Mainstream

Nieracjonalność racjonalnych zachowań pro-eko

Przyjmijmy na potrzeby tekstu tezę, jakby niebo waliło nam się na głowy i prowadzimy do jakiejś tam zapaści pewnych zmiennych, jakich używamy w mierzeniu czegoś tam na zamieszkiwanej skale okrążającej jedyny w okolicy reaktor termojądrowy z przyzwoitym EROI.

Zawieśmy na chwilę niewiarę, jakobyśmy dysponowali zbiorowo aż takimi wolumenami pracy wirtualnej aby rozhuśtać te zmienne bezpośrednio, i że pośrednio rzeczywiście pchnęliśmy jakieś metastabilne klocki domina, które prowadzą do sytuacji, w której niebo urwie nam głowy i coś tam się niby złego stanie. Jakieś tam susze, powodzie i krzywda misiów polarnych.

Czyli na potrzeby tekstu przyjmujemy niedającą się udowodnić tezę (z definicji nie da się takiego dowodu przeprowadzić) jako fakt, iż tak demolujemy przemysłem zamieszkiwaną skałę, że za jakiś czas stanie się coś, co doprowadzi do jakiegoś tam wymierania samych uprzemysłowionych. Zauważamy, że ta data końca świata od 60 lat jest ciągle przesuwana na przyszły wtorek, no ale przyjmijmy, że ciąg jest zbieżny i strzała jednak dogoni żółwia.

Dla uproszczenia – za n-dekad szlag nas trafi.

Można by przyjąć, iż racjonalnym zachowaniem byłoby nieco przyhamować z tą dewastacją, bo smarkateria szczeka “hał der ju!”. Ale patrząc po “planach” fit for cokolwiek to są one rozrysowane tak, że na razie to będziemy dużo gadać, a już za 4 dekady uda się jakiś tam magiczny transformers.

I taki plan wcale nie jest taki głupi, ani taki obłudny jak się wydaje.

Otóż z punktu widzenia ludności uprzemysłowionej to czy niebo zawali się na głowy czy nie, nie ma jakiegokolwiek znaczenia, ponieważ… nie im. Dzietność ludów rdzennych (więc Izrael nie jest na liście) w krajach uprzemysłowionych jest pod psem tak bardzo, że perspektywa “za n-dekad” dotyczy już czyjejś innej kadencji. Decydenci zaś mają tyle krzyżyków, że na pewno nie za ich kadencji, a średnia wieku rdzennych w tych ludach wskazuje, że równo maszerują za światłym przywództwem.

Z tego punktu widzenia szarpanie gleby kopalnią odkrywkową w celu poprawienia sytuacji doraźnej, czy jakieś inne racjonalne zachowania (puszczanie ropy korytem rzeki czy wlewanie tam odpadów z oczyszczania metali się nie zalicza) nie pogarsza życia kolejnych pokoleń mieszkańców rdzennych, ponieważ piramida demograficzna, wskazuje, że nie będzie istotnych liczebnie pokoleń, których te utrapienia miałyby dotyczyć. Problem więc będą mieli nowi imigranci-okupanci, i ich reżim będzie się tym martwił. Czy się martwi to widać po indyjskim premierze Brytów.

Dlatego też zapewne nikt szczególnie się nie szarpie z tymi fit for cokolwiek, ponieważ nie ma dla kogo, a garstka rdzennych, która będzie bytować za 4-5 dekad może mieć zupełnie inne zgryzoty, zupełnie niezwiązane z planetą (ot takie jakie przeszli Serbowie, gdy reszta się połapała, że są mniejszością, a zajmują wszystkie istotne stanowiska na modelu spartańskim, no i tak jak przezornie problem mitygują Kremlińczycy mając rzeczywiste dane demograficzne, że Rosjanie to mniejszość w Fedracji Gazowej – wydobycie zamknęli i poszli się bić, bo jutra w takich warunkach i tak nie będzie). Problem więc nawet jeśli wystąpi, to nie dla dla naszych linii genetycznych, więc niech się pozostałe organizmy martwią. Wygląda to na całkiem racjonalne zignorowanie problemu trapiącego ideolo. Bo takie na przykład @impeer rozprawia o eko, ale niby co go to interesuje, że za n-dekad będzie komuś tam wielka niedobrze, skoro sam się od popełnienia zstępnych powstrzymał (choć nie jest na liście podejrzanych o celibat).

Zadziwia mnie jednak, że pośród stroszących piórka na racjonalność nikt nie podnosi kwestii, że precz z tą hucpą, że wymieramy i po nas choćby potop. Co prawda zakulisowo wszystko jest realizowane w tym racjonalnym paradygmacie i być może ujawnianie się z intencją byłoby politycznie nieracjonalnym twierdzeniem, że jednak się kręci bo stos i inne atrakcje. No ale jednak… zupełnie nie pojawia się w dyskusjach kwestia “a co to nas w ogóle obchodzi?”. Problemy przyszłości to są problemy Hindusów & Nigeryjczyków, ale nasze to tak w znikomym ułamku procenta.

Nie żeby zaraz demontować filtry na kominach, ale żeby się jakoś szczególnie przejmować, że przyszłym pokoleniom braknie czegoś tam na planecie? A bo to jakoś dominująco nasze te pokolenia będą?

Jakiż krótki trolling mi się udał.