Mainstream

No i jeb!

Wypadałoby coś nabazgrać. A czaję się z kilkoma tematami.

Otóż ratowanie świata zakończyło się niepowodzeniem. Pozostało się zastanowić gdzie zaszalałem poza wskaźniki, o których wiedziałem, ale postanowiłem wytłumić poczucie zagrożenia z zamiarem heroicznym.

Ponad miesiąc temu, jeszcze przed Świętem Zajączka Znoszącym Jajka reanimowane przedsiębiorstwo padło i musiałem te mrożonki^^ o wyciągnięciu kumotra za uszy z bagna porzucić. Miałem co prawda plan i nawet to wszystko zaczynało już trybić, ale miałem też limit oraz warunki oczekiwane. Aby uczynić długą historię krótką nie oszczędzając na grafomaństwie sprawa była prosta – ograniczyłem oczekiwania wobec kumotra do wyników sprzedaży i terminowego robienia dokumentacji do niej. Okazało się, że przez kilka miesięcy sprzedaż wyniosła zero. To że poprzednie realizacje (jeszcze nie za mojej kadencji) były nieukończone było z punktu widzenia reanimacji mało istotne. W momencie kiedy przez kilka miesięcy sprzedaż wynosi zero pozostaje zrobić ewaluację sprzedawcy i oddać rynkowi życząc sukcesów na nowej ścieżce kariery.

Niestety pozwoliłem sobie zbyt głęboko zejść finansując, żyrując i eksploatując własny park i stany magazynowe. Co wywołało u mnie pewne zgryzoty. Z wiekiem i doświadczeniem znoszę te zgryzoty coraz lepiej. Natychmiast zacząłem odtwarzać kontakty z kumotrami, a wiadomo że jako człowiek interesowny zawracam głowę jedynie w przypadku, kiedy jest coś do rozwiązania. Tym razem był to problem o charakterze “3r3 musi zabazować fabrykę i znaleźć sprzedawcę asap” (pamiętniki w trzeciej osobie? do czego na starość dochodzi…).

Naturalnie siłami własnymi czując że wskaźniki są złe i mogą być gorsze (zawsze mogą) rozpocząłem organizację przedsiębiorstwa awaryjnego. Ale jak zawsze idzie to powoli, to ta część na której się nie znam – trzeba jeździć i gadać z ludźmi, coś poustalać. Gdy tymczasem pełniąc przez lwią część “kariery” rolę kadry wykonawczej od naprawy zdezelowanych łańcuchów (procesów produkcji, które dziwnie straciły rentowność) mam nastawienie na działanie, a nie udziały w klubach dyskusyjnych.

Chwilę zajęło mi odszukanie w pamięci kogo mogę znać i kto mógł zachować numer do odpowiedniej osoby, bo jak to zwyczajna nie przechowuję kontaktów jeśli nie są do natychmiastowego wykorzystania. Kumotrzy dopisali zaznaczając mnie ad Hitlerum (że niby teksty zse to takie Main Kampf dla przedsiębiorców, czytałem Main Kampf i wyjątkowo licho było napisane, a logiki w tym było tyle co numeracji stron, podejrzewam że to miało przemawiać do tych no – emocji społecznych). Przyjęto mnie ciepło i plan awaryjny został zorganizowany. Przy okazji przewietrzyli mi głowę wskazując wyjątkową naiwność w mierzeniu własną miarą (że im się chce i do tego są pracowici). Stosunki międzyludzkie bolączką cywilizacji technicznej.

Lista błędów (samokrytyka):

Oceniłem sprzedawcę/przedsiębiorcę/technicznego po opowieściach z rynku na zerowych stopach i dobrej koniunkturze. Kiedy rynek przestał dowozić te warunki brzegowe okazało się, że kumotr sobie nie radzi wcale i nie ogarnia działania na rynku innym niż zna (niby skąd miałby znać), ale jako przedstawiciel pokolenia zrobił tang ping i wygaszanie, tyle że nie kosztem urzędów oraz lichych dostawców tylko akurat klientów przy niekorzystnej proporcji kapitałowej na przepychanki z nimi.

Ignorowałem wszelkie wskazania, że przedsiębiorstwo jest wygaszane i że koszty infrastrukturalne do sprzedaży nie spinają się. Przyjmowałem (naiwnie i optymistycznie), że kumotrowi się chce i skoro zobowiązał się do wykonania targetu to wykona. Tymczasem po kilku miesiącach na pozycji “sprzedaż” było zero.

Przyjąłem optymistyczne założenia proporcji kapitałowej jako 1:1 nie uwzględniając tajonych przez kumotra zobowiązań (czyli minusów w kapitale) jak i uznałem za godziwą wartość zdolność sprzedaży (niewykonaną jak się okazało). Jako wykonawczy/techniczny zawsze przeszacowuję wartość sprzedawców, ponieważ żyją na innej planecie i w moim środowisku są trudno dostępni. To bolączka jaka występuje w każdym przedsiębiorstwie technicznym. Proporcja 1:1 jest wymagana aby panowały jakieś racjonalne relacje w biznesie. Każda inna zaczyna być służebna. W momencie kiedy zrobiłem ewaluację to wyszło 1:NaN i cała koncepcja wzięła w łeb.

Wnioski:

Pilnować proporcji kapitałowej na bieżąco – częściej robić ewaluacje. No i tu powstaje kłopot albo rady nadzorczej (zawracanie d) albo bałkanizacji przedsiębiorstw (każdy sobie liczy i na bieżąco wie jakie panują stosunki, a są dynamiczne).

Rany odniesione w bitwie i przyczynki do zaprzestania działań:

Zeżarło mi nieco resursu z magazynu, tyle o ile uzupełniłem z tego co się jeszcze walało u kumotra, ale że magazyny kumotra dawno nie były uzupełniane (dostawcy coś krzywo na nas patrzyli, zjawisko do jakiego nigdy nie udało mi się doprowadzić) to pozostało jedynie zapłakać nad deficytami.

Brak serwisu maszyn był kluczowy, a do dostawców musiałem znaleźć boczne dojście i rozliczyć się samodzielnie. Ponieważ z numerów jakie uważali za firmowe nie chcieli już odbierać telefonów. Kumotr stwierdził że ma dostawców w poważaniu, no ale chodziło o serwis MOICH środków produkcji, czyli w poważaniu ma MOJE środki produkcji. Środki produkcji zostały zabezpieczone i odstawione na tang ping.

Podobny ból odczuli inni dostawcy infrastruktury (lokali, mediów). Rozwiązanie jest dość proste – jeśli kogoś nie stać na utrzymanie infrastruktury to nie musi z niej korzystać. Z mojego punktu widzenia jest to proste – sam przewiduję kiedy nie będzie wystarczającej rentowności i zaprzestaję korzystania. Co innego walnąć w rogi urzędy (i tak nic nie wytwarzają), a co innego czerpać prywatne zasoby, które można spożytkować produktywnie (ostatecznie nie pożytkować i poczekać aż rynek dowiezie ROI).

Na koniec zostają poturbowani klienci (oni by pewnie tę listę ułożyli odwrotnie), którzy wybrali oferty najtańsze (wiem bo przedyskutowałem to z innymi oferentami i klientami), a teraz wyszło im drożej. Tę kwestię omówiłem z innymi kumotrami i rzeczywiście – na rynku występuje patologia dyktatu ceny. Nie bardzo miałem z nią styczność, ponieważ byłem uczony dowozić jakość i odmawiać dostaw jeśli klienta nie stać. Najśmieszniejsze że pouczał mnie o tym regionalny szef związku zawodowego kiedy rozpocząłem działalność tłumacząc, że mam za wysokie kwalifikacje na zmieszczenie się w piramidzie etatowej, ale żebym nie psuł rynku robiąc za bezdurno, bo to etatowcom zabiorą kiedy specjaliści zaczną robić za frajer. Typ wskazał mi, że jeśli nie będzie przykładów “zdobądź kwalifikacji i idź na swoje, o tak jak ten tu” to im się zdegeneruje sens podnoszenia kwalifikacji po całości.

No i sztony, trochę zostało do odpisu. Co prawda nikt mnie z nimi nie goni, ani ja nikogo nie ganiam, ale można za to trochę poleżeć pingiem do góry.

//A dalej to już tekst rozrywkowy. Zaczepki, wynurzenia i grafomaństwo żeby wypełnić wierszówkę.//

Sytuacja zaczęła klarować się sama. Zostałem zmuszony pojeździć po krawaciarzach, nasłuchać się, naopowiadać, naczekać (bo przecież tylu ludzi musi podjąć decyzję – różnice kapitałowe pomiędzy Północą a Afryką, tam jestem małym MiŚiem, a w Afryce już jednak nie bałdzo). Przy okazji kumotr zaprosił na imprezę z okazji starości. Zadziwiające zjawisko, że ludzie wierzący iż po śmierci czeka ich lepsze życie winszują jubilatom jak najdłuższy wyrok na tym nie najlepszym ze światów zamiast odliczać świeczki do końca. Impreza była wyjątkowo ciekawa (jakoś muszę rozkręcić nudny tekst o tabelkach z exela). A że nie przywiozłem do kraju innych ciuchów niż robocze pojawiłem się na bankiecie tak jak ostatnio na zjeździe kumotrów – w butach udających cywilne i takim odzieniu. Prawdopodobnie nie przewidywałem bankietów. Ale skoro można do muchy założyć koszulę z guzikami na wierzchu nie ma się co sromać na bluzy z kaputrem^^

Wdałem się w ciekawą dyskusję o stylistyce tekstów na zse i to jest coś do objaśnienia. Choć czytelnikom zapewne nie trzeba nic tłumaczyć, gdyż grupa odbiorców jest oczywista. Zdania wielokrotnie złożone, długie, rozbudowane i dziwacznie ustawioną interpunkcją mają zrozumiałe źródło. Język naturalny (jakim posługujemy się w większości) ma składnię:

{warunek() funkcja() dalsze zagnieżdżenie warunków i funkcji;}{kolejne równoważne}

i jeśli gdzieś pojawia się głupi wyraz (niesłownikowy) typu biurwa czy wrzucę imię z gatunku Sneer to jest to odwołanie do skryptu – paczki informacji oraz wniosków. Podobnie są konstruowane teksty po chińsku gdzie odwołanie do historii lub bohatera jest skrótem myślowym, hipertekstem wskazującym na proces wnioskowania o danym rozwiązaniu. Przyjmujemy że czytelnik (z definicji, bo czytelnik) jest oczytany. A jak nie jest to sam sobie winien.

Wtrącanie w niespodziewanych miejscach przecinków nakłada celowe wątpliwości dla interpretera wynikające ze starodawnego pytania (jak jeszcze AI nie było modne):

Ala zobaczyła rower przed sklepem. Bardzo chciała go mieć.

-Ala chciała mieć sklep czy rower?

Wiem że to banalne pytanie, ale przypisując do tokenów wartościowanie była to bolączka na pierwszych etapach budowy algorytmów do interpretowania tekstów. Problemu nigdy nie rozwiązano – przyjęto, że skoro statystycznie więcej wyników od żywych użytkowników kieruje się na rower to AI ma taki rozkład wag mieć przypisany i basta. No ale może jednak chodziło o sklep?^^

Tutaj powołam się na wybitnego przywódcę cechów uprawiających występek w charakterze rzemiosła – jego ekscelencję Złego Vlada. Otóż typ wyjaśnił wprost co jest potrzebne do funkcjonowania demokratury w .ru punkt po punkcie. To była lista rowerów przeszkadzających w posiadaniu sklepu z paliwem. A Vlad bardzo chciał go mieć^^

Kolejna sprawa to wykonanie warunków. Mamy tego trochę, zazwyczaj zapisywanych podobnie jako &&, ||, przesunięcia >> i inne podobne. Opisują one relacje logiczne pomiędzy warunkami oraz przemieszczenia w obrębie pakietu (albo i poza domenę^^). Tyle że ich realizacja w rzeczywistości zależy od architektury hardłeru. Zarówno kolejność sprawdzania warunków jak i ich odrzucania. Dinozaury wiedzą, że kiedyś było to przyczyną pewnej problematyki przenoszenia pomiędzy platformami, kiedy z konieczności ograniczaliśmy się bezpośrednio do poleceń procesora i operacjach w ramie na żywca. Dziś poza plc w zasadzie nie stosuje się logiki tego poziomu (no chyba że ktoś grzebie w shaderach, ale tam to też jest w wydzielonym środowisku przez gumę, a nie na żywca, choć więcej wolno) więc problem nie jest intuicyjny. Ale co niektórzy się orientują, że na pewnych etapach w różnych ide or i || nie są dokładnie tym samym. Później jest dodawana łata i już są, no ale po coś jest historia zmian i różne kwiatki z tego wychodzą dla klepactwa ze starszych wersji ide. W tekstach na zse nie jest ujawnione jak to sobie połączyć, ale czytelnicy wiedzą, że zestaw warunków w długim zdaniu złożonym można połączyć na wiele sposobów i słuszne pada podejrzenie, że przynajmniej kilka z nich prowadzi do zestawu wniosków jakie trzeba wrzucić w obsługę wyjątku. Wskazują one celowo na wykrzaczenie się pewnych konstrukcji z domeny. Bramki logiczne nie tylko można połączyć na wiele sposobów, ale też uruchomić w przedziwnej kolejności. Urzędy robią tak samo. A z niusów dowiadujemy się o garstce spraw, w których ktoś z ekstrawertycznej potrzeby zakłócił pieniądzom to co lubią.

Mamy też pewne zestawy warunków, które jak zagmatwane by nie były mają rozwiązania wymuszone. I w zasadzie nie ma sensu ich analizować, gdyż jedyny możliwy wynik jaki wejdzie do rejestru i tak nie ma związku z funkcjami w bloku. Przeskakiwanie nad takimi śmieciami jest dla kodoklepców oczywiste. Po to mamy korekty błędów, obsługi wyjątków. Ma to związek z wesołą dyskusją po kilku butelkach, kiedy padła kwestia “dlaczego na forum zse nie ma samic, a na zjazdach śladowo”. No cóż. Naturalnie aby chronić kobiety przed żądzami stada samców^^ W wesołej dyskusji podniesiona została jednak kwestia czy na pewno to pożądanie występuje, bo czy może wystąpić warunek, że nie wystąpi? Otóż nie jest to możliwe i jest to warunek wymuszony w pętli. Jeśli na zjazd zse przyjeżdża samica to jest oczywistym iż przywiózł ją samiec. Czy może więc wystąpić warunek !pożądliwości wobec samicy w zbiorze samców? Jest to pytanie bez znaczenia, ponieważ przynajmniej jeden samiec (ten który brankę dowiózł) pożądliwym być wobec niej musi, gdyż inaczej rozgniewana samica dopiero da mu do wiwatu. Można więc uogólnić, że w zbiorze samców warunek został spełniony bez względu na jakiekolwiek okoliczności, a wynika z samego faktu, iż żadna zdrowo myśląca samica nie przegryzie się przez porytą logikę jaką tu się posługujemy (gdyż z punktu widzenia samicy jest to sposób pozyskiwania zasobów daleki od optymalnego jakimi dysponuje), więc jedynym źródłem jej obecności może być samiec, który ją przywiezie. Ale że było to o piątej rano po kilku butelkach to nie wiem kto i jakie wnioski wyciągnął z przeprowadzonego dowodu bo już świtało i czas najwyższy był zasnąć.

Jednak takie rozwiązania przymusowe, jako niezależne od chciejstwa i rozległości zbioru są często stosowane w dyskusjach na forum. Dyskusje są o niczym, ponieważ i tak wszyscy znają rozwiązanie, ale ciekawy jest przebieg wszystkich funkcji starających prowadzić się do wyniku innego niż ten, który i tak nadpisze pętla od obsługi wyjątku. Ponieważ te wszystkie inne wątki mają czasem potencjał, aby je wyzyskać.

Wczesnym rankiem po południu przy kolejnych butelkach postarałem się bezskutecznie podbić dyskusję o wyższości hiluxa nad raptorem, ale niestety możliwość mocowania na pojeździe środków represji nie została podjęta. Dyskutantów interesowały jedynie wodotryski niezwiązane z konstrukcją pojazdu.

Dzik zaś był epicki, choć trzeba było się uwijać i kiedy wreszcie namówiłem @blacha żeby jednak tego dzika też sprawdził to zostały do oskrobywania żeberka.

A teraz czeka mnie kolejne jeżdżenie, uzgadnianie i podawanie łapy. Paskudna jest robota w działach nietechnicznych.