Mainstream

ustRój wyrojony – alternatywy

Ponieważ tekst ustRój o eusocjalnych koncepcjach się przyjął (nie wiem dlaczego, ale nie jestem poetą żeby takie sprawy roztrząsać i umrzeć na suchoty) to pozostaje wejść z własnym tekstem w polemikę i wskazać alternatywy w ramach dostępnych środków. Od razu zaznaczę dlaczego alternatywy są wadliwe, no ale dlaczego koncepcja eusocjalna dla zwierząt socjalnych jest nie do przyjęcia pozostaje oczywistością. Choć może tę oczywistość zaznaczę – liczność węzłów korelujących w organizacji społecznej zwiększa jej dynamikę biologiczną oraz kulturową (liczbę alternatywnych zachowań, w topologii grafu są to emergentne geometrie) zwiększając przeżywalność populacji pod warunkiem interakcji pomiędzy efektorami węzłów ograniczających specjację. Z tych prostych warunków od razu wyciągamy taki przypadek, że na planecie istnieje jeden homo rzekomo sapiens, który może się krzyżować pomiędzy różnymi kulturami, które ze sobą wojują. Wynika z tego charakter prowadzonych sporów i ograniczenie ich destrukcyjności oraz stosowane środki motywacji. Inaczej przecież wygląda reklama czołgu, pałownika przymuszającego do zasłaniania brzydkiego ryja czy laserów wyłuskujących z orbity drwali mordujących drzewa (pokoloruj drwala brzydko) niż reklama środka na komary, odwiecznej wojny z myszami (z udziałem kocich najemników) oraz nowej wojny z klimatem (aby knajpy były klimatyczne).

//wrzuta: nie tylko w Polin, w innych krajach też wszędzie lecą reklamy “przyjdź do nas, ubierzemy Cię na zielono i zapakujemy w konserwę”; w se dość natrętnie od dłuższego czasu (2021);//

Homo sapek jest obecnie takim gatunkiem, który nie wykazuje zróżnicowania wystarczającego do specjacji (nie zawsze tak było), ale to wyłącznie z powodu osiągniętego sukcesu po poprzednich etapach. Podejścia do specjacji były i selekcja naturalna jakoś tam się odbyła. Nie odbyła się ona jednak tak jak obecnie zwalczają się porządki w łańcuchach dostaw ogniem & żelazem. Choć co do neandertali jest podejrzenie, że się wzajem zjadano i poważne konflikty na kije & kamienie miały miejsce to jednak albo trudno jest wykazać, że eksterminacja przebiegała szybciej od inkorporacji albo też typoszereg wyszedł z obrotu jakimś innym sposobem. Oczywiście sposoby mogły być powiązane, ale nie ma co przeceniać homo sapka, że jest w stanie jakiś inny gatunek eksterminować – wojna z myszami trwa odkąd niewolimy rośliny rolnictwem, a z kuną, lisem i jastrzębiem odkąd w jasyr poszła kura. Wilcy też nam podpadli na pasterstwie nie bez powodu. Jednak w dłuższej perspektywie nie da się nie zauważyć, że większość typoszeregów hominida gdzieś po drodze wyszła.

Nie da się jednak ukryć, że mamy podziały przynajmniej po języku (kulturowe, narodowe), po pozycji społecznej i zawodzie (kasty?) oraz kilka innych i tak się zaraz każdy z każdym krzyżować nie chce nawet jak może. Do tego mamy wiele granic geograficznych, które obecnie są po prostu słupkami kosztów życia na obszarze co wyklucza migrację aby się wmieszać bez spełniania jakiś tam wymagań (huby przemysłowe). Mamy też specyficzne populacje, które przemieszczają się wyłącznie pomiędzy tymi ekspandującymi hubami (na gospodarce porosły huby? Próchnieje?) i nie uczestniczące w życiu kompostu poza (czy to mówimy o dawniejszej strukturze poletek ekonomicznych, czy obecnie technologicznych). Ale to właśnie z tych obszarów zasilany jest głód technologiczny populacji oraz działania dezorganizujące oczekiwane funkcjonalności.

Przyjrzyjmy się takim funkcjonalnościom.
Powszechnie klepane bajki coś tam niby opisują, że jest jakaś waadza, która to stara się coś tam robić aby mieć czym rządzić. Fajnie to sobie hulało bo jakikolwiek był ustrój to można było króla czy inną demokraturę obalić gdy podpadła serią wieloletnich pomyłek. Nikt cysorza czy innego rządu nie ignorował tylko dlatego, że coś tam chlapnął bo ani nie było proliferacji informacji o tym co tam sobie gadają (przyczyny technologiczne) ani też nikt się tym szczególnie nie emocjonował, bo władzuchna nie wcinała się kupcom w krzywiznę banana i nie instruowała właścicieli manufaktur jak wyzyskiwać kompost. Eusocjalne mają taką strukturę gdzie się nie kwestionuje bo się nie da albo jest to bezcelowe. Taki ideał kracji niezależnie co by przeczepić jako pierwszy człon. Tymczasem technologicznie władzuchna uzyskała zdolność przynajmniej werbalnego wcinania się kupcom w handel, bankom w lichwę i manufakturom w zabezpieczenia do obrabiarek. Korelator potrafi te szumy wygłuszać, więc zainteresowani potrafią ignorować władzę, która im się wcina w kwestie jakie władzuchnie w rzeczywistości nie podlegają. Walka z tym kisielem to kupa śmiechu. A wszystko dlatego, że środki techniczne jakimi obecnie dysponujemy powszechnie pozwalają deligitymizować władzuchnę nie co wybory, ale co chwilę. I to nie z jakiś istotnych powodów (głód – że spichlerze puste, wojna – że zbrojnych brakło, powodzie – że wały nie sypane) tylko z samego faktu, że władzuchna stara się używać środków komunikacji społecznej aby utrzymać się przynajmniej na pozycji formalnej, że się o niej pamięta. Tak jakby kogoś poważnego interesowało co tam doraźnie ogłoszona władzuchna sobie plecie i jakie to zmyśla regulacje, skoro muszą sobie radzić z rzeczywistością, a nie deklaracjami o tym jaka ta rzeczywistość być powinna w czyimś tam rozumieniu. Zamiast kolektywnego “wszyscy razem pchamy w jednym kierunku i jesteśmy szczęśliwi” wychodzi bardzo fajny bałagan, w którym powstaje olbrzymia ilość defektów topologicznych pozwalających zamęt na różnych płaszczyznach zignorować i zająć się swoimi sprawami. Przecież aparat wystawiony na tyle kanałów komunikacji nie jest w stanie przydzielić efektora do rozwiązania każdego “bo na mnie napisali na pejsie” czy “patrzył się na mnie jakoś tak molestująco”. Przepełniając bufor na sygnały do efektorów zapewniających wymuszanie regulacji (policji realizującej politykę niezależnie czy jest to sanepid, drogówka czy inny arbetsmiljöverket) uzyskaliśmy NGZy, którymi nikt nie ma czasu się zainteresować, bo ma listę zainteresowań przepełnioną do świętego Nigdy. Nie tyle, że ich tam nie wpuszczamy – po prostu nie ma sygnałów na tyle istotnych w natłoku innych, żeby się danym obszarem zająć. Władza straciła więc narzędzia sprawowania władzy, stała się czysto deklaratywna. Dokładnie w taki sam sposób w jaki upadły religie – przestały rozwiązywać istniejące problemy, a nieistniejące kwestie liczby aniołków na główce szpilki nie należą do bieżączki.

Ofiary rozwoju systemów eksperckich (obecnie z doklejonym ai) ujawniły się dość szybko. Najpierw spadły stawki w biurwieniu publicznym (cyfryzacja), co za tym idzie spadły w biurwieniu prywatnym (działy księgowe), a zaraz za tym polecieli kupcy (molochy handlowe rozpętały zawężanie marż) i lewnicy. Obecnie na tapecie są twórcy, bo jak się okazuje tworzenie obrazków, utworów muzycznych i pisaniny też da się ogarnąć tak, aby odbiorca nie widział różnicy w dostarczonej zawartości. Zaraz pojawią się takie filmy. Po drodze zaczęli wypadać diagności. Okazało się że mamy całe grupy w populacji, które nie potrafią funkcjonować bez technicznych środków komunikacji, a ich funkcje użyteczne te środki właśnie zastępują. Obecnie nawet jakby wpadli na jakieś szalone pomysły regulowania tego, to cały tech leży już w NGZ – rozpęta im szumy generujące ganianie własnego ogona właśnie w ich środkach komunikacji, którymi chcieliby pracować. Nie da się nawet postawić zarzutu techowi, że dopuszcza się świństwa gdyż korzyści powszechnie dostępne są wyższe od prywatnie lokalnej straty. A to że do straty wpisywane są całe kasty społeczne to jest ich problem.

Czyżby anarchia była metodą hominidów na rozwój? Przy wystarczających zasobach owszem – wszak natura taki ma algorytm ewolucyjny, że się głownie z niego odpada. A przy niewystarczających też sobie radzi, bo ci co odpadli nie mają racji. Bujny rozkwit patologii jakie wymieniłem (państwizm & lewizm) to taki wybryk przy nadwyżkach zasobów. Kto dał się wkręcić, że to już koniec historii i algorytm się na tym zatrzyma sam sobie winien urojeń.
Oczywiście gadające głowy coś tam bredzą, że nie każdy może zostać kodoklepcą (tak jak wcześniej twierdziły, że nie każdy może zostać przedsiębiorcą), no ale to że nie każdy homininae mógł zostać sapiens nie zmienia faktu, że pan (troglodytes na przykład) skończył w rezerwacie jako mniejszość. Czy nie takie są zaostrzone rezultaty specjacji pod kątem sapiens? A jakiej specjacji? Na jaki egzamin rzeczywistość zaprosiła tym razem?
Z całą pewnością mamy taką koncepcję kolektywną, że ten cały rozwój techniczny jest głupi, że wszyscy powinni się kochać i krzyżować, porzucić rycie w skale i zażywać armagedonu jaki się rozpęta gdy braknie zasilanie. Jest to propozycja na tyle inkluzywna, że każdy niezdolny do korelacji kretyn jest w stanie wziąć w niej udział I to jest bardzo słuszna koncepcja – porzućmy myślenie i sobie w lenistwie wymrzyjmy. Imperatywy biologiczne pozostałe z poprzednich selekcji jednak nie wszystkim na to pozwalają aby mieli w perspektywie dzielić los hominidów, które już go zaznały.

Mamy też takie koncepcje kolektywne ekskluzywne, żeby użyć pozostałych mocy technologicznych do wzięcia wszystkich za mordę do wymarcia w jako takich warunkach wesołego schyłku ograniczając dostęp do zasobów dla grupy trzymającej za mordę – nic Wam nie zostawimy i będziecie musieli być szczęśliwi. To też pewnie czytelnicy znają, bo samobójcze pomysły gerontów z wef są powszechnie upubliczniane. Poprzednie pokolenie gerontów już dekady temu wskazywało że ich świat się kończy, no i oni się jakoś skończyli, a kołowrotek jak się kręcił tak kręci.
No i mamy jeszcze taki brak koncepcji (bo anarchistyczny), że poznajemy sapiens po tym, że przeszedł labirynt i kolektywiści (lewi czy lewsi od najlewszych) go nie śledzili. Nerdy dowożą kolektywistom sznurek społecznościowy, żeby się tym sznurkiem zajęli, związali w kupę i wzajemnie powywieszali własne porządki społeczne na gałęziach rezerwatu. W tej niezorganizowanej akcji, przy braku jakiegokolwiek porozumienia, w obliczu romantycznego piku na cyklu “więcej emocji, mniej szkiełka i oka” (no dobra – są tu ważkie przyczyny, obecny poziom złożoności wszelkich obecnych dziedzin poruszę w oddzielnym, paskudni nieczytelnym tekście, już się odgrażałem że będzie coś o algebrach). Jedni poznają przejście labiryntu po takich wskaźnikach, inni po siakich, ale w długim biegu żywi mają rację, a reszta blefuje. Dlatego mamy nerdy zarówno w stem jak i w “naukach” społecznych, do których wpuszczają coraz więcej inżynierii przeprowadzając eksperymenty sieciospołeczne na wybranych kohortach (zazwyczaj neurotypach ze środka rozkładu) z coraz lepszym skutkiem. Masowe robienie środka rozkładu emocjami przez mieszanie w “gazetach internetowych” faktów z czymś co wystarczająco dobrze jest do faktu podobne tak aby wywołać zachowania (akurat postulowałem zachowania spalające parę w gwizdek) postulowałem w latach dziewięćdziesiątych, ale razem z pomysłem “interaktywnej” mapy z przystankami (w cudzysłowie ta interakcja – po najechaniu myszą na przystanek na mapie wyświetlały się statyczne rozkłady autobusu czy tramwaju, no ale wtedy takie miałem zmartwienia) zostały one przekreślone informacją, że mało kto ma komputer bo to trudne w okiełznaniu ustrojstwo, a jeszcze mniej osób think pada, żeby sobie na przystanku załadować z plecaka dyskietkę okolicy i szukać rozkładu jazdy. Pozostało skapitulować przed tymi argumentami – istotnie użyszkodnicy byli nieliczni. Słusznie przywrócono mnie do rzeczywistości, że głupio jakoś wyglądam targając w plecaku laptopa drepcząc w dziurawych butach nie mając na tramwaj.

Tymczasem ktoś gdzieś rozwiązał ten problem i dzisiaj neurotypy wślepione w coś co w latach dziewięćdziesiątych byłoby superkomputerem wpadają na przejściach pod samochody. Podejrzewałem, że problem może zostać rozwiązany i od lat dziewięćdziesiątych systematycznie usuwałem się ze wszelkich zbiorów formalnych, a w mediach społecznościowych nie wziąłem udziału, bo coś mi to przypominało… A do tego ujawniły się tam neurotypy, co zasadniczo różniło populację zasiedlającą sieć wcześniej. Najwidoczniej nie jest istotne czy już przeszedłeś labirynt, ale czy trudno Cię w nim spostrzec. Kolejne akcje (jak ta ostatnia z prankdemią, czy wcześniejsze sterowanie wyborami, żeby się stadu nie pomylił kierunek) to dowody wprost na skuteczne sprowadzanie neurotypowych do roli hodowanego drobiu.

Podejrzewam, że ta epicka anarchia kiedy molochy technologiczne rozmywają zasoby po planecie tak, żeby jakaś jurysdykcja nie mogła im wszystkiego skutecznie skubnąć, wywalanie z siodła branży finansowej (najpierw insidersko modelami, po pierwszej pacyfikacji tech bubble na giełdzie, a teraz to już frontem informacyjnym) aby ją zastąpić w pośredniczeniu z władzuchną (bo czyż wybory obecnie nie są przeprowadzane w sieci? a czyż władza nie zajmuje się ogłaszaniem doraźnych patchy do lewa tamże?), a co i rusz środki publiczne wkręcane są w kolejne “innowacyjne” przepalanie to pierwsze objawy specjacji, która tu i ówdzie zaczęła się manifestować. Manifestacje były wyciszone, choć lud pokrzykiwał, że tu czy tam nie może mieszkać (choć mieszkał) bo nerdy wykupiły całe miasta. Gdzieniegdzie nawet spostrzeżono, że usługi publiczne (przedszkola, szkoły, żywienie, rozrywki) zmieniają w takich obszarach charakter na taki, który nie realizuje potrzeb najliczniejszych kohort populacji, a regulacje lokalne są sprywatyzowane (razem z aparatem do ich egzekucji, który ma charakter rogatkowy).
Anarchią to jednak nie jest. Mimo że w ujęciu tradycyjnym wystarczająca byłaby trudność ze wskazaniem władzy to jednak dla każdego problemu do rozwiązania nerdy potrafią ustalić takie źródło, ale większość problemów wcale w tym ustroju nie występuje. Dzieci są niezwykle ukontentowane autobusem pozbawionym kierowcy, ale może on funkcjonować jedynie w obszarze gdzie dzicz szoferska nie jest wpuszczana, nie ma korków i zachowany jest uporządkowanie pomimo minimalnej ilości zakazów i nakazów. Tymczasem w obszarach gdzie “waadza stronk!” bajzel jest taki, że autobus nawet z kierowcą nie może funkcjonować i na dziko organizowane są marszrutki jako jedyne, funkcjonujące rozwiązanie problemu transportu w środowisku zdziczałym.

Polecam zastanowić się, czy większość populacji będzie w stanie funkcjonować w środowisku, gdzie nie ma centralnego sołtysa rozwiązującego każdą bolączkę (ten odlot XX wieku gdzie państwici zajmują się regulacją wszystkie organizując siły zbrojne & opiekę społeczną razem ze służbą “zdrowia” i dyktują kupcom kiedy wolno kram otwierać – średniowiecze!), a rozwiązaniem każdego problemu jest banalne polecenie “pomyśl!”. Czy ten przerażający imperatyw “pomyśl!” nie jest właśnie tą bolesną czynnością jakiej chcąc uniknąć neurotypy zorganizowały sobie władzuchnę z batem? Czy nerdy im nie podpiłowały filarów na jakich ten ich świat się trzyma pozwalając sieciospołecznie delegitymizować reprezentantów umiłowanych w każdej chwili? Czy to nie wyszło tak, że większość kohort wkręciła się, że tworzenie wizerunku i sieciospołeczne darcie japy jest rzeczywistością, a teraz sami dokładają mocy na odśrodkowy kołowrotek rozsadzający im aparat regulacji oczekując uregulowania coraz to drobniejszych decyzji?

Warto zastanowić się nad takim przebiegiem wydarzeń, gdzie populacja sama wyruguje się z dostępu do zdobyczy wynikłych z nadwyżki paliw kopalnych. To nie tak, że przyjdzie zły Claus i im pozabiera. Oni sami uczestnicząc pozbywają się praw ciągnienia – ile abonamentów wisi na przeciętnym mieszkańcu? Ile ma disneya czy netflixa? Miniratki na gadżety? Kredyt na habitat? Na wozidło? No i muszą na to zapier… i niech tylko spróbują być nieszczęśliwi to propozycja rozwiązania problemu będzie z Dignitas. A jeśli nie będą regulować należności (a nie będą bo jest dla nich coraz mniej zadań, które mogliby produktywnie realizować w gospodarce, ponieważ realizują je sobie wzajemnie, a mało kto dostarcza tam mocy, więc jest to mieszanie w szklance, żeby pozyskać cukier) to im się zabawki pozabiera (i też nie jakąś mocarną łapą, tylko właśnie tym odzyskiem cukru ze szklanki, kiedy jedni drugim na podstawie czegoś tam pozabierają gadżety), odłączy od usług i krok po kroku wyprowadzi poza dostęp do infrastruktury robić miejsce dla samobieżnych autobusów, które nie będą jeździły do jakiegokolwiek z miejsc, które są dla nich dostępne bądź interesujące. W dokładnie taki sposób populacja komasuje się teraz w centrach zbytecznych miast. Poza dostępem do infrastruktury. Nawet gdzieś tam już protestowali że najpierw woda, a teraz prąd to prawa hominida, zaraz będą krzyczeć że może jeszcze ogrzewanie. No i żeby każdy miał ładną & młodą kochankę?

Gadające głowy pokrzykują, że to boty, że ai robią bałagan ich wyborcom, ale to w rzeczywistości oni sami sobie gotują ten los, a algorytmy jedynie amplifikują zakresy na jakich ten czy inny jest dostępny na kliknięcie. A robią to wzmocnienie, ponieważ gotujący sobie los chcą takich pierdół jak superprodukcje z tiktoka. Na forach słychać pokrzykiwania, że ktoś się nie dostosowuje do reguł. Tymczasem regułą jest brak reguł, w przypadku wątpliwości – patrz punkt pierwszy. Zawsze tak było, po prostu napiliśmy się paliw kopalnych, namnożyliśmy no i udowodniliśmy że nie ma zasoby, którego byśmy nie przeżarli na głupoty.

Po dawnym tekście o ustRoju eusocjalnym wskazuję alternatywne rozwiązanie. Nie jestem pewien czy ono się zasadniczo różni, ale w obu los hodowanego drobiu prowadzi do takiego samego rezultatu. Najwidoczniej ustroje są pseudometryką skoro mamy nierozróżnialną identyczność rezultatu.

Ciekawym zagadnieniem jest co takiego miałaby taka populacja robić. Ano nic nowego, to co robiła do tej pory. Przecież to ta populacja zbudowała cywilizację techniczną, a ten typ cywilizacji różni się od innych jakie przerabialiśmy jedynie prędkością pożerania zasobów z tym drobnym haczykiem, że daje ograniczone możliwości przemieszczania się do kolejnych zasobów. W ciągu półwiecza utknęliśmy jeśli chodzi o rozwój badań podstawowych (jedynie dlatego, że dopiero dopchnęliśmy inżynierię do poziomu testowania założeń dawnych) i pilnie dłubiemy wszystkie graty, na jakie patenty złożyli czcigodni przodkowie sprawdzając czy im się nie pozajączkowało, czy rzeczywiście po rozwiązaniu wielu problemów technicznych i społecznych da się tego użyć. W niektórych wypadkach się udaje i to nawet fajnie działa. Tyle że granica wymaganej zdolności korelującej aby brać udział w takim bałaganie zaczęła wykraczać poza średnią oczekiwaną dla większości populacji. Ale to nie szkodzi – hominidów zawsze było dużo, a sapiens się po prostu wyróżnił i dziś szympansów zostało niewiele w porównaniu do sapiens. Łyse początkowo zaczęły bezskutecznie główkować, a włochate zdominowały dżunglę. Świat jednak nie kończy się na sieciospołecznej, państwowej, betonowej czy jakiejkolwiek dżungli. Ale ktoś kto zaproponuje życie na sawannie to dżunglowy socjopata? Psujący dobrze poukładane relacje pomiędzy osobnikami? A może jakiś siwowłosy mędrzec wyprowadzi małpy na pustynię i tam odbędzie się selekcja?^^