Mainstream

Charakterne asysty

Tekst jest kontynuacją charakterystyk przedsiębiorstw ale w ujęciu praktycznym jak to się robi (w wykonaniu osób hipotetycznych naturalnie). Nie żyjemy wszak na świeżo wykreowanym, pustym i niespenetrowanym serwerze. Wszystko mamy już wokół poukładane, powiązane i często w wieku kiedy się rozpada, a skutkami dawniejszych rozpadów zajmują się archeolodzy i inni historycy sztuki. Precz jednak z pięknoduchami – trzeba rwać sukno póki gorące. Jak zapewne zauważyliście (a czego nie dało się ukryć) ostatnio brakło tekstów. Można by podejrzewać autorów o opilstwo (ale czytelnicy nie dosłali od jakiegoś czasu blantonka czy woodforda i jedynie produkty naszych destylatorów pozostało zażyć godząc się z niechybną wyprawą do monopolowego), ale ruch na forum i wysypujące się czasem dyskusje z R&D czy innego handlu są jedynie wierzchołkiem góry wskazującym to o czym pisałem lata temu – jeśli jest tu cisz to znaczy że coś się dzieje. Tylko tego co się dzieje nie ma kto fotografować i o tym pisać. W kontekście nagłówka jednak – obecnie przedsiębiorstwa przeszły w tryb spółdzielni. Przypomnę (bo pisałem jak to funkcjonuje na tym etapie cyklu koniunkturalnego), że nie bardzo jest co robić dla klienta, nie ma się o co szarpać i czas przejeść nieco zapasów umacniając stany posiadania (sprzątając, porządkując, usprawniając). Adaptujemy też nowe, lepsze przyrządy w miejsce starych, budżetowych, a budżetowe przekazujemy młodszym spółdzielcom za usługi w sztafecie pokoleń. Naturalnie można by wyrzucić i postawić ich przed prolowym dylematem “to teraz sobie konkuruj bez narzędzi”, ale dużo swobodniej funkcjonuje się w otoczeniu przedsiębiorców, którym rośnie, i którym można zlecić robotę i mają czym to dłubać niż w otoczeniu wygłodniałych korposzczurów kradnących wszystko co nie przyspawane do zbrojeń w podłodze. Zacznijmy więc tę wycieczkę, będzie w niej dużo dynamiki opisującej przeloty kapitałem i jego transformacje.

Funkcjonujemy w środowisku dynamicznym. Gospodarka coś już wyprodukowała, część wiedzy jest zarchiwizowanej i nie używamy, przekierowujemy ludzi i przedsiębiorstwa w inne, palące obszary potrzeb do zrealizowania. Czasem wymyślamy coś głupiego jak produkowanie w kółko tego samego żeby się psuło co wynika z głupich przyczyn rozliczeniowych (nie dogadaliśmy się). I o ile KK czy CocaCola są w pewnym zakresie nieśmiertelne, o tyle ludzie operujący tymi wehikułami żyją, umierają, przychodzą następni. W izotropowym ujęciu gospodarki kiedy spada dzietność czasem ci następni nie przychodzą z takiej to zawiłej przyczyny, że ich nie zrobiono na czas, a ci co są nie potrafią (gdyż na linii łączącej nas z szympansem wspólnym przodkiem są umieszczeni nieco bliżej owego czcigodnego przodka skracając tym swój dystans do szympansa). Funkcjonujemy w gospodarce która jest na osi z charakterystyk przedsiębiorstw (“wytwarzać, administrować, formalizować, integrować i dezintegrować przedsiębiorstwa”) zdominowana jest przez ostatnie wyrażenie. Dochodzi do rozpadu przedsiębiorstw i należy z tego korzystać. Korzystać czyli posługując się istniejącymi obiektami w przestrzeni gospodarczej korzystać z ich asysty. Osoby zdezorientowane mogą sobie szybko przypomnieć zakres fizyki z energii potencjalnej, kinetycznej, masy, grawitacji i asysty grawitacyjnej właśnie. Z tym że w przedsiębiorstwach choć termodynamika działa identycznie bo inaczej nie może to jednostki dobierzemy ze swadą, aby słusznie oddawały pojęcia ekonomiczne. Ot dla przykładu pęd jest to iloczyn sumy mas przedsiębiorstwa & prędkością obrotu kapitału, ale masa spoczynkowa wyrażana jest nawet w banku centralnym w postaci troy oz stanowiąc jedynie ułamek w sumie mas. A przecież tę wyrażamy w GeKapitałach rozróżniając przytomnie co jest niesione faktycznie, a co tylko potencjalnie w IOU. Ujęcie tego w ramach dynamiki wynika z takiego oto szalonego pomysłu, że gospodarka nie jest statyczna, a przedsiębiorstwa i instytucje nie są przybite złotymi gwoździami do rzeczywistości i relacje pomiędzy nimi zmieniają się. Do naszych rozważań będzie nam jeszcze potrzebny cosinus sprawności zmiany jednych kapitałów na inne co wskazałem w tekście o zamianie fabryki komputerów na fabrykę tuńczyka w puszce. Sprawność też jest dynamiczna i czasem opłaca się dokonać transformacji, a czasem nie mimo, że taniej jest. Ruszmy więc w podróż pomiędzy gasnące przedsiębiorstwa na fragmentującym rynku. Będzie to ciągła ucieczka do przodu, ciągłe przyspieszanie.

Aby przyspieszyć trzeba oddać się siłą czegoś o dużej masie i gładko wejść na orbitę tak aby z niej wyjść nie zostając do molocha wciągniętym. Odrzucając masę w odpowiednim momencie kradniemy część pędu olbrzyma i nabieramy prędkości – tak działają silniki (nawet gdyby skonstruować je z czarnych dziur). Należy sobie więc takie przedsiębiorstw większe od naszego znaleźć. Ale nie za duże żeby nie zmiażdżyło nas w swoich korytarzach ładując nam w głowę bzdury nieskutkujące zwiększaniem naszych GeKapitałów oraz przyrostu masy spoczynkowej w uncjach (o rzeźbę zadbają kolejne pokolenia, najpierw masa). Zabawa w kto umrze najbogatszy rozgrywa się na kilku płaszczyznach, a ponieważ udało mi się już kilka razy rozbić w pył to co nieco wiem o tym jak w ciągu kilku lat zrobić z zera kilka siedmiocyfrówek z istotną powtarzalnością, za każdym kolejnym cyklem przechodząc kilka kolejnych labiryntów w wyścigu na szklaną górę. Uprzedzam że trzeba to lubić, to taki sport, nie każdy się do tego nadaje.

Zacznijmy od relacji. Wszak działamy w kolektywach “solidarnie”, ale i indywidualnie (posłużę się tutaj słowem słowopotworem “solitarnie” w rozumieniu takim, że nie tylko indywidualnie, ale też w samotności poza strukturami – niczym zwierzęta samotnicy i stąd ten akurat ten hieroglif słowopotworowy lepiej odda intencję). Nie jest to jednak funkcją nas samych, a środowiska w funkcji naszych mocy korelacyjnych rozgraniczane wynikiem sprzężenia stanu akumulatora i przyrostów. “Solidarnie” działamy wtedy, kiedy osobniki dostarczające mocy korelującej potrafią ze środowiska wykorelować osobnikami u nich tej mocy poszukującej więcej niż same sobie potrafią w tym środowisku nazbierać. To sprzężenie zwrotne polega na tym, że osobnik takiego szuka sobie szefa (czy kolektywu, korpory), w którym nazbiera sobie więcej marchwi niż gdyby sam miał zbierać – czyli szuka asysty. W drugą stronę też to działa – poszukujemy takich co pod naszym światłym przywództwem nazbierają nam więcej sałaty niż sami zeżrą tworząc surplus; po cóż mielibyśmy rządzić niedorajdami stanowiącymi koszt netto? Te stosunki, a konkretnie ich częstość występowania w populacji zależy od renty środowiskowej, a nie od samych właściwości osobników, co więcej wymusza to w miarę koherentny poziom mocy korelujących (i ich zgodność w wychowaniu& formacji) w takich populacjach tak aby wzajemne rozumienie się było intuicyjne. Głupsi są spychani ze skały, a bystrzejsi są nierozumiani. W przypadku społeczności wilków jest to oczywista przyczyna gospodarcza, gdzie formą gospodarki jest łowiectwo (bez jakiejś zbierackiej nędzy) i kto nie ogarnia co powinien robić w społeczności ten nie je – co więcej wszyscy solidarnie wiedzą kto i za co powinien w jakiej kolejności rwać z ofiary. Występują jednak radzące sobie wilki samotne. Wiele innych zwierząt występuje z powodu środowiska samotnie łącząc się w grupy/pary wyłącznie pod presją hormonalną (gody), w szczególności dotyczy to występujących w środowiskach ubogich w rentę (białe misie, białe tygrysy). Hominidy, a w szczególności ludzie potrafią celowo występować w obu konfiguracjach – zarówno samotnie penetrując nowe terytoria, w mniejszych grupach poddawać je geoinżynierii/antropomorfizacji, i w większych urbanizacji. Tak samo funkcjonuje przedsiębiorczość, nawet kiedy tego sobie nie uświadamiamy cały czas badamy czy nasz stan akumulatora (zasobów) rośnie czy spada w danej konfiguracji społecznoekonomicznej oraz czy nasze przyrosty stanu akumulatora mają oczekiwaną dynamikę. Kierując się tym niezawodnym kompasem chciwca wchodzimy w relacje nie tylko zawodowe, ale i rodzinne stale pilnując czy nie jesteśmy ani zbyt nisko (nie pasujemy do grupy jako zbyt głupi, biedni) ani zbyt wysoko (nie pasujemy jako potencjalny cel do pożarcia) w hierarchiach i tak zmieniamy swoje otoczenie aby zachować lokalną egalitarność. Wynika to z faktu, że otaczanie się ludźmi którzy nie rozumieją planów i nic do nich nie wnoszą nie prowadzi nas do poszerzania zapasów (+akumulatora), ani nie wytwarza narzędzi do wzrostu przyrostów tego poszerzania. Środowisko nadwyżek wymusza tak szybkie rycie renty żeby ustalić kto czym włada, i powoduje stałą dyspersję osobników zaradnych & przedsiębiorczych na nowe pola wydobycia, zaś środowisko deficytów wymusza redukcję “ogona” (dolnych decyli populacji) na który brakło i zmiana ze środowiska ++ na — jest wyłącznie relacją stanu podziału przez lepiej korelujących, a nie rzeczywistej zasobności (jest zupełnie nieistotnym detalem czy dysponujemy aparatem z ludzi zbrojnych w maczugi czy aparatem z ludzi zbrojnych w lotniskowce tak długo jak jesteśmy w stanie te aparaty wykarmić i odtwarzać). To co nas interesuje to relacje pomiędzy uczestnikami, a co najważniejsze – pomiędzy nimi i środowiskiem. Wejdźmy więc w te relacje.

Porzućmy na chwilę chronologię i przyjmijmy że już zdobyliśmy kapitał wiedzy & umiejętności pozwalający nam szczurzyć w wyścigu na szklaną górę. Ponieważ system społeczny jest od jakiegoś czasu dyskryminacyjny (zeskałospychający) to jako szczury bezkapitałowe o masie spoczynkowej zero oz musimy w ramach przyjętych norm społecznych wykazać że rokujemy bardziej niż szczury obok. Musimy sobie od gęby odjąć nie mając za bardzo alternatywy by czerpać z pustego akumulatora. Nie za dużo do odjęcia jest, więc ma to znaczenie symboliczne, ale jak w każdej bajce dla grzecznych misesistów niby czeka jakaś tam nagroda za wyrzeczenia (g tam czeka, g jak garb za wysiłki). Korposzczury kupują sobie białe koszule, krawaty i garniaki aby wykazać swoje dopasowanie do modelu, przyjmijmy jednak że porzuciliśmy nasze białokoszulowe życie, postanowiliśmy zostać rzeczywistym wytwórcą dóbr i musimy się pozycjonować na tym pułapie. Otóż zasady gry społecznej są dokładnie takie same, są tu zarówno markowe ciuchy jak i markowe buty dla rednecków (wcale nie tańsze od garniturów, szef współpracującego Januszexu połykający faktury za moje odzienie robocze na poczet swoich kosztów wypomina mi tę rozpustę często). Jednakże rozróżnienie jakościowe odbywa się po narzędziach, a specyfikacja rozpoznawana jest po gadżetach. Pewne zawody są rozpoznawalne bardziej niż inne i w tej branży więcej się rozmawia, a mniej pisze cv. Dobrze jest więc mieć jakiś gadżet specjalistyczny w zawodzie deficytowym, z puli zawodów posiadanych. Zapewniam Was, że branżowi pracorozdawacze błyskawicznie odróżniają spawacza od inżyniera/opa cnc, serwisanta od elektryka i automatyka. Po zorientowaniu się jakie zawody są właśnie w danym czasie deficytowe na danym obszarze wybieramy taki, żeby na danym etapie cyklu gospodarczego pozwalał nas wyzyskiwać dużo za stawki ponadprzeciętne (odrobinę przeszacowane). Akurat takim zawodem jest spawacz (mam na myśli dysponenta biletu na hlo45), a to wymaga posiadania jakiej markowej przyłbicy i akurat speedglas jest jak znalazł. Wchodząc z przyłbicą do kantorka pracorozdawacza od razu wiadomo kim jesteśmy i czego szukamy co natychmiast zapewnia nam przydział (jako młodemu) do pracy wyjazdowej z jakim starszym majstrem na montaż i przynieś wynieś. To że przy okazji jest się technikiem cnc czy księgowym, albo programistą jest zupełnie nieistotne.
Dla początkującego i wygłodzonego księgowego/kodoklepcy/grafika odżałowanie sobie na poważną przyłbicę spawalniczą jest bardzo poważnym wydatkiem rujnującym miesięczny budżet. Ale na rosnącej koniunkturze pozwala to z marszu zostać ocenionym jako człowiek młody, zaangażowany i samodzielny. Różnica pomiędzy zaangażowanym co ryzykuje własne graty, a takim co ma to w nosie sprowadza się do prostej kwestii przydzielania roboty uznawanemu za chcącego nawet mimo braku doświadczenia i potknięć. Tak akurat to funkcjonuje we łbach przedsiębiorców i mimo braku przekazywania tego memu on się sam replikuje w kolejnych iteracjach – bo działa. Pomińmy zupełnie fakt, że z punktu widzenia pracorozdawacza cały ten sprzęt młodego to jest coś co wala mu się po warsztacie w ilościach nie do końca uświadomionych i może przydzielić, ale chodzi o samodzielne zróżnicowanie się bohaterów kołowrotka tymi gadżetami. Tak samo jak korposzczury różnicują się garderobą.
Pamiętam że ta czapka była dla mnie wtedy droga, do tego w wersji minimum. Koszt wejścia w relacje na odpowiednim poziomie hierarchii.

Korzystając z rozpędzonej gospodarki i my się rozpędzamy. Badamy jakie obszary dają zwroty i kto je uzyskuje. Zazwyczaj są to jakieś specjalizacje w specjalizacjach. W tamtych czasach było to spawanie aluminium, które ma bardzo wysoki próg wejścia zarówno w zakresie kwalifikacji jak i sprzętu. O ile sprzęt do pracy jeszcze w przedsiębiorstwach od biedy jest, o tyle sprzęt ochronny na instalacjach wyjazdowych zazwyczaj pozostaje w sferze marzeń. I nie są to rzeczy tanie (stacje filtrujące, przyłbice dające się do tego podłączyć), a do tego wyjątkowo niszowe. No i same spawarki do aluminium mają własną półkę cenową deklasującą pozostałe zabawki (a bierzemy pod uwagę wyłącznie poważne marki czyli samochód jest przy wyposażeniu dodatkiem). Jak się okazało działa to dokładnie tak samo jak na wejściu, tyle że na sprzęt bierze się leasing. Żeby dostać leasing czy inny kredyt trzeba wykazywać dochody, a ponieważ czasów białokoszulowych jest się księgowym to na podatkach się przycina dochody skrupulatnie znikając. Trzeba więc oszczędności. I znowu w proporcji do dochodów sprowadza się to odejmowania sobie od gęby, tym razem jednak dużo więcej i dużo dłużej. Jak żyć?!
Do tego rynek potrafi “zaskoczyć” – od czasu do czasu Żydzi urządzają jakieś kryzysy (pandemie, albo wybuchy wulkanów – wszystko ich sprawka z całą pewnością), a tu człowiek jeszcze rozpędzony jak cała gospodarka. Gdy rozpoczyna się fragmentacja rynku i znikają zamówienia można nie zdążyć zejść z kosztów. Ale inni też mają ten problem i przedsiębiorstwa zaczynają rozpadać się na “co kto w łapę złapie”. Szczury pomniejsze mogą sobie wtedy chapnąć starsze narzędzia, ale te z zacięciem mogą kupić i poprezesować w upadających, zadłużonych przedsiębiorstwach biorąc na siebie odpowiedzialność za cały ten zamęt. Ma to tę zaletę że pozwala podjąć korzyści (warte czapkę śliwek w stosunku do zobowiązań) w masie spoczynkowej (w majątku trwałym dającym się przechować niejawnie), a zobowiązania spłacamy z GeV, w którym to nasz pęd z lichej masy składa się głównie z prędkości (ze wzrostów w przyrostach zasilania jakie uzyskaliśmy na górce koniunktury) i nie żałujmy sobie takiego hamowania jej zobowiązaniami aby się pęd wyszedł ujemny. Wszak faktycznie niżej zera nie zejdzie, a czas trwania kryzysu i zamieszanie przy tym powstałe pozwala wiele problemów formalnych zamieść pod dywany siły wyższej i zadawnień.
Nic to bo chwilę później rządy twardo pobudzają gospodarkę tęgimi kopami rozdając kasę na prawo i lewo co cwańszym w stemplowaniu papieru że oni właśnie są kółkiem zamachowców (czy też kołem zamachowym) gospodarki co pozwala wyrwać kilka peset na rozwój w czasie kiedy żaden rozwój nie jest nikomu do niczego potrzebny. Z powodu przypadłości inflacyjnej takich zagrań na dopiero co zdemolowanym rynku białokoszulowe umiejętności poprzedniego wcielenia pozwalają przygarnąć walutę za garść obietnic i wsadzić jedną jej połowę w masę spoczynkową środków trwałych (mieliśmy finansować ten sprzęt do aluminium – planów raz podjętych się nie zmienia), drugą przebalować, a trzecią połowę (nie żałujmy sobie) niekorzystnie zainwestować w słomiane przedsięwzięcie w innej jurysdykcji, które to zmusi nas, ale o tym za chwilę.

Rynek budząc się potrzebuje do rozruchu specjalistów, wskakujemy więc na jakieś doszkalanie z państwowej kasy po to żeby się na tym rynku poznać z rekruterami typów po takim szkoleniu szukającymi co daje nam jakiś dostęp do zamkniętego rynku (przemysł jest otwarty pozornie, bo tam nie bardzo jest jak wejść i z kim rozmawiać – spróbujcie wejść do elektrowni z usługami, pytanie pierwsze – gdzie są drzwi?). Akurat wzięcie było na programistów/techników cnc, jak znalazł i z racji znikomej podaży do tego zawodu w terenie jaki wypatrzyłem można sobie było wybrać rodzynki. A ciągle mamy w pamięci że prolujemy się na firmę będąc w poprzednim wcieleniu białokoszulowym księgowym więc konkurujemy przeciwko stawkom silnie opodatkowanym odgarniając jednak to i owo na oddzielną stertę, co odkryłem jeszcze w tym biurowym stanie, że jak się dobrze pokombinuje to z księgowości można wydoić drugi tyle co z pracy tylko trzeba się podpiąć pod jakie usługi, a z braku darmorobów trzeba samemu zająć się podażą czyli zostać ich wykonawcą. Ot i cała tajemnice mojego gładkiego poruszania się po tematyce – większość zainteresowanych to wykonawcy (IT, rzemiosło, produkcja) pragnący sobie coś na biurwologii zoptymalizować i odrobinę kapitana oszwabić, tymczasem jak optymalizować było sednem mojego zawodu, do rzemiosła poszedłem żeby mieć kogo optymalizować. Tak to sobie w każdym razie umyśliłem w czasie kiedy musiałem i uważałem że wszystko DIY. Ale i z tego powoli mnie wyleczono na kolejnych szczeblach.

Zróbmy statement relacji jakie tu wystąpiły.
Wygłodniali wpadamy na rosnący rynek gotowi służyć w kołowrotku na dwóch łapkach uzbrojeni w dg (działalność gospodarczą), optymalizację i zaczątki kilku zawodów. Naszą “inwestycją” jest dowód zaangażowania w jakiś zawód pozwalający nas wyróżnić, rozpoznać i oszacować ponad naszą rzeczywistą wartość (zastaw się, a postaw). Odbieramy w ten sposób pęd z kolektywnego MiŚia, który nas wyzyskuje do przydawania mu prędkości naszym kołowrotkowaniem.
Gdy MiŚ razem z rynkiem fragmentuje natychmiast zmieniamy zajęcie (unosimy “skarby”, czyli ostatnie sorty narzędzi z rozbioru tego co jeszcze nie zlicytowano) i zaczynamy przyjmować zobowiązania cudze na własny grzbiet aby w zamian za czapkę śliwek za kogoś po tym grzbiecie zebrać. Relacje społeczno-gospodarcze razem z całym rynkiem fragmentują, możemy więc bez żalu zmienić jurysdykcję w której napsociliśmy unosząc nieco masy spoczynkowej.
Wchodzimy z kapitanem w relacje pobudzania gospodarczego chwytając zwroty, granty, dofinansowania (dla wymagających uzasadnienia, bo też wtedy potrzebowałem to sobie racjonalizować – wyzyskano nas na kryzysie to i my nie bądźmy uczciwi, wszak jest rachunek krzywd) po czym wchodzimy na rynek w te miejsca gdzie duże, zorganizowane przedsiębiorstwa już zaczynają posysać specjalistów do budowy następnej górki w koniunkturze. I znowu korzystając z optymalizacji wynosimy ile sił dając się wyzyskiwać po naście godzin na dobę – promocja, flat price, kołowrotkiem kręcimy z radością.

Ponieważ takie syntetyczne pobudzanie z budżetu długo nie trwa zaczynają pojawiać się koncepcje cięcia kosztów i jako młodzi oraz drodzy lecicie pierwsi po słupkach razem z drogim działem w jakim siedzicie. Nic to – wszak rozkręcaliśmy słomiane przedsięwzięcie w innej jurysdykcji, które co prawda zdechło, ale zrobiło obroty, historię, przepaliło kapitał i zbudowało wiarygodną tożsamość ekonomiczną & fiskalną oraz pozwoliło nawiązać relacje z nowymi ludźmi oraz uwiarygodnić się finansowo długim terminem dobrych rozliczeń. Przesiadamy się tam więc bez żalu i korzystając z pokryzysowego bałaganu drugiej fali rozkręcamy jakiś interes w strefie wysoko podatkowej gdzie optymalizujemy te podatki rozdmuchując wolumeny. Tworzy to iluzję wielkiej masy, ale składa się ona głównie z ciągłego przyspieszenia obrotów i w przypadku fragmentacji pozostanie tam pustka z popiołem rozchodzącym się we wszystkich kierunkach. Podłączamy się więc pod jakiegoś molocha w tranzycji właścicielskiej lub w fazie rozpadu (albo pod kilka w takich stadiach) i obsługując je posysamy optymalizację z usług przy marżach marnych lub nawet ujemnych (absurdalność systemu fiskalnego wyłazi tu na wierzch) zbierając resztki na masę spoczynkową do udziału w górce koniunktury w innej jurysdykcji. Gdy ta bonanza się kończy zbieramy się tak jak zaleca IT21 (kilka miesięcy odpoczynku w obcym świecie, dla mnie to akurat nie są wyjazdy gdzieś daleko tylko piwnica z komputerem, badanie liczb, pisanie symulacji, malowanie obrazów) i ruszamy do jurysdykcje gdzie właśnie jest ssanie na usługę. Tam rozstawiamy standardowy stragan “to i tamto robię” ruszając od firmy do firmy z pojazdem załadowanym symbolami zawodowymi na każdą akuratną okazję.
Tam gdzie trafimy nikt naszego sprzętu nie potrzebuje (mają własny), ale też nie rozmawiają z szukającymi pracy partaczami/gołodupcami. Nasze stawki zależą od tego pierwszego wrażenia, którego poziom finansowy kotwiczymy drogim wyposażeniem. To dlatego fabrykanci oprowadzają mało co rozumiejących gości wieszając metki z wydatkami na instalacjach (opisują ile w co zainwestowali i jakie to drogie), bo specjaliści idący w drugim szeregu zadają pytania oprowadzającym konsultantom technicznym z drugiego szeregu, którzy wyjaśniają specyfiki i zakresy procesu – te wycieczki mają zadania i każdy realizuje swoje we właściwym szeregu – ten pierwszy czy chce współpracować, ten z tyłu czy jest zgodność zakresów technicznych współpracy i czy jest z kim na poziomie merytorycznym (druga strona robi dokładnie to samo, wszak niektórych się oprowadza aby im odmówić). Ponieważ te głośne i posysające fachowców górki są krótkotrwałe (gospodarka fuchowa) to pociągnięcie na fali rok, góra dwa wymaga kolejnego transformersa. A kolejne fragmentujące pod zmianami ciśnienia zleceń (są/nie ma) przedsiębiorstwa pozwalają się wyzyskać tym bardziej im sami jesteście nafutrowani, ponieważ możecie im dostarczać usługi kiedy inni już chcą podnosić ceny (nie ma z czego), a Wy nie musicie (bo zarabiacie na optymalizacji). Jak zawsze też przy doczekaniu końca takiej fragmentacji jest chwila na wynoszenie fantów i tu taż kolejność dziobania jest ustalona wrażeniem, co oznacza że korzystając z parku maszynowego likwidowanego przedsiębiorstwa możecie sobie wyprodukować jakieś własne graty i nikt o to nie zapyta. Zmiana jurysdykcji po wypaleniu gospodarczym poprzedniej.

Nasz wehikuł, który zaczęliśmy konstruować od zakupu kasku kosmonauty ląduje w nowej-starej jurysdykcji karawaną pojazdów, z których wyładowujemy przodujący sprzęt robiących wrażenie marek. Znów oddajemy się beznadziejności świata kontemplując świat sztuki i własności liczb, podziwiając geometrie i upadlając się innymi, niegodnymi wannabe kapitalisty zajęciami. Gdy już się pozbieramy emocjonalnie po wojażach ruszamy na badanie rynku, gdzie by tu wchodziły jakieś usługi i czy wejdą na prola, na mikrofirmę czy na MiŚia. Dobrze jest znaleźć jakieś fragmentujące przedsiębiorstwo ponieważ ono tradycyjnie odda nam najwięcej masy i nieszczególnie nas rozpędzi (może nas nawet finansowo wyzyska), ale pozwoli zakotwiczyć się bazie wypadowej. Z tego punktu szukamy jakiegoś straszliwie rozpędzonego, posysającego energię startupu i wbijamy tam z usługami gdy gospodarka zaczyna jęczeć, że pracownika nie ma, a do tego taki drogi tylko po to by przed fragmentacją przesiąść się na przedsiębiorstwo dzidy (głównego nurtu) i korzystając z pakietu posiadanych kwalifikacji dostarczyć im to czego potrzebują aby nie sfragmentować – potrzebują zorganizowania im przedsiębiorstwa. Tak właśnie można operować na rozpadającym się rynku wyzyskując zanikanie relacji na nim gdyż “zmiany przebiegu krzywej obrazują fakt, że realne koszty utrzymania skomplikowanych struktur zaczynają pochłaniać coraz większą część dostępnych zasobów, a moment załamania przychodzi, kiedy efekty uzyskiwane na wyjściu rozbudowanych ponad miarę systemów stają się odwrotnie proporcjonalne do nakładów” https://www.amazon.com/Collapse-Complex-Societies-Studies-Archaeology/dp/052138673X

i nie ma żadnego powodu aby się dokładać (optymalizacja) – niech sobie upadną skoro nic nie mogą nam dostarczyć.
W tej ścieżce wyrysowanej kolejnymi przedsięwzięciami dość łatwo można dostrzec schemat – solidaryzacji gdy rynek rośnie (renta środowiskowa darzy) i solitaryzację gdy trzeba ponosić koszty przeeksploatowania. Sprzężenie w innym wymiarze pozwala też na soldiaryzację przy grze ujemnej, gdzie z wolumenu obrotu uzyskuje się korzyść w wyniku optymalizacji właśnie dzięki rozległości obiektów, pomiędzy którymi lawirujemy. Jest to przypadek indywidualnej reakcji na socjalizację strat i prywatyzację zysków poprzez sprzęgnięcie się gdy spadają okruszki zysków by zachęcić kręcących kołowrotkiem, wyprzęgnięcie gdy każą ciągnąć ponad dosypywanie do akumulatora, oraz dziarskie przenoszenie bezpańskich dóbr (w tym czasu pracy i innych trudnych w kwantyfikacji środków) na swój pokład. Te iteracje mają charakter procentu składanego i pomiędzy kontenerami sprzętu, pełnymi dóbr i zapasów warsztatami leży skorupa po pierwszej przyłbicy, w której wszystkie elementy (poza skorupą) zostały dawno wymienione na najnowsze, wypasione warianty dostępne dla takich zabytków.

Korzystajmy z rozpadających się przedsiębiorstw, branż i gospodarek. Fragmentując zasilają swoimi urządzeniami przemysłowymi MiŚie, które dużo sprawniej wykorzystują środki w środowisku skromniejszej renty środowiskowej. Owszem – MiŚie skuteczniej też wyzyskują nas (są wszak zbrojne w prywaciorzy) więc pozostawanie na granicy korpory ma swoje zalety, ale też dłużej wytrzymują we wrogim otoczeniu rynkowym. Warto mieć pod ręką MiŚia który z takiego zasilania w środki trwałe skorzysta i wykorzysta je do podłączenia Wam zasilania gdyby to z głównego nurtu gospodarki/działalności słabło. Bo nigdy nie wiadomo która działalność okaże się główną w przyszły wtorek. Warto też utrzymywać relacje z korporą by mieć się gdzie podłączać i utrzymywać fasadę profesjonalnego wyposażenia aby móc kotwiczyć stawki proporcjonalnie do marki uzbrojenia. Bo to że entropia rośnie, to nie znaczy że wszędzie tak samo. To że do przedsiębiorstwa przybywa pomoc, to nie znaczy że po to by je ocalić.