Mainstream

Wbijanie gwoździa grzebieniem

Trzeba się zmusić do naklepania czegoś do czytania. Z trudem oderwałem się od kodoklepstwa, żeby popełnić kronikarskie obowiązki. Nie żebym nie miał czego napisać, ale rozwiązywanie łamigłówek warunkowych jest takie wciągające. Na bezmyśli mam więc temat termodynamiki w kontekście gospodarki – czyli to co zawsze. Z czego da się jeszcze coś wyjąć, a z czego grabienie wyrywa grabie. Po puencie #totu będziemy odpływali w surrealizm. Pozory sensu są tylko z początku, ale nie należy tego brać za dobrą monetę – to pułapka.

Cały system gospodarczy to zestaw rekuperacji nałożonych na kolejne łejsty. Niby dinusie zostawiły nam ropę, drzewka bez bakterii żrących celulozę węgiel, reptilianie chyba nic nie zostawili (czyli reptilianie są winni^^). Słoneczko podgrzewa obracającą się skałę i jakoś leci. Ekonomia zaś podpięta jest pod gospodarkę, żeby łatwiej się sumy po całkach robiło. Jednak od jakiegoś czasu ekonomia zaczęła zwracać dziwaczne wyniki, niby słupki rosną, a tu gospodarka chyba liczy po staremu w tonach złomu i trotylu dowiezionego na granicę Chanatu Krymskiego.

Jeśli rzucimy okiem na opracowania gospodarek przemysłowych, to żadne z nich nie liczy niczego w dularach czy innym kurę-sy tylko wprost w węglu, surówce, stali. To bardzo ciekawe, ponieważ gospodarki merkantylistyczne jednak w kurach liczą, ale dopisano do tego kupę eksploitów clearingowych kto z kim się może wymieniać na podstawie sum bilansowych w kurach. Im bardziej ten model merkantylistyczny jest przykładany do gospodarek przemysłowych tym bardziej nie ma co z nich dowieźć. Zastanawiające zjawisko, szczególnie w obliczu faktu, iż gospodarki merkantylistyczne pozostały śladowo (Kopenhaga, Amsterdam, Genewa – nawet nie całe państwa jakie je wytworzyły), a po przekształceniu w usługowe starają się wrzucać do sum bilansowych służbę (usługi). Merkantylistycznie niby rozsądne, ale na Chana (Chama) ciągle potrzeba ognia i stali, a ten się słabo przelicza na mikroserwisy.

Wracamy więc do chińskiego problemu – jak to urwał jest, że obszar z pekabem wielkości czegoś śmiesznego nie może zostać zdławiony przez takie pekabowe potęgi. Że coś jest nie tak w zliczaniu pekabu na osiach stali & ognia to wiadomo. Ale zainteresujmy się skąd do tej pory wydobywano graty na tej osi, oraz dlaczego kopanie obecnie zjada szpadel nie dając urobku.

Jak kreatywnie naksięgować pekabu to nie muszę tu nikomu tłumaczyć. To czytelnicy wiedzą lepiej niż dobrze, ponieważ większość prowadzi przedsiębiorstwa, a część od czasów słusznie minionych i pamiętają jak to zmieniano definicje w księgowości rozdmuchując wyniki. Cała koncepcja pomiarówki podpiętej pod gospodarkę celuje w zdolność do chapnięcia pod to kredytu w clearingu po możliwość opodatkowania. Metoda jest banalna – jakiś mba wskazuje, że gdzieś są przepływy, rozpoczyna się ich pomiar (w przypadku skrajnym to darowizny w ramach rodziny czy rozliczanie podatków od usług domowych, niebawem chłop będzie musiał odprowadzać karniaka, za to że zeżarł w domu i uszczuplił dochody baru, a kobity będą targane do lochu za niezarejestrowaną działalność; przezornie nie kupuję kwiatków, bo to przecież darowizna) no i na końcu wrzuca się opodatkowanie. Do tego powstaje jakieś stanowisko do kontroli, ścigania, wlepiania batów i podobne. Ale czy tam w ogóle jest cokolwiek do pobrania?

Ratuje nas termodynamika odpowiadając na pytanie czy to w ogóle ma sens?

Na każdej instalacji mamy jakieś tam przepływy. I potrafimy odzyskiwać z nich różne rzeczy – na przykład ciepło odpadowe z rury. Podłączamy generatory termoelektryczne (takie nieco wyspecjalizowane peltiery) i dokładając zasilania (aby układ wzbudzić do roboty) z przepływającego przez płytki ciepeła wyciągamy różnicę potencjałów minus straty urządzenia. Z jednej strony wchodzi nam ciepeło z instalacji, która z innych przyczyn działa bo musi, a przez pompę ciepeła (“peltiera”) wyłazi w jedną stronę różnica do skonsumowania, a w drugą jeszcze bardziej rozproszone ciepeło.

Przezorne pytanie na poziomie dziecka, które pierwszy raz przypięło peltiera do układu jest oczywiste – a dlaczego nie odzyskujemy tak ciepeła z procesora? Przyczyna jest oczywista dla każdego kto umie liczyć – to czy pompa się kręci z powodu różnicy w potencjale termicznym, czy z powodu że woda leci z góry na dół (przypadek Antypodów rozważymy kiedy indziej^^) i zwraca nam moc, a czy wsadzamy moc by kręcić pompą by woda płynęła szybciej (albo ciepeło szybciej wyrywać z układu i rozpraszać na wyjściu) związane jest wprost czy my do tego na pompie dokładamy, czy nam dokładają.

Tu mamy od razu przełożenie całego PID sterującego takim odzyskiwaniem na system fiskalny. Czy podpięcie do każdego obiektu takiej pompy, i wrzucanie biegu jałowego żeby sprawdzić czy coś zwróci ma w ogóle sens?

Mamy aż trzy rozwiązania.

Pierwsze jest takie, że musimy do przegrzanego obszaru dokładać na pompie tyle mocy, że jesteśmy na minusie, a zyskiem jest jedynie to, że przegrzana instalacja nie wytworzy nam meltdownium.

Drugie jest takie, że obszar dostarcza ciepła na tyle, że się sam nie stopi, a jeszcze nam pompą zakręci i coś da się wyjąć – to jest cel aparatu fiskalnego.

I trzecie – kiedy różnica termiczna pomiędzy obiektem, a środowiskiem jest tak niegodna uwagi, że nijak pompą nie zakręci, a jak się przyłoży do pompy moc to jeszcze nam bydle zamarznie i ruchy termiczne w nim ustaną – zacznie wciągać ciepeło ze środowiska.

No to zastanówmy się ile zostało obszarów, na których rozwiązanie drugie ma z punktu widzenia systemu fiskalnego sens? No oczywiście wskażecie przemysł. Chemiczny, petrochemiczny, ciężki (ogień i stal). Być może wskażecie handel. No to sobie do tych przemysłów wrócimy za chwilę. #totu

Rzućmy okiem na resztę. Najpierw zroastujmy system bankowy – w praktyce okazało się, że albo trzeba do niego dorzucać, ponieważ staje dęba (i dlatego ECB kredytuje korpory, bo banki zrobiły w tej kwestii belly up, przecież one z korpor odzyskiwały potencjał). Albo jest jeszcze gorzej i trzeba go gwałtownie wentylować dokładając na pompie, bo jak zaczął drukować papierków pakowanych w papierki, to z papierkami zostały szacowne instytucje, którym dla porządku upaść nie wypada, bo dopiero by się tsunami podniosło. Czyli ten sektor ma sprzężenie dodatnie i nic się z niego nie odzyska. Bo to jak próba wyciągnięcia metra od systemu pomiarowego – przecież to jest dla merkantylizmu system pomiarowy, a nie zasilacz.

I na koniec rzućmy okiem na to co się tam biurwie roi najbardziej – gospodarka oparta na sługach. Do takiej gospodarki dochodzi dopiero na ostatnim kilometrze. Są to wszelkie usługi wzajemne jakie osobniki świadczą pomiędzy sobą. Od tego że ktoś coś komuś upichci, że mu wyro pościli (hotelarstwo, paszonomia), po to że jedna baba drugiej baby pazury pomaluje, pryszcza wyciśnie i kudły przytnie, po to że chop położy kafelki, kran naprawi i podobne. Aby wyprowadzić stąd wartość (różnicę potencjału) trzeba by mieć zdolność eksportu takiej usługi. Czyli ktokolwiek poza uczestnikami takiego procederu musiałby jej potrzebować. Kto w zasadzie mógłby potrzebować takich usług poza domniemanym targetem?

Jedynym, racjonalnym sposobem rozliczenia takich usług w formie danin jest rękodajstwo. Znane już za dawno minionych ustrojów. Czyli sami członkowie aparatu musieliby takiej usługi potrzebować i cała ich robota sprowadza się do tego, żeby przyczaić się, iż jakiś typ kłaść kafelki umi i go zagnać do domu samego urzędasa, aby jemu też położył. Tylko kafelki to urzędas musi sobie sam kupić – odaninowany to jedynie usługę robi. I tu mamy problemik – rozliczanie tych usług w formie merkantylistycznej oznacza, iż to sami wykonawcy są zmuszeni do ich eksportu poza target. No to tak się nie da – żeby nie wiem co, kopalnia ma liche zapotrzebowanie na horoskopy dla kota i malowanie pazurów.

Mam nadzieję, że do tego momentu już wszyscy załapali o co chodzi z małym obrotem gospodarczym, i że to zupełnie nie ma znaczenia czy ktoś to próbuje opodatkować czy nie. Z tego i tak żadnego zisku na pompie nie będzie. To niczym nie zakręci. To tak jakby z ciała o temperaturze pokojowej wykręcać różnicę potencjałów do jego podgrzania – trzeba sobie doprowadzić zewnętrzne zasilanie (co urząd robi na krechę emitując tym samym ministerstwem obligacje) i podgrzać aby ze stratą odzyskać. No to takie objawy mamy – dotacje na otwarcie przedsiębiorstwa, dotacje dla przedsiębiorstw. Mamy tu nawet czytelnika co z tą patologią nie ma co robić do tego stopnia, że kupuje niepotrzebne mu urządzenia. Oczywiście w podaniach o dotacje wpisuje, że potrzebne, jak dają to zbiera. No ale sam sens termodynamiczny tego rozwiązania, że jak go podgrzeją to łun kiedyś im to ciepeło odda z nawiązką jest chybione. Łun może te dotacje brać, ponieważ już ciepeło wygenerował, a teraz to się na zasłużony wypoczyn wybiera.

Ale dlaczego niby biurwa w ogóle potrzebowałaby tych kurę-sy? Ano rosół zawsze można zeżreć, ale ostatnio jakoś tak Chanat trapić zaczął. A że dawno nic się nie działo w przemyśle ciężkim (bo to same z nimi problemy – kury nie dasz i śrubami rzucają) to trzeba było w clearingu coś tam wydumać z Koreańczykami. Jeśli ktoś się obawia, że go będą przymuszać do spłacania tego, to chyba ma jankeski paszport. To jest problem Jankesów, to łune kazali rzucić na szybko żelastwa i obiecali skredytować nowe, ponieważ im wyszedł plan A, a przygotowani byli na B, że jednak tak dobrze to nie będzie.

//objaśnienie planu A i B; plan B był taki, że U nie da rady i trzeba będzie się bawić w partyzantkę, dlatego zmagazynowano kupę drobnicy ppanc, ręcznej, wyposażenia osobistego do zabawy w guerilla pod wodzą przesławnej agencji noswściubiającej; tymczasem na U udał się plan A (A jak najświętsza matka), no i aby dalej grać trzeba było dołożyć nieco cięższego sortu, no i zaczęło się szukanie kto to urwał ma na stanie, blisko i na wczoraj; jednym i drugim ustawka nie wyszła, czy się nie dogadali, czy na serio rzucili kości żeby sprawdzić; na hazard się wysokim stronom zebrało;//

Z problemem rozliczeniowym zostali Koreańczycy, no i dlatego o całej sprawie wiadomo. No ale wszystkiego nie przyślą, bo to przecież nie ich kalibry – te trzeba by zamawiać w drugiej Korei, no a tamten supermarket ma drzwi od zaplecza. A nawet jak kalibry te co trzeba, to przecież nie tyle i nie tak daleko na wczoraj.

Niby więc trzeba się przeprosić z przemysłem na kontynencie, a może nawet (o zgrozo) na własnym podwórku (znowu będą śrubami rzucali jak nabiorą masy). No i tu trzeba mieć kurę-sy. Do tego właśnie.

#totu

Niby wrzucanie szczawiu, mirabelek, mikrousług i horoskopu na kota nijak nie jest przez przemysł potrzebny do wypluwania ognia i stali konsumowane. A że Chanat zmienił równowagę rozliczeniową podnosząc wyceny ognia i stali to potrzeba stała się paląca. Tymczasem biurwa sumiennie zabrała się do przemysłu od podłączania rekuperacji. Wracamy do logiki – chcemy od Was 4 pocisków, ale musicie zapłacić watę, więc piąty musicie wyeksportować, tylko po pierwsze eksportować nie wolno bo potrzeby W, a po drugie… Już na tym etapie logika się oczywiście urwała, i to z prędkością ucieczki nie tylko poza supergromadę, ale z przekraczającą możliwość obserwacji. Nie ma znaczenia czy akurat za kulki wata jest czy nie ma – ważne że istnieje danina od produktu, który daninobiorca chce w całości. Czyli chce całość produkcji z sumy większej od całości. No to się nie dodaje. Największym dostawcą środków chemicznych na te potrzeby był na kontynencie BASF. Niby są tam różne firmy żabojadzkie czy nawet niby rodzime, ale jakby po oligarchach nie dreptać to wszystkie drogi prowadzą do BASF. A ten się zwinął dwa lata temu, awanturka zaś jedynie przyspieszyła wygaszanie resztek, ponieważ środki chemiczne produkuje się przy użyciu energii z gazu, no i z tego gazu też. A petrochemiczne to częściowo też z tego i innych rzeczy z Chanatu.

Pomysł więc, aby opodatkować coś, co chce się kupić jest obliczeniowo o kant. Pomijam już cały łańcuszek przemysłu za tym, bo tam się to wszystko kupy nie trzyma jeszcze bardziej, ale wystarczy zupełnie, że nie trzyma się już na tym etapie.

A nie trzyma się wyłącznie dlatego, że gospodarki wojennej nie rozlicza się w kurę-sy. Tylko wprost w ogniu & stali. Znaczy wyłazi się przed audytorium i deklamuje ile to ton surówki, ile koksu, ile naft, ile świec i tak dalej wrzuciło się do puli. Nikogo zupełnie nie ciekawi ile to jest w służebnych w danych warunkach kurę-sy. Twardogłowi już coś tam zaczęli przebąkiwać, że kamasze będą przymusowe. No ale tu też trzeba wyjść przed audytorium i zeznać ile to skamaszowanym dostarczono kotleta, betonowych habitatów i działkowych ogródków. Bo na tę chwilę najczęstszą odpowiedzią na “czy broniłbyś status quo” jest “zdecydowanie tak! od razu bym wyjechał, ku chwale status quo”. Bo tak jakoś wyszło, że cały aparat generujący ciepełko oraz klocki z betonu zagarnął aparat, który teraz szuka gdzie by tu zaczerpnąć frajera do obrony takiego porządku.

Destabilizacja status quo nie czeka nas więc dlatego, że jakieś zielone ludziki będą coś rozdawać, tylko dlatego, że porządek był metastabilny i przywrócenie grawitacji sprowadza na ziemię. Nastawianie się na zagrożenia ze wschodu może być niecelowe (tam mają własne zgryzoty, zresztą WarWszawa to z Lubina patrząc gdzieś w Azji). Gdyż kiedy we Francji są nastroje rewolucyjne to tam zdarzają się po czystkach młodzi adepci artylerii (to tacy mundurowi, co z definicji są zmuszeni do rachowania), którzy pochodnię niosą w drugą stronę. Ale dopiero po oswobodzeniu Hiszpanii, więc nie za mojej oczekiwanej długości.

Za to metastabilność własnego podwórka może doprowadzić do zupełnie dziwacznych zjawisk. Zaproponuję jakiś absurdzik – przyjmijmy, że politrukom uda się obudzić zapał do wykrzesania z frajerów jeszcze czegoś tam. No że trzeba w fabrykach pracować i podobne dyrdymały. Obecnie w polskich fabrykach od pracy są niewolnicy z Filipin czy Vietnamu. Na własne oczy widziałem. No i zaraz zjawi się jakiś ludowy trybun, że trzeba tych wszystkich obcych przepędzić, bo zabierają robotę “naszym”, zaniżają stawki i straszne z nimi zgryzoty. Czytelnicy wyobrażają sobie wypędzenie z kraju 200tys Filipińczyków, Wietnamczyków i innych, trudnych do rozróżnienia z punktu widzenia bogobojnego parafianina? Bo ja nie bałdzo ogarniam powstawanie takich nastrojów społecznych, jakich jeszcze nie było (rozumiem, że można krzyknąć z trybuny “bij Żyda!”, no ale skąd tego Żyda wziąć, w jakich ilościach?; w zasadzie mógłbym kilku wskazać, ale to są poczciwi sklepikarze i nie widzę żadnej korzyści w zabieraniu im warzywniaków). To może rudych? Albo łysych? Albo okularników?

Bo to są problemy jakie aparat status quo będzie musiał rozwiązać przy próbie wzbudzenia pompy dodrukiem na potrzeby przekształcenia gospodarki do podtrzymania status quo. Są to problemy kompletnie surrealistyczne. I nie bardzo jest już gdzie podłączyć rekuperację aby coś wyzyskać. Trzeba będzie więc coś podpalić. I bardzo mnie ciekawi co takiego by chcieli podpalić, co nie jest ich własne, bo już chyba nic nie zostało.