Mainstream

To nie plac pochyla wieżę

Z tytułu wynika o czym to będzie. Tekst jest przeznaczony dla czytelników zse, a omawiana publikacja ma inny target, bardzo odległy od profilu czytelników. Będę się odnosił do tego kilka razy gdzie trafia ona w pustkę, bo jest przeznaczona dla innego czytelnika, ale czasem, dla zasady postaram się wczuć w takiego typa (w młodości cierpiałem na patriotyzm, ale w środowisku technicznym jednym, celnym pytaniem towarzysz inżynier zrobił mi dysonans i przeszło jak ręką odjął). Gdyby jednak ktoś zaplątał się przypadkiem to do niektórych terminów dopiszę komentarz przy pierwszym użyciu, przynajmniej taki mam plan.

//Tu będzie spis treści bo się przydługie robi, skoro długie to najwidoczniej jest o czym grafomanić. Znaczy warto tę pozycję przeczytać.

-disklajmery dla obcych spoza sekciarzy zse;

-wprowadzenie;

-poglądy dramatu pod kontry punktu siedzenia;

-czepialstwo o związki logiczne w książce (wskazujące że one są, że autor to rozważał, tylko nie napisał, ponieważ dla czytelnika docelowego nic to nie wnosi);

-pozorowanie jakoby Pan Mecenas czegoś nie zrozumiał (zrozumiał tylko się kryguje pod narrację, osobnik doskonale zna mechanizmy władzy, ale jako obrońca status quo nie może nawoływać do rewolty, której będzie jedną z ofiar);

-armia prastarego wzoru czyli głupie (z punktu widzenia wieży) pomysły nazbyt śmiałych pagonów;

-wieże i placki;

-odezwy do ekspatów;

-Pan Mecenas jako obrońca status quo wieży;

-po kiego tyle nabazgrałem;

#disklajmery dla obcych spoza sekciarzy zse;

//ciągnijmy disklajmery, głównie dla obcych gdyby tu przez pomyłkę trafili;

Stosowany język i stylistyka są typowe dla niszowego forum. Błędy w odmianie z rodzaju “Panu Mecenasu” są zabiegiem celowym (łączyć token z “temu Misiu”).

Gdyby komuś się zdawało, że jadę tu Pana Mecenasa, to nie. To jest wartościowa pozycja, godna przeczytania (wrzuciłem jako lekturę obowiązkową dla smarkatego z podstawówki, ale nie że to jest książka dla dzieci tylko zaraz będą kolejne disklajmery), wyrażone w niej poglądy są słuszne. Celem grafomańskiej, wrednej narracji którą tu poprowadzę będzie wielowątkowa ekstrapolacja poglądów, których autor nie ujął (z pewnością miał na tych kierunkach przemyślenia co widać w rozwoju tekstu pomiędzy pierwszą, a ostatnią stroną; ale autor jest typem, który nie rozwija tych wątków zapewne ich tak nie ekstrapolując konsekwentnie z przyczyn, które w tekście ujawnię).

Wtręty i złośliwości jakie tu poczynię nie nadają się do niekompetentnych polemik z Panem Mecenasem na temat tego co tam sobie wymarzył i ujął w książce. Przedstawiają jedynie dalszy tok rozumowania z innych punktów widzenia. Z innych lokacji i historii. Kiedy będę pisał jakieś wyjątkowo złośliwe przytyki to dla uwypuklenia iż można mapę obejrzeć ze szpilki wbitej w innym miejscu, będzie to pieniactwo i jawne czepialstwo, ale celowe bo wskazujące inne fotele. Zresztą takie treści znajdują się na samym początku książki. Będą to takie translacje po mapie (w tym mapie mentalnej), które uświadamiają, że z innego fotela to rzeczywiście – problemy przedstawione przez Pana Mecenasa nie są problemami. Ba! Czasem są one rozwiązaniem. Co też wymienieni w tekście grekoliterowcy starali się Panu Mecenasu uświadomić, ale z przyczyn projekcji wizerunku (nie wiem czy to są rzeczywiste poglądy Pana Mecenasa bo typa nie znam, ale otarłem się o to warszawskie piekiełko i patriotów żoliborskich, posiedziałem z Panem Grzegorzem przy stole i nawet coś im tam kiedyś na Pobudkę rzuciłem, ale wychodząc martwił mnie szelest spadochronów ciągnących się za człapaniem gumofilców; i tam też już ujawniały się patologie jakie Pan Mecenas jest łaskaw wymieniać – konstruowanie wpływu) Pan Mecenas uparł się nie przyjmować tego do wiadomości kreując w tekście swój wizerunek pewnego typu patrioty emocjonującego się stanem gubmintu. Przyjmuję ten wizerunek emocjonalnego patrioty za prawdziwy (na potrzeby tekstu zawieszam niewiarę wobec dorosłych ludzi iż takie przypadłości występują w naturze). Nie żebym miał powody sądzić iż jest jakkolwiek inaczej, nawet mam podejrzenia, że to leci live.

Będę się kilka razy odwoływał do pochodzenia, formacji i kształcenia Pana Mecenasa, ale wyłącznie po to aby wskazać że istnieją inne drogi, a co za tym idzie inne projekcje map na tę samą sprawę. Kilka razy wspominkowo zwrócę uwagę na pewne kwestie związane z działalnością prowodyra wojennego (dla nieogarniających – to jest przytyk podkreślający coś w tekście), ponieważ tu i ówdzie otarłem się o omawiane przez Pana Mecenasa sprawy (na przykład pracowałem w miejscach gdzie wytwarzany był omawiany przez autora sprzęt, który zachwalał).

Omawiane będzie wydanie pierwsze i będę odnosił się do stron.

//wrzucę jeszcze jeden

Jakby się tu zaplątał ktoś spoza towarzystwa, to lokalny czytelnik ma pewną specyfikę analizy, a częstym tematem w kuluarach jest neurodiversity wśród pociech, bo im się przydarza szybciej nauczyć liczyć niż mówić. Zacięcie techniczne jest wśród czytelników zse powszechne, i rozbiór logiczny poza przewidzianą przez dowolnego autora domenę dokonywane jest w każdym przypadku. Większość albo pracuje w technice za granicą, albo pracuje zdalnie przez granicę, w zse ekspaci są normą, więc przekaz patriotyczny może tu nie znaleźć urodzajnego gruntu, ale że Pan Mecenas popełnił w książce odezwy to się z tego punktu widzenia odniosę. Jeśli ktoś nie zrozumiał to sam sobie winien.

//koniec disklajmerów

#wprowadzenie;

Autor przedstawia w książce wiele wolitywnych wniosków, do wielu spraw ma wątpliwości. Nie porusza tematyki wyrażonych tam opinii przekreślających Jego płonny wysiłek uczynienia tego co uważa za istotnie lepszym (taki abstrakt jak ojczyzna, twierdzi że ma, ale dowodów posiadania nie przedstawił). Co będzie istotne dla struktury tekstu to Pan Mecenas nie rozwija tych wątków do końca. Niczym szpak skubie te wisienki które mu pasują, ale to powszechne ograniczenie nie dotyczy wyłącznie humanistów. Jest to zjawisko ograniczenia domeny przez domyślne (dla humanistów) “inni też powinni tak uważać”, (dla biologów) “ale wtedy by zdechło”, (dla inżynierów) “inaczej nie działa”, (dla fizyków) “to niefizyczne!”, a na końcu i tak Matematycy wyjdą poza domenę dostępną dla słabszych rozumków i nazbyt często mają rację “rozwiązanie istnieje^^”. Ostatecznie można skontaktować się z dostawcą aksjomatyki.

Grupą docelową dla tej książki są państwici, być może nawet patrioci, którym przedstawiane jest stanowisko jagiellońskie. Dla niezorientowanych to taka wersja patriotyzmu z Żoliborza, konkretnie z warszawskiego i krakowskiego środowiska jajogłowych (tubylczego substytutu ENA – École Nationale d’Administration ). Uogólnieniem tego poglądu jest wizja monopolu na przemoc (abstraktu państwa) mającego swoje wpływy, interesy i rubieże na Kresach imperialnego epizodu RON z orientacją na wschód i południowy wschód (dziś pod tagiem Międzymorza). Od razu przytoczę złośliwą analogię. Jest to wizja państwa XIX dynastii ze stolicą w Tebach (Luksor, Karnak – epizod imperialny) wygłaszana ca 600 lat później, kiedy państwo jest kolonią, stolica w Aleksandrii, a na tronie rozpycha się Ptolemeusz.

Oczywiście jestem wielkim fanem RON i wielkich bohaterów tego epizodu takich jak Stanisław Stadnicki & Jacek nad Jackami. Będę zwracał uwagę na ten sposób uorganizowania “placu i wieży” jako skuteczny i zasadny rozwijając wnioskowanie Pana Mecenasa konsekwentnie, aż poza domenę jaką nakreślił swoim zmysłem humanisty z “ENA”. Przy okazji wskażę, że takie wymysły jak szkoła lewa i administracji to są koncepty nieprzystające dla szanującego się ludu, gdyż administrować to sobie można podbitymi tubylcami. Można by wspomnieć, że wcześniej była to szkoła Partii Nieboszczki, a tradycje wywodzi z ustanowionej przez KEN (tfu! szkodnik i zakała) szkoły rycerskiej, kiedy to rycerzy już dawno nikt nie widział, a imperium chyliło się ku upadkowi. Warto zwrócić uwagę, że edukacja młodzieży w epizodzie imperialnym przebiegała inaczej, z tego że był imperialny można wnioskować iż lepiej. Rycerzem nie można mianować z urzędu, nie można na siłę kształcić w szlachectwie, ale takie “ENA” starają się emulować pozór przypinania do klasy społecznej będąc wyższymi szkołami gotowania na gazie (ruskim). To wada wszystkich uczelni humanistycznych – strasznie się ten rak rozrósł odkąd są utrzymywane z podatków, ponieważ dawniej było to drogie hobby dla zamożnych, a tak za darmo to się ten humanizm rozplenił jako ersatz prawdziwego kształcenia o zastosowaniach utylitarnych (inżynieria).

Nauki społeczne czyli szkoły wytwarzania właściwych poglądów do wojen korytarzowych o status. Które to przepychanki Pan Mecenas w książce gani. Ale czyż można oczekiwać innego skutku tworzenia szkół gotowania na gazie? To tam właśnie, w pocie czoła wykuwany jest problem, jaki Panu Mecenasu psuje wizję lepsiejszego państewka. Tylko takiego żeby nic się nie zmieniło w ramach domeny, której granic nie chce przekraczać. No to je przekroczymy na całego.

#poglądy dramatu pod kontry punktu siedzenia;

Na potrzeby polemiki z patriotyzmem jagiellońskim (czyli tym, że Niedorzecze to jakaś tam Polska, że leży ów abstrakt nad Wisłą, że są jacyś tam Polacy, i że [tworzą oni]/[typy tworzą – lepsze] naród) przedstawię jakiś inny patriotyzm. Jest ich kilka, inny pogląd może być na Śląsku (ale nie jakieś tam brednie o autonomii śląska czy innych podszeptach Helmuta tylko taki Śląsk Piastowski), inny by przedstawili nam w Szczecinie (Gryfici), inny znowu Gdańsk (Mściwój wspierał powstanie gangu białego orzełka, ale nie w Warszawce przecież, bo wtedy nie była na mapie istotna), ale ja posłużę się jeszcze innym patriotyzmem. Otóż obszar rdzenny i kolebka plemienia Niedorzeczan nad Notecią i Wartą leży, nad Gopłem. To z tego punktu widzenia, ze stolicy w Kruszwicy, Gnieźnie i Poznaniu będę patriotyzm przedstawiał. Z punktu widzenia wąsatego Popela wrzucającego kamienie do Gopła, z punktu widzenia poznańskiego szlachcica (wyjmujemy z kapelusza Mikołaja Skrzetuskiego, charakternika, infamisa, Wielkopolanina, czyli postać jak najzacniej wskazującą sensowne uorganizowanie monopolu na przemoc) epizodu imperialnego zamieszkującego nad Wartą (gdzieś tak w okolicy Mariampola, bo Pan Mecenas często wymienia, udanie wielce). Akurat Skrzetuski nie z tych okolic, ale mi pasuje ze względu na wybranych przodków. Bo tych co się babrali w “ENA” i w czasie wydarzenia kulturalnego bez teleranka mieli książeczkę na wsie strany mira kunktatorsko pominę, gdyż byli jednym z przyczynków do gry statusowej, która Pana Mecenasa nieco frapuje.

Ponieważ Pan Mecenas jest łaskaw poszerzać mizerię ptolemejskich granic aż po jakieś tam Kresy, jakieś tam rzeczki (nazywanie Dniepru rzeczką, a Warty rzeką^^) na końcu świata to i nie żałujmy poglądom plemiennego państwa Kowalskich znad Gopła. Otóż kuzyni (serbowie) plemienia naszego aż po Łabę zamieszkiwali i tam są interesy nasze, przedpola i spory z niemymi (Niemcami), którzy zanadto wychynęli z alemańskiego obszaru rdzennego, gdzie w łuku aż po zagłębie Ruhry gnomy one siedzieć powinny i w ziemi ryć by dobra dobywać. A Wisła to granica obszaru rdzennego, za którą już Rusini czy inni Łemkowie, nad Wisłę to można pastuszka z gęśmi posłać, żeby one gęganiem ostrzegały gdyby Rusini z wysokiego brzegu przeprawić się chcieli i zamiary mieli jakieś niepolityczne. I do Wisły to nasz pastuszek może się wypróżnić, a za Wisłą to już krainy obce. O to taki pogląd na patriotyzm sobie ukujmy na potrzeby tekstu, plemienny, znad Gopła, znad Warty i Noteci, z poszerzeniem horyzontu aż po Łabę (i pretensje terytorialne, bo skoro Pan Mecenas na Białoruś nastaje aby tam jakie Gwardyjskie Pancerne wstrzymywać to i Allemanom nie żałujmy). Tu je nasze, tu praszczury nasze z Kruszwicy władali, stąd aż po Łabę cymes swój mieli. Możemy oczywiście powołać się na pierwszych koronowanych co się i pod Kijów z mieczem w bramy zastukać wybierali, bo przecież na zachód od Odry też właść sprawowali, a Piastowie to tak po obu stronach tej rzeki się plenili (i na Śląsku też, ale na razie Czarnych pominiemy, żeby nam gorsi zbójcy jak Skrzetuski nie wyskakiwali co akapit).

A że Pan Mecenas raczy nas w lekturze raz po raz poezją, to nie żałujmy sobie i my dla naszego plemiennego patrioty:

Nasze dziady swoje ziemie

o pierś morza opierali,

nasze ojce swoje plemię

wrogom pod miecz oddawali.

Nasze dziady swoje miecze

obmywali w oceanach,

a my ojców swoich winy

obmywamy w swoich ranach

I też jest pięknie. Tylko nie wiadomo kto to napisał, bo pewnie nie umiał pisać. Ale włócznię trzymał z właściwego końca.

#czepialstwo i pozorowanie;

No to jedziemy po tych wieżach i placach. Zacznijmy od końca ostatniego akapitu książki [str. 508]. Otóż klasa polityczna to żadni nasi, to warwszawcy [to nie błąd], okupanci i złodzieje, kraj żaden własny, bo to cudza kolonia, wymagań nie stawiam bom wyjechał, niepodległość to zmiana z jednego dozorcy na innego, część świata i ojczyzna też nie moja, ja kosmopolityczny jak szpak – dziobię tam gdzie jest co zeżreć. A nawet jakbym tam co miał to niczym Stadnicki popierałbym tego co mi dobrze zrobi. I dlatego tam jest kolonia, bo co to za różnica czy Habsburg czy inny obcy? Rodzimy, Pszczeli Król jakoś się nie udał w imperium. Czyli targetem tej książki chyba nie jestem. Bo to dla tych co tam żyją i mieliby czego bronić, ale zwalisty typ na lekkim i specyficznym “offie” [str. 12-13] wskazał Panu Mecenasu jakoby młodzież (nie tylko młodzież, od Pana Mecenasa jestem młodszy o błąd statystyczny) wyrażała pogląd : “Polska i państwo polskie to ściema i wydmuszka, paździerz…”). Czego Pan Mecenas nie zrozumiał? Zauważę, że bardzo wielu Ukraińców wyraziło wobec obszaru pochodzenia podobny pogląd, bo stworzyli tam sobie oligarchię (dopuścili do tego nie mordując w porę mieszkańców wieży – nie burząc jej), z której musieli uchodzić pod batem ekonomicznym. Kiedy z powodu słabości tej wieży wdała się zaraza (Kacaporum 2014) rozpoczęto demontaż lokalnych Obajtków z konieczności. Ale Ci którzy zdążyli wyjechać tak w 2014 jak i osiem lat później stosunek do wojowania z ruskim mirem mieli jasny “Piekła mam bronić? Żeby się Szatanom dalej tłusto żyło? Krwią mam za nich płacić, jakby potu mojego mało im było? A niech ich Kreml pochłonie!”. No i tego Pan Mecenas najwidoczniej nie dopuszcza, że mieszkańcy obszaru okupowanego mogą mieć do okupanta stosunek wrogi. Nie traktują krainy Balcerka, Objatka czy innego typa z WBK jako czegoś związanego z ich sprawczością. To nie im będzie Kacapia życie demontować. Bo nic tam ich.

//*Z tym paździerzem to przeprowadzałem kilka intratnych dowodów wprost, nie tylko w Niedorzeczu. Nie jest tak źle jak przedstawił to Pan na “offie” – jest jeszcze gorzej.*//

I ja ten pogląd w pełni podzielam. Gdyby się w miejscu aktualnego wypędzenia wdała podobna zaraz, to po prostu zdejmę z szopy lichej starlinka (jako że jest często wspominany w książce to tak, early adopter, który zapłacił za ustrojstwo rok przed wprowadzeniem zasięgu na obszar; jak zwracałem uwagę w disklajmerach – zse to środowisko techniczne; mamy to^^) i do granicy mam sześć kilometrów.

[str. 21] Pan Mecenas zaznacza iż nie bierze udziału w grze o dostęp (do wieży). Ale stara się o dostęp do placu stosując dokładnie te same środki pozorowania statusu co wieża. Te środki to biała koszula, garniak i kamizelka. Tymczasem środkiem jakim posługuje się Kacapia są armaty. Wysyłają one sygnały, które docierają bez względu na status. Kiedy amerykańskim wysiłkiem udało powstrzymać przejęcie ukraińskiej wieży to tymi armatami zaczęto dewastować ukranski plac. Jankesi więc kazali Allemanom trzymać tę wieżę (utrzymywać aparat państwowy) w powietrzu bo akurat Niemców jeszcze okupują i mogą im kazać. Na wszelki wypadek, żeby Allemanom coś głupiego do głowy nie przyszło to się rurka z kacapskim gazem wzięła i popsuła, a winnych nie ma. Za to jest zgrzyt z wchodzeniem Demokratycznego Królestwa SSABa do naty. Bo to niby na styku wód Królestwa Danii, Królestwa Szwecji (promujemy demokrację i republiki^^) i niczyich doszło do “awarii”. Szwedzi coś tam Duńczyków spytali czy jak sobie nie radzą z pilnowaniem sadzawki to oni mogą im tego Bornholmu zaraz przypilnować, bo biskup Lundu tam kiedyś pomieszkiwał. Ale po obejrzeniu rurki jakoś dochodzenie utajnili (żeby nikogo nie drażnić wnioskami) i do naty jakoś trafić się nie udaje (naturalnie z przyczyn obiektywnych, nie żeby to wytrawni bokserzy tłukący w wyższej wadze byli). Bo nato chce sobie kupić jezioro nad którym królestwo SSABa leży, ale czy rozbrojone, oparte wyłącznie o jakiegoś egzotycznego sojusznika z odległego kontynentu nato zacznie boksować przynajmniej we własnej wadze, czy frajera szukają co utrzymał jako tako przemysł na poziomie? Samemu nie łaska? Jak Allemanom (należącym do naty) z Thysena 8 kwietnia 2014 roku z buta, pod widelcem wdepnięto do biura i całą tę natę wywalono na zbity pysk to czego nata nie zrozumiała?

//*Z kronikarskiego obowiązku zaznaczę, że zakład Kockumsa w którym pracowałem w 2008 roku to właśnie ten do którego wdepnięto w 2014. A delegowano mnie tam ponieważ działy się rzeczy niesłychane odkąd wtargnęli Alemanie i zaczęli krecią robotę uprawiać. Obecnie obszar jest rewitalizowany, powstają tam budynki mieszkalne, produkcję obrócono w gruzy, a naprzeciwko powstała marina, i jest tam bardzo przydatne biuro od zakładania spółeczek i prowadzenia kreatywnej księgowości – polecam. W 2008 składaliśmy tam pociągi (Niemcy teraz przekierowali ich produkcję do Chorzowa, a tam się ktoś z krawaciarstwa dał wkręcić, bo mają aluminiowe budy i jakoś nie wychodzi – nie ten poziom techniczny krainy, nie ten model podziału zisku żeby się za to zabierać) i wiatraczki dla EWM. Trójskrzydłowa wieża biurwowa SSABa z incydentu ciągle tam stoi.*//

Podpowiem jeszcze, że kilka lat później Niemcy zorganizowali w porcie Goteborga awanturę związków zawodowych taką, że port stanął na czas dłuższy. No i w takie sojusze, co przeciwko Królestwu prowadzą działania hybrydowe Bernadotte mają wchodzić? Kogoś aby głowa nie boli? Może Allemanów trzeba najpierw z nato wykopać? Spuścić im bęcki i postawić do pionu? Skoro nie wydają na zbrojenia to sami się proszą. Popel bardzo chętnie przywróci ziemie prastare do domeny. Tylko na mapie [str. 476-7] księstwa warszawskiego jakoś tylko jedną rzekę zaznaczono [zaprzaniec, Jagiellończyk Lipiński], Toruń jest, Kraków jest, a Poznania czy Częstochowy nie ma – bo mało ważne. A strefę nękania i śmierci aż pod Wasiafkę narysowali. A co to komu nad Wartą przeszkadza żeby sobie Moskwa te tereny zajęła? To przecież poza obszarem rdzennym, akuratnie na granicy plemienia Polan. Co to za różnica kto tam będzie mieszkał? Nad Wartą to akurat taka różnica co jest na wschodnim brzegu Wisły jakby to na wschodnim brzegu Dniepru było. To i tak poza obszarem rdzennym. Jagiellończykom może i robi różnicę czy im artyleria wyprostuje Żoliborz w księżycowe kratery, ale przynajmniej Alfa przestanie grabić z Poznania podatki. Więc lepiej jakby tę Wasiafkę jednak jakaś zaraza przetrzebiła [str. 383 – Pan Mecenas pyta o zimny prysznic dla kleptokracji], a skoro jest Kacaporum to niech sobie takie będzie. Rozwiązanie istnieje. Problem rozgrabiania środków (trapiący Pana Mecenasa) w Warszawie leży więc może w huku dział się tego raka wyleczy? Może wojna jest rozwiązaniem? Może warto przegrać aby wrzód ze zdrowego organizmu plemienia ogniem artylerii rakietowej wypalić? Toż tam przecież nie nasze serby mieszkali. Rozważmy te opcje, rozważmy i dalsze.

Mapka [str. 354-5] i jakieś tam powstrzymywanie gwardyjskiej pancerskiej nacierającej na Warsiafkę. To przecież całe te siły w zupełnie złą stronę zostały posłane. Skoro Niemce chcą się na osi wschód-zachód z Kacapmi bratać to Berlin daleko od granicy nie leży. To w tę stronę trzeba było brygady posłać, Niemcom dosolić tak, żeby zaraz za telefon do Moskwy złapali i o zmiłowanie prosili bo ich na pale nawlekają. Warszawę to tam mogą sobie Kacapy brać – co to komu szkodzi? Warszawiakom to może, ale skoro obecnie prowadzimy (dzielnie komentując z foteli) wojnę krwią ukraińską (bo nie nasza) to w zasadzie co to szkodzi, żeby robić to za cenę Niedorzecza B i Warszawy? Toż przecież w Posen wszystko jedno czy to jest nad Dnieprem czy nad Wisłą, byle po wschodniej stronie. A tereny aż do Łaby warto odzyskać, bo to rdzenne, prastare, swoje. I od Kacapii dalej, i to tam Kreml gaz kierował, i to tam cały problem z rozwojem techniki dla Kacapów ma źródło. To niemiecki szkodnik wojny hybrydowe prowadzi w okolicy, a do tego jeszcze nie skończyliśmy ostatniej zadymy, bo przed polskim przedstawicielem Niemce kapitulacji bezwarunkowej nie złożyli, a mamy rachunki do wyrównania (nie wybaczamy, nie zapominamy, wróżda necessitas est). I co najważniejsze – w Reichu są łupy. A wojownik to jest taki zawód co z łupu żyje (jeśli Pan Mecenas nie zauważył przytomnej motywacji żołnierza sovieckiego na Ukrainie to właśnie po to zostaje się wojem, po to się włócznię w garść bierze, żeby żelazko czy inną pralkę do domu przytargać; a bez tego to morale w armii jest takie na jakie Pan Mecenas wyrzeka, bo co to za robota kiedy ani Palić, ani Gwałcić, ani Rabować nie wolno? A Panu Skrzetuskiemu to niby za co kondemnaty sądzono? PGR podstawą morale – o taka zmiana mapy mentalnej, proszę bardzo – to są właściwe mapy dla zmotywowanego wojska.).

//*I tutaj przenieśmy się na chwilę na Ukrainę latem roku 2023 – od kilku miesięcy u Kacapów funkcjonuje system motywacyjny, że płacą od zadania strat. Od drona, od pojazdu, od Chachła w plenie czy ubitego, od terenu zajętego. Jest korporacyjna gryfikacja i od razu się sprawność podniosła. Za pieniądze w cel się trafia. I inicjatywa się pojawiła – wystarczyło przywrócić normalność. Uczą się Kacapy. A polskie pagony dalej coś opowiadają o honorze, o humanitaryzmie, o tym że to nieładnie tak używać. A Pan Mikołaj Skrzetuski robił inaczej, tylko On bronił Zbaraża, a nie ciepłego poddupnika w Wasiafce! To w Jego czasach Kresy były w granicach, a nie poza granicami, to On ma rację, a obecne pagony bredzą.*//

I pod ten smak przerywnik poetycki:

Rycerzem się zaczyna być

Gdy można rąbać, kłuć i bić

Co wielką radość sprawia

Lambda [str. 36] objaśnia Panu Mecensaowi oczywistości okupacji plantacji i czerpania z pracy ludu tubylczego, a Pan Mecenas się wkurza i twierdzi że elity są ułomne, ale [str. 413] odkrywa, że przecież właśnie o to chodzi, o szukanie siły politycznej i najwidoczniej nie odkrywają jej w wyższej złożoności gospodarki i wyższej rencie. Bo inna dystrybucja rezultatów (wyższa marżowość) zagrozi ich pozycji. Ich wszystkich co wyjaśnia Pi [str. 32]. A z tego wniosek prosty, że dystrybucję [str. 28] można czynić wyłącznie “pod siebie” gdyż cała niezagospodarowana moc zostanie użyta przez innych do budowania własnej pozycji/wieży i zwalczania tego, który nie nagrabił pod siebie. Więc zasoby lepiej zniszczyć by zużył je kto inny, a jeszcze lepiej nie wytworzyć więcej niż się samemu jest w stanie pożreć. To są realia działań wojennych – pali się zasoby tylko po to aby nie zostały przejęte przez npla. Aż dziw że Pan Mecenas udaje iż nie zrozumiał. Pewnie zrozumiał tylko się kryguje.

Niestety sama koncepcja, żeby aparat gangu orzełka nagle przestał grabić pod siebie i dozwolił na wytworzenie innych ośrodków władzy (bo przecież podaż jest władzą, można dać, a można nie dać, co będzie rozwijane dalej) wymusza albo podporządkowanie tego oligarchią (system feudalny) albo utratę nad tym kontroli (z punktu widzenia wieży anarchia, a zwrócę uwagę, że imperium jagiellońskie anarchią właśnie tego typu stało – dlatego miało do dyspozycji zmotywowanych zbrojnych, bo to nie jakieś tam “państwo” decydowała o kierunkach zastosowania przemocy, tylko szlachta łupiła we własnym interesie, przecież z Poznania do Moskwy nikt się nie fatygował za jakiś honor czy inne “dziękuję”). Na co [str. 36] ksi zwraca uwagę, że to nie jest new model army tylko new model state. No i w tym nowym modelu nie ma miejsca dla kapo w baraku (ale ten temat podkręcimy przy omawianiu odezwy do ekspatów gdzie uzyskamy pewność iż Pan Mecenas rzeczywiście nie zrozumiał co zaproponował).

Pan Mecenas jest łaskaw rozważać [str. 41] jakież to motywacje w działaniach partyzanckich mieli przegrani w dywersji warszawskiej zwanej powstaniem. Warto porównać zdjęcia Warszawy i Poznania po kapitulacji Niemiec. Otóż właśnie jagiellońskie motywacje mieli, romantyczne, oderwane od rzeczywistości twardej jak obcęgi do zrywania paznokci (bo przecież nie wszyscy zginęli – bratni naród zaopiekował się tymi, którzy przeżyli i czule przytulił ich do swojego serduszka, aż tchu złapać nie mogli). Bo przecież Niemcy proponowali, aby wspólnie iść na Moskwę? Przecież durne Mein Kampf było wydane po polsku na koszt polskich pagonów? Miałem to wydanie w rękach. Przecież zamach na Adolfa odwołano? A był przygotowany kiedy ten odwiedzał Warszawę na długo przed zmianą kursu politycznego, bo wcześniej do Polaków nic nie miał. Toż przecież Niemcy jak nic wybierali się z natarciem właśnie na kierunki przez Pana Mecenasa umiłowane – na bramę smoleńską i na Moskwę, na Piotrogród i Woroneż.

//*W Woroneżu pierwszorzędne prasy mimośrodowe do odkuwek robią. A to nie jest wcale takie proste uzbroić taką prasę do produkcji, w “ENA” tego nie uczą. Jedną taką prasę (innej produkcji) wysłałem na eksport do sovietu, a drugą z nostalgii zostawiłem, ale kiedy udało mi się uczynić całość produkcji mobilną jak warsztat wojskowy to poszła na złom. Narzędzia jeszcze do nich mam, bo zbudowałem sobie hydrauliczną i do niej akuratni pasują, a masowej produkcji i tak nie ma dla kogo robić. Maszyny muszą na siebie zarabiać – to tak jak w polityce, kiedy coś nie obsługuje interesów to na złom.*//

Jest jednak lekarstwo na romantyczny patriotyzm. Na zapadzie preferują drut kolczasty i katownie, na woschod tę schizofrenię bezobjawową mitygują trepanacją potylicy. Zarazy jednak nie udało się wyplenić, romantycy ciągle się lęgną niczym myszy ze słomy albo ślimaki ze zgniłych liści.

Ale na obronę pomyślunku Pana Mecenasa mamy [str. 42] przemyślenia cui bono cała ta warszawska awantura. Nie da się ukryć że mimo romantyzmu jednak sapiens.

Zanim szarpniemy ponownie temat o tym jak ANW zadziałała na Ukrainie i do czego Jankesi się przygotowali (a do czego nie i dlatego te zakupy sprzętu, które wielokrotnie Pan Mecenas wspomina [str. 311 między innymi]) to [str. 47-48] Gamma i Delta co prawda prowokowali do wystąpienia z tym pomysłem bo coś zmienić trzeba, ale z przyczyn dystrybucji (wieża) nie jest to możliwe więc ostatnio pozwolili innym w stanie spoczynku rzucić rzucić dużo ciekawszą koncepcję (której przyklasnę bo to właśnie podstawa armii dawnego wzoru – tej która Kresy miała), której konsekwencje są daleko poza ich domeną (ta sama przypadłość co u Pana Mecenasa). Ale która pozwoli zachować plac, choć z wieżami to tam już będzie inaczej. Oczywiście ta koncepcja nie przejdzie z całą pewnością, póki ktokolwiek w Wasiafce żyje, no ale ten problem mogą nam rozwiązać Kacapii dokładnie tak jak poucinano kitki samurajom przy wsparciu Jankesów.

Otóż pagony na okoliczność “awarii” rurki rzuciły śmiało i chyba na poważnie, że ich na obronę instalacji przesyłowych nie stać, bo to w ogóle nie są zadania (akurat chodziło o gazoporty i rurociągi) floty. No i żeby sobie przedsiębiorcy sami dobytku upilnowali poniżej progu wojny. Czyli jak nic zaproponowali likwidację państwa unitarnego i stworzenie konfederacji ziem – wracamy do kolebki, do rycin ukazujących takie właśnie uorganizowanie polityczne Rzeczypospolitej u zarania Imperium (zaczyna się od republiki, a później mamy cysorza – Octavian z Palpatinem lubią to^^). Nie jestem pewien czy pagony rozumieją konsekwencje tego że jakiś gazprom czy inny jaśnie oświecony książę wojewoda ma własny aparat przemocy. Bo czym innym są środki do obezwładniania siły npla w rękach kontrolowanych politycznymi przepływami miernych, biernych ale wiernych, a zupełnie inaczej ma się to w przypadku [str. 323 ostatni akapit] przedsiębiorców. Wszak [str. 221] stawia Pan Mecenas kwestię wymagań adaptacyjnych w środowisku dynamicznym, a pole bitwy przy rynku i sraczce legislacyjnej wieży jest niemrawe. Nie bez powodu kupcy nie mają zwyczaju wyposażać się w środki do obezwładniania, ale skoro pagony proponują to omówmy konsekwencje (na które z wieży usłyszymy jedynie “po moim trupie!”) takich koncepcji oraz możliwość ich realizacji. Bo konsekwencje dopuszczenia do takiego aparatu są dla pagonów niewyobrażalne. To dlatego Jota [str. 348 – 349] pyta kilka razy, czy te pagony to tak na poważnie, że to wszystko do dyspozycji. A później są konsekwencje. Omówmy ciąg logiczny wraz z opcjami jakie z tego wynikają. I powołując się na logikę Joty – wszystko wolno? A to później nam już nie dacie rady zabronić i pójdziecie do arbitra odwoływać się do aksjomatyki?

#armia prastarego wzoru wtręt własny;

Towarzysze pagony zaproponowały, żeby przedsiębiorstwa same sobie upilnowały infrastrukturę. Czyli podważyli konsensus polityczny jakoby przedsiębiorstwa miały się kierować zyskiem (racjonalnie dystrybuować zasoby) i w ramach podziału pracy delegować obsługę polityczną na opiekę socjalną, obronność, edukację, kulturę, etc. To że z kulturą nie wyszło nie stanowiło problemu – wprowadzono merkantylną kulturę zastępczą, konsumpcjonizm. To że z edukacją nie wyszło też jakoś sobie ogarniamy kształceniem 25 latków dopiero na stanowisku pracy, kiedy to inżynier (statystyczny, bo my robimy inaczej, ale to nisza) pierwszy raz ma stosunek z prawdziwymi maszynami. Politykę jakoś tam się łata lobbyingiem (wiem że Pan Mecenas to gani, ale jakoś przeżyć trzeba i wojny korytarzowe rozgrywać skoro korytarze w wieży są faktem, a z faktami nie będziemy się kopać). Obronność najniższej intensywności, poniżej progu dozorowego (działania policyjne i karne – poniżej tego; prokuratura to taki zabytek feudalizmu, w wielu krajach już go faktycznie nie ma – został przeniesiony do policji, gdzieś popełniałem o tym fragment tekstu) też jakoś tam połatano agencjami ochrony i własnymi siłami (sok przykładem, który przetrwał zmiany ustrojowe). I pagony w takiej sytuacji proponują aby przejąć też wyższe intensywności. Skoro mus to mus – rozważmy możliwości i konsekwencje. Tu będzie nam potrzebny opis termodynamiczny, który gdzieś w tekście jest, konkretnie dystrybucja wpływu.

Rozważmy najpierw dlaczego przedsiębiorcy nie zbroją się powyżej wymienionej wyżej intensywności. Dlaczego to outsourcują i konsekwentnie zrobiliby to przy każdej innej intensywności (wszak robią to płacąc podatki na armię, więc na ultima ratio). Otóż nie dlatego że nie mamy takiej zdolności czy że nam jakiś tam minister z wieży nie da pozwolenia. Ministrów i całe to tałatajstwo mamy w poważaniu co widać w przepychankach o podatki – to jest wyścig zbrojeń w którym używamy księgowych, lewników, lobbystów, przekupstwo, szantaż, oszczerstwa, propaganda (reklama). To są nasze środki walki na polu marżowości i dystrybucji wyniku. Ponieważ do tej pory suma o którą graliśmy była dodatnia to zabawa sprowadzała się do tego, żeby zarobić.se więcej niż sukinsyn obok. Ale tak czy tak wszyscy byli do przodu, po prostu niektórzy zgarniali więcej. Pan Mecenas twierdzi że nawet los ludu tubylczego się poprawił – owszem, ale w proporcji do dostępnych dóbr zamożność mediany spadła drastycznie. To konsekwencje dodatniej sumy gry gdzie wygrywający zgarniają prawie wszystko. Odnoszenie się do poziomu porównawczego z przeszłości jakoby “wszystkim żyło się lepiej” jest wobec tego bezskuteczne, ponieważ homo sapki odnoszą się do aktualnego poziomu życia innych homo sapków, których widzą, a że widzą przez media społecznościowe (często fikcję, ale jej nie rozróżniają od rzeczywistości) to taki Ahmed porównuje się z Hansem i chce przyjechać do Reichu bo chce mieć jak Hans (a to akurat nie jest źródłem siły nabywczej Hansa, to tylko dekoracja, Hans coś umie i ma czym robić).

Wojna – jakkolwiek skalowalna czy nie oznacza, że komuś trend sumy zszedł na liczby inne od dodatnich (czy zero, czy ujemne, czy urojone, czy hiperrzeczywiste to już inna sprawa – poza domenę dodatnich) i gramy o sumę niedodatnią. Pan Mecenas proponuje walkę o sumę urojoną (ojczyzna, ale jak to do gara włożyć?), Kreml gra o sumę ujemną (żeby mieć mniej ujemną niż sąsiedzi, no i zminusikowali Ukrainę do sterty gruzu). Przy sumie niedodatniej (przyjmijmy że ujemnej na chwilę, że nie walczymy o “wartości” i jakieś tam abstrakty społeczne typu “państwo” tylko o coś co do gara da się włożyć) cały ten arsenał pozyskiwania z nadwyżek (dodatnich) : używamy księgowych, lewników, lobbystów, przekupstwo, szantaż, oszczerstwa, propaganda (reklama) nie ma dobra do wydobycia. Więc zostaje sparametryzowany jako void. Trzeba się przezbroić. I to proponują pagony. Czyli umowa społeczna, abstrakcyjny konstrukt przestał funkcjonować z braku wystarczającego zasilania. Zauważy, iż nie istnieje dość zasilania na jego utrzymanie i dlatego przestał funkcjonować.

Oczywiście pagony w naiwności swojej zakładają, że przedsiębiorcy (choćby i korpory) to schelendżują w taki sposób aby nie wyjść poza domenę urojeń wieży & pagonów. Przecież do tej pory nie wychodzili? Ale do tej pory suma była dodatnia. Kiedy pagony odwołują się do poboru, zbrojenia przedsiębiorstw, gospodarki wojennej w jakiejkolwiek kombinacji to znaczy, że coś poszło nie tak i status quo czegoś nie dowiózł. A z tego wniosek, że trzeba inaczej. Inaczej czyli nie tak jak było.

A jak było?

Przedsiębiorcy cały czas mają dostęp do przemocy o zróżnicowanej intensywności. Czy się to władzuchnie podoba czy nie. Mamy kontakty z łobuzami, bo trzeba się jakoś dogadać, żeby nam nie bruździli. Czasem się ich podrapie po plecach i da jakieś peryferyjne źródło dochodu na pracy niewolniczej (obrót odpadami, złomem), czasem się im załatwi jakieś peryferyjne usługi używamy księgowych, lewników, lobbystów, przekupstwo, szantaż, oszczerstwa, propaganda (reklama). Co nie przekracza kosztów utrzymania pięknej pani na recepcji, której jedyna funkcja jest… relaksacyjno-rozrywkowa. Ponieważ różnice w marżowości na przestępczości opartej o przemoc w obecności sumy dodatniej spadają wraz ze wzrostem intensywności (przemocy) z powodu przeciwdziałania, różnice względem produkcji są olbrzymie. I dlatego prowadzimy handel, produkcję, usługi, a nie zajmujemy się obijaniem ludziom gruchy, żeby z nich kilka cebulionów wytrząsnąć. Wyzyskując pracę innych zyskujemy więcej niż gdybyśmy ich terroryzowali (inaczej niż ekonomicznie).

Rok temu się to zmieniło (zmieniło się nieco wcześniej z przyczyn strukturalnych, ale panowała powszechna nadzieja, że będzie tak jak było kiedy katarek sprokurowany akcją marketingową Pfizera się znudzi, wygląda na to że w Pfizerze są najprzytomniejsi ludzie, ponieważ weszli do wojny z bioterroryzmem zgarnąć pulę, kiedy wszyscy jeszcze żyli dodatnimi sumami dywidendy pokojowej – brawo Pfizer, nie ganię, podziwiam z rozdziawioną gębą). A zmiana polegała na tym, że na początku marca osoby mające do mnie bezpośredni dostęp zaczęły nękać mnie pytaniami o twardsze blachy. Po kilku dniach nękania tą sygnalizacją wziąłem do łapy telefon i zapytałem węzłów na rynku o co chodzi, przecież nikt by mi nie zawracał głowy jakby sobie chciał robić ładowarki kołowe, bo hardoxu na rynku nie brakuje. A tak coś czułem pismo nosem, że im chyba o armox jednak może chodzić, a pytają o mierne substytuty, które charakteryzują się jedynie opornością na ścieranie, ale nie na przebicie.

Dopuściłem przekazanie kontaktu i po ostrzeżeniu, że to klienci ze wschodu, mało cywilizowani i niehonorujący zobowiązań podjąłem szanownych gości. Otóż przedsiębiorcy z Ukrainy przyjechali w zespole krawaciarz & handlowiec-organizator. Mieli w jakimś tam kraju na końcu świata jakiś tam problem (Kacaporum się wdało). Przerzucili produkcję (cywilną) na stronę Niedorzecza, ale potrzebują robić lekką produkcję zbrojeniową (broniki) no i w Polin wieża im robi pod górkę, bo nie można od tak sobie kupić materiału jak się nie ma jakiegoś tam kwitu, a taki kwit można dostać jak się taką produkcję robi. Kwadratura koła. A że nie robili w niczym twardszym to chcieli się dowiedzieć jak tę żabę ugryźć. Objaśniłem im jak przeprowadzać testy, zakupy, znakowanie, obróbkę materiału, gdzie szukać, kogo pytać (bo tak bez biletów to im nikt większych ilości nie sprzeda na start, a później to już sobie załatwią kryszę i będą mogli na legalu kupić & przewozić tego ile wlezie). Zwróciłem uwagę na różnice jakościowe w regionalizacji (blachy pancerne niby te same, a różnią się zależnie od rynku, co wyszło im na strzelaniach).

Zapewne czytelnicy złapali dysonans – produkcja przerzucona do Niedorzecza, a firma robi strzelania blach? No przecież kalibrami, których się używa na froncie? A czy w Polin można w ogóle dostać bilet na takie narzędzia? Pozostawmy to w zawieszeniu, czy przedsiębiorstwa mają dostęp do “niedostępnych” środków pola walki, żeby sobie przetestować jak wkłady na manekinie zareagują na grubsze kalibry, automatyczną czy odłamki granatu. Oczywiście że mają i nikogo w wieży nawet nie przyszło im do głowy pytać czy wolno. A jednak nie używają tego do występku przeciwko innym. Sprzedałem im blaszki tyle ile weszło na transport, wystawiłem bilety żeby to sobie mogli przewieźć, dorzuciłem certyfikaty. Przetestowali, przyjechali po więcej, dostali, ale wtedy już się sypnęła sprawa od góry (politycznie) i blaszki ucięto nie tylko mi – ucięto je nawet pagonom. W SSABie zrobiły się poważne zgrzyty polityczne gdzie to wszystko poszło, a trzeba się zatowarować gdyby awantura miała potrwać dłużej, Kacapy przestały przysyłać wanad z molibdenem, a z Azowstalu przestał przychodzić wsad żelazny. No i wszystko poszło zgodnie z prawem Murphego.

Obecnie jest to firma na legalu kupująca materiał, mająca delikatny dozór bezpieki (taka branża, haracz trzeba płacić, ale czasem potrafią pomóc w transgranicznych problemach), szukają nowych rynków zbytu (mają bardzo dobry produkt – armox, guma, aramid w warstwach, kwestie techniczne nie na tę opowieść). A szukają dlatego, że Jankesi bardzo zaszkodzili organicznemu wysiłkowi zbrojnemu Ukraińców. Nie ta wieża z Waszyngtonu oczywiście – ich jest tam więcej. Firmy zbrojeniowe z USA na bazie dotacji z kongresu dowiozły epicką ilość kamizelek wraz z ubezpieczeniem na życie (czyli giełda – też wieża, każda giełda to oddzielna wieża, państwo to nie monolit, takie rzeczy jak jedna wieża tylko w koloniach). Oczywiście naliczyli za to z mnożnikiem (zero się dopisało do rachunku), ale z punktu widzenia wieży na Ukrainie było to za darmo (kongres zapłacił firmom na jankeskim terytorium, a towar trafił na Ukrainę). Więc naszym organicznym Ukraińcom rząd za dostawy nie zapłacił (bo i czym), więc sprzedają to żołnierzom prywatnie po kosztach, a szukają rynków zewnętrznych i w Azji im wyjaśniono, że rynek europejski to zawracanie gitary – wolumeny pod psem, a wymagania odnośnie certyfikacji epickie (tak jakby i tak w jednostkach nie robiono strzelań próbnych dla przychodzących serii zanim się to na grzbiet wsadzi).

Na kanwie tego wyżej warto rozważyć kto tę ANW miałby organicznie wyposażać na takich warunkach w taki podstawowy sprzęt jak blaszki, carriery, ładownice, mundury, buty, skarpetki, wkładki termiczne do gumiaków, kurtki, namioty, śpiwory, latarki, mogę tak długo – to nie jest coś czego nie robi się w garażach (takie hale do 6 metrów wysokości, powierzchnia 300-500m). Bardzo mi wszystko jedno, ale przy takiej konstrukcji dystrybucji z wieży to zamawiajcie sobie to w Korei. Jak już wieżę szlag trafi to może zrobimy inaczej. A może wcale. W kontekście uzyskiwania własnych zdolności dla tych wszystkich fantazji jakie Pan Mecenas ujawnił – przy takiej strukturze stanowcze “sami se zróbcie”. Mnie tam na żaden patriotyzm nie weźmie, bo mi było wszystko jedno czy kupujący, którego konsultowałem jest z Ukrainy czy z tej drugiej strony bo i tak ich nie rozróżniam. Płacił, marżę miałem. Wyprodukuję sznurek na własną egzekucję bez mrugnięcia okiem. Jestem przedsiębiorcą. Wszak płacę podatki na wieżę, która mi doskwiera bardziej niż Kacaporum na końcu świata?

Także zdolność produkcji opancerzenia osobistego już ustaliliśmy. Mamy to bez pytania wieży o zdanie. Co prawda 20mm armoxu 500T Chachły nie chciały, no ale w razie czego taki też wtedy był na stanie. Za gruby na produkcję lekką. Za to wszystko co miało 4×4 i było na sprzedaż wykupili. Co uruchomiło dalsze kontakty. Jak już ustaliliśmy dostęp do pulemiotów strona miała. Skoro więcej pojazdów 4×4 kupić nie można, to jakie są inne źródła ich pozyskania? Znów wyjąłem telefon i ujawnili się przedsiębiorcy czarnej strefy (bo z samymi wykonawczymi nie ma co gadać – marżowość jest tak niska, że Somalijczyk bez dozoru to nawet nie wie co warto ukraść i złapie cokolwiek, tam jest selekcja negatywna, jak ktoś zajmuje się występkiem pospolitym to z powodu niezdolności do ogarnięcia jakiejkolwiek innej roboty), którzy owszem mogą. A od słowa do słowa doszliśmy do deficytów Ukraińskich – czy jest na zbyciu optyka do środków rażenia, przyrządy obserwacyjne etc. Dla cechów parających się występkiem w charakterze rzemiosła jest to pewien problemik pierwszego świata. Otóż w ramach włamań, kradzieży i rabunku zdobywają istotne ilości strzeladeł zamożnych, białych ludzi. Są to strzeladła z pierwszorzędną optyką (i to taką na poważnym wypasie pod ciemności), ale całkowicie bezużyteczne z punktu widzenia zbójców (długa, wymagająca przeładowania, na drogą amunicję). Ponieważ jest to sprzęt drogi (a Ukraińcy biedni) pozostało przedyskutować barter – czy da się to wymienić na krótką, względnie jakąś mniejszą auto na 9para. W zasadzie da się, ale… czytelnicy rozumieją jak wygląda proliferacja transgraniczna w przypadku konfliktu, po kiego te kordony na granicach i trzepanie przewożonych towarów. To nie ze złośliwości celników. Ale po pierwsze jakby patrioci ukraińscy mieli zbroić grupy przestępcze to ostatecznie własne, ale one się same zbroją bo są po wojsku (tam teraz każdy jest po wojsku) i mają własne kanały. Więc lepiej jakby to wymieniali za walutę, bo waluty brakuje (Ukraińcy biedni). Ale jeśli prowadzi się produkcję zbrojeniową to jakieś tam kontakty z bezpieką się ma, i oni ufają, ale archiwizują. No i gdyby się bezpieka w jakimś kraju, przyjmijmy w Szwecji zaczęła skarżyć do SBU, że coś za dużo krótkiej z ich plantacji ujawnia się w rękach niegodziwców, a jedni u drugich mają wtyki kontrolne (i łącznikowe oficjalne, i ludzi z popiątnym obywatelstwem) tak żeby zaufanie miało podstawy, to by się zaraz bezpieczniki wzięły za wyprostowanie sytuacji pod rygorem, że z Karlskrony do magazynu USArmy mogą się spóźnić (z powodu obiektywnych trudności na produkcji) pociski przeciwpancerne, a magazyn USArmy przypadkiem trafia na Ukrainę (oczywiście Szwecja jest krajem neutralnym, USA nie jest stroną konfliktu tylko zwykłym kupującym, a co sobie z tym dalej robią to już prywatna, jankeska sprawa) no i byłaby chryja.

Ukraińscy przedsiębiorcy stwierdzili więc, że występek przeciwko papierologii zakupu blaszek czy nawet przemyt środków rażenia (to za chwilę) na Ukrainę to jedno, a robienie bajzlu innym przez wspieranie występku zbrojeniami to co innego. I owszem, mogą im przytargać nawet granatniki czy moździerze (kanały przerzutu mają obie strony i celnicy nie bardzo sobie z tym radzą, a ja nie wnikam jakie to kanały bo mi do niczego taka wiedza nie jest potrzebna, krócej będę przesłuchiwany), ale uważają że to błąd i tego nie zrobią za tyle (a za więcej to zbójcy w Szwecji mają kontakty ze zbójcami z Ukrainy własne). Wykazali się więc przytomnością (pod rygorem) i zdrowym stosunkiem do dobra publicznego jakim jest rynek z przytomną ilością bałaganu, ale bez przesady. Oczywiście, że jako przedsiębiorcy to niesłowni oszuści i złodzieje, ale nie bandyci.

Ciągnijmy dalej. W normalnych krajach nie ma większego problemu z dostępem do prochu czy elaboracji (spłonki, inicjatory, mieszanki inicjujące, mosiądz, glizy). Kupuje się to z racji bycia dorosłym. Jak ktoś umie sam sobie poskładać amunicję to już jego prywatna sprawa. Więc jeśli nie kupuje się na bezczelnego jakiś ilości na palety to jest to co najwyżej archiwizowane, że wszedł w posiadanie. W koloniach problem z tym występuje, nie można dać ludowi tubylczemu środka do rozstrzygania sporów, ponieważ główny spór ma on z okupantem w wieży.

Ustaliliśmy więc, że środki do obezwładniania npla przedsiębiorcy mają, albo mogą mieć. Bez pytania wieży o zdanie. Nie mają one jednak żadnego korzystnego ekonomicznie zastosowania w grze o sumie dodatniej. W ujemnej to co innego. Jeśli więc pagony stwierdzą, że musimy sobie bezpieczeństwo dowieźć sami (w domyśle przed wrogimi zapędami kogoś tam), a w konsekwencji wejść w posiadanie środków odstraszania to będziemy musieli się temu rygorowi poddać. Z faktami się nie dyskutuje. To nie oznacza, że zaraz poprzebieramy się w jakieś zielone łaszki i obwiesimy szpejem. Pan w kontuszu za młodu to może i dokazywał, ale odkąd jest przedsiębiorcą na folwarku to ma od tego ludzi, a i z sadłem na przedzie ciężko się na jakieś wysiłki porywać. Ten model się nie zmienił (na przykład Svensony nie muszą pilnować u siebie kręgosłupa moralnego, żeby nieodpowiednie środki nie wyciekały na rynek występku, ponieważ większość zarządów zawiera ludzi, którzy w młodości przebierali się na zielono jako etatowcy) i takie usługi będą outosurcowane. Przedsiębiorcy dysponują kontaktami z byłymi zbrojnymi na etatach w dziwnych jednostkach. Ale sami zajmują się wytwarzaniem i obrotem dobrami, chyba że zagrożenie utraty będzie tak wysokie aby przydzielić tam więcej mocy korelującej. W razie nazbyt dużych ryzyk po prostu zmienią geografię. Dlatego BASF się wycofał z Europy zamiast rozwiązywać kwadraturę koła, produkcja chemiczna w tym roku wygasa, produkcji aluminium od roku na kontynencie nie mamy, produkcja stali jest wygaszana.

No i teraz sobie wyobraźmy, że w grze o sumie ujemnej przyjdzie do nas jakaś biurwa z wieży i będzie chciała dostać coś za frajer. To przecież usiądziemy z szefem naszego oddziału ochronnego (schutzstaffel), że ubędzie dobra i akurat na niego braknie, chyba że z jakiegoś powodu biurwa się cofnie z roszczeniami i nie ubędzie. Przeniesiemy więc ryzyko z biznesu do ochrony. Ochrona oczywiście rozumie, że o własną miskę jest sprawa i pójdzie na siebie zarobić tak jak potrafi. Tak właśnie rośnie oligarchia, lokalni watażkowie etc.

Na niskiej intensywności ma to tylko takie konsekwencje, że firma przenosząca się na nowy obszar (korpora) outsourcuje głównie używamy księgowych, lewników, lobbystów, przekupstwo, szantaż, oszczerstwa, propaganda (reklama), ale przywozi też jakąś tam własną ochronę (łobuzów) i oni na boku coś sobie przemycą, coś rozprowadzą – taka drobna, transgraniczna upierdliwość na koszty życia. Przy okazji upilnują, żeby nie ginęło. Ale przy wyższej oznacza to aktywne neutralizowanie zagrożeń na przedpolu. Czyli w strefę nękania i strefę śmierci trafią urzędy – instytucje będące długim ramieniem wieży, a co za tym idzie korupcja i podporządkowanie (raczej ekonomiczne) siłownika (policja). Nękanie używamy księgowych, lewników, lobbystów, przekupstwo, szantaż, oszczerstwa, propaganda (reklama), ale mając do dyspozycji również aparat przemocy nie będzie powodu, żeby sam się nie użył w sposób niejawny. Gdyż jeśli nie zarabia na własną miskę to z punktu przedsiębiorcy oznacza sprzedaż narzędzi (środków do aplikowania przemocy), niskie płace (zachęta do dorobienia na boku w sposób oczywisty pod środki w dyspozycji), a w związku z tym proliferacja przemocy na obszarze. Jest to samonapędzający się mechanizm. Te konsekwencje rozumieją wszyscy, którzy rozmawiali z Panem Mecenasem i [str. 318] – nie reforma, a rewolucja. Jest więc absolutnie nie na rękę z punktu widzenia przedsiębiorco, aby musieli [str. 37] zakładać pierścień władzy. Nie taka jest nasza rola w konstrukcie społecznym. A jeśli mamy skonstruować inny to oznacza saską anarchię. Czy coś zbliżonego. I wozy bojowe albo innego szpeja też możemy sobie wyprodukować, a brakujące komponenty dostarczy kolega prowadzący inny garaż. Albo kolega kolegi. Takie garaże po 150 zatrudzonych wytwarzające to co pływa, to co jeździ i co wozi cięższy sprzęt na wschód.

Więc mamy zdolność wytworzenia ANW tak jak sobie Pan Mecenas życzy, ale nie mamy powodu (taktyka<operatywka<strategia<ideologia) dla którego mielibyśmy sami sobie budować więzienie i jeszcze bronić jego murów. Łupy, branki, ziemię i wpływy musi wieża oddać. Albo przyjdą Kacapy i im ziemię zdemolują, wpływy zniszczą, branki zgwałcą, łupy wezmą. Najwidoczniej wieża woli ruski mir, a nie rdzenną anarchię. To budujące niczym opinie o Żydach w Der Sturmer – jesteśmy groźniejsi od Kacapów^^

//eol armia prastarego wzoru

Próba zaczerpnięcia mocy [str. 50] amerykańskim gambitem jest kolonialnym modelem poszukiwania siły na zewnątrz, a nie na obszarze rdzennym. Gdyby mocarstwu dokonującemu adopcji strategicznej zależało na zmianie zależnej od niego władzuchny na końcu świata to mogą poniżyć i wywyższyć kogo zechcą przy użyciu aparatu medialnego, ekonomicznego, wyborczego. Skoro tego nie robią, to najwidoczniej albo nie chcą, albo wieża z Pentagonu nie jest tą, która ma wpływy (czy choćby zainteresowanie). Warto zwrócić uwagę, że wcześniej mieliśmy odkrywki agentów wpływu (Marek Jan Chodakiewicz) o podobnym, jagiellońskim poglądzie ze strony amerykańskiej (agent wpływu to stwierdzenie faktu, a nie epitet – zaraz będzie śmieszniej) gdyż z punktu widzenia Jankesów cała wiedza i kontakty z Niedorzeczem pochodzi od starej emigracji (głównie Lwów, Wilno – no to jaki mogą mieć pogląd niż jagielloński? Że są spoza obszaru rdzennego?) i przejętej agentury PRLu (wpływy, kontakty, środki nacisku). I o ile świetnie są zorientowani (Jankesi) w sprawach wojskowych (geografia) w operacjach na wschód, oraz w motywacjach historycznych z tym związanych, o tyle o sytuacji Gdańska, Poznania, Wrocławia czy Szczecina nie mają zielonego pojęcia (obszar zainteresowania Niemców). Wpływa to na ich wewnętrzne publikacje obarczone tym biasem, a następnie na inne ośrodki (wieże) realizujące inne domeny wpływu niż Waszyngton (głównie ekonomiczne, surowcowe – gospodarcze). Skutkiem czego mamy recydywę saską jeśli chodzi o produkcję uzbrojenia na miejscu (strach warszawskiej wieży przed proliferacją jest jak najbardziej zasadny). Skutkuje to tym, że mamy dwie krainy (widać to na w czasie jasełek wyborczych) o zupełnie różnych zapatrywaniach (Polska A i B), zestawie wartości, bazie materialnej. Oczywiście są dwa promowane ośrodki intelektualne (Kraków i Warszawa), ale jeśli chodzi o bankowość (pod kontrolą niemiecką, wszak istotny partner handlowy) to trzeba wybrać się do Breslau, jeśli chodzi o produkcję na Śląsk, a jeśli chodzi o drobne podwykonawstwo to Poznań, Lubuskie, Pomorze.

Pod tym kątem Jankesi (a na feedbacku zwrotnym również promotorzy agend takich jak Pan Mecenas) nie bardzo są zorientowani, dlaczego Niemcy obecnie i poważnie doskwierają na takim na przykład Śląsku (pożerają marżowość outsourcując wybrane etapy niedochodowej produkcji) oraz zaburzając rynek (brak ciągłości), a nie doskwierają na Podkarpaciu. Jest to przyczyną dla której nie ma skąd zaczerpnąć mocy – interesy mieszkańców różnych części kraju są rozbieżne. Na co skarży się [str. 53] iż trudno jest zainicjować reformę. Trudno ponieważ do reformy trzeba mieć ideologię, a politycy wskazywali Panu Mecenasu, że konsekwencje takich wdrożeń zdemolują im wieżę.

//*Dla niezorientowanych:

-taktyka czyli jak bijemy;

-operatywka czyli gdzie bić żeby bolało;

-strategia czyli jak musi boleć żeby przestali nas bić;

-ideologia czyli po co w ogóle wzięliśmy udział w bójce;*//

Nie pada jednak kwestia jaką ideologię proponuje Pan Mecenas, gdyż wyłożył ją dosadnie na kartach książki tej, innych i w wystąpieniach publicznych. Jest to emocjonalny, głęboki, patriotyczny stosunek do państwa, jego dobrobytu, przyszłości etc. Same superlatywy jagiellońskiego patriotyzmu. Jednocześnie wygłasza to do podbitego, kolonialnego ludu, który nie dominuje kapitałowo, edukacyjnie, politycznie, zbrojnie, przemysłowo na terytorium z dekoracjami suwerenności (po adopcji gospodarczej przez wspólnotę węgla i stali). Oczywiście od strony emocjonalnej owacje, ojczyzna, husaria i tak dalej, ale rano trzeba kupić chleb, chleb jest od von Lidla (dowcip ze szwedzkiej reklamy:

https://www.youtube.com/watch?v=rcunHi1QXos

), a później trzeba iść do Niemca śrubki skręcać w montowni czując bat kapo wywyższonego przez Alemana dodatkiem na trzy piwa. No to sobie o patriotyzmie pogadaliśmy, wypijmy piwko klaszcząc do telewizora że piłkę kopią. A rano do Niemca pod knut.

Ideologia wymaga zaproponowania gry o sumie dodatniej dla uczestników. Ziemie, branki, łupy (dla młodzieży gwałty są też interesujące, ponieważ ostatnio doskwierają jakieś obiektywne trudności z realizacją).

Gra statusowa [str. 55] jest bardzo dobrym tekstem o kolonialnym porządku sprawczości, jej źródeł. Ukazana jest tam całkowita fikcja państwa (jako suwerennego podmiotu), którą można przerwać jedynie w sytuacji gdy na obszarze dochodzi do istotnego sporu mocarstw próbujących kolonię przejąć (spór ma tę zaletę, że może w jego wyniku dojść do rozwiązań siłowych, a tu trzeba docenić Kacapów, że w pień wycinają administrację rdzenną i likwidują elytę, która bierze udział w grze statusowej, czyli rozwiązują problem mieszkańców z istnieniem wieży w ogólności; później przywiozą własną – gorszą, ale przez chwilę istnieje możliwość złapania oddechu i zajęcia pozycji, choć pewną zgryzotą w trakcie tego procesu jest obrócenie okolicy w gruzy “nie oddamy ani guzika”). Pan Mecenas [str. 59] powołuje się na króla Stefana Batorego odnośnie źródeł siły do lawirowania, ale król działał z sanktuarium jakim był obszar rdzenny (gdzie by on tam sobie nie leżał, czy plemienny czy państwowy-jagielloński) to jednak jakiś był. Obecnie mieszkańcy Niedorzecza działają na terytorium podbitym, całkowicie spenetrowany przez aparat okupanta (Rzesza Europejska) z ludnością przenikniętą niemiecką ideologią sterującą (totalitaryzm lewa, dominacja nad kulturą, obyczajem, zwyczajem, tradycją, porządkiem). Jest to ideologia obca obszarowi rdzennemu (co widać po stosunku urzędników – aby ułatwić życie petentom potrafią doradzać kancelariom jak przejść do porządku dziennego nad bzdurnością ukazów), wroga wobec organicznej zaradności i niszcząca macierz powiązań społecznych.

I tutaj wracamy [str. 63] do deklaratywnej postawy jakiejś tam wieży w USA jakoby czekali aż adoptowana kolonia wykształci autonomiczną zdolność samosterowną. Jednocześnie inne wieże w USA (co wskazałem wyżej na przykładzie Ukrainy i dostaw środków oraz płatnościami) eksploatują taki stan rzeczy uniemożliwiając ekspresję postaw samodzielnych co naruszyłoby ich interesy w kolonii. Pozwala to utrzymać obszar w prymitywizmie i niedołęstwie czerpiąc z niego moc na rozgrywki wewnątrz jankeskiego imperium.

Dalej mamy ocenę [str. 66] pozorów jakości kultury strategicznej w Niedorzeczu i od razu przechodzimy na “Gdyby Ukraina przegrała” [str. 71]. Proszę sobie powiązać te dwie sprawy. Ocena ANW wg Amerykanów była negatywna co widać po przygotowaniach do wojny. Jankesi zakładali sukces kacapaskiego shock & awe. Wynika to w prost z przygotowanych stanów magazynowych na terytorium Niedorzecza zawierających środki walki szarpanej (partyzanckiej) czyli broń ręczną, wyposażenie osobiste, ręczne środki przeciwpancerne & przeciwlotnicze. Jednocześnie Jankesi (bo akurat nie Ukraińcy) zorganizowali skuteczną obronę Kijowa i osłonę ukraińskiej wieży oraz plany ewentualnościowe (ewakuacja aparatu państwa). Gdyby zakładali sukces to w pogotowiu byłyby inne środki – magazyny z paliwem w zupełnie innych ilościach, bomby lotnicze, amunicja artyleryjska, wozy bojowe.

To że Ukraińcom udało się na kierunku kijowskim (po spacyfikowaniu przez Jankesów kacapskiej zdolności do kontynuowania rzutów) opanować głęboką penetrację wynikało właśnie z zastosowania koncepcji ANW, ale na zupełnie innej podbudowie ideologicznej. Od 2014 aparat był pod presją amerykańską żeby wyprostować oligarchię. W Niedorzeczu nikt nie będzie z Obajtkiem czy Ziobro wojował w taki sposób, ponieważ nie istnieje przykrywka w postaci inwazji na braki paliwa i niekompetencja czy zdrada na demontaż prokuratury & sądów. Należy przy tym zaznaczyć, że funkcja prokuratury w wydaniu Ziobry jest wyjątkowo skuteczna. Zintegrowanie prokuratury i sądów na takiej samej osi jak organizacji przestępczej w każdym wypadku mityguje drobną przestępczość przez monopolizację sektora. Monopolista (na rynku występku) ma w interesie zarabiać i nie wzbudzać do przeciwdziałania. Wobec czego niezależnie czy jest to prokuratura czy mafia (po owocach nierozróżnialne) taka integracja występku mityguje jego podaż. Dlatego w Polsce przestępczość pospolita nie doskwiera, a w krajach gdzie rozbito cechy parające się występkiem w charakterze rzemiosła (Szwecja) doszło do eksplozji przestępstw pospolitych. Sfragmentowany rynek zawsze ma duża większą podaż po niższych kosztach niż zmonopolizowany (czy zoligarchizowany). To kwestia czysto strukturalna, nie narzekam jakoby prokuratura z sądami nie różniła się od mafii (areszty wydobywcze, wymuszenia, kary prewencyjne) tylko objaśniam strukturę stanu zastanego. Dla mnie to i tak w obcym, odległym kraju. Państwo policyjne ma zalety. Ale z dokładnie tych samych powodów Białoruś nie jest w stanie wykrzesać sił zbrojnych i jest spenetrowana przez wpływy kacapskie (a Polin przez niemieckie, francuskie, amerykańskie, i inne, niegodne wzmianki).

Jednak Jankesi rozwiązali ten problem rzutem na taśmę. Wydali kolonii polecenie wysłania wszystkiego czym siły zbrojne dysponują na Ukrainę zapewniając uzupełnienia na okres przejściowy i późniejsze dostawy z Korei. Co ciekawe organicznej zdolności produkcji nie chcieli wykorzystać (ze świadomością, że nie jest to tak całkiem możliwe po takim okresie smuty w przemyśle zbrojeniowym w Niedorzeczu nie ma skąd brać wsadu do dalszego kształcenia w tych specjalnościach w ilościach wartych wzmianki – została garstka podstarzałych hobbystów, a problem ekonomiczny zdążył zmienić się w strukturalny, to nie jest robota, której można nauczyć kogokolwiek z łapanki na kursie z pośredniaka; wiem ponieważ mam doświadczenie w przyuczania do tych zawodów już na stanowiskach wykonawczych, oraz na formowaniu dzieci od podstaw).

Uważam to za skandaliczne (WBelectronics kilka lat temu miało zdolność wrzucenia do obiegu pocisków manewrujących, nie żeby jakiś wyjątkowo dobrych, ale wystarczających na początek i możliwych do rozwoju; tymczasem sprzedaż dronów i poszerzanie produkcji idzie im z MONem jak po grudzie) i wrogie wobec przemysłu ciężkiego (poszerzenie produkcji armatohaubic, jakie one tam sobie są takie są – złe nie są, zgodnie z lean są wystarczające), a powoływanie się na zdolność MONu do szkolenia załóg nie ma żadnego znaczenia, ponieważ środki trzeba mieć zmagazynowane, właśnie na wypadek jakby trzeba było komuś wysłać, albo przypadkiem się zużyły ponad miarę. Tylko że MONu nie prowadzą przedsiębiorcy, a amatorzy ciepłych posadek.

Są też inne problemy wynikające z piramidy przemysłowej (saturacja kwalifikacjami), z którymi nie radzi sobie rynek cywilny, więc Bumar z taką dystrybucją rezultatu jaką ma nie ma żadnej zdolności wyssania z rynku specjalistów, a do tego ich wyssanie spowodowałoby kolaps wielu instalacji “użyteczności publicznej” (produkcja napojów, oczyszczalnie ścieków, transport). Mówimy tu o zawodach gdzie standardem jest 20 lat praktyki i średnia wieku walczy o lepsze z wiekiem emerytalnym, jest to stan o sumie malejącej w czasie (odejścia, głownie na emeryturę) i prawie zerowym dopływie nowych (nie żeby ich nie było, ale struktura ich podaży wyklucza udział w takim kabarecie jaki wieża zorganizowała w przemyśle ciężkim – ich podaż istnieje, ponieważ rozwiązanie alternatywne istnieje, a jedynie w kwalifikacjach potrzebnych do zadań wystąpiła korelacja). Było to często poruszane w tekstach na forum.

Czy Niemcy wysłaliby pod naciskiem Amerykanów sprzęt do Polski? Jakby jeszcze jakiś mieli. Ostatnim razem jak grzebałem w Gepardzie to problem był z dostępnością sterowania serwami i samych serw (to to ustrojstwo pod wieńcem wieży, akurat była zdjęta). To są problemy trapiące Allemanów z Siemensa na poważnie – są to części o tak dobranej precyzji, że zdolność podaży w zadanej jakości jest ograniczona, a celowo skomplikowano cały układ sterowania, żeby niepowołani nie mogli w nim nic skutecznie zmajstrować. Tymczasem powołani jakoś tak sobie odeszli na emeryturki i w dalszą podróż z tego nie najlepszego ze światów.

Tak więc [str. 437] jakiekolwiek pomysły związane ze zdolnościami antybalistycznymi poza warunkami laboratoryjnymi wymagają innej piramidy edukacji i produkcji (aby dostarczać specjalistów i wysycenie techniką w przemyśle) niż zastana. Ale nie wymagam od Pana Mecenasa wnikanie w szczegóły organizacyjne i technologiczne wytwarzania podzespołów [str. 409] z trzech stopni sekwencji ood, ponieważ nie jest to w żaden sposób związane z koncepcją, to tylko środki, które przemysł na obszarze rdzennym może, albo nie może dowieźć w jakiś ilościach & jakościach.

Natomiast mrzonki o modelu oficera [str. 399] są odklejone od rzeczywistości. Osoba zdolna do krytycznego myślenia i podejmowania decyzji nie wykonuje ślepo rozkazów wież, tylko pierwsze co robi to wyjeżdża z tej krainy sitwą i kumoterstwem płynącej. A nie bawi się w przydupasa jakiegoś oficjela za poklepanie po plecach. Na świecie jest deficyt takich osób względem potrzeb i kolonia ma dużo mniejsze zdolności ich zatrzymania, niż mocarstwa ich absorpcji. Hobbystów z nastawieniem patriotycznym mających zasoby do przetrwania w Polin i uprawiania tego kosztownego hobby jakim jest służba abstraktom nie ma zbyt wielu. Zbyt dużo warunków koniecznych aby przejść przez sito.

Pochwalam [str. 308] pogląd Pana Mecenasa o stosunku do gorączki zakupowej bez celu (to powszechne w korporach zjawisko – dają to kupuj, bo nam za rok obetną budżet skoro nie wydaliśmy, postoi sobie, sprzeda się na boku po odpisach amortyzacyjnych). Jak też wielokrotne uwzględnianie, żeby nie jarać się propagandą producentów odnośnie szpeja [str. 304] jako debatą zastępczą. Ale jedynym lekarstwem na tę patologię jest obecnie huk dział obracających Warszawę w gruzy. Choroba zwyciężyła i pacjent jest trwale okaleczony.

Kult Cargo [str. 294] to temat jaki wielokrotnie poruszałem w tekstach, więc mój stosunek (zgodny z przemyśleniami ujawnionymi przez Pana Mecenasa) można znaleźć.

Na bazie powyższych można jasno wydedukować że [str. 75] wspólnoty wysiłku nie trzeba w Niedorzeczu niszczyć. Ona tu dawno nie mieszka. Dlatego warto myśleć o systemie [ta sama strona] zdolnym funkcjonować po omacku, bez zintegrowanej pętli decyzyjnej, a to wiąże się z powszechnym dostępem do ciężkiego sprzętu (i akurat terytorium rdzenne, wysoce zanarchizowane o kulturze technicznej jaka jeszcze w Niedorzeczu występuje) ma zdolność dowiezienia saturacji takimi pętelkami. Ale pierwszy problem jaki zostanie rozwiązany to samo istnienie wieży.

Wart uważnego przeczytania rozdział Zhū Jiāng biān [str. 93] gdzie Pan Mecenas nawiązuje kontakt z przedstawicielem ludu sponiewieranego do poziomu kolonii intruzją Anglosasów. Chińczycy nie tylko dźwignęli się z tego, ale uzyskali zdolność postawienia figur na szachownicy. Tylko warto się zastanowić czy mieszkańcom Chin się od tego jakoś lepiej obecnie żyje? Wojny kosztują, nawet te do których nie doszło. A rozmówca z HK wylądował na emigracji. Warto rzucić na analogiczne skutki w Korei czy Japonii. Jakość życia, dzietność, dystrybucja rezultatu. Wieża zawsze pożera wszystko co da się zeżreć. Nawet ludność tubylczą potrafi przeżreć. A że na zse mamy istotne grono wypędzonych z Niedorzecza to ten temat jeszcze powróci.

Z punktu widzenia mieszkańców cały rozdział “Nasze miejsce w świecie” [str. 117] to opis problemu, który niekoniecznie trzeba rozwiązywać, tylko spakować graty i się z problemu ewakuować. Miejsce może i jest najlepsze na świecie, ale łatwiej o lepsze pomysły w miejscach nieco gorszych, które nie są tak żyzne krwią przodków. Niech tam sobie kto inny panuje [str. 120] nad Europą Wschodnią, ale jego własnymi siłami. Bo w imię czego mielibyśmy tu karmić wieżę? To jak wykonywanie pracy efektywnie, żeby dostać więcej pracy za te same stawki? Mamy już na to chińską odpowiedź – tang ping.

Bałkanizacja [str. 132] wynikła z problemów zasilania rosnących potęg (konflikt w osi Chiny – USA) to dość poważna zgryzota dla peryferiów, bo po pierwsze zadymy proxy, a po drugie recesje w takt chciwości wież giełdowych. To nie jest tak, że marginalizowana Kacapia ruszyła na udry bo im się nudziło. Przyczyny tej wojny są właśnie tak jak opisuje Pan Mecenas – strukturalne. Po pierwsze rozpad sovietu przesunął pozycje wyjściowe do ataku na Moskwę (a Rosja ma raptem dwa miasta zdolne wpływać politycznie na prawie całe terytorium) stresująco blisko Moskwy, co dla pętli decyzyjnej Kacapów jest poniżej ich zdolności spokojnego snu. Po drugie Rosjanie są w Rosji mniejszością taką jak Serbowi byli w Jugosławii – utrzymują co prawda aparat administracyjny, siłownik i finanse, ale w regionach mają do powiedzenia tyle ile podzielą się sprawczością. A krzywa demograficzna wskazuje, że gdzieś pomiędzy 2025, a 2030 będą zasadne wątpliwości czy Rosji starczy Rosjan żeby się tak szarogęsić nad zniewolonymi ludami. Modernizacja się nie udała (z przyczyn geograficznych, koszty utrzymania dostaw na takich obszarach są epickie, cena produktów przewiezionych z jakichkolwiek portów gdzieś na wschód od Moskwy sprawia, że są tam one niedostępne dla mieszkańców), a koncepcję aby przesyłać energię do Europy i przenieść szkodliwą produkcję za Bug (cement, bo co2 i podobne ideolo, w większości zasadne bo produkcja chemiczna BASF jest dość upierdliwa większej skali, więc lepiej to robić tam gdzie ludzi jest mało, a nie w środku Europy Zachodniej) dobili Jankesi ustalając na giełdzie ujemne ceny na węglowodory jakieś 5 lat temu.

W tym kontekście Kacapia miała do wyboru rozbić się albo o mur rzeczywistości (niska marżowość, wysokie koszta transportu z przyczyn demograficznych, tragiczna demografia aparatu rdzennego) i zakończyć działalność abstraktu państwa w formie imperialnej, albo szarpnąć się na koszt krwi ludów podbitych i kupić sobie kilka lat (supresując przynajmniej problem nierównowagi demograficznej). Przygotowali się do tego pomysłowo (widać eksperiencję z Chase i JPM z zakresu operacji greckiej) dotując Europę gazem i kupując produkcję cywilną za wyniki z tej sprzedaży jednocześnie przestawiając u siebie produkcję cywilną na potrzeby zbrojeniowe (chodzi o kurtki, buty, sprzączki, likwidując takie produkcje zastąpione importem jak panele do budynków cywilnych, schody, meble, samochody cywilne). Odcięcie tego w drodze sankcji powoduje bardzo poważne reperkusje w EU, gdyż pod zwiększenie masy towarowej (tanie paliwa) dokonano dodruku co wyglądało na dobry interes dokładnie tak jak dotowanie kolejnych producentów kupujących maszyny na ten cel (obecnie większość tego sprzętu jest leasingowana, a produkować nie ma co, bo Kacapom nie wolno sprzedawać, oraz nie ma z czego, bo surowce były akurat od Kacapów, ani nie ma kim, bo problemy demograficzne, no a leasingi trzeba spłacić w obecności coraz wyższych stóp procentowych bo trzeba ten dodruk pod dywan pozamiatać).

Jako mieszkaniec Zapada byłoby w moim najlepiej pojętym interesie, żeby Chachły przegrały Kijów i wszystko wróciło do bussines as usual. Ale jakoś tak kunktatorsko wyszło, że sam ich dozbroiłem (bo z Moskwy nie dzwonili z zamówieniami). No i sam teraz potrzebuję maści na ból d, że się jakieś tam mocarstwa o miedzę posprzeczały. Gdyby więc konsekwencją zawinięcia Ukrainy w bitwie kijowskiej był dalszy marsz Kacapów na Warszawę, to jest o poświęcenie na które jestem gotów. Byle na Zapad szły dostawy gazu, ropy, żelaza. Ale nie idą i już nie pójdą bo infrastruktura została zdemolowana. Czyli postawy opisane [str. 192] odnośnie sił strukturalnych Zapada. Polityka Niemiec sprzeczna z polskim interesem jest w moim interesie – do czego doszło. Jest też sprzeczna z interesami ludności i poddostawców na potrzeby Rzeszy ze ściany zachodniej Kondominium. A jeśli w Niedorzeczu są strukturalne sprzeczności to może być to problem, który wypadałoby uwzględnić w kalkulacjach jagiellońskich. Ponieważ Niemcy na tanim gazie stworzyły cały układ satelicki bazy przemysłowej od Smålandii po Włochy (piałem kiedyś od tej linii przełamania kosztów produkcji, dostaw etc) i przez tę wschodnią awanturę mamy teraz straszny bałagan. Przedsiębiorstwa idą w bankruty pozostawiając długi wobec przedsiębiorstw obsługujących infrastrukturę & media, ci znowu z długami idą w bankruty pozostawiając na lodzie aparat fiskalny, a ten pozostawia na lodzie użytkowników waluty (nok, sek i dkk już są niewymialne de facto). Skoro więc wszyscy kradną (załamanie konstruktu społecznego) to pozostaje się przyłączyć. A jak zwracałem wcześniej uwagę przedsiębiorcy mają dostęp do środków obezwładniania i zostali postawieni pod ścianą.

Tymczasem [str. 163] prowodyr wojenny opisuje jak to by przeprowadzać wojnę w Międzymorzu. Tak się tylko kryguję z tym prowodyrem, bo po obecnych załamaniach strukturalnych nie będzie tej draki czym, kim i za co prowadzić. Plan [str. 169] o zepchnięciu Rosji na wschód wspaniały, tylko kto niby miałby obsługiwać te terytoria? Ludność mieszkająca tam wcześniej wymierała „od dobrobytu”. Fajnie że istnieje koncepcja jak wygrać pokój [str. 171] tylko opiera się ona na odbudowie infrastruktury przy użyciu środków, których źródłem była właśnie wschodnia część Ukrainy. No i przypadkiem żelaza się tam teraz nie kopie, a z Azowstalu zostały zgliszcza. Przysyłanie pręta zbrojeniowego z Chin czy USA na Ukrainę spowoduje, że tego pręta dojedzie tam bardzo mało, bo po drodze też jest potrzebny.

Za tym dalej [str. 173] nie jest to spór o podział pracy, a spór o podział lenistwa. Nie generujemy aż tyle lenistwa aby obsłużyć każdą wieżę, dlatego wieże zaczęły rozwiązywać problem swojego istnienia zbrojnie – bo to im brakło. Tyle pustych taczek wozili, że taczek brakło. I tu dochodzimy do ruchu egzekucyjnego [str. 189] – Pan Mecenas nie przedstawia komu ująć, a kogo wywyższyć przy tym remanencie politycznym, od którego odwodzili Go politycy. Jest to pusta koncepcja, ponieważ do wykonania pracy trzeba dostarczyć energii, a wieże osiągnęły equilibrium i z nich się nic już nie wykrzesze – pożerają wszystko z placu. Trzeba je zburzyć, albo czekać aż się same zawalą, albo tę energię dostarczy Kreml w huku dział. Co do samej odbudowy tam wymienionej – no to jeszcze nie wiemy po której stronie kordonu kto będzie, bo Jałty się zdarzają, a Niemcy w obecnej sytuacji nie są w stanie utrzymać EU i tylko patrzeć kiedy dojdzie do awantur między starzejącymi się społeczeństwami, aż do ogłoszenia, iż sztandar można wyprowadzić. Międzymorze może więc pozostać same sobie. Z kochanymi, głodnymi sąsiadami, którzy tradycyjnie dogadają się jak ten tort podzielić – bussines as usual.

Grozi nam sytuacja [str. 205] właśnie taka jaką Pan Mecenas opisuje, tylko akuratnie okolica jest rozbrojona na okoliczność ukraińską. Na szczęście Kacapy też nie mają czym i kim się młócić, więc gdy kurz opadnie to pozostaniemy w takim limbo wszechogarniającego deficytu wszystkiego. Coś jak Rosja po upadku cececepa.

//*O! Właśnie poszedł z dymem koran w Sztokholmie. To część starań o przyjęcie SSABa do naty^^ Jak się ta awantura szybko nie skończy to może braknąć koranu do palenia. Może SD zacznie palić budy z kebabem?*//

Gdyż wojna to sposób jak słusznie zauważa Pan Mecenas [str. 209] tyle że obecnej mały udział mają środki wymienione [str. 217], choć jest to oczywiście największa hucpa zbrojna na kontynencie od 2ww. Tutaj walczą banki, sankcje skarbu & admiralicji, ale nie społeczeństwa. Nie ma komu ogłosić reżimu produkcji wojennej, nie mamy już fabryk i kadry do obsługi takiego zużycia amunicji, produkcja wymienionych systemów jest śladowa. A honorable korespondent zse tuła się z Ukrainy po całej Europie zwożąc za gotówkę drony, które po cichu przerzuca przez granicę, żeby Ukraińcy mieli czym podglądać npla znad swoich pozycji. Mavików już prawie nie ma gdzie kupić, jedynie po paskarskich cenach, za gotówkę, a jeszcze trzeba to wszystko przewieźć w sposób skryty bo kiedy samochód wypełniony jest tak drogocennym towarem to przeróżni dozorcy lokalni w bratnich krainach Rzeszy potrafią się czepić. Na drugą awanturę tych dronów już nie będzie, a Chinom gospodarka wysiadła więc produkcja ot tak sobie nie ruszy.

Co ciekawe straty obrachunkowe w tych dronach to równowartość około 5 tys mieszkań dziennie. W tym kontekście warto się zastanowić, czy warto się szarpać za tyle, ponieważ wznawianie produkcji zbrojeniowej żeby mieszkać pod gołym niebem może nie być dość atrakcyjne. I może ten beton na bunkry lepiej sprywatyzować na budowę chałup?

Manewr czasem panuje [str. 221] jest bardzo dobrym wprowadzeniem do tematu dla osób które nie mają nawyku przeglądania mapek i analizy bitew, ich otoczenia oraz uwarunkowań. Ten rozdział dość dobrze wskazuje czytelnika docelowego. Nie ma zbyt wielu publikacji łączących działania wojenne z pozycją negocjacyjną. To jeden z powodów dla którego ta książka jest wartościowa, bo dzieciom trzeba często tłumaczyć po kiego realizowane były takie, a nie inne cele oraz jakie były z tego korzyści. Ale też nie można dawać takich tekstów w niepowołane ręce, bo podobne uzasadnienia były odnośnie bitwy warszawskiej, że trzeba niby za coś tam płacić daninę krwi. Na daninie się skończyło – cargo cult reszty nie dowiózł.

Dalej ujawnia się naiwność syta [str. 236] jakoby w nato byli jacyś sojusznicy. Skoro mają sprzeczne interesy (co wyjaśniałem wyżej z punktu widzenia mieszkańca Zapada) to co to niby za sojusz jest? To kompletna egzotyka, a wobec tego liczenie się z ich zdaniem jest zupełnie bezcelowe. Na tym właśnie polega wyjście w dorosłość z adopcji strategicznej, że nie można się pytać senior partnera o to co uważa na temat napadu (przyjmijmy że prewencyjnego, choć to są zawsze płynne granice przy radiostacji w Gliwicach i propagandzie jakoby Rzesza została sponiewierana). O takich wybrykach najlepiej żeby senior partner dowiadywał się od pokrzywdzonych idących na skargę do przedszkolanki, że Leszek ugryzł Baćkę w most pod Mińskiem, i żeby przedszkolanka coś z tym Leszkiem wreszcie zrobiła. Niby nie jest to możliwe, ale Turkom jednak się udało, ale najpierw musieli poważnie poszarpać się z samym Waszyngtonem o to co jest czyje i gdzie kto ma co do powiedzenia. Koszty gospodarcze Turcy ponoszą do dziś mimo wyjątkowo sprawnej polityki. Tubylców w Niedorzeczu i tak nie ma potrzeby pytać o daleko idące konsekwencje jakiejś tam polityki, ponieważ na NBP można wywiesić, że inflację odpowiada Putuś, a ciemny lud to kupi. Zamiast Turcji podawany jest jednak przykład Izraela [str. 237] co też jako tako odpowiada logice, choć uwarunkowania Izraela były delikatnie mówiąc „ogon kręci psem”. Szczególnie że na początku Izrael był podparty sovietem, a państwa arabskie jankesami zanim przydarzył się pivot.

I na tej samej stronie pojawia się bardzo ważna kwestia wybebeszania sprzętu. To w zasadzie jest możliwe, mamy takie zdolności, a akurat Niedorzecze wysycone jest starszej daty elektronikami najwyższej klasy (jest kilka garażowych produkcji idących w świat, wyjątkowo specjalistycznych) przygotowanymi przez PRL na chińską drogę wyjścia czarnej d. Tylko Chiny nie graniczą z Niemcami i nikt im przemysłu w perzynę po 1989 nie obrócił. Ale ludzie się ostali i jakoś tak z przyzwyczajenia kształcono kolejnych. Więc Polin jest obecnie eksporterem serwisantów. Jakkolwiek niewolników, ale za stawki znacząco wykraczające poza oficjalną pensję płemieła (wiem że to fikcja z tym co ma w dyspozycji szef nierządu, ale oficjalnie wygląda to dość abstrakcyjnie, żołd generałów również). Czym niby byśmy tych ludzi chcieli skusić aby akurat robili coś w kraju? Dla nich praca jest po drugiej stronie lotniska, tam gdzie przemysł się ostał.

Moje odniesienie do powyższego akapitu brzmi „lubię to i przyłożę do tego mój zasilacz laboratoryjny”.

Dochodząc do walki kompetentnej [str. 240] warto rozważyć szerszą domenę. Co jeśli nie walczymy, wywieszamy białą flagę i poddajemy się od razu? Jak Czesi wobec Rzeszy? Może to warto komunikować egzotycznemu sojusznikowi, że do Buczy się nie zapisujemy, a jak Kacapy będą chciały rozwalić oficerów i biurokrację, to ludności tubylczej leży to zwiędłym kalafiorem? Może w tę stronę trzeba egzotycznym senior partnerom komunikować, że jak chcą mieć architekturę bezpieczeństwa to muszą powściągnąć swoje wieże, żeby nie dławiły lokalnej wytwórczości? Tak jak Ukraińcom zdławiły organiczną zdolność do wytwarzania prostych środków na potrzeby zbrojeniowe?

Warto zauważyć, że za ruskiego mira było biedniej, ale ludność nie była trapiona takimi dysproporcjami stanu posiadania. W nędzy żyli wszyscy, nawet ci umocowani. Coś tam jeszcze pamiętam. Skoro i tak dzietność wskazuje wymarcie w nieodległej przyszłości, to może sobie chociaż można wymrzeć w spokoju? Bez szarpania się niczym kamienie przez Jankesa rzucane na szaniec?

Możemy nie mieć dość nastolatków, którym się jeszcze jakieś husarskie sny objawiają. Z wiekiem rośnie zapotrzebowanie na święty spokój.

Sposób wojowania [str. 243] jest bardzo dobrym uogólnieniem wprowadzającym dla młodzieży jakie to kampanie wypada przestudiować i na jakie szczegóły zwracać uwagę wnikając w materiały źródłowe i opracowania. Choć postawię zarzut, że brakło mi tam wzmianki o bardzo skutecznej strefie nękania jaką wytwarzali Lisowczycy.

Uwaga co do czołgów [str. 257] jest wyjątkowo zasadna, tyle że czołg przestał być środkiem do samodzielnego grasowania po przełamaniu na zaplecze. Raczej zostaje przesunięty na mniejsze intensywności działań, a za tym idzie pytanie o cenę i ilość wieszanego na nim szpeja. W tych okolicznościach wrzucanie przez Kacapów antyków technologicznie sprzed pół wieku jest dość racjonalnym podejściem na tę cofkę technologiczną. Czołgi jako cięższe wersje wozów wsparcia piechoty grubszą armatą mogą być produkowane tanio, na częściach cywilnych „od traktorów” mniej więcej tak jak pomyślano cv90. Logistyka sprzętu pancernego i tak jest prostsza niż zaopatrzenie kawalerii. Kulawy czołg jak poleży parę dni w błocie to nie zdechnie.

Co do zastosowania Strom [str. 260] to sprawa jest zasadna (chodzi o przewidywanie ruchu korelatorów i przydział mocy wykonawczej), ale ma też swoje wady i nie chodzi o to, że ktoś popsuje sensory oślepiając pętlę poboru danych do przetwarzania dla sieci. Chodzi o to, że emisją i jej brakiem można faszerować ai sygnałami na progu detekcji, co w praktyce doprowadza je odpowiednika nerwicy. Dlatego dobrze jeśli to jest system ekspercki wspomagający ludzką zdolność analizy strategicznej (taki notatnik z podpowiedziami), a nie pętla decyzyjna. Choć pozwala wyeliminować wiele stanowisk w łańcuchu przekazywania rozkazów oraz wspierać wojownika w polu sensownym przetwarzaniem danych i podpowiedziami. Jednak pogadankę o tym jak funkcjonuje łączenie tokenów przez ai prowadziłem ostatnio przy tablicy i poruszę ten temat ponownie w jakimś kolejnym tekście. Dużo zasadniejszym jest wykorzystywanie ai w systemach kierowania ogniem aż do poziomu decyzji o otwarciu ognia, jest to o wiele skuteczniejsze niż pozostawienie tego operatorom białkowym.

Chwilę później [str. 263] Pan Mecenas snuje przesadzanie starych drzew. Czyli zmiany kulturowe i cywilizacyjne. Kolejny „inżynier społeczny”? Lud rządzony jest taki jaki jest, jak się władzuchnie nie podoba to można zmienić władzuchnę. Ludzie się zmieniają w kolejnych pokoleniach, tak z dnia na dzień za dużo się nie uzyska. Ale kolejne pokolenia będą w Niedorzeczu dość nieliczne (obecnie bite są rekordy lichych miotów miesiąc po miesiącu) więc zmiany owszem będą, ale nie takie jakie Pan Mecenas oczekuje tylko liczebne, deeskalacyjne. Co za tym idzie głównym wrogiem młodych będzie Janusz oferujący stawki subsistence, a wrogiem Janusza biurwa okradająca go z podaży i jeszcze mająca oczekiwana. Może nam braknąć Januszy do prowadzenia przedsiębiorstw, a wtedy dzieciarnia rozliczy się z roszczeniowymi gerontami zanim dostrzeże jakiekolwiek problemy z Kremlem. Bo Kreml jest daleko, a ZUS czyha za rogiem.

Rozdział o dynamicznych asymetriach [str. 265] wyjątkowo dobry, coś co trudno tłumaczy się młodzieży bez gier wojennych. Warto zwrócić uwagę na fakt, że wraz z formowaniem się młodego, zależnego od status quo człowieka w dorosłego (miejmy nadzieję samodzielnego) wykorzystywanie dynamicznych asymetrii odbierane jest jako oszustwo. A wprowadzanie nowych zmiennych do rozgrywki za niezgodne z zasadami. Ale tak funkcjonuje właśnie prowadzenie wszelkich działań. Działania zbrojne mają tę zaletę, że można je przegrać politycznie na zapleczu, politycznie pokojem, ekonomicznie na clearingu, gospodarczo na zapleczu, surowcowo na dostawach, a nawet poglądami wojujących. Wszystkie pozostałe kwestie czysto wojskowe są możliwe dopiero kiedy pozostałe elementy jako tako funkcjonują. Czy funkcjonują nad Wartą? Czy Niemcy z Rosjanami wykorzystają asymetrie w partykularyzmach?

Opis systiema [str. 283] bardzo dobry – wskazuje sedno problemu jakim jest mielenie pracy tubylca na przepychanki o wpływy lokalnych watażków. Lekarstwem na to jest tang ping. W kontekście tężenia woli [str. 293] jest to zjawisko społeczne możliwe wyłącznie dla młodej populacji. Dlatego łatwiej jest prowadzić akcje pacyfikacyjne w terenie zurbanizowanym niż agrarnym – powodem jest rożna średnia wieku mieszkańców. U młodych ma jeszcze co tężeć, zamknięci w betonowych kurnikach mieszkańcy miast i tak już w gorszej sytuacji (niż zaburzenia w dostawach na betonową pustynię w czasie rozróby) nie będą. W każdym razie żywi nie będą. Dość dobrym zabezpieczeniem jest powszechne sadzenie drzew owocowych wzdłuż szlaków komunikacyjnych i gdzie popadnie. Zawsze są to w pewnych okresach źródła cukru.

Amator! Chiński agent! Jewrejski szpion! [str. 321] gdzie Pan Mecenas jest łaskaw wyrazić zdumienie iż wlazł na świecznik i zaczął rozpychać się okrągłymi zdaniami, a to zajmującym czas antenowy odbiera ich czas antenowy. Który im się z nadania czy urodzenia jak psu zupę należy. A czego innego Pan Mecenas się spodziewał? Że kwiatami powitają i krzykną „prowadź wodzu! Na Kowno!”? Jest oczywistym że na wszystkim Pan Mecenas się nie zna. Politycy wskazują że na polityce, plemienni, że z tym dorzeczem Wisły to jakaś hucpa, wojskowi że stopniem niski, a jak ktoś się zna na mechanice orbitalnej to też może mieć ubaw. Ale chyba nie do wieży był kierowany komunikat, tylko do placu? A na placu opinie są różne, również istnieje taka nisza, która Pana Mecenasa jest gotowa jagiellońsko popierać. Ale czy ta nisza może wykrzesać jakiekolwiek nadwyżki aby cokolwiek zmienić? Wieża skutecznie to placowi utrudnia od czasów niepamiętnych.

Odważne użycie Taleba [str. 328] w książce bez wzorków? Bo każdy wzorek w książce zmniejsza liczbę czytelników o połowę, dlatego książki ze STEM w zasadzie nie schodzą, bo tekstu jest w nich na lekarstwo. Kwestie antykruchości Taleba rozwija koncepcja przedstawiona w Noteka 2015 – tam są wskazane asymetrie w warunkach żartobliwych. Ale stronę dalej docieramy do metody kacapskiej – starć symetrycznych na przemiał zasobów. Czyli wojny materiałowej. Warto brać pod uwagę taką wojnę o sumie ujemnej sprawdzająca kto może zejść niżej. Odstraszanie ma ukazywać stronie przeciwnej potencjalny koszt sprzeciwu. Kacapy umieją pokazać, że ten koszt może być na tyle wysoki, że lepiej się nie bronić tylko wywiesić białą flagę. Ze strony Rosjan antybaletem można się przekomarzać, ale na końcu i tak istotne są stany magazynowe oraz gotowość do rzucania kamieni na szaniec. A to akurat mają opanowane. Liczenie że tym razem im się nie uda jest pewnym optymizmem.

#wieże i placki;

Koncepcja jakoby plac kiwał wieżą jest chybiona. Wszelkie ruchy na placu wynikają z przyłożenia siły, a ta z wydanej (poza układ) energii. Akumulacja pierwotna oznacza najczęściej eksport surowców, taniej pracy, a nawet sprzedaż niewolników (wypędzenia 2004). Wypędzenia są dość skuteczne w przypadku państw agrarnych, gdyż rozwiązują wieży pewien problem, który nabrzmiewał od końca lat siedemdziesiątych. Partia Nieboszczka stanęła wtedy w obliczu kryzysu że albo wytłuką 1/3 mieszkańców albo obniżą o 1/3 poziom życia ludności. Skończyło się na obniżeniu poziomu życia o połowę i odcięciu dostaw dla sovieta przez powszechny tang ping. Wypędzenia w 2004 pozwoliły upuścić parę z gwizdka lat 90tych. Niedorzecze stało na krawędzi wojny domowej o charakterze zanarchizowanym (upadek konstruktu społecznego) co było od dłuższego czasu zauważalne – na ulicach lat 90tych toczył się niskiej intensywności konflikt o resztki pozycji do zajęcia. Napadano na transporty sprzętu, podpalano konkurencyjne przedsiębiorstwa. To co wtedy urządzał sobie gang policji z cechami występnymi to ich własna, zupełnie oddzielna bajka. Aparat przestał wtedy dowozić swoje podstawowe funkcje po rabunku jaki urządzili Chłopcy z Chicago. Tyle że adopcja gospodarcza do wspólnoty węgla i stali się udało i można było spuścić młodą parę z gwizdka tworząc iluzję podniesienia poziomu życia tubylców na obszarze plantacji.

Przy okazji epicko skoczyło zadłużenie i można się krygować jakoby to nie było istotne, bo się tego nie spłaci, ponieważ nie jest to możliwe. Bajońskie sumy są terminem mającym swoje źródło, a sprzedaż terytorium razem z niewolnikami jest standardem w bankowości. Wieże można budować z kamieni na obszarze własnym lub z importu. Ale jeśli komuś się wydaje że odchyla się ona od pionu to nie dlatego, że plac pod nią zaczął majstrować przy konstrukcji tylko dlatego, że zmienia się grawitacja – ktoś gdzie nazbierał gęstych kamieni.

Warto zauważyć, że do operowania takim systemem jak opisany w książce potrzeba starych wyjadaczy, manipulatorów nastrojami społecznymi, ale nigdy nie brali oni udziału w wydarzeniach kiedy to szlag trafia cała podstawę. Tak jak Ukraińcom po postawieniu się głębokiej penetracji na Kijów zaczęto demolować plac. Nie ma tam obecnie żadnej gospodarki. Są jakieś strzępy rolnictwa z przyzwyczajenia. Jest za to morze krzyży. A sukcesy obejmują głównie propagandę. Nie ma wielkiego znaczenia czy front przesunie się w danym roku w tę czy w tamtą stronę. Nie chodzi o teorię zwycięstwa Kremla, a teorię przegranej Ukraińców. Nie abstraktu państwa, ale placu. To ich tam zaorano. To oni nie mają oczyszczalni ścieków, dostaw wody, gazu, prądu. To oni nie będą mieli jak uruchomić urządzeń kiedy wysokim stronom skończy się amunicja. Kacapom za dużo od tego nie ubyło – nikt im nie spalił chaty.

Warto przyjrzeć się koncepcji MAD. To że strona upadnie jest gwarantowane, ważne jak się ludność po tym pozbiera i czy w ogóle. Kacapia i tak jest w sytuacji kiedy lata do końca rosyjskiej dominacji w imperium zaczęli odliczać. Produkcji gazu nie remontowali od 2018, w zasadzie nie ma tam nowych odwiertów. Tak jakby nikt tam nie oczekiwał jutra. Tak się zamyka przedsiębiorstwa, a konstrukty polityczne są poniekąd przedsiębiorstwami tyle że dowożą pewne zła publiczne, którymi nie bardzo potrafimy się podzielić indywidualnie bez tworzenia otoczenia w jakim niekoniecznie byśmy chcieli spędzać czas na tym nie najlepszym ze światów.

Z treści książki wynika, że Pana Mecenasa trapi jakoby tubylcy Niedorzecza nie pozbierali się po ostatniej razie. Jest paździerz – pozorowanie dowożenia zła publicznego cargo cultem. Przy takich stosunkach (obsługa interesów wieży) trudno oczekiwać aby choć urzędnicy stanęli w obronie abstrakcyjnych instytucji. Pani Bożenki raczej nie przyuczano do pracy w fabryce zbrojeniowej (odpowiednik LOK w Szwecji mitręży się od dekad posyłając przedszkolanki na kursy spawania tak na wszelki słuczaj, ubaw jest tego po pachy do momentu kiedy nie dostają one w zawodzie roboty i dochodzi do wypadków). Do obsługi sprzętu też nie. A średnia wieku chłopa jeśli przekroczy 40 lat w połowie przypadków eliminuje go ze służby. Nie dlatego że takie są ukazy, tylko z konstatacji prostych faktów zdrowotnych unijnego apartheidu, gdzie zużycie biologiczne sprawia, iż Niedorzeczanin jest wyeksploatowany i do funkcjonowania poza 40tkę zaczyna potrzebować różnych pigułek. Wiem że kasty status quo Pana Mecenasa to nie dotyczy, no ale żeby posyłać humanistów w kamasze to takiej hecy od 2ww nie grali.

Na podobne problemy natrafili Niemcy tworząc starą drużynę (einsatzgruppen). Okazało się, że z bieganiem w oporządzeniu nastolatka i 40+ latka jest pewna różnica jakościowa. Dziadki potrafiły zejść na serducho. Można oczywiście tworzyć przekaz propagandowy, że ten czy tamten dziadek prosto z siłowni, wysportowany, ale to nie są realia dominujących gałęzi gospodarki – kierowców, budowlańców. W fabrykach jest jeszcze inaczej (warunki szkodliwe, to nie klimatyzowane biuro), no ale z fabryk nikt na czołówki ganiał nie będzie, to zbyt deficytowy materiał kiedy trzeba utrzymać produkcję na potrzeby przemiału mięsa ze stalą.

Warto się z tą książką skonfrontować choćby dla przeczytania gry wojennej ile złomu i kamaszy trzeba wystawić, ile posłać na przemiał, żeby poradzić sobie z jako taką Kacapską intruzją na Pribałtyckie Wymieraty. Potem się rozejrzeć po branży czy na obszarze rdzennym coś z tego jest produkowane i czy komukolwiek chce się chcieć bawić w te mrzonki bez płatności z góry. Bo zaufanie do paździerzu jest w okolicach epsilonu i raczej zespolone urojeniem z przodu. Mamy więc plac, który wieży nie ufa, do tego plac raczej pusty i z lichym kamieniem. Wieża pochyla się pod własnym ciężarem, tam siedzą emeryci. Zaczęła się rozsypywać kiedy oni jeszcze byli młodzi. Zajmowanie w niej pięter sprowadziło się więc do wożenia pustych taczek. A żeby wieżę utrzymać (a przynajmniej jakiś pagórek po niej, niech sobie będzie że piramidę społeczną) to trzeba te taczki cały czas ładować kamieniami i zwiększać ich energię potencjalną targając pod górę. Taka syzyfowa praca – zawsze spadają na plac. Prędzej czy później.

Sytuacja demograficzna rożnych krain (beneficjentów apartheidu i płatników) jest zróżnicowana. Z tym że zaganianie Filipińczyków do fabryk niczego nie rozwiązuje, know how to oni nie przywożą. Nie zastąpią dzieci które się nie urodziły, zwiększają jedynie potencjał niemieckiej produkcji na obszarze kondominium.

Może czas się pogodzić z tym że pieśń gaśnie? Że to już koniec opowieści o plemieniu znad Gopła? Że już kolejnej nie będzie i z takiej dzietności nikt nigdy nie wyszedł? Wojny od kilkuset lat jakoś się nie udają. Są wyjątki kiedy imperium jest zaraz po upadku i fantazja do kacapskich łbów bije, ale to nie reguła. Do wojen wypada przystąpić na paradę zwycięstwa, a nie rzucać się pod ciężarówkę. Skoro Jankesi chcą sobie coś tu utrzymać to niech sobie to zrobią sami. Ta bezsensowna kampania o obronie Wilna miała pokazać, że ktoś ma dłuższego? A zakończeniem zabawy groźba eskalacji nuklearnej? Fajne zabawy mają Jankesi, ale nie wiem czy żyje jeszcze dość chętnych, żeby się za cudze interesy rzucać pod zdychającą Kacapię.

Każdemu pokoleniu ktoś obiecuję że tym razem to już naaaapeeeewno będzie lepiej. Tylko te kolejne pokolenia jakieś takie nieliczne. Lepiej komu? Rozumiem, że to książka dla młodzieży, a nie dla starych dziadów. Ale sprawczość kończy się jakoś czterysta lat temu. Siedzimy w ruinach Akropolu i udajemy starożytnych Greków? Nie ma problemu, posiedzę w beczce tylko nie zasłaniajcie mi Słońca.

Dość smucenia, przedstawmy siłę w formie zanarchizowanej.

#siła w braku wieży;

Plac może być nieco grubszy, nieco lepiej saturowany siłą, ale to oznacza brak wieży. Na przestrzeni dziejów wiele ludów z tego korzystało. Afganistan jest przykładem terytorium z takim porządkiem. Jak zwracałem uwagę przedsiębiorcy są w stanie wyposażyć jakąś tam niską intensywność. Może nawet od biedy średnią. Fabryki chemiczne muszą jednak stawiać kombinaty, uzyskanie jakościowych materiałów napędowych do uzbrojenia wymaga skali (opony to też jest wyrób chemiczny). Co jest wielką zaletą, ponieważ umożliwia jako taki dozór dystrybucji.

Oczywiście mogę upichcić w warunkach garażowych nieco materiału, ale nie tyle ile potrzeba do 155mm, żeby się pobawić. Natomiast w warunkach garażowych można wytworzyć środki trwałe. A podział własnościowy jest kluczowy aby mieszkańcy byli zainteresowani obroną takiego status quo. Dlatego chłopi nie uczestniczyli w wojnach – niewolnicy są przedmiotem eksploatacji, a nie podmiotem do budowania siły. Więc aby wytworzyć dużo siły trzeba się pozbyć niewolnictwa. Tak Jankesi u siebie wygrali państwo w miarę unitarne przeciwko koncepcji konfederacji. Ta druga koncepcja wcale nie była głupia tylko nie miała skąd zaczerpnąć siły żywej.

Mieszkańcy zazwyczaj są zainteresowani (z przyczyn kulturowych) uczestnictwem w siłach zbrojnych. Ale z przyczyn gospodarczych nie jest to konkurencyjne wobec innych, pełnoetatowych działań. Wojowanie jest marginalną zabawą. Owszem – w populacji jest pewna grupa hobbystów z warunkami fizycznymi do uprawiania takiego hobby w ramach rzemiosła, ale taką garstkę i tak się utrzymuje bo to lubią.

W warunkach garażowych istnieje zdolność utrzymania, a nawet wytwarzania przeróżnych środków na Potrzebę (w rozumieniu staropolskim). Utrzymania ciężarówek, dźwigów, widlaków (ja mam, a Kacapom brakuje^^), ładowarek, 4×4. Od biedy jesteśmy nawet w stanie klecić jakieś tam substytuty transporterów kołowych. Nie ma żadnego powodu aby plany nie były ogólnie dostępne. Naprawdę byśmy sobie to wystrugali sami gdyby się biurwa nie czepiała i nie kradła, przecież rekonstrukcje takiego jagdpanzer 38 robimy po garażach. Do robienia pudeł z blachy pancernej mamy wszystkie środki, a przy okazji pozwala to doszkolić specjalistów od klejenia zwykłej blachy na Potrzebę. O ile silniki jeszcze da się w kraju ogarnąć, o tyle na jakąś godną szpeję trzeba się liczyć z importem. Ale z elektronikom sobie już na przykład poradzimy.

To czy takie pojazdy „samoróbki” wg ogólnie dostępnego planu będą miały istotny ogon logistyczny jest bez znaczenia. Większość pojazdów i tak służy jedynie dozorowi nad niską intensywnością, albo służy raz i zostaje z tego kupa złomu – to są realia obecnego pola bitwy. Dominacja środków rażenia nad pancerzem przesunęła nawet czołgi do średniej intensywności. W wysokiej nawet kilka kondygnacji żelbetu kupuje jedynie czas, ale nie utrzymanie zdolności do działań poza komunikacją.

Mieszkańcy też potrafią sami kupić broń do niskiej intensywności (z wkm włącznie). I tak starcia z użyciem piechoty nie mają istotnego znaczenia, to są działania zabezpieczające teren. Więc przeszkadzanie mieszkańcom aby zamiast podatków sami się uzbroili (i tak lubią) i ten niski poziom sobie ogarnęli jest jak najbardziej zasadne gdyż w przypadku konfliktu i tak okazuje się że buty, cariery, plecaki, latarki i inny szpej muszą sobie kupić sami bo paździerz nie dał rady. Więc problem standaryzacji i tak nie występuje w wyposażeniu osobistym.

Z punktu widzenia ludności jest istotne aby utrzymać porządek we własnym ogródku, żeby się po krzakach zielone ludziki nie szlajały, żeby prądu nie brakło (czyli generatory, zapasy paliwa), żeby w garnku nie było pusto i żeby była woda do picia. Nie potrzeba do tego przedszkolanki czy jakiegoś abstraktu państwa. Naprawdę przedsiębiorcy sami sobie potrafią to ogarnąć. Ponad 400 lat temu tak organizowana armia, nie przez państwo, a przez prywatne osoby pofatygowała się nawet na Kreml wyjaśnić kilka zaszłości. Kacapy mają święto narodowe, jak już tę wesołą kompanię pożegnali.

Co to komu przeszkadza, aby przedsiębiorcy utrzymywali sobie składy z zapasami do pobrania w razie Potrzeby? Ano przeszkadza wieży, bo Potrzeba może być taka, żeby przywrócić do pionu nieprzytomnych włodarzy co się zanadto rozhulali w czasie pauzy i teraz kelner z rachunkiem odwiedził sąsiadów. Na razie to się z tym kelnerem szarpią, ale ten akurat jest znany z oślego uporu. Ponieważ wrogiem ludności jest okupant.

Nic nie stoi jednak na przeszkodzie aby zabawę w takie grubsze harcerstwo, z dostępem do cięższych środków umocować w kulturze. Skoro odwiedziny w centrach handlowych powstały za naszego życia (w Niedorzeczu) to równie dobrze można zrobić cokolwiek. Nie dla wszystkich – dla tych co chcę się w to bawić. Skoro straż pożarna może być ochotnicza to przemoc niskiej i średniej intensywności na własnym terenie też.

Nie trzeba do takich dupereli zaprzęgać zaraz państwa bo to drogie i nieefektywne. I tak na drabinie eskalacyjnej są graty, które może utrzymać tylko duże przedsiębiorstwo (czołgi, artyleria) czy istotny w regionie moloch (kopalnia, huta, elektrownia – artyleria rakietowa, telekomunikacja). Poza zasięgiem struktur oddolnych jest lotnictwo, suborbitalna (średniego) i suborbitalna wysoko (dalekiego) zasięgu artyleria rakietowa, flota. Jeśli kogoś dziwi flota, to wymaga ona takiej koncentracji kapitału, że przodkowie w zanarchizowanym państwie sobie z tym nie radzili – z artylerią owszem (poza ciężką, bo z tym były przeprawy, decydował o tym Kraków i decydenci potrafili sobie z Pana Radziwiłła czy mieszkańców Gdańska jaja robić wysyłając kule i działa, które do siebie nie pasowały).

Natomiast utrzymanie środków obserwacji satelitarnej jest całkowicie poza zasięgiem średniej wielkości państwa. Nie żeby był jakiś problem to wsadzić na nieboskłon, tylko że satelity obserwacyjne poruszają się po orbitach z tak małym dV, że atmosfera powoduje degenerację, a paliwo prędzej czy później się kończy. Do tego inklinacja terytorium jakie trzeba obserwować jest dość upierdliwa i mielibyśmy dokładnie ten sam problem co Kacapi z tych samych przyczyn. Wysycenie niskiej orbity na czas działań jest poza zasięgiem takiego aparatu gospodarczego. A cała reszta zabawek jest dostarczana komercyjnie o ile nie wkurzy się Jankesów i to się zwyczajnie kupuje na rynku.

Plac naprawdę potrafi sam sobie zorganizować drogi, mosty i porządek. Państwo jako monopol na przemoc jest istotne tylko dla przemocy zewnętrznej o wysokiej intensywności. Wystarczy nie przeszkadzać. Ale to oznacza zupełnie inny porządek fiskalny, administracyjny (zmuszenie zbrojnych do poddania się głupim regulacjom nie wchodzi w grę), a co za tym idzie polityczny. Te czasy minęły dawno temu. A państwa narodowe są już tylko wydmuszkami, obecnie organizmami politycznymi są korporacje. To skuteczniejszy system organizacyjny – dowozi. W jakiej jakości dowozi to inna sprawa, ale ilość jest jakością samą w sobie (to zdaje się cesarz Rzymu, tyle że trzeciego, chlapnął).

A teraz wróćmy do śmiałej odezwy w książce. Naiwności syta – nie wiedziałem czy śmiać się czy w głowę pukać. To teraz trochę grafomanii o kadrze technicznej na emigracji. I nie będziemy się tu podpierać synem Papcia Chmiela czy nerdami ze słynnej foci. Podeprzemy się powszechniejszą rzeczywistością, która ma kilka pokoleń przekazu jak to jest z tymi wyjazdami aby budować drogi z Iczkerii na Gruzję, przemysł w Iraq czy kolejki w Peru.

#odezwy do ekspatów;

Śpiewanie nowej bajki [str. 387] będzie przedmiotem kolejnych akapitów. Zanim dojdę do objaśnień czemu nabazgrałem tyle stron o książce, której nie jestem docelowym odbiorcą. No może poza tym rozdziałem. Rozdział ma sześć stron, więc nie będę wymieniał co na której stronie, to dość tekstu żeby sobie to czytelnik samodzielnie ogarnął. Stronę przed tym rozdziałem autor objaśnia motywacje, dlaczego popełnił tę „odezwę”.

Warto najpierw ustalić dlaczego kadra techniczna, która na ekspackich spotkaniach omawia sobie przy tablicy w celach informacyjno-rozrywkowych qed, wzorki, biotech, mechanikę orbitalną, kodoklepstwo, embedy & elektronikę, praktykę zarządzania produkcję czy materiałówkę & technologie produkcji w ogóle wyjechała. Akumulacja pierwotna jaka nastąpiła po upadku sovieta wymagała zaczerpnięcia kapitału z tego co jest, a nie z fantazji. A na miejscu były kopalnie, rolnictwo, przerośnięty przemysł tekstylny, zaczątki przemysłu elektronicznego, kilka hut, dwa porty, trzy systemy kolejowe (podział na zabory widać na mapie połączeń kolejowych), trochę produkcji chemicznej, trochę peryferyjnej zbrojeniówki, sporo R&D na potrzeby sovieta, eksperymentalne instalacje nuklearne. Za to nie było proszków do prania, dróg po pojazdy powyżej 3.5t i substancji mieszkaniowej, a aparat abstraktu oparty był o dziedziczenie stanowisk. W edukacji jedyne co się ostało to wydziały badawcze kierunków technicznych, reszta była upartyjniona aż do zaniku funkcjonalności.

Aby uzyskać zdolność wymiany walut i zakupu czegokolwiek trzeba było wysłać coś w zamian. Nisko wiszącym owocem były produkty rolne oraz udziały w przedsiębiorstwach i aparacie abstraktu. Po kilku latach burzliwej wymiany nie została żadna istotna substancja w technice, która jest potrzebna do masowego kształcenia i rozwoju kadry technicznej. Zwyczajnie nie zostało dość zabawek, które są nam potrzebne do zabawy. Nie żeby nie zostało nic, ale jak się nie ma własnego oparcia w kapitale i wrogi, chciwy aparat w wieży to próby rozwoju są kopaniem się z koniem. Zostało nieco garażowej produkcji, która i tak wcześniej była eksportowana w ramach specjalistycznych łańcuchów, głównie obrzeża elektroniki, bo z głównego nurtu Niedorzecze wypadło zanim zaczęło (ale nie trzeba być na topie jak Tajwan – wystarczy utrzymywać się na powierzchni). Istnieje kilka obszarów drobnej wytwórczości, w której mimo kopiącego konia uzyskano sukcesy, ale to są świetliki w głębokiej kopalni, to nie płomień ogarniający gospodarkę.

Pojechaliśmy tam, gdzie zabawki są. A są bo kopiący koń (lokalne wieże) zostały skutecznie zmitygowane (to nie jest tak, że w innych krajach w wieży są jakieś inne homo sapki – tacy sami niekompetentni, chciwi durnie jak w Polin, często nawet bardziej niekompetentni, i też wożą puste taczki całymi ciężarówkami). Różnica taka, że w ramach przepychanek przemysł trzyma ich tam za mordę, ponieważ umie grać w sumy niedodatnie zrzucając wszelkie konsekwencje fikania aparatu natychmiast na ten aparat – przenosi wojnę z przedsiębiorcami na obszar biurwy i tam im wrzuca obsługę kosztów społecznych. To brutalne rozgrywki.

Cóż ja mogę odpowiedzieć na odezwę Pana Mecenasa? Lubię to^^

Ale nawet jeśli penetrujemy obszar Niedorzecza to się nie ujawniamy, najczęściej też rabujemy zasoby (młode łby), czasem wydoimy system fiskalny. Nie występują tam warunki aby utrwalać obecność. I wcale nie chodzi o to że wieża jest łapczywa. Chodzi o plac – to on jest w symbiozie roszczeniowej z wieżą, to tam znalazł ostatnie źródło miski, lichej, ale jakiejkolwiek.

Mamy doświadczenie w przenoszeniu obcych firm (produkcyjnych i nie tylko) na obszar Niedorzecza. Ale też do innych krain, i okazało się, że po sumie kosztów taniej jest ze Szwecji przekazać produkcję na Słowację niż pod betonowy pomnik Jezusa (wymienniki ciepła). Łatwiej jest wynieść produkcję obudów i urządzeń do Edynburga niż do Tych. Po sumie kosztów jest to bliżej.

Pan Mecenas ma całkowitą rację twierdząc jakoby pozycje ryglowe zajęte przez uczestników systiema (w tym przedsiębiorców) nie skłaniają do konkurencji i rozwoju. Z produkcji żywności, napojów, podzespołów pojazdów, agd, tekstyliów (czyli masówki nawet jeśli rozproszonej) wskakiwanie na integrowanie tego na własnych liniach (które przecież w Niedorzeczu są wytwarzane na eksport) wymaga kadry, która wyjechała. Osiadła, rozmnożyła i zajęła jakieś tam pozycje. A nowej kadry nie wytwarzano (teoretycznie owszem, ale to są zabawy praktyczne) ponieważ wymaga to praktyki na już istniejących liniach. Po 30 latach zostało kilku dziadków w biurach i zero młodzieży.

Nie żeby gdzie indziej trawa była jakoś zielona – w Reichu czy Szwecji problem jest dużo poważniejszy z powodu wieku, ale to opisywałem w wielu tekstach. Z własnego doświadczenia wskażę, że jeśli chodzi o jakieś wstępne, drobne R&D (takie na potrzeby śmiałych planów jagiellońskich Pana Mecenasa) to można dużą część odtworzyć w ciągu roku uzyskując jakąś bazową produkcję już w kilka tygodni po postawieniu stopy na hali. Ale to nie strona techniczna jest problemem. Tylko struktura zamówień, dostaw, obrót materiałami. Nawet wieżą nie stanowi większego problemu – radzimy sobie z takimi zagadnieniami, ekspaci mają dużo większe możliwości mitygacji biurwy niż ludność tubylcza, a z przyczyn jakie wymieniłem w #pomysły nazbyt śmiałych pagonów możemy też dowieźć niskiej intensywności, twarde środki do mitygacji aparatu. Tylko chyba nie o to chodzi Panu Mecenasu, żeby jak bumerang wrócił problem dezorganizacji obszaru? No i też jego dezorganizowanie nie daje żadnej marży – dlatego nie został zdezorganizowany.

Wszystkie warunki i problemy wymienił Pan Mecenas właśnie w tym rozdziale. Warunkiem jest eksterytorialność takiej operacji z włączeniem w to wykluczenia ze wszystkich przepisów unijnych (Pan Mecenas chciał się zbroić? Z punktu widzenia wytwórcy mam w poważaniu do kogo Pan Mecenas chce strzelać, mi jest wszystko jedno), a nawet wielu porozumień międzynarodowych (na przykład praca dzieci – moje są oburzone tym, że w fabryce wolno im pracować wyłącznie na czarno kiedy pracownicy zauważają, że smarkaty lepiej organizuje robotę niż nieobecny brygadzista). I nie w celu tworzenia jakieś tam patologii czy folwarku, tylko zwyczajnego nie wtryniania się w to jak to robimy, nie komentowaniu, tylko rzuceniu okiem że się da. Ale na końcu i tak dojdziemy do zasilania w środki rozliczeniowe (owszem, mamy własną odpowiednik hawali, mamy nawet jakiś tam własny fintech), no i tu pojawi się zgrzyt kontroli. Czyli cały pogrzeb na nic – nie zrobimy tego, ponieważ jak zwracali uwagę Panu Mecenasu politycy – to oznacza zmiecenie ich razem z wieżą.

To są strukturalne przeszkody w dogadaniu się. Całkowita sprzeczność interesów. Ekspatom nie jest państwo polskie do niczego potrzebne. Może w innej formie by się nawet dało go użyć, ale takie nie jest potrzebne. I ekspatom w technice jest bardzo wszystko jedno czy Warszawa będzie wyglądała jak Mariupol. To przecież w jakimś obcym kraju na końcu świata. Jacyś tam tubylcy chcieliby, ale nie potrafią sobie ogarnąć własnych watażków. Przecież to są afrykański stosunki kolonialne.

Jest też kolejne zagrożenie, które Pan Mecenas nie wziął po uwagę. Wszystkie kraje dysponujące zabawkami technicznymi to apertheidy, a my tam robimy za murzynów. Owszem murzynów potrzebnych, ważnych, zdarza się że i zamożnych, ale kontrolę formalną nad poważnymi przedsiębiorstwami (w przemyśle) ma biały pan. Nawet jeśli white master ceduje na mnie obowiązki poprowadzenia cyrku, to tylko do strony praktycznej, stronę polityczną, zasilanie to on sobie zachowuje. Więc przyjechali by tacy apartheidowi niewolnicy do Liberii i jaki by tam ustrój urządzili? Egalitaryzm? Nawet gdybyśmy się bardzo postarali, to z przyczyn termodynamicznych nie jest to możliwe. Wiem bo od dekad staram się wytwarzać przedsiębiorców i sukcesy są na granicy błędu statystycznego.

Jest to więc odezwa napuszczowa. Na szczęście napisał ją Pan Mecenas, bo gdyby ją wygłosił płemieł to miała by ujemne credibility. To tak jakby złodziej nawoływał do odwiedzin z biżuterią. I zupełnie mi nie robi różnicy kto akurat jest płemiełem, z jakiej tam nowej partii, czy to są jakieś Millery, Tuski czy jeszcze kto inny. Abstrakt instytucji ma ujemny mnożnik zaufania. Na koniec przecież i tak jakiś lewnik po ENA będzie mi wciskał ciemnotę, że przecież taka była umowa, że mnie okradną i mam być szczęśliwy.

#Pan Mecenas jako obrońca status quo wieży;

Odwieczny problem uczestników systemu publicznego, żeby było tak jak chcą, ale bez konsekwencji zmiany złożonych relacji, w której to rezultacie pozostaną poza równaniem. Od razu dostrzegli ten problem politycy – zmiany proponowane przez Pana Mecenasa wymagają zaczerpnięcia siły spoza obszaru wieży i okupowanego placu. Do tego uczynienia tego kiedy zmienia się grawitacja, wieżą sypie i pochyla, a kamienie po placu turlają. Zaczerpnięcie siły oznacza, że ta siła przynajmniej na chwilę pozostanie w Niedorzeczu i trzeba będzie z nią wchodzić w porozumienia. Widzieliśmy jak bojówki ukraińskie potrafią wyprostować polityków na Ukrainie? Ilu polityków zginęło? Ilu prokuratorów, sędziów, aparatu? I to było jeszcze zanim w 2022 Kacapii wtargnęli na resztki ich terytorium. Nie bez powodu Sikorski ostrzegał, że jak się nie dogadacie to zostaniecie zabici w 2013/14.

Pan Mecenas proponuje więc aby zaczerpnąć siłę bez konsekwencji, nie płacąc za to. Ponieważ rachunkiem za dowiezienie siły ze źródeł które podał będzie likwidacja obecnego ustroju państwa unitarnego. Porządek lewny, aparat niesprawiedliwości, aparat fiskalny nie mogą funkcjonować w takiej formie w otoczeniu, które wymaga wysiłku zbrojnego. Nie mogą z prostej przyczyny, że instytucje kierują swój wysiłek przeciwko proliferacji zdolności do aplikowania przemocy – abstrakt państwa z trudem utrzymuje pozory monopolu na spuszczanie bęcków. Instytucje i ich uczestnicy będą więc pierwszą przeszkodą jaką siła sobie usunie z drogi. A że jakieś tam instytucje jednak tubylcom są potrzebne, to nowo wytwarzane nie będą już zawierały typów, którzy uczestniczą w nich obecnie (Talleyrand sobie poradzi niezależnie od zmian na tronie, ale większość nie). Czyli dojdzie do masowej degradacji statusu osobników wożących puste taczki i mających bilety z wyższych szkół gotowania na gazie.

Bo jaki jest status społeczny lewnika, kiedy miecz kroczy przed prawem i spory mogą zostać rozwiązane natychmiast przy użyciu przemocy? Jaki jest status polityka próbującego wymusić kolczykowanie świń kiedy rolnicy postawią aparat zbrojny w obliczu braku dostaw żywności jeśli ten nie rozwiąże im problemu z okupantem od dopłat? Jaki jest status bankstera kiedy rozliczenia są bezpośrednie, gotówkowe/towarowe i listem kredytowym można się podetrzeć?

Te marzenia występują zawsze – zaczerpnąć siły nie ponosząc konsekwencji. Najlepiej jeszcze zachowując pakiet kontrolny. Obecnie wieża ma pakiet kontrolny w pełni. Tylko jest on pusty, nie jest wypełniony materialnie. A jeśli wypełnić go materialnie to właśnie ta materia będzie pod kontrolą bezpośrednich jej operatorów. Skuszenie mieszkańców (o odpowiednim potencjale do zdobywania kwalifikacji) do kariery wojskowej wymaga aby im czymś zapłacić. Jak się nie ma środków własnych to trzeba zaproponować cudze, czyli łupy, branki.

Otóż to status quo jest nie do utrzymania. Ale zostanie utrzymane do samego końca. I albo sobie pod tym batem wymrzemy albo pomoże w tym Kreml. Na Kreml ostatnio nie ma co liczyć – mają własne problemy. Więc nic się nie zmieni i wszystko pozostanie po staremu. Szykowanie się na konflikty zbrojne zajmuje dekady. Konflikt już trwa, na ten aparat zwyczajnie zaspał.

#po kiego tyle nabazgrałem;

Lektura jest lekka, wsiadłem do pociągu rano i schodząc z trapu wieczorem akurat się kończyła. Będąc przejazdem z krain gdzie nie robią fochów o uzbrojenie mieszkańców wdepnąłem do kilku księgarń aby obciążyć bagaż. W zasadzie przywiozłem same książki. Ta jakoś tak była promowana na półce, i kiedy nie znalazłem dość literatury o elektronice, fortyfikacjach (młody jak już ogarnął metody produkcji dział na przestrzeni wieków to teraz rozgryza system pomników głupoty – fortyfikacje), a w torbie pozostało jeszcze miejsce to wziąłem do łapy i tę. Akurat pasowała rozmiarem do leżącej w torbie poniżej propagandy antyputusiowskiej. Po przeczytaniu doceniłem Panią Gadomską – w książce prawie nie ma zgrzytów literowych i stylistycznych (porównując do wykładów z qed to cała książka o wieżach i placach zawiera tyle potknięć, ile w publikacji technicznej czy naukowej zdarza się na jednej stronie – inne nakłady, inna dystrybucja rezultatu, a jak jeszcze humanista edytuje latexa to trzeba się orientować, że wzorki są o kant i trzeba to wszystko pokreślić – na szczęście w publikacjach technicznych zostawiają na to szerokie marginesy, tu ich nie ma bo czytelnik docelowy i forma nie zakłada, że jest tu co skomentować na marginesie, co najwyżej podkreślić i dopisać odnośnik). Okładka twarda, a że w zestawie właśnie dobieranych pozycji dla smarkatego leżał Dukaj to miała kolejną zaletę, bo na froncie też Dukaj. Będą się młodemu kropki łatwiej łączyć co ludzie piszący takie rzeczy mają w głowach, a czego brakło.

Nabazgrałem te wszystkie komentarze, ponieważ smark z podstawówki jeszcze się jara husarią i jak przeczyta będzie mnie nękał pytaniami. A że wszystkie kampanie rozgryza od każdej strony (politycznej, zaopatrzeniowej, macierzy relacji wpływów, podejrzliwości wobec źródeł i kronikarskiej propagandy) to skoro książka coś tam wspomina o krytycznie myślących typach, to takich właśnie mamy. Poglądy wyrażone w tej i tak są stonowane. Ale brakuje tam tego, czego właśnie brakuje w kraju – wpływu zaplecza technicznego, bazy edukacyjnej, praktyki organizacyjnej. Ludzie powinni rozumieć kiedy zostali podbici?

Oczywiście napisałem te wszystkie komentarze (byłoby ich więcej, ale skrobanie tego zajęło mi dwukrotnie więcej czasu niż lektura) jako agresywne zaczepki, ale nie są one przeznaczone dla autora, mają na celu wzbudzenie krytycznego myślenia, że mogą istnieć inne interesy, inne punkty widzenia, i inna geografia docelowa. Młody sam mnie w to wkręcił kilka lat temu, kiedy poleciłem mu przeczytać kampanie wojenne którymi się ekscytował ze źródeł drugiej strony (bo kilka języków czyta) oraz innych obserwatorów i odnaleźć ówczesne powiązania (dlaczego o Noblu Żabojady pisały że handlarz śmiercią?). No i się zaczęło. To samo wolę sobie zapisać od razu, zanim mnie zacznie nękać, a ja o lekturze zapomnę klepiąc kod do czegoś tam innego czy pisząc analizy dla stem.

Dlatego czytając tę książkę proszę zawiesić niewiarę, nie myśleć od razu krytycznie, pogrążyć się w baśni, że komuś tam jeszcze chce się pogadać, pojeździć, popisać i szukać frajerów do rzucania pod ciężarówkę. Proszę na chwilę zapomnieć, że Karelijczycy co prawda opór stawili skutecznie, ale ich później wywieziono (Finlandyzacja). I że stawienie oporu wobec mongolskiej hordy może oznaczać turystykę pieszą na Magadan. Bez biletu powrotnego. A sojusze egzotyczne już przerobiono za 2ww. Wieża to rozumie w swojej nieufności pytając czyim agentem jest Pan Mecenas. W krainie nasiąkniętej krwią, gdzie wszędzie walają się kości nie tylko przodków własnych, ale i najeźdźców każdy jest wrogiem, nie ma sojuszników, a obszar rdzenny jest sam i otoczony sprzecznymi interesami rozstrzyganymi na płaskim jak stół obszarze.