, którzy co prawda nie potrafią dokonywać abstrakcyjnych uogólnień, ale potrafią werbalnie i pisemnie maskować ten brak i posługiwać się językiem tak, jakby potrafili. To dość istotna (przejedziemy przez kilka dziedzin – podrażnimy cybernetyków) kwestia, ponieważ z logiki potocznej (przypadków szczególnych) przy coraz gęściej urbanizującej populacji tworzono regulacje. Ten nurt prawa to kazuistyka sprowadzająca się do drobiazgowego przewidywania (ważne!) każdego możliwego przypadku. Przeskakujemy na informatykę – obsługa wyjątków i patchowanie programów. Z kazuistyki udało się przejść do prawa pozytywnego dlatego, że matematycy zaczęli tworzyć teorię mnogości, wcześniej bazując na liczbach i wielkościach. Ta tranzycja nastąpiła niecałe 150 lat temu i od tego momentu zmieniły się systemy kształcenia na ogólne & bezprzedmiotowe w wielu zakresach (rosnąco). Prawo pozytywne w tym wypadku było odpowiednikiem logicyzmu i właściwie tak było wykładane jeszcze do niedawna wprost (obecnie studenci prawa zajęcia z logiki mają sprowadzone do rachunku zdań, bo na więcej materiał ludzki jaki tam trafia się nie nadaje). Warto zwrócić uwagę na cybernetykę w wykonaniu towarzysza Kosseckiego – była ona właśnie w tym nurcie, w oparciu o definicje na formalnej teorii logicznej zawierającej aksjomaty. Formalizm – bo o nim mowa – zawiera zdania nierozstrzygalne we własnym zakresie, jest to rozwinięcie logicyzmu, które nas nie prowadzi do uogólnień ani rozwiązań. Teoria typów (witamy znowu w IT) służy takiemu formułowaniu w logicyzmie, aby można było wnioskować o własnościach własności, z tym że prowadzi to do paradoksów (paradoks kłamcy – “ja teraz kłamię”; antynomiczne klasy samozwrotne) – w prawie do dziś nie doczekaliśmy się rozwiązania tego problemu, a w matematyce teoria mnogości rozwiązała większość problemów.

Przejdźmy do informatyki – laikom wydawać by się mogło, że to taka zautomatyzowana matematyka (a więc teoria mnogości działa), tymczasem jest to nieprawda – komputery nie posługują się teorią mnogości, działają w ramach finityzmu właściwego dla elektroniki, co nastręcza niesłychanych problemów związanych z szumami, błędami i przy projektach badawczych (astronomia) czyszczenie informacji z szumu & błędu wynikającego z samego urządzenia jest głównym ciężarem badań. Wszystkie problemy rozwiązywane uznaniowo w prawie (dowód, wnioskowanie) są przedmiotem metamatematyki i wnioski z tych rozwiązań uogólniających (Tarski) udaje się zastosować w odniesieniu do tych nierzeczywistych kwestii; ale w prawie – tam mamy Maćkowe oko śmiesznie przebranego mądrali, którego słuchają uzbrojeni durnie gotowi porywać i więzić w lochu kogo taki wskaże i co najciekawsze, przynajmniej w teorii każda sprawa ma być rozważana indywidualnie, na bazie zdrowego rozsądku mądrali i takich tam – czyli pełna cofka z wnioskowaniem o świecie do przypadków opisywanych przez Łurija. Podstawową zaś metodą pacyfikowania urzędów & biurokracji regulatorów jest atak NP (niedeterministycznie wielomianowy) jaki opisywałem na blogu zarobmy.se – jego sednem jest przepełnienie zasobów złożonością wykonawczą na bazie samowzbudzającego się aparatu administracyjnego. Jednak nie stanowi to żadnego problemu dla inżynierii projektowej, ponieważ stosowane narzędzia zawierają takie uogólnienia jak kategorie i klasy.

A tak – kategorie i klasy nie są z tego pnia, a mimo to gładko dało się je wpiąć w zastosowania praktyczne (inżynieria i projektowanie), gładko też weszły do metajęzyków dających się zastosować w informatyce. Są nawet próby implementacji tego do prawa czy socjologii, ale tam nie ma zasilania (kasy), aby jakikolwiek tęgi łeb się tym zajął, więc zajmują się specjaliści od udawania, że wiedzą o czym opowiadają jeszcze większym durniom, którzy nie potrafią zrozumieć rozkładu jazdy na przystanku. Istotnym jest jednak to, że teoria kategorii wzięta jest z takich działów geometrii, które opisujemy liczbami. W grach komputerowych opisane są tak całe światy i ich generyczne rozwinięcia w tym ich rozwijanie w locie i pakowanie z pamięci tego, co już zbędne. Rozwiązania stosowane w teorii kategorii są wprost z intuicjonizmu, gdzie ujęte jest porzucenie lokalnych nieskończoności i dowodów niekonstruktywnych. Neguje to więc aksjomat wyłączonego środka, który większość czytelników zna pod pojęciem logiki dwuwartościowej, w której jeśli coś nie jest prawdą to jest fałszem i nie ma rozwiązania pośredniego. Z tym że są takie rozwiązania, gdzie te warunki są spełnione i rachunek zdań się sypie. Jednakże teoria kategorii ujednolica i uogólnia teorię mnogości w punktach, gdzie nie schodziło się to z matematyką (i semantyką, logiką etc.). Jest przydatna, ma zastosowania.

To teraz się zastanówmy, ilu ludzi w populacji jest w stanie nadążyć za takim intelektualnym maratonem gdy postanowimy tak poukładać świat, aby wyzyskać ich pracę. Tworząc system bankowy, produkcję dóbr, ubezpieczenia, kulty – cokolwiek. Jakie mają szanse, jeśli nie potrafią za tym nadążyć?

No to zróbmy im cashless society, gdzie bez realnego kontaktu z walutą będą jej pozbawiani – polecam wystąpienie:

When money isn’t real: the $10,000 experiment | Adam Carroll | TEDxLondonBusinessSchool

To jedna z pułapek – będzie ich całe mnóstwo. Zapewne dlatego cechą wspólną odnoszących sukces polityków, wojskowych, przedsiębiorców, jest twarde stąpnie po ziemi. Po realpolitik, stosowanie chłopskiego rozumu i twierdzenie, że coś tam może działa gdzie indziej, a tutaj robimy to tak. Chińczycy są najprzytomniejsi – przywożą do siebie, kopiują i sprawdzają czy działa – z tego dowiadują się czego nie wiedzą, kiedy innym działa a im nie działa. Zasypują też wszystkich wirusami informacyjnymi (ideami) i indukują porządki biurokratyczne (bo ten znają najlepiej) aby doprowadzać innych do strukturalnych absurdów. Jednak to w mandaryńskim powstają prawie wszystkie nowoczesne technologie teleinformatyczne – angielski jest tam językiem pobocznym i komunikacja w nim jest uboższa w treści. Poznałem całe mnóstwo przedsiębiorców będących właścicielami (i tych pozostałych też) w firmach różnego rozmiaru (choć pomiędzy poszczególnymi krajami rozmiar jest różnie opisywany i najwidoczniej zależy od gęstości zaludnienia) i to co się rzuca w oczy, to im są oni starsi, tym więcej z nich opiera się na rozumowaniu konkretnym, praktycznym i stosowanym, takim jakie przejawiali ludzie sprzed epoki powszechnej edukacji – rynek bankrutuje pozostałych. Podobnie jest w polityce – marzyciele nie wygrywają wyborów (polityka to sztuka osiągania rzeczy możliwych do osiągnięcia). Co jeszcze ciekawsze – wykształcenie staje się bezprzedmiotowe, im szybciej awansujesz na bardziej konkurencyjnym rynku z mniejszą ilością zasad. W technice wykształcenie jakie zdobyłeś męcząc się na studiach po trzydziestce jest kwiatkiem do kożucha, a do czterdziestki nie jest nawet na tyle istotne aby o nim wspominać – ocena w hierarchiach przebiega po innych szlakach.

Stańmy więc z myśleniem twardo na ziemi – taki jest cel wyjścia z bagna. Ale nie wyciągajmy innych – niech sobie urzędy, państwa, banki tam pływają – w mętnej wodzie świetnie się zarabia. Szczególnie z twardego brzegu^^

Intelekt obezwładniony

Wszystkie te wskazane powyżej strategie rozumowania sprawdzają się w różnym stopniu, w różnym zakresie. Nie są one nowe – ich podwaliny istniały już wcześniej i Egipcjanie dłubiąc piramidy umieli tworzyć sztucznie wyodrębnione systemy konkurencyjne (budowa dwutorowa czy overlapping jurisdiction in administration). Nie należy ich traktować jako odrębne i zamknięte – są to przeróżne strategie myślenia i jeśli znajdują zastosowanie, to należy użyć ich wszystkich w różnych proporcjach tak, aby uzyskać możliwie zadowalający rezultat. Jednakże większość ludzi nie potrafi stosować żadnej z wymienionych strategii (są inne – metaboliczne, emocjonalne), a część umie jedynie pozorować ich wykorzystanie sygnałami werbalnymi.

Rezultat tego ogłupienia widzimy wokół – mamy fajne gry video (nie wiem jakie, bo ostatnie w co grałem to MOO2, ale wyniki na giełdach wskazują że fajne) i mieszkamy w coraz mniejszych i droższych klitkach. Ostatnio odwiedzałem czworaki (bloki mieszkalne) aby skorzystać z usług sług naszych uniżonych, co uświadomiło mnie w położeniu materialnym naszych biednych lemingów – otóż zamieszkują oni “mieszkania” o powierzchni 15m2 i to jako standard w wieżowcu. Z podziwem rozglądałem się jak wszystko jest tam sprytnie pokitrane i jak ludzie radzą sobie z bytowaniem w takich warunkach. To zubożenie wynika z coraz większych mocy przeznaczanych na serwis infrastruktury społecznej przy wzrastającym poziomie złożoności rozwiązywanych przez przodujących problemów (przodujących w skutecznym rozwiązywaniu oczywiście). Ten abstrakt rozwiązywania wielowątkowych, skrycie powiązanych i współzależnych łamigłówek na sieci społecznej rozlokowanej na zasobach (w tym pracy i korelujących) na najwyższym szczeblu sprowadza się do stawiania sobie zadań, oceny ich celowości oraz realizacji przy jak największych korzyściach, co może w wyniku skrytych współzależności zmienić sam cel realizowanych zadań. Czyli sam sobie wymyśl co masz zrobić, aby Ci było dobrze – zadanie kompletnie nierozwiązywalne w praktyce dla większości populacji. Nieco niżej są sieci ludzi zarządzające aparatami selekcjonującymi zadania do zasobów i pod nimi end-gamerzy decydujący o przyznaniu zasobów do zadań – do tego poziomu łamigłówka sprowadza się do targów o to, co właściwie zostanie zrealizowane w czasie gry w chruszczówkę, a po owocach poznajemy co wyszło i to nie zawsze wiemy co właściwie się dzieje (uczestnicy też nie wiedzą, więc zmyślają różne teorie). Poniżej tego jest wykonawcza struktura dostaw z trójkątami kontrolnymi jako zwielokrotniony fraktal tego, co na górze przy coraz większym udziale pracy własnej w operowaniu obiektami, a coraz mniej ludźmi. Durnie na samym dole nie operują już żadnymi ludźmi (czyli >80% populacji) ponieważ nawet inni durnie nie oddają się pod ich rozkazy (chyba że wliczymy rozporządzanie własną babą w domu – no to będzie ich mniej, bo tyle mogą sobie porządzić i to jeszcze niektórzy po cichu, żeby nie obudzić^^).

Zadania, jakie występują na niższych szczeblach (gdzie jest już ujawnione zadanie i nie trzeba go wymyślać) w ramach podporządkowania można realizować na dwa sposoby – w praktyce na oba na raz. Przy użyciu wiedzy oraz procedury (akcji). Te dwie podstawowe strategie są rozłączne – pierwsza (użycie wiedzy) wymaga zdobycia wiedzy, a co za tym idzie wymaga wnioskowania indukcyjnego (o stanie środowiska realizacji) i dedukcyjnego (o stanach spodziewanych tegoż środowiska – uogólnień). Drugie pozwala na pałę zrealizować zadanie znając wyłącznie procedury operowania w danym środowisku i jest bardzo oszczędne kognitywnie, a co za tym idzie może być użyte przez większą część populacji niż pierwsze zakładające wiedzę z indukcji i dedukcji. Dla ułatwienia przyjmijmy przeprowadzanie obu rodzajów rozpoznania warunkach rzeczywistych (roboczych) w obecności wiedzy o celu przyszłej realizacji (brak istotności przekazywania takiej wiedzy, ale nie przeszkadza, choć nie ma wpływu na wyniki). Otóż w przypadku zmiany celów (na przykład powstaniu kolejnego zadania, choćby w postaci innej, różniącej się sprawy – prawo, albo konieczności dostarczenia innego podzespołu produkowanego w tak samo uzbrojonym łańcuchu przetwórczym – przypominam tu elastyczność małej firmy względem średniej i dużej, “robimy tylko takie schody i żadne inne” – specjalne robią ręcznie małe firmy), wyniki różnią się zdecydowanie (na tyle, że w iteracjach urywają d) pomiędzy użyciem wiedzy i procedury (na korzyść wiedzy, co oczywiste). Oczywiście użycie metody mieszanej wiedzy & procedury stawia ludzi starych i doświadczonych w niezwykle uprzywilejowanej pozycji korzystania ze skrótów prowadzących do rozwiązań i pozwalających omijać problemy nierozwiązywalne, bądź rozwiązywalne nieadekwatnie do kosztów. Procedura wciśnięta więc jako skrajna do opanowania na danym poziomie jednostki zdolność obezwładnia intelektualnie biorobota wymuszając jego pracę stale w trybie obciążenia kognitywnego (ponad jego zdolności) i utrzymując go poza strefą komfortu. Jest to poważny problem, ponieważ ludzie w takich warunkach porzucają zadania polegające głównie na utrzymaniu infrastruktury, jakiej sami wymagają (a do niczego więcej nie da się ich użyć w sytuacji, gdy niczego mniej nie chcą zaakceptować jako rezultatu), a jest jeszcze 10%-15% populacji, która w obecnych warunkach w ogóle nie nadaje się kognitywnie do żadnej pracy. Jakiejkolwiek, żeby to było jasne i przyczyną nie jest ich lenistwo tylko niezdolność do nauczenia się jakiegokolwiek zestawu procedur do obsługi czegokolwiek w naszej strefie złotowłosej. A w gospodarkach wysoko uprzemysłowionych z przemysłem precyzyjnym, elektronicznym, optycznym, maszynowym na dzień dzisiejszy 40% populacji nie jest w stanie funkcjonować w jakikolwiek produktywny sposób i złośliwie nie chcą przyjąć tego do wiadomości i przenieść się do Afryki w celu prowadzenia pionierskiego życia, jakie byliby w stanie z zadowoleniem ogarnąć przy swoich zdolnościach intelektualnych.

Nazbyt skomplikowane warunki techniczne (dla wielu nieodróżnialne już od magii) sprawiają, że homo sapki, które w nieco prostszych warunkach mogłyby spokojnie budować cywilizację (taką powiedzmy z połowy ubiegłego wieku – drogi, samochody, huty, fabryki, domek+ogródek) są obezwładnione ilością intelektualnych (kognitywnych) czynności serwisowych wobec samych siebie (biurokracja, droga do pracy, korki, zakupy, praca) na tyle, że nie są w stanie produktywnie funkcjonować w długim terminie w takich warunkach. I trzeba im pomóc spaść ze skały, skoro nie chcą sami zejść niżej po dobroci. A nie chcą, bo jacyś marksiści nawciskali ludziom, że intelekt to nie jest to samo co wzrost, waga i siła i ten parametr to akurat wszyscy mamy równy, a państwem może kierować sprzątaczka – może, do posprzątania. Skutecznie nam te zasoby intelektualne komuszki obezwładnili i pozostaje te zasoby skasować.