Mainstream

Bezwarunkowa Gwarantowana Nędza

Mleko bierze się ze sklepu. A woda z kranu.

Co oczywiście jest częścią łańcucha dostaw. Akurat tą częścią, z jaką leming ma kontakt. Są jednakże pozostałe części łańcucha dostaw, z którymi leming kontaktu nie ma wcale, więc nie funkcjonują one w jego wyobrażeniu. Co niektórzy z czytelników mieli okazję żyć w ustroju, gdzie lemingi postanowiły skonsumować ile zechcą, a nie ile wyprodukują. Produkowały więc czołgi i buntowały się, że nie ma z tego kiełbasy więc przestały produkować cokolwiek. Gdyby nie wynikające z tradycji przywiązanie badylarza do ziemi, to by z głodu pozdychały, po czym przyciśnięte nielitościwymi konsekwencjami zredukowały wszystkie procesy, aby wyłonił się ten podstawowy instynkt – jeśli chcesz zjeść króliczka, musisz dopaść króliczka (a nie kopać i zasypywać rowy). I stał się cud – nagle wszystkiego było w bród i to nawet tego co lemingi chciały nabyć. Aby nabyć potrzeba było jednak środka płatniczego, który jest przyjmowany przez zbywcę w łańcuchu dokładnie odwrotnym. Powiązanie tego łańcucha w odwrotnym kierunku niestety nie okazało się takie proste: z powodu uniwersalności tegoż środka do nabycia tego, co leming sobie wymyśli, a co za tym idzie utrzymywania stanów magazynowych po szerokości pomysłowości tegoż. Ta część się lemingom podoba – w sklepach jest dużo i jest wybór, tylko jest jeszcze ta druga strona – ktoś ten nadmiar musi wyprodukować, a ponieważ nikt tego nie kupuje, to produkujący to leming nie otrzymuje za to zapłaty.

To zazwyczaj pierwszy kontakt leminga z rzeczywistością w rozrachunku – jak nikt nie kupił Twojego towaru, to napracowałeś się za zero środków płatniczych. Nic nie pomoże wycie, że za uczciwą pracę sprawiedliwa zapłata się należy – bo niby od kogo się należy, jak leming wykona kupę porządnej, nikomu niepotrzebnej roboty? Sami państwo z tego akapitu rozumieją, że lemingom ktoś ambitny politycznie podsunął wniosek, iż system wymiany jest popsuty i on coś z tym zrobi. A zrobi tak, że im zapłaci niezależnie od tego czy ktoś to kupi, albo nawet czy to coś zrobią i czy w ogóle coś będą robili. To nawet nie jest takie głupie (z pozoru), bo dzięki temu lemingi będą mogły zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. Warto postawić pytanie, czy ludzie zaspokajali swoje potrzeby przed wymyśleniem handlu, bo przecież płacidło jest używane wyłącznie w handlu, a handel to margines przedsiębiorczości. Margines owszem – ważny i pozornie dominujący, ale to miraż, a wprowadzenie bezwarunkowego dochodu gwarantowanego sprawi, że to złudzenie pryśnie. Gdyż aby zjeść króliczka, to on musi w ogóle zaistnieć.

Wróćmy jednak do początku sekwencji – jeśli nikt nie kupił Twojego rezultatu pracy to można podejrzewać, iż nikt nie jest zainteresowany jego konsumpcją. Jest alternatywa – skonsumuj sam. Jeśli nie jest to pożądany króliczek, to najwidoczniej robisz coś nawet Tobie samemu niepotrzebnego. I dlatego wskazałem, iż handel to margines przedsiębiorczości, ponieważ większość dóbr nie podlega jakiejkolwiek wymianie, większość łańcuchów nie bierze udziału w żadnym handlu, a przypisywanie sum transakcyjnych jest jedynie formą sprawozdawczości mającej wskazać, czy bogactwa naturalne są eksploatowane dość szybko i aplikowane z wystarczającą starannością bez zbędnej rozrzutności (na jakieś tam głupie potrzeby głupiej ludności). I tutaj już pojawia się pierwszy zgrzyt alternatywy dla koncepcji płacidła – można sobie samemu coś wyprodukować i nie trzeba nic sobie za to płacić. Wie to każdy przedsiębiorca, który przelicytował swoją produktywność i dokłada godziny własnej pracy ponad to co planował (często po nocach), aby w ogóle wykonać umówione zadania i otrzymać zapłatę. Wszak godzin w dzieło możemy dołożyć ile nam się podoba, ale zapłacą nam dopiero za ukończone, a nawet jak robimy dla siebie (a szczególnie wtedy) to nijakie inne niż nas zadowalające nas nie zadowoli. Rzeczywistość rozrachunkowa przedsiębiorcy jest więc zupełnie inna niż leminga przekładającego faktury z biurka do szesnastej. Co by się nie działo to leming jest umówiony że dostanie płacidło i o szesnastej grabki rzuca bez względu na rezultat, natomiast klient za cokolwiek innego niż rezultat nie płaci. Zderzakiem dla tych niepokrywających się sposobów rozrachunku jest praca przedsiębiorcy, który musi tak to wypracować (w tym rozważyć i zorganizować) aby wszyscy klaskali (wtedy Wróżka Podażo-Popytuszka nie umiera). A że za uczciwą robotę (wyzyskiwanie proli od świtu do zmierzchu czy przesłuchiwanie opozycjonistów tak aby się sami do Partii do zapisali), i do tego komuś w ogóle potrzebną “należy siem” zapłata, no to powstaje pytanie co takiego dostarcza nam Kapitan, że z taką chochlą nam się do wybierania z gara zabiera. Jak państwo zauważają, w cyklu produkcyjnym mamy dwa rozwiązania – albo sami się kontentujemy rezultatem, albo kogoś kontentuje nasz rezultat, a da nam taki co i nas zadowoli w sytuacji zastanej (gdy głód dopada przed cukiernią^^).

Ta sytuacja jest pozornie alternatywna dla lemingów. Otóż ci durnie nie potrafią sami sobie nic zorganizować, co da rezultat jakiego by chcieli. Nie mają więc alternatywy wykonywania zadań na własne potrzeby i dlatego są przymuszeni realizować cudze pod światłym przewodnictwem poganiaczy produkcji. Jednakże ze względu na swój zapał do pracy, jak i poziom intelektualny oraz zdobyte wykształcenie organizatorzy produkcji wcale tych jełopów do niczego nie chcą, więc przedszkolanki organizują im edukację do 25 roku życia a później gry i zabawy w prekariat. W tej sytuacji, kiedy 25-letni człowiek nie nadaje się do roboty pozostaje mi wziąć dziesięciolatka, który radzi sobie ze szlifierką, piłą i palnikiem oraz narzędziami ręcznymi, gdyż to jest poziom zadań jaki dziesięciolatek daje radę wykonać. Sobie takiego dziesięciolatka wyprodukowałem to takiego używam. I teraz taki 25-letni leń śmierdzący będzie chciał wyzyskiwać dziecko w fabryce na swój dochód gwarantowany opowiadając bajki, że roboty zabrały mu pracę? To taki mobbing społeczny co 65-letnie lenie wymyśliły, iż wszyscy młodsi mają zasuwać na ich emerytury, a leniom młodszym pozostało już wyłącznie wyzyskiwanie dzieci. Na razie głównie azjatyckich, ale to i do fabryki nie zaszkodzi.

“nasze ojce swoje plemię
wrogom pod miecz oddawali”

W przedsiębiorstwie obok ładowarkami kołowymi jeżdżą szkraby Svensona i nie turbuje to nikogo ze znajdującej się dziesięć metrów dalej jednostki policji, z którą dzielą ten dzielący ich plac po którym tymi ładowarkami jeżdżą. Nie turbuje, gdyż jest to zupełnie normalne aby dzieci pracowały, zaś jakiekolwiek inne pomysły powinny być badane w ośrodkach terapeutycznych, gdzie drzwi oszczędniej ozdabiane są klamkami.

Wróćmy jednak do naszego 25-letniego nieudacznika mieszkającego jak dziesięciolatek u mamusi (który już przebąkuje o wyprowadzce, bo to niebawem natura wyśle go w wiek męski po trupach lwów i wrogów, a młodsi bracia doskwierają nielitościwie) czy innych gamoni pierwszego sortu w przeróżnych gównopracach na śmieciówkach i tymczasówkach. Jeśli dorosły człowiek nie jest w stanie wpiąć się w produktywne łańcuchy wytwórcze tego co sam konsumuje, to pozostaje postawić pytanie czym innym niż socjalizacją ze społeczeństwem które to dostarcza się zajmował. Zwiedzał fejsa i Azeroth? Te gównoprace są wymyślone po to, aby małpią bandę skoszarować i żeby się z nudów po okolicy nie włóczyła i czegoś nie popsuła. Jest to jednak droższe niż zepchnięcie ich ze skały, tymczasem lenie są przekonane że się napracowały i należy im się większy udział w dobrach, i to akurat w tych, jakich nie wytwarzają. A ponieważ większość ludności żyje na handlowym marginesie przedsiębiorczości i wyłącznie poprzez płacidła ma z nimi styk, to jest możliwe kształcenie plebsu w kulcie ekonomii opartej o “kupi się” z pominięciem termodynamiki (czyli uwikłanego equilibrium, które występuje wyłącznie wtedy, kiedy ma podpięte dość dobre zasilanie – jest to stan metastabilny i wymagający stałego wydatku dość dobrze skorelowanej roboty). Bystrzy jak woda w klozecie ekonomiści podpowiedzieli równie rozgarniętym politykom, aby swoim głupszym niż FoxDeutsch przewiduje wyborcom obiecali UBI czy jak to się ta jałmużna będzie nazywała.

Do emocjonalnego jadu wylewanego wiadrami wrócimy dopiero na sam koniec w dwóch linijkach, teraz przejdźmy do mechaniki, jaka za tym rozwiązaniem się pojawi i jak lemingi na tyle rozgarnięte by się w to nie wkręcić mogą wybrać skok z klifu na tyle odległego, że być może nie dobiegną tam w swoim pokoleniu i jeszcze zdążą się rozmnożyć.

 

Pożeglujmy w stronę brzegu

Płacidła służą obrachunkowi należności podejmowanych w ludzkim wysiłku. Zapewniam państwa, i proszę sprawdzić w najbliższej sztolni jeśli mi nie wierzycie, że wrzucanie płacideł do kopalni nie sprawia, że Skarbnik zacznie wyrzucać dobra mineralne na hałdę. Złożu nic absolutnie nie płacimy za to że zawiera minerały, tak samo jak nie kosztuje ani grosza świecenie słońca na drzewa czy zboża aby rosły (nic też nie pomoże płacenie jeśli minerałów nie zawiera – tak jak polu w czasie suszy i kniei w czasie pożaru). Płacideł dostarczamy natomiast górnikom, rolnikom i leśnikom, a ci je przyjmą pod warunkiem, że mogą za nie nabyć węglowodany, tłuszcze i cukry oraz zrealizować inne swoje potrzeby, co sprowadza się do frywolnej kwestii samic jakże istotnej w produkcji kolejnych miotów górników, leśników i samic właśnie. Przyczyną dla której nie zaganiamy leniwych wykształciuchów do kopalń jest ich niekonkurencyjność względem kosztów dozorowych – mniej się narobię produkując sobie maszynę górniczą, niż urządzając zwarte oddziały i system dozoru dla gamoni, którzy maszyn górniczych nie potrafią obsługiwać. @Bylnik zawodowo zajmował się zabezpieczaniem maszyn przed głupimi pomysłami górników, które kończyły się kalectwem/śmiercią – teraz ludzi którzy nie wykazują przytomności przeganiamy na trawę zamiast za nich myśleć. Nasze leniwe, 25+ letnie wykształciuszki na wikcie rodziców wskazują jednak (i słusznie) na fakt, iż koszty życia w naszej strefie złotowłosej nie są możliwe (celowo!) do pokrycia z nędznych pensji, jakie dostają na śmieciówkach. Czyli to nie jest strefa do życia dla nich, ponieważ nie są w stanie się w niej utrzymać. Są po prostu takie dzielnice, gdzie jest drogo i obecnie te dzielnice mają rozmiary sporych fragmentów państw uprzemysłowionych. Górników tam już nie potrzeba ponieważ prawie wszystko wykopane, lasy rosną powoli, a że jest to północna półsfera planety to z rolnictwem szału nie ma. Chińczycy poszli po rozum do głowy i zaczęli przenosić się do Afryki – na tereny gdzie cywilizacji nie ma, a złoża są. Można więc zbudować cywilizację, z rolnictwem każdy homo sapiens sobie poradzi, a i jest co ryć w ziemi i nie braknie miejsca aby robić to odkrywkami, a więc niezwykle dochodowo z zamianą krajobrazu w malownicze górki. Co prawda ten rozum to im tam Partia swoim bijącym sercem do łba wciska, ale skoro do tamtejszych durni dociera, to najwidoczniej jest to właściwa metoda kontaktu z plebsem dla jego własnego dobra. Bo sytuacja wygląda tak – jeśli ktoś się nie wykazał niczym sensownym co pozwala mu się wpiąć w łańcuchy wytwórcze w przemysłowej strefie złotowłosej i nie jest zainteresowany gównopracą (czyli nie dał się nabrać), a przypadkiem nie chciałby zostać drobnym złoczyńcą (shoplifterem czy porywaczem smyrfonów & torebek) to można się przesunąć do takiej strefy gdzie własnym rozumem ogarnia się wytwarzanie dóbr jakie w danej strefie zapewniają byt. Jak ktoś sobie nie radzi w uprzemysłowionej dzielnicy planety, może jechać do Afryki. Pan Cejrowski sprawdził jak jest w buszu – odnalazł się w rolnictwie na dwóch kontynentach – czyli da się. Nie mam natomiast chęci ani możliwości przerobić urządzeń przemysłowych tak, aby utytułowani kretyni nie porobili sobie nimi krzywdy, ponieważ dzisiaj pojedyncze maszyny dla operatora podłączane są grubszym kablem niż podpięte są blokowiska – tyle mocy tam jest pod przyciskiem. A zmywanie krwi & flaków z podłogi + zatrudnianie prywatnej biurwy aby pisała kolejną litanię, że takie wprowadzimy rozwiązania aby się to nie powtórzyło nie robi wrażenia już nawet na inspekcji pracy i dozorze technicznym – nawet nie wizytują miejsc wypadków, kwestie strat w ludziach rozwiązują korespondencyjnie. Więc jeśli lemingom się wydaje, że jakiś urząd o nich dba, to im się co najwyżej wydaje, pani przedszkolanka też nie daje rady w tych kwestiach.

Oczywiście rozumiem, że durnie chcieliby kupić elektronikę której nie potrafią wyprodukować. Ale niestety nie eksportujemy do Chin żadnego przekładania faktur ani klikania excela – oni tam sami bardzo dobrze umieją liczyć. Co gorsza – durnie chcą kupować apki, których nie potrafią napisać – to jest przerażające aby człowiek żyjący w kulturze informatycznej nie umiał w czymkolwiek programować jakiegokolwiek “helloworld”. Całe szczęście jeszcze dość ludzi umie sobie zbudować domy i usmażyć jajecznicę. Ale ich dni są policzone w excelu^^.

Koncepcja UBI jest taka, że damy ludziom po te pińcet, siedemset czy tysiąc ojro i oni nie porzucą zajęć, tylko dalej je będą wykonywać i nic się nie zawali, a resztę sobie dorobią w tej właśnie pracy w ramach kapitalizmu. Oczywiście dla leminga przekładającego faktury dostać tysiąc ojro to jest lepiej niż druga wypłata (często jest to dwa razy więcej niż dostaje), a nawet w krajach gdzie zarobki są wyższe to w odniesieniu do kosztów życia wcale nie jest lepiej – lepszy jest tylko PR. Z tym, że nie dotyczy to zawodów gdzie coś jest wytwarzane – choćby ta elektronika czy oprogramowanie. Tam tysiąc ojro szału nie robi. Tak samo jest w przemyśle ciężkim – tysiąc ojro do wypłaty to jest spora premia, taka dodatkowa tygodniówka, co mogłoby spowodować najwyżej tyle, że w przemyśle pracownicy mieliby wolne w weekendy. Tak – to jest realna sytuacja, ludzie na samym dole drabiny produkujący i utrzymujący w ruchu energetykę, telekomunikację, transport, wodociągi, systemy magazynowania, wielkie chłodnie, maszyny za- i rozładunkowe, sprzęt górniczy etc., są tak nieliczni w populacji, że zasuwają po 60-80h tygodniowo żeby dostarczyć wystarczającą ilość pracy do utrzymania tego wszystkiego w ruchu oraz dostać ten brakujący im tysiąc ojro do pensji prezesa trybunału. Dlatego jest to wszystko wytwarzane wyłącznie w krajach, gdzie nie trzeba wyjaśniać nikomu, że takie zarobki są normalne, bo tam nikt nie próbuje wmawiać wykonawcom że “tutaj trawa jest mniej zielona”. Całe przedsiębiorstwa gdy tylko osiągną zdolność wytwórczą przenoszone są (po akwizycji) do takiego kraju i tam dopiero uruchamiane. Dlatego powstają takie skoncentrowane strefy wysokich kosztów życia, bo z tymi ludźmi trzeba licytować się o wszystko. I dlatego w tych strefach 15% dorosłej populacji nie jest zdolna (z przyczyn intelektualnych) podjąć jakiejkolwiek istniejącej tam pracy, a 40% nie jest zdolne z powodu kombinacji innych deficytów (od akceptacji swojego miejsca w kolejce dziobania poczynając – czyli od stawek). Koncepcja ta jest więc wadliwa – pracownicy dalej będą słuchać tego który im płaci najwięcej, gdyż jeśli nie posłuchają to wylądują z samym UBI i będzie im brakowało dodatkowych 3-6k eur zależnie od stanowiska. Natomiast tych co się zajmują prowadzeniem produkcji tak łatwo z mianowania się zastąpić nie da, gdyż nawet do produkcji gdzie “pracują roboty” trzeba wykonać specyfikację produktu, czynności, postępowania z błędami, sytuacje wyjątkowe etc. W przypadku pracy z ludźmi specyfikacja produktu może wystarczyć, a resztę sobie sami wymyślą. Bardzo mała liczba osób w populacji potrafi stworzyć zestaw poleceń dla innych ludzi, który będzie spójny, czytelny i zrozumiały przez wszystkich w łańcuchu. A ponieważ większość specyfikacji jest wadliwa bardzo lub katastrofalnie, to w łańcuchach jest bardzo wielu myślących samodzielnie ludzi, którzy korygują to na bieżąco według własnego widzimisię, tworząc adaptacje wykonawcze bez zwracania błędu żeby coś poprawić (bo i tak nikt tego nigdy nie poprawi) czy uruchamiania “wodospadu” (metoda zarządzania) aby poprawiać coś do skutku, bo szybciej jest znaleźć człowieka co sam wymyśli jak coś zrobić, niż przepuszczać wszystko przez proces dla jednego gamonia co sam sobie nie umie wymyślić reszty.

 

A dalej będzie jeszcze śmieszniej

Choć Ci co pamiętają jak to się kończy – od razu straszno. Otóż proponuję spojrzeć na to, ile płacicie abonamentów – media składają się głównie z opłat stałych, zużycie to często mniej niż połowa opłaty. Lemingi wkręcą się jeszcze w carsharing i inne tego typu abonamentowe wynalazki. To teraz wróćmy do tego, że prole dostały dzięki UBI wolne weekendy (skandal! w dyby!). Produktywność spada odrobinę, wszyscy sobie trochę odpoczęli, ale młody pracuje nadgodziny bo się musi dorobić żeby mieć dom, dzieci i żabkę, a stary nadgodziny robi bo w domu dzieci wyją, a ropucha skrzeczy. Ponieważ będzie te kilka dni za które szef nie płaci, to można porobić jakie fuchy – z tym że fuchy trzeba sprzedać, a na fuchy potrzebny jest materiał – szefa materiał oczywiście. Szef nie jest szefem dlatego że jest idiotą, więc działkę jakąś z tych fuch będzie miał, albo nawet sam je zorganizuje lepiej niż prole same potrafią i zapewni na to środki, materiały, narzędzia, transport, dział sprzedaży i obsługi klienta. Tu od razu podpowiem – natychmiast wyostrzy to kontrast dochodów pomiędzy tak zorganizowanymi pracownikami, a resztą populacji, bo oni nie dość że zarobią tyle ile zarabiali to jeszcze dostaną UBI, natomiast w pracach biurowych, sprzedaży czy edukacyjnych żadnych fuch nie będzie, za to koszt rozpasanych fachowców wzrośnie, a więc stawki płac dla tego ogona spadną bo szef będzie musiał więcej wydoić pracowników na utrzymanie infrastruktury w której pracują, a którą ktoś inny im serwisuje. Te maszyny górnicze to nie na sprzedaż, a żeby kopać produkujemy. Dlatego one nie mają sztucznie skróconego czasu przydatności produktu.

Ponieważ ceny na rynku zaczną sprawiać wrażenie wyższych (dla większości, bo bogactwo będzie kornerowane w łańcuchu wytwórczym), wzrosną wyceny dla dostawców dóbr publicznych. Czyli media będą droższe, po prostu będzie trzeba tam rozliczyć więcej papieru tworzonego decyzją administracyjną. Nic to nie szkodzi dla końcowego konsumenta – politycznie zamrozi się ceny, ustali urzędowe i z górki. Pozornie nic nie szkodzi, gdyż zasoby na ten cały łańcuch trzeba wydobyć z ziemi. Jeśli będą trwonione na fuchy, to trafi ich do molochów dostarczających dobra publiczne odrobinę mniej, ale co to szkodzi – wszak dostawy dla ludności to jest margines produkcji energii elektrycznej, przemysł pożera większość w krajach uprzemysłowionych. Z tym, że ta odrobina mniej oznacza spadek jakości usług utrzymania infrastruktury dla ludności (bo przemysł będzie miał jak wskazałem sposoby odessania papieru z rynku), a to w konsekwencji spadek dostaw z kopalń i jakości dostaw dla ludności. Spadek jakości energii elektrycznej w dostawach oznacza stany zasilania, spadek jakości wody pitnej też jest dotkliwy, spadek jakości dostaw usług telekomunikacyjnych oznacza przerwy w dostawach dopaminy dla uzależnionych od smyrfonów. Wódę jeszcze można sobie jakoś pokątnie pędzić, ale na pokątne zorganizowanie internetu też liczymy. Zaś spadek usług carsharing sami państwo rozumieją – autobus miał być, ale odwołali i samochodów też nie będzie, bo serwis ma tydzień wolnego w miesiącu dzięki UBI. Napraw sobie sam – swojego własnego malucha pod swoim własnym blokiem, jeśli ktoś pamięta jak to wyglądało drzewiej. Z tym, że dzisiejsze samochody mają nieco upierdliwej elektroniki, na którą się dziesiątką i trzynastką nie zaradzi.

To że pracownicy sobie trochę roboczogodzin i materiału nakradną z łańcucha i braki wyjdą w dostawach dla ludności, to państwo rozumieją znając jakość betonu ze śladową zawartością cementu z poprzedniej epoki UBI czy się stoi czy się leży. Państwu łaskawie przypomnę jaką władzą dysponuje ten, co tę produkcję organizuje i jakie polecenia, na jakie ilości materiału, energii i roboczogodzin może wydać. Szczególnie jeśli wie, że łańcuch się sypie i dalej to dostaw materiału też może już nie być, bo w kopalni mają równie wesoło. Inżynierowie mogą więc przestać dłubać w cadzie jakieś tam duperele dla energetyki czy wodociągów, kiedy tylko kierującemu produkcją strzeli do łba jacht. Albo nawet czołg. Choć zacząłem ostatnio kalkulować, ile mnie będzie kosztował silnik do suba – bo zawsze byłem wielkim fanem kapitana Nemo. Wystarczy że motywacja przestanie płynąć po cyferkach i od razu zaczniemy realizować własne potrzeby dostępnymi środkami. Wracamy więc na początek tekstu – bo handel jest marginesem przedsiębiorczości, jedyny powód dla którego nie wytwarzam tego co mi się podoba, tylko to co podoba się moim klientom jest taka przyczyna, że moi klienci WYTWARZAJĄ to co mnie się podoba. Oni robią dobrze mi, a ja im. Ale niech mi się tylko klienci popsują, to jak z jednego końca zakładu wchodzi stal, tak z drugiego wyjedzie jaki stalowy potwór. Bo na razie to sobie tam co niektórzy płoty zmontowali kwasówką – jako delikatne ostrzeżenie. Ile się trzeba było nakombinować żeby to udawało ocynk i im tych płotów nie pokradli.

Jeśli więc mamy wrócić do czasów, kiedy klient jest traktowany jak łajno, ponieważ nie wytworzył nic ekwiwalentnego na zamianę, a przemysł ma dłubać kit z okien na własne potrzeby, to jesteśmy na bardzo dobrej drodze. To róbmy tak dalej, zagwarantujmy klientowi dochód – w postaci kartek, za które przypadkiem w sklepie nie będzie towaru, bo go zdążymy sprywatyzować jeszcze w łańcuchu na długo zanim dotrze do handlowego marginesu przedsiębiorczości.

Oczywiście jest szansa, że po kilku iteracjach takich jak powyżej, UBI stanie się tak marginalny iż z kilkoma zerami więcej na wypłacie się nie upora. A jeśli mimo to więcej zer zmieści się na nowych, lepszych banknotach to przejdziemy do kolejnych etapów, w których do stanowisk pracy dotrą co prawda lemingi, ale nie dotrą żadne sprawne narzędzia ani nikt z serwisu, bo ci ludzie będą pracować w sektorze niewidzialnego, różowego jednorożca. Jeśli więc ktoś nie nauczył się niczego przydatnego w danej strefie łańcucha dostaw to lepiej niech się przeniesie tam, gdzie jego umiejętności się przydadzą i zajmie dobre miejsce w innej strefie zanim zacznie polować na coś, co jest bajkowe i różowe (wysokie dochody w kraju uprzemysłowionym) tylko on tego nie widzi. Bo przez państwowe okulary też tego nie zobaczy – państwo nie ma zdolności dostrzegania szarej strefy w której ten jednorożec żyje i takich okularów nie dostarczy żadnym uszczelnieniem systemu. Bo jednorożec po to tam jest, aby władzę w najgłupszym nawet systemie wyżywił. Władzę – a nie lemingi.

 

Alternatywa dla dochodu gwarantowanego.

Proponuję aby dorośli ludzie, którzy nie radzą sobie z życiem, są nieudacznikami, incelami, przegrańcami – zamiast zmuszać ludzi zaradnych i pracowitych do kłopotania się ich niezdolnością do samodzielnej egzystencji – aby ci ludzie sami się zapisali na jakiś Exit czy Dignitas i oszczędzili innym fatygi.