Mainstream

Przedmioty by @Biegacz

Z racji koronawirusowego, czy też wiosennego rozprężenia na Zaróbmy.se postanowiłem w podzięce za wszystkie arcyciekawe teksty i komentarze naszkrobać coś od siebie, co może komuś przyda się, jak nie do zarobienia se, to przynajmniej niestracenia se.
Motywem przewodnim tekstu będzie to, na jakie głupoty zarobione brzdęki wydawać, by w ostatecznym rozrachunku nie okazały się głupotami, w jaki sposób zaprząc tak zwane zbieractwo, by pracowało na siebie i jak zoptymalizować konsumpcyjne wybory w niektórych dziedzinach na które zdarza nam się wydawać pieniądze. Choć wraz ze wzrostem zasobności portfela tematy te stają się coraz mniej istotne z racji spadku udziału opisywanych wydatków konsumpcyjnych w całościowym budżecie jednostki, to każdy powinien znaleźć tu coś, co pomoże mu choć trochę zracjonalizować tak zwaną konsumpcję i wydatki na rzeczy zbyteczne. Od jakiegoś czasu spostrzeżenia o których poopowiadam traktuję zarobkowo próbując się z nich utrzymać, co nie ukrywam, łatwe nie jest, szczególnie w Niedorzeczu. Hobbistycznie interesuję się nimi już od kilkunastu lat od początku zbierając doświadczenia sukcesów i porażek na własnej skórze.
Antyki, starocie, biżuteria, przedmioty kolekcjonerskie, wszelkiej maści precjoza czy przedmioty użytkowe będące wytworem pracy artysty/rzemieślnika – wszystko to kojarzy się na pierwszy rzut oka z niepotrzebnym wydawaniem pieniędzy. Może i słusznie- przez całe wieki były to przecież niezarabiające na siebie pasywa, których posiadanie pozwalało co najwyżej stwarzać pozory przynależności jednostki do określonego szczebla drabiny społecznej. Niekiedy dostarczały one przyjemności płynącej z otaczania się rzeczami postrzeganymi jako wyjątkowe z racji kunsztu wykonania czy zalet estetycznych. Innym razem zaspakajały kolekcjonerskie hobby/manię zbieractwa, czy jakkolwiek nazwaną potrzebę gromadzenia określonych rzeczy. Wiele z przedmiotów, które są w centrum moich zainteresowań ma jednak pewną wspólna cechę, którą czytelnicy tego bloga mogą uznać za interesującą- rzeczy te, zachowując jednocześnie funkcjonalności swoich standardowych odpowiedników, pozwalają przenieść wartość w czasie, przynajmniej częściowo. Nie jest to oczywiście cena, którą ktoś zapłacił dokonując zakupu w sklepie, tylko ta dużo niższa ustalana później na rynku wtórnym, jednak stosunkowo trwała i bynajmniej nie dążącą do zera wraz z upływem lat. Pisząc o trwałości ceny chodzi mi oczywiście nie o cenę nominalną, tylko tą realną wyrażoną w ilości innych dóbr, które jesteśmy w stanie za nią nabyć rok, pięć i pięćdziesiąt lat po zakupie. Zwróćcie uwagę, że jest to wyróżnik, bo spadek wartości praktycznie do zera jest typowy dla większości produkowanych obecnie przez człowieka dóbr codziennego użytku.
Przedmioty, które mogą nas zainteresować należą na przykład do grupy dóbr luksusowych lub pseudoluksusowych, których marże sklepowe idą w setki procent. Ich cena zawiera przecież opłatę za markę, wiecznie uśmiechniętą ładną panią w eleganckim sklepie, ekskluzywne opakowanie i cała masę bajek, którymi przy okazji zakupu zostaniemy nakarmieni dla lepszego samopoczucia. Czasem ich początkowa wysoka cena na rynku pierwotnym wynikać będzie z rzemieślniczej metody produkcji w porównaniu z masowymi substytutami (np. ręcznie wykonany zegarek vs równie świetnie działający masowy odpowiednik) i/lub większej niż standardowa precyzji wykonania ( np. lutniczy instrument muzyczny vs instrument z fabryki), lepszych gatunkowo materiałów (drewniana szafa wykończona fornirem z orzecha vs tak sama szafa z sosny), czy samej marki za którą w umysłach nabywców stoi (słusznie lub nie) jakość (np. stara wojskowa lornetka Carl Zeiss vs. taka sama po radzieckim żołdaku). Jeszcze inną dającą się wykorzystać kategorią będą przedmioty posiadające wartość z racji surowca, z którego są wykonane (np. taca ze srebra vs. identycznie wyglądająca taca ze stali), czy przedmioty, których cena będzie pochodną wartości kolekcjonerskiej wynikającej z mody i/lub bardzo ograniczonej podaży. O ile nie jesteśmy specjalistami w danej dziedzinie, tej ostatniej kategorii radzę unikać, w szczególności laikom- żeby przenieść wartość w czasie za pomocą czegokolwiek nie chcemy ani wchodzić na górce (moda), ani kopać się z koniem (konkurować z pasjonatem kolekcjonerem lub zawodowym handlarzem w grze, kto bardziej się zna i ma lepsze rozeznanie rynku).
Zanim wdam się w szczegóły, zastanówmy się jeszcze co wpłynie na ostateczny rozrachunek naszego zakupu. Przede wszystkim użyteczności, które z danego przedmiotu będziemy czerpać przez cały okres posiadania, czyli czy zakup do czegokolwiek będzie nam potrzebny i zastąpi inny przedmiot, na który musielibyśmy wydać pieniądze. Będzie to też moment w czasie, w którym dokonujemy zakupu. Wydaje mi się, że obecnie moment ten do najgorszych nie należy, bo po pierwsze ceny na rynku antyków i staroci od lat są w trendzie spadkowym. Po drugie inflacja przyspiesza wyprzedzając na milę stopy procentowe, z czego większość społeczeństwa nie zdaje sobie jeszcze sprawy sądząc po tym, że w bankach mimo ujemnych stóp procentowych wciąż deponowane są jakiekolwiek oszczędności. Oderwanie ludzi od rzeczywistości wydaje się być również w wieloletnim trendzie wzrostowym skutkując powszechnym brakiem zdolności do adekwatnej wyceny przedmiotów ze względu na ich użyteczność/jakkolwiek rozumianą wartość/zdolność przenoszenia wartości w czasie. Ujemna demografia sprawia, że coraz więcej interesujących nas rzeczy trafiać będzie z powrotem do obiegu szczególnie w krajach rozwiniętych będących naturalnymi rezerwuarami wszelkiej maści dóbr adekwatnie do skumulowanego bogactwa zamieszkującej tam ludności. Takie to proste? Niestety nie. Racjonalność naszej “inwestycji” będzie też zależna od okoliczności, w których my lub nasi zstępni będą musieli się przedmiotu pozbyć- jeśli będą to czasy, w których w cenie będą jedynie puszki z mielonką i ołów, prawdopodobnie poniesiemy stratę. To samo tyczy się sytuacji, w której nasi następcy lub osoby spieniężające nasz majątek nie do końca będą rozumieli co sprzedają, a jest to sytuacja nagminna w dzisiejszych czasach. Płynność/zbywalność danej rzeczy również określi to, czy w ostatecznym rozrachunku odzyskamy wartość, którą za nią zapłaciliśmy. Wisienką na torcie niech zostaną odczucia estetyczne wynikających z obcowania i otaczania się ładnymi rzeczami oraz możliwości wykorzystywania w codziennym życiu owoców pracy rzemieślnika będącego często mistrzem w swoim fachu.
Opisze teraz kilka przedmiotów pozwalających przenosić wartość w czasie. W zależności od indywidualnych potrzeb, możliwości finansowych i miejsca zamieszkania ich inne przykłady pozostają ograniczona jedynie naszą pomysłowością i każdy powinien być w stanie dodać coś od siebie w zależności od potrzeb, możliwości i okoliczności.
Przedmioty ze srebra- wszelakiej maści galanteria stołowa, naczynia, sztućce, kielichy były i są produkowane głównie ze stopów srebra próby 925 (Sterling), 835 i 800. Z punktu widzenia ceny, (przeliczamy ją sobie oczywiście porównując cenę grama czystego srebra w naszym wyrobie), im wyrób cięższy, bardziej toporny, mniej pracochłonny i nie wykazujący jakichś szczególnych cech kolekcjonerskich, tym cena za gram powinna być niższa i dążyć do ceny złomu srebra. Jeśli zależy nam, by cena była jak najniższa , skupmy się na wyrobach z pierwszej połowy XX wieku. W obrocie jest ich wciąż dużo i jeśli jeszcze dwa miesiące temu ktoś był w stanie wydać 10 do 20% ponad spot ceny srebra, można było przebierać w ofertach(piszę, jak było przed oderwaniem się cen fizyka od papieru. W nowej rzeczywistości może trzeba będzie śledzić inną wartość- na przykład po ile złom srebra jest od ręki skupowany do rafinacji). Jeśli będziemy potrzebowali szybko nasze srebro sprzedać i nie będzie chętnych do zakupu przedmiotu jako takiego, zostaje nam właśnie sprzedanie go jako złomu. Przedmioty z pierwszej połowy XX wieku maja jeszcze jedną wspólna cechę- ich podaż maleje, bo część jest właśnie przetapiana lub z biegiem lat ulega zniszczeniu. Jeśli odwleczemy moment sprzedaży o kolejnych kilkadziesiąt lat, kupując „starocie” będziemy już sprzedawać pełnoprawne „antyki”, gdzie premia ponad cenę złomu srebra będzie wyższa. W odróżnieniu od sztabek i monet bulionowych, których cena zawiera najczęściej VAT, przedmioty tego typu często można nabyć od osoby prywatnej. Nawet wtedy, gdy zakupu będziemy dokonywać w antykwariacie lub jakiejkolwiek firmie, sprzedaż odbywać się będzie najczęściej w procedurze VAT marży, gdzie VATem zostanie obciążona sama marża sprzedawcy. Przychodzą mi do głowy jeszcze inne argumenty przemawiające za posiadaniem przedmiotów ze srebra. W razie prób ograniczenia legalnego obrotu czy na przykład możliwości przewożenia srebra w postaci sztabek czy monet, przedmioty tego typu jako marginalna część rynku pewnie pozostaną poza nawiasem zakazów. Srebra użytkowe pokrywają się szybko patyną, która sprawia, że nie wyglądają zbyt atrakcyjnie- przez lata zostawiałem sobie kilogramową srebrną tacę, która kurzyła się w szafce z garnkami pod stertą innych metalowych foremek i blaszanych pater na ciasto z jednym tylko zamysłem- gdyby złodziej czy komornik plądrował mi mieszkanie, jestem pewien, że by się ostała w odróżnieniu od przykładowej tuby świecących Filharmoników. Jako że piszemy o srebrze, wspomnę o innym metalu, który również należy do ciekawych z punktu widzenia przenoszenia wartości w czasie. Przedmioty ze stopów cyny (zazwyczaj między 85-95%) również idealnie się do tego nadają i mogą być alternatywą dla mniej zamożnych. Rynek recyclingu tego metalu będzie się coraz bardziej rozwijał, a z racji małej wiedzy przeciętnego zjadacza chleba na jego temat często da się cynowe przedmioty nabyć znacznie poniżej ceny giełdowej, jak również ceny skupu zawartego w nich metalu.
Teraz z innej bajki. Ostatnie dziesięciolecia i boom na rynku nieruchomości minęły dużej części społeczeństwa pod znakiem urządzania czterdziestometrowych „apartamentów” w stanie deweloperskim z wykorzystaniem wszelkiej maści dobrodziejstw pochodzących ze szwedzkiego sklepu na I i innych tym podobnych. Standardem stało się wejście na nowe mieszkanie i zakup wszystkich mebli i reszty wyposażenia zgodnie z wizją projektanta lub najnowszą modą. Po zakończeniu konsumpcji, czyli przeprowadzce do nowego większego lokum, które to wydarzenie najczęściej zbiegało się ze spłatą kredytu i zaciągnięciem nowego, meble te lądowały na śmietniku lub były pozostawiane w starym mieszkaniu. Nie ma w tym bynajmniej nic dziwnego, ponieważ wartość mebli z płyty wiórowej/paździerza/tektury i tym podobnych materiałów na rynku wtórnym spada praktycznie do zera wraz z upływem kilkunastu lat. Załóżmy, że przeciętne małe mieszkanie ma na wyposażeniu dwie szafy, komodę lub dwie, biblioteczkę, regał, biurko, cztery krzesła, stół, dwie szafki nocne i lustro. Ich sklepowa cena w zależności od jakości (niska lub średnia) wynosić będzie pewnie gdzieś w przedziale między jedną, a dwoma uncjami złota. Te dwie uncje polecą wraz ze sprzedażą mieszkania na śmietnik. Nawet jeśli nie z powodu przeprowadzki , i tak zostaniemy zmuszeni do ich wymiany, ponieważ żywotność współczesnych wyrobów nie przekracza kilkunastu lat. W swoich przykładowych luźnych wyliczeniach nie uwzględniam kuchni, ani łazienki, gdzie funkcjonalność oferowana przez nowe produkty, czy też rzeczy docięte na wymiar pozostaje sprawą nadrzędną. Czy jest jakaś alternatywa? Jest nią zakup starych mebli, drewnianych, wykonanych ręką ludzką i projektowanych z zamysłem, by jak najdłużej mogły nam służyć. Tu również początek czy też pierwsza połowa XX wieku będzie doskonałym kompromisem między ceną, funkcjonalnością i stanem zachowania. Wiele mebli z tamtego okresu po odświeżeniu lub drobnych naprawach będzie z powodzeniem mogła służyć kolejne dziesięciolecia bynajmniej nie tracąc nic na wartości. Ważne, by były to autentyczne stare meble, a nie ich holenderskie odpowiedniki masowo produkowane od lat 50tych (tak zwane „meble stylowe”). Jeśli meble kupujemy mieszkając w krajach rozwiniętych, starajmy się raczej wybierać egzemplarze, które nie będą wymagały renowacji z racji wysokiego kosztu roboczogodziny stolarza/renowatora. Jest tam na szczęście szeroki wybór mebli nie wymagających jakichkolwiek napraw, pewnie z racji innego podejścia poprzednich właścicieli do przedmiotów jako takich. Rozglądając się za meblami w Polsce możemy wybierać również te do renowacji, ponieważ zlecenie tej usługi w kraju będzie tańsze.
Używana biżuteria, zegarki i inne przedmioty ze złota i platyny, często z udziałem kamieni szlachetnych, półszlachetnych czy innych materiałów uznawanych za drogocenne również nadają się do przenoszenia wartości w czasie. Choć marże nowych wyrobów tego typu na rynku pierwotnym są strasznie wysokie, to zaraz po opuszczeniu sklepu ich cena znacznie spada i zaczyna korespondować z faktyczną wartością złomu zawartych w nich metali i innych użytych materiałów. Na portalach aukcyjnych często można było wyszukać oferty sprzedaży sprawnych dobrze zachowanych złotych zegarków w cenie 20-30% ponad złomową cenę kruszcu, który zawierały. (pisząc „było” znowu odwołuję się do sytuacji sprzed koronawirusa). Co do biżuterii z diamentami i kamieniami kolorowymi ze średniej lub niższej półki również często dało się wyszukać niezniszczony wyrób w cenie złomu+jedna trzecia teoretycznej cennikowej wartości zawartych w nim kamyków. Biżuteria jest często kupowana przy okazji zaręczyn i innych prezentowych okazji dla płci wiadomej. Jeśli decydujemy się poświęcić nasze ciężko zarobione pieniądze na coś tak ulotnego, postarajmy się nie tracić 2/3 lub więcej wartości od razu po wyjściu ze sklepu. Jestem przekonany, że dokonując losowego zakupu starej biżuterii z kamieniami szlachetnymi w dowolnym domu aukcyjnym na zachodzie i próbując od razu sprzedać ten sam przedmiot nasza strata będzie o połowę niższa w porównaniu z zakupem nowej rzeczy w sklepie. Jeśli wykażemy się większą inwencją i przedmiotu będziemy sami szukać na przykład w lombardach, czy na portalach aukcyjnych możemy jeszcze bardziej zbliżyć się z ceną do wartości samego złomu. Pomijam fakt, że za te same pieniądze kupimy też oczywiście więcej złota i kamieni w samym wyrobie. Jeśli nie mamy ochoty na zmóżdżanie się nad zawiłościami wyrobów jubilerskich i kamieni szlachetnych, zaangażujmy w proces samą zainteresowaną. Niech ona wyszuka okazję i modny w tym sezonie fason, a my sprawdźmy tylko, czy za tyle i tyle złota w formie wyrobu jesteśmy chętni zapłacić określony procent ponad cenę samego złomu. Sama prezentacja, co można nabyć za te same pieniądze na rynku wtórnym w porównaniu z salonem zmieni na zawsze preferencje w stronę biżuterii używanej/zabytkowej każdej obdarowywanej kobiety z odrobiną instynktu samozachowawczego lub po prostu zachowującej zdrowy rozsądek. Biżuteria może też być ciekawym sposobem zbudowania choćby minimalnej ekspozycji na fizyczną platynę, choć przy obecnych niskich cenach tego metalu o szukaniu wyrobów w cenie bliskiej ceny złomu można zapomnieć. Warto jednak o tym pamiętać.
Przedmioty ozdobne, rękodzieło artystyczne, sztuka użytkowa- tu również ceny nowych rzeczy są wysokie często z racji wysokich marż pośredników i luksusowego charakteru przedmiotu. Jeśli zakupu dokonamy w sklepie, mamy bardzo małe szanse, że kiedykolwiek wydane pieniądze odzyskamy. Na rynku wtórnym cena drastycznie spada do poziomu, który później zdaje się być w miarę stały. Szkło artystyczne, luksusowa porcelana, grafika warsztatowa, rzeźba- przedmioty te posiadaj swoje funkcje użytkowe oraz da się je sprzedać na rynku wtórnym czy to za pomocą portali typu ebay/allegro, antykwariatów, czy domów aukcyjnych. Choć działające na polskim rynku domy aukcyjne wydają się być nastawione na okresowe mody na rynku kolekcjonerskim i sprzedaż przedmiotów zaprzyjaźnionych handlarzy, to te duże działające w Europie (Dorotheum, Lempertz, Christies itp.) nie powinny wybrzydzać przy próbach sprzedaży za ich pomocą biżuterii, zegarków, sreber, szkła, porcelany, sztuki czy innych antyków, jeśli tylko będą to przedmioty na akceptowanym przez nich poziomie. Kupując przedmioty tego typu w sklepie możemy zakładać, ze jeśli kiedyś będziemy musieli się z nimi rozstać, okażą się one bezwartościowe lub stracimy 80-90% zapłaconej ceny. Przy tym samym budżecie dokonując zakupu na rynku wtórnym na własna rękę lub korzystając z usługi pośrednika, jeśli nie damy się oszukać, powinniśmy być w stanie odzyskać bez problemu przynajmniej połowę zapłaconej ceny. Po pierwsze kupujemy przedmiot z o wiele wyższej półki, po drugie przedmiot ten stracił już to, co miał stracić na początku. Jest jeszcze jedna zaleta przedmiotów tego typu nad modnymi ostatnio inwestycjami w sztukę. Rynek sztuki jest podatny na mody i manipulacje powodujące, że obraz jednego artysty będzie w obrocie za 500Eur, a innego za dziesięć lub sto razy więcej, nawet, jeśli będzie miał podobne walory artystyczne i okres powstania. Jeśli nie uczestniczymy w tej grze z miejsca osób ustalających zasady, lepiej trzymać się od niej z daleka lub kupować tylko to, co jest bardzo tanie, sprawi nam przyjemność i na pewno ma wewnętrzna wartość, która sami rozumiemy (w tym drugim wypadku na ewentualne zyski możemy liczyć w długim horyzoncie czasowym). Przyjrzyjmy się pod tym samym kontem naszym bardziej przyziemnym przedmiotom typu sztuka użytkowa/rękodzieło artystyczne itp. Ich wartość jest (jakąś tam) pochodną oryginalnej ceny, a tę cenę często mamy możliwość sprawdzić, ponieważ rzeczy takie same lub podobne wciąż są w sprzedaży (na przykład porcelanowy użytkowy serwis z Miśni w określonym fasonie, który używany od pośrednika kupimy za 1kEur, będziemy w stanie w tym samym czasie sprzedać korzystając z usług pośrednika za minimum 700Eur i który nowy na półce w sklepie będzie kosztował 5-10kEur). Jeśli dobrze poszukamy sami kupimy go za te 700Eur od osoby prywatnej lub od pośrednika sprzedającego na niższej marży. Jeśli nasz wyjściowy tysiąc Eur postanowimy wydać w sklepie z zamiarem kupna porcelany, możemy pewnie nabyć serwis marek takich jak Rosenthal, czy Kaiser, który przy próbie sprzedaży na rynku wtórnym okaże się być wart maksymalnie 100-200Eur. Przykład z niższej półki. Jeśli mamy do kupienia obrazki na ścianę do urządzanego biura, lokalu użytkowego czy mieszkania, można skorzystać z oferty Ikei i kupić masowy produkt tekstylny w ramie za 50Eur lub za te same pieniądze nabyć kilkudziesięcioletnią oprawioną grafikę lub akwarelę na giełdzie staroci. To 50 Euro to pewnie minimalny koszt indywidualnego oprawienia jakiegokolwiek ręcznie wykonanego przedmiotu w kraju rozwiniętym. O ile produkt tekstylny ze sklepu po kilku latach będzie na rynku wtórnym wart 1-5Eur, o tyle grafika czy akwarela wciąż utrzyma swoją wartość, ewentualnie pomniejszoną o to, co przepłaciliśmy, a co było marżą pośrednika.
Na koniec parę słów o samym rynku. Marże w wypadku antykwariatów w Polsce wahają się w granicach 20-30%, a przedmioty sprzedawane są zazwyczaj w procedurze VAT marży. Ze znanych mi antykwariatów jakaś połowa jest relatywnie bezpieczna nawet dla osób nie mających rozeznania w cenach czy wiedzy na temat zakupowanego przedmiotu. Oczywiście dobrze się potargować. Podobne przekonanie wyrobiłem sobie przeglądając katalogi zagranicznych domów aukcyjnych i oferty przedmiotów będących w ich sprzedaży online- nawet losowy zakup bliski cen wywoławczych powinien być udany z punktu widzenia przeniesienia wartości w czasie- przepłacimy tylko prowizję domu aukcyjnego. Na giełdach staroci oraz przy zakupie od osób prywatnych możliwość uzyskania o wiele niższej ceny, ale też skala ewentualnych oszustw będzie dużo wyższa. Jeśli kupujemy przedmiot, który sami jesteśmy w stanie ocenić i wycenić, to właśnie tam powinniśmy szukać. Domy aukcyjne w Polsce będą miały raczej w ofercie przedmioty z wąskich kolekcjonerskich dziedzin lub prawdziwej sztuki, na której wycenie się nie znam i której ten tekst nie dotyczy. Jeśli pozostaniemy blisko ziemi, skupimy się na przedmiotach, które sami szybko będziemy w stanie wycenić i nie połkniemy kolekcjonerskiego bakcyla, przenoszenie wartości za pomocą przedmiotów jest jak najbardziej wykonalne. Po ewentualnym zakupie od razu skonfrontujmy go z rynkiem konsultując cenę z jakimś rzeczoznawcą, korzystając z dobrodziejstw Internetu lub próbując sprzedać przedmiot- jeśli okaże się, że już na początku nie tracimy pieniędzy, jesteśmy na dobrej drodze.
Biegacz.