Mainstream

Inżynieria drakkaru (2) – ciąg dalszy. Skąd się biorą przedsiębiorstwa – handlowiec+

Dajmy spokój czystemu, rasowemu handlowcowi, przejdźmy do tego z plusem. To najczęściej taka osoba, która w odróżnieniu od rasowego kupca nie tylko kupuje i sprzedaje, ale po drodze uzdatnia (wartość dodana) jakoś towar, aby był bardziej przyswajalny dla kupującego. Do najprostszych należy podzielenie towaru z hurtowego na detaliczny przy zamrożeniu kapitału (i ryzyku w przypadku towarów szybko psujących się); czy też zmiana franco – loco, czyli transport, dostawa do miejsca zbytu, do klienta (i ryzyku w przypadku towarów, które łatwo ulegają uszkodzeniu). Rzemieślnicy zajmują się picowaniem estetyki przedmiotów, a nawet ich przetwarzaniem i tutaj dochodzimy do granicy zawodu handlowca choćby i z plusem. Im te plusy są bardziej profesjonalne, specjalistyczne, drożej oprzyrządowane i jest ich więcej scalonych w łańcuch, tym mniej dyskutujemy o kupiectwie, a więcej o rzemiośle, produkcji, organizacji łańcuchów i procesów. Teraz będzie bardzo złożone zdanie. Bo przecież zamówienie podzespołów, materiałów, mocy roboczej, surowców i wyplucie na końcu łańcucha (tego modelu sekwencyjnego) sieci transportu morskiego też jest jakąś tam serią plusów powiązanych handlem w egzekucji administracyjnej opartej o wodospad (zarządzanie kaskadowe), w których to następuje akumulacja umiejętności i jakości w oparciu o model przyrostowy (alternatywnie V) na bazie wytwarzanych równolegle prototypów, a z powodu niedoboru kadry na tak duże projekty oraz tej kadry starzeniu (i zdobywaniu kwalifikacji) musi ona poruszać się w cyklu produkcyjnym, względem własnego rozwoju przeskakując do bardziej zaawansowanych kroków tej samej pracy na kolejnych etapach w modelu spiralnym i to w obu kierunkach, jednocześnie biorąc udział i we wdrażaniu i w badaniach nad kolejnymi rozwiązaniami, samodzielnie też wytwarzając prototypy na potrzeby produkcji i testując rezultaty działającej sieci w terenie, służąc radą przy remontach i utrzymaniu tego wszystkiego w ruchu, co w przypadku urzeczywistnienia przez takich ekspertów swojego profesjonalizmu w formie zmonetyzowanej tworzy firmy inżynieryjne – doradcze o charakterze agile. I nawet tym zdaniem nie zahaczyliśmy o IT, jadąc przez wszystkie metody organizacyjne na raz w przemyśle, gdzie cykl modelowy nie trwa tyle, co wduszenie ikonki kompilatora w oczekiwaniu na log z wyskakującymi błędami, a inwestorom nikt nie wytłumaczy, że tysiące ton stali, węgla, miliony roboczogodzin, prąd, cukier i kawa poszły jak para w gwizdek – to ma działać. A skoro działa to można się domyślać, że poziom przytomności jest tam o rzędy wielkości poważniejszy niż w ten w IT, ciśnienie przymierza d z batem odczuwalne, no i kasa też jest inna (z powodu rozchwiania małej liczby wyników selekcji przez rzeczywistość). Dla porównania szef Miśia w przemyśle maszynowym może mieć osobiste netto na poziomie prezesa mianowańca (bezkapitałowego, nieudziałowca) największego & najrozrzutniejszego (oficjalnie w pensjach & premiach zarządu) ogólnokrajowego banku. W stosunku do poziomu organizacyjnego to są przynajmniej trzy rzędy wielkości różnicy. Oczywiście prezes – kapitalista – udziałowiec jeszcze dzioba w śmietanę zysków wsadza i wtedy te proporcje się zmieniają, ale dalej jest to w sytuacji, kiedy o być – albo – nie dla systemu rozrachunkowego (kapitalizmu finansowego) zależy od tego, czy rozlicza on transakcje dla takich łańcuchów.

Wróćmy jeszcze do swojskiego zbijania palet – to jest właśnie handlowiec+; zbijanie palet nie jest jakoś nie do ogarnięcia (tak się wszystkim wydaje – mylą się ^^; co wiem z praktyki, bo to było pierwsze przedsięwzięcie, które kojarzyłem jako dziecko ze zrozumieniem co, jak i dlaczego się dzieje; no i z tymi paletami nie wyszło ludziom zajmującym się projektowaniem i produkcją elektroniki dla medycyny – sknocili stronę techniczną w wyniku błędnego doboru kwalifikacji kierownictwa) dla czytelników ze wszystkich branż więc można spokojnie przejść do składania krzeseł. Drewnianych na początek, bo to tani i łatwy w obróbce materiał. Niby też nic skomplikowanego, ale trzeba zamówić elementy montażowe, śruby, zorganizować narzędzia, miejsce, magazyn, moc roboczą (prologodziny). A przecież jakby tego było mało to jeszcze nas kapitan – państwo trapi przepisami prawa pracy, podatkami, sprawozdawczością i administracją. No i jeszcze trzeba zbyt zorganizować, a że to ryzykowne, to aby to wszystko zrobić, wypadałoby mieć kapitał (chociaż znam obrotnych handlowców co potrafią to wszystko scalić na obiecankach – podejmując kredyt pracy, materiałów i rozliczeń z rynku). Z tego właśnie, że mimo pozornej prostoty każdego z poszczególnych zadań ich nagromadzenie prowadzące do celu już na tym etapie przerasta większość populacji (bo nie jest dość dobrze wzięta za mordę, aby wprowadzić im liberalizm ^^) wynika $ds dający stosunek wyniku ekonomicznego M(t2)>M(t1). Ten wynik jest pozornie lichy z tego powodu, że w zintegrowanym internetem & siecią transportu świecie nasi cwani kapitaliści konkurują nie tylko z tymi, co idą w górę drabiny, ale też z takimi co po uzyskaniu skali na stanowisku graniczącym z ich kompetencją (zasada Petera) ograniczyli się do rurociągów, z jakimi radzą sobie wyśmienicie i poprowadzili te rurociągi, w rejony gdzie nosimy wodę wiadrami (bo jesteśmy zapóźnieni organizacyjnie jako przedsiębiorcy i dlatego bierzemy od obcych baty – konsekwencje stulecia komunizmu od kasztanki marszałka z kompartii począwszy). A możemy sobie wyobrazić bardziej zaawansowane stadia wytwórczości – marki samochodów da się policzyć, choć liczba fabryk na potrzeby automotive jest przeogromna; montownie jednak są na tyle zaawansowane organizacyjnie, że jest ich niewiele i nie da się w sposób racjonalny ekonomicznie wykonywać tego w Miśiach (są takie Miśie i robią okrutnie drogie pojazdy sportowe, ekskluzywne etc.).

W obecności deficytu siły roboczej dość rozsądnym, pierwszym krokiem jest nabycie kompetencji rzemieślniczych i zostanie własnym prolem. Ze względu na komparatywny podział pracy taka decyzja często skutkuje specjalizacją coraz mniej związaną ze sprzedażą owoców własnej pracy i zapotrzebowaniem na pośredników (rekrutantów, kadrowe, kierowników, szefów, a przede wszystkim – handlowców), utrzymanie racjonalnych proporcji pomiędzy wikłaniem się w specjalizację (sprzedaż prologodzin) a pozostawaniem jedną nogą na rynku (nawet jeśli na rynek wchodzi się od czasu do czasu) jest trudne i do tego dynamiczne. Inne są proporcje, kiedy jest się młodym i w rzemiośle trzeba jeszcze odbyć kilka terminów (a i w sprzedaży nie jest się orłem, w organizowaniu sobie rynku też licho – biznes jaki prowadzę obecnie, miałem szansę rozkręcić już 15 lat temu, ale wtedy nie potrafiłem tego ugryźć, a i rynek się nie stręczył, żeby mu tak dogadzać), a inne kiedy ma się poziom zawodowy pozwalający na narzucanie cen i rzucanie grabkami – wtedy można ponegocjować z innej pozycji. Deficyt i obfitość mocy roboczej zależą od tego, czy interesująca nas część gospodarki jest pod, czy nad dzidą i nad jedynką >1|1<, jeśli więc odczuwamy nadpodaż ludzi, których nikt do niczego nie potrzebuje oraz niedosyt specjalistów w jednym czasie to najwidoczniej mamy zbyt dużą podstawę populacji do nadwyżki mocy korelującej (bo większość mocy korelator spala na samoorganizację – wojny korytarzowe, reorganizacje, przeszeregowania, obsługą wyjątków w procesach wewnętrznych) – populacja jaką potrzebuje taki korelator musi cechować wyższy poziom intelektualny, a korelator jakiego wymaga taka populacja durni musi mieć większe wysycenie poziomem średnim (klasą średnią) na niższym poziomie zaawansowania niż oczekiwany przez aktualną klasę średnią. Roszczenia dołu są więc rozbieżne z rzeczywistym odchyleniem (sigmą), jakie występuje w populacji, a stawanie okoniem do faktów to nie jest zachowanie skutkujące sukcesem biologicznym. Roszczenia góry leżą natomiast w możliwej mechanice poznanej rzeczywistości i rozwiązanie jakkolwiek makiaweliczne zawiera się w zbiorze możliwych faktów. Rozgraniczenie między dołem i górą w skali mikro jest być może trudne do dostrzeżenia, ale w makro jak najbardziej – tym punktem przełamania >1|1< jest to czy to Ty szukasz sobie zajęcia, czy też hierarchia społeczna Cię zasysa w górę i mnoży Ci kapitał, abyś podejmował decyzję, ponieważ te decyzje przysparzają kapitału.

Co więc zrobić w takim otoczeniu – jak pokierować swoją karierą handlowca +? Ot prosty katechizm – trzeba dbać o te plusy i ciągle konfrontować je handlowo z rynkiem, trzeba na ten rynek chodzić, wystawiać się i próbować sprzedać, trzeba tak samo, jak zwykły handlowiec dzwonić, jeździć, spotykać się, budować sieć kontaktów, koneksji, wyświadczać przysługi możnym i wyzyskiwać słabych, aby budowali nam siłę. Trzeba sobie samemu zadawać kopa w d i wypełzać ze strefy komfortu, trzeba podcinać gałęzie na jakich się siedzi, aby z nich budować wyższe grzędy. I trzeba to robić rozważnie tak, aby nie spaść. Dość prosto jest to robić w cyklu, jaki opisałem na starym zarobmy.se – zasysać rezultaty kapitałowe, gdy jest koniunktura, gdy ta się łamie i zaczynają nas cisnąć do pracy za frajer natychmiast rzucać grabki i ładować się w kształcenie starając się przetrwać ten okres na bazie zgromadzonego kapitału podpieranego czym się da, byle tylko nie dokonywać podaży rezultatów na rynek (to taka forma negocjowania z rynkiem) póki wszyscy negocjują ceny w dół (wyścig do dna) i odraczają terminy zapłaty. Kształcenie w czasie dobrej koniunktury byłoby stratą owoców z tejże, a przecież to właśnie wtedy rynek zgłasza zapotrzebowanie i ludzie ruszają “zdobywać kwalifikacje” (w tłoku i złej proporcji kształcących do kształconych), podczas gdy w czasie kryzysu jest pusto a na szkolnictwo i tak brakuje w budżecie. Na sam koniec szkoły warto poterminować (choćby na poziomie subsistence) i od razu wystawiać się z nowym zestawem umiejętności na rynek badając czego takiego ten rynek chce (najczęściej co rynek chce, a co mu wystarcza, to są dwie różne sprawy). Niczym się to nie różni od ekspansji po szerokości, jak z rurociągiem wyżej wymienionym na obszary gdzie ludzie noszą wodę wiadrami. Kapitałem zaś możemy podeprzeć się poprzez nabycie środków produkcji związanych z rzemiosłem, aby podkreślać swoją pozycję negocjacyjną samodzielnego kontraktora (gdy szukamy etatu), przedsiębiorcy (gdy jesteśmy kontraktorem) – zawsze celując w zajęcie następnego kroku (aż do granicy osiągnięcia kompetencji). Ponieważ cykle gospodarcze będą regularnie spychać cały rynek ze skały, to najpewniej będziemy zmuszeni umocować swoje kompetencje po całej szerokości potrzebnej do wytworzenia przedsiębiorstwa, aby nie dać się zepchnąć żadnym sposobem (i wejść na wyższy poziom gdzie jednak spychają sposobem, jakiego jeszcze nie opanowaliśmy – rozpoznamy go w boju i opanujemy również ^^). Często to nie jakieś braki we własnym rzemiośle czy handlowej operatywności będą odpowiadały za to, że wraz z okolicznym tłumem zlecimy za krawędź, czy też z całym blokiem skalnym – branżą pofruniemy w topiel. Ale trzeba z tego wyciągać wnioski i zmieniać geografię z takiej, w której nie rośnie na taką, w której grupa trzymająca się z dala od durni nie daje się spychać ze skały przez wiele sezonów – jeśli są tam stare rody & stary kapitał to znaczy, że jakoś się nie dali. Lepiej w City być podnóżkiem niż w bantustanie ministrem – czego przykłady mamy z praktyki dostarczane hurtem i nawet Schroeder pilnuje biurka w Gazpromie.

Jeśli te plusy porozkładamy po szerokości (kompetencji), to może nam wyniknąć firma o bardzo dużej elastyczności, jeśli zaś zaczniemy je spinać w piramidy, to ponownie narażamy się na specjalizację, ale już w korzystniejszych (bo skonsolidowanych $ds). Pozostaje kwestia czego takiego potrzebuje rynek – im częściej na ten rynek pchamy się z ofertą “czym możemy służyć”, tym częściej będziemy mogli wprowadzać korekty, ale im większe jest przedsiębiorstwo, (którego z kompetencjami, których przecież nie zmienimy, tworzymy – buildu się nie zmieni żadnym cheatem) tym większą ma ono bezwładność i robi to co robi coraz mniej mogąc zmieniać kierunek. Trzeba się więc na pewnym etapie (i to następuje już pomiędzy 25 a 40 rokiem życia) zdecydować czy idziemy w end game (zarządzanie) czy też chcemy mieć twarde oparcie w hardskills ryzykując, że zmiany technologiczne mogą nas zmyć razem z całą branżą w jakiejś perspektywie i to w czasie kiedy będziemy mieli już trudność ze zmianą buildu. W rezultacie rozstrzygania takich dylematów gospodarka istnieje na pewnym zachowawczym pułapie – zachowuje zdolność do zmiany kierunków, dysponując olbrzymią kadrą niespecjalizowanych (lub nisko specjalizowanych) softskillowców, zdolnych zmieniać kierunki, włóczonych za starszymi hardskillowcami, specjalistów w młodym wieku, jeśli starzy hardskillowcy wraz ze swoimi branżami wymierają. Jednak to nie oni wytwarzają nowe branże, nowe rynki i nowe obszary działalności – tym zajmują się ludzie których zdolności intelektualne do przyswajania nowej wiedzy, operowania administracją, strukturami ludzi, biurokracją oraz twardymi umiejętnościami znacznie wykraczają poza to, co uważamy za normalne. Ci ludzie nie mają żadnych aspektów życia poza karierą, a w okolicach trzydziestki mają na liczniku ponad sto tysięcy roboczogodzin włożonych w pracę i naukę, mogąc do końca kariery wycisnąć jeszcze ze dwa razy tyle. Przeciętny biały człowiek nam współczesny wyciąga około czterdziestu tysięcy roboczogodzin przez całe swoje życie, Azjaci dochodzą do pięćdziesięciu tysięcy, ale mają krzywą rozkładu bardziej nasyconą wynikami średnimi – czyli ich gospodarki są niezwykle produktywne na poziomie już wdrożonym oraz przy odpowiednich algorytmach (rozwój małymi krokami) są zdolne rozwijać się szybciej od zachodnich. Inną sprawą są standardy wysiłku, jakie tacy ludzie narzucają swojemu otoczeniu – nie bez powodu Alexandra zamordowano w młodym wieku, dopiero się rozkręcał ^^.

Schemat z tego wynika dość oczywisty – ruszamy na rynek w młodym wieku i dowiadujemy się czego on chce (mamy to w nosie) i zastanawiamy się czego będzie chciał za pięć lat – tego się uczymy asap i wychodzimy z ofertą jako dodatek do handlu. Dodajemy do tego szczyptę kapitału w narzędzia, żeby to jakoś wyglądało i przy odrobinie szczęścia (koniunktura jest ważna a rodzimy się, kiedy się rodzimy i dorastamy w wyniku tej daty) uda nam się wydłubać jaki kit z okien. Handlowcy mają przy tym szybszą ekspansję (i większe ryzyka) – rzemieślnicy mniejsze ryzyka lokalne, ale długoterminowo spore. Żremy aż żreć przestanie i wtedy przechodzimy do kształcenia, potem z powrotem na rynek, szczypta kapitału, aby to wyglądało i już będąc wstrzelonymi (bo to drugi cykl) grabimy pod siebie tak, aby kolejną przerwę móc zagrać bardziej z kapitału i organizacji, a mniej z nowych umiejętności, (bo to będzie już trzeci albo czwarty “+”, o ile drugi podwaja pierwszy, to piąty dodaje tylko 25% całości) ale bez prób budowy czegoś stałego. Jeśli pierwszą zorganizowaną firmę z pracownikami uda Wam się utrzymać przez pół roku (w czasie sezonu na górce koniunktury) to i tak będzie kozacko, jeśli za drugim podejściem będzie to dwa lata – pozostaje gratulować. Na nowe czasy trzeba opanować zdolność szybkiej ekspansji oraz elastyczność w szybkim zwijaniu tego dywanu kosztów stałych, na jakim przedsiębiorstwo jest postawione.

Gdzieś w tym momencie (koło 30 najpóźniej) powstaje możliwość, aby przejść pod czyjś sztandar i będzie to niezwykle korzystne (pierwszy raz uzyskacie możliwość kilkuletniego funkcjonowania w strukturze płacącej wielokrotnie ponad subsistence i gromadzenia kapitału) – ważne jest, aby na ten moment mieć alternatywy tak, aby negocjacyjne być, jak panna na wydaniu i drogo się sprzedać (bo przecież po to idziemy na rynek jak panna do baru – aby się sprzedać, pozostaje ustalić cenę ^^). To może być pierwszy raz, kiedy będziemy chapać dużo i kiedy odcięcie nie będzie podlegało naszej decyzji (a d zaboli po upadku z wysokiego konia) – trzeba będzie wtedy szybko zwinąć dywan kosztów stałych i przeżyć okres nie tylko demolki dochodów, ale i w wyniku tego spadku we względnie ocenianej drabinie socjalnej (to pozór, ale ludzie żyją chwilą i tak oceniają, dopiero po 40tce nie mają wątpliwości, że wyprawa w bankruty jest standardem dla takiego typa), a co za tym idzie demolką całego życia. Mając już takie CV czynów jawnych i niegodnych udokumentowania można zagrać o stałe przedsiębiorstwo i jego rozbudowę (jeśli rynek ma miejsce w zakresie naszych kompetencji na wzrost od zera), można to zagrać pod przejęcie przez większych (mogą nas przeczekać i przegłodzić), można też znowu jak panna się puścić za odpowiednie błyskotki – tym razem z Babilonem. Trzecia opcja jest o tyle korzystna, że nie trzeba za dużo budować – można wejść w już funkcjonującą strukturę i się w niej wspinać, ale będzie tam najostrzejsza konkurencja (bo jest o co grać i wszyscy o tym wiedzą – po to tu przyszli się mordować czołgiem i trucizną w wojnach korytarzowych).

Chociaż model handlowca jest najkrótszą drogą na szczyt, to model z dużą liczbą “+” zapewnia dużą liczbę podparć na wypadek, gdyby jednak ścieżka kariery okazała się wyboista bądź wiodła na manowce. Dynamika charakteru zaś jaką przejawia człowiek młody, może z wiekiem ulec zmianie i nie być dość korzystna do dalszego, dość wojowniczego wstawania z kolan po kolejnej wywrotce sektora, w którym nazbierało się koneksji, dlatego że nie wszyscy w tym sektorze wstaną. Operowanie kapitałem zaś zawsze wydatnie wspiera nasze wysiłki i stanowi świadectwo poprzednich sukcesów znacznie przewyższających koszty ich osiągania (bo to, że zarabia się milion rocznie to niekoniecznie znaczy, że się go nie wydaje). Przejdźmy więc do praktyki operowania kapitałami.

CDN