Mainstream

Ścieżkami entropii

Widzę że temat chwycił i się rozkręcił w dyskusji. To wypada streścić i tę część, która tak wielu frapuje. O algorytmach, o granicach continuum. I o bolączkach przedsiębiorcy w rozpadającym się wannabe totalitaryzmie.

Zacznijmy od tego totalitaryzmu, którym straszą gadające głowy, że nie będzie prywatności, gotówki, wszystkim dadzą ubi i pozabierają zaczarowane, perskie dywany. Przypomnę prezentowany przez @gruby wzór na ujemne stopy procentowe. Zaproponowałem wtedy (to było rok temu i miesiąc) wprowadzenie zera i arytmetyka poszła się kochać. Jak kumotrzy zauważają do zera globalnie nie doszliśmy – stopy już rosną. Są szurskie teorie że jedni będą mieli takie stopy, a inni owakie, ale to nic nowego. Przecież to rączka rączce zawsze udzielała kredytu i dostawali wybrani, a dla reszty jakie by stopy nie były to kredytu nie było po tej cenie, był do wyboru mały i tak drogi/tak zabezpieczony że w zasadzie nie było o co się kopać. Przypomnę że banki za przemian ustrojowych pozakładali sekretarze wojewódzcy (nawet jeśli per procura) z dnia na dzień zyskując klientów instytucjonalnych, bo decydowali w tych instytucjach razem z towarzyszami. Później była wycinka konkurencją, ale wyłącznie banki z tej puli przetrwały do dziś – innych nie ma. Jakoś nie wyrosły. Obecnie niby te banki mają nas brać za mordy i penetrować. Taka jest narracja u wolnościowych głosicieli upadku. Tymczasem w przedsiębiorstwach banki do tego czasu tak nam nadojadły mając nic do zaoferowania, że obrót od kilku lat (i to w krajach gdzie cashless napiera mocniej niż w Polin) leci w gotówce. Nawet jak wprowadzono ograniczenia nikt się tym zamordyzmem szczególnie nie przejął bo z dnia na dzień zaczęto się rozliczać w gotówce obcej. Wtedy instytucje cofnęły się nieco z cashlessem, ale nic im to nie pomogło, bo działalność bankowa nie jest oparta na przymusie tylko na zaufaniu. Ciężko przymusić do zaufania. Raz utracone nie może być odzyskane. Przedsiębiorcy błyskawicznie zorganizowali sobie samopomocowe struktury rozliczeniowe, a nie robili tego od zera gdyż różne takie wały na stanie majątkowym spółek w ramach własnych sieci robiły i pozostało tylko poszerzyć krąg zainteresowanych (co i tak wcześniej robili). Poszło gładko. To czego próbowano instytucjonalnie to było właśnie przetestowanie granicy continuum bojem i okazało się że dalej nie ma ciągłości. To nie jest tak że można sobie ekstrapolować liniowo pewne trendy w nieskończoność. Ich nie można ekstrapolować nawet poza widełki gospodarcze. W tym wypadku podjęto próbę i cofnięcie się nic już nie dało – osiągnięcie punktu bez kontynuacji w danym kierunku skutkuje znalezieniem się w punkcie, gdzie kontynuacji nie ma nawet w drugą stronę. W żadną stronę. To nie jest tak, że geometrycznie kropla woda ma osobliwość i asymptotycznie nigdy się nie kończy. Jak ktoś takiego eksperymentu próbuje to widzi że kropla wody się jak najbardziej oddziela i do góry już nie poleci się przykleić. Gdyż składa się z mniejszych jednostek, dla których żadnej osobliwości w generalizowanej asymptocie geometrii całości nie ma.

Oczywiście nasuwa się kumotrom generalizacja “wszystkie kraje porzucą gotówkę”. No to najpierw muszą dotrzeć do punktu, w którym zintegrują cały obrót elektronicznie (co już wiemy nie jest możliwe – przeprowadzono eksperyment, ale jak wiadomo przeprowadzenie komunizmu raz nie wystarcza = ludzie będą próbować odczłowieczenia). A jak dobrze wiemy banki koncentrują obrót wewnątrz na wyłącznie jeden znany naturze przypadek – tranzycję walutową kiedy trzeba możliwie dużo hajsu przewalutować bo się clearing rypnął. Przypadek Cypru jest dobry, przypadek Grecji był ryzykowny, obecnie na kursie są Włochy i Hiszpania. KE coś tam marudzi, że ostatnio zbyt wiele “prawicy” wygrywa wybory w tej całej EU i trzeba coś z tym zrobić. No niech tylko zaczną majstrować przy clearingu i zaraz się euro sypnie. To że w se “naziści” nie mają w ręku straszaka walutowego bo mają własną walutę to akurat kwestia bezbolesna. Ale lira już pewną groźbą jest, a za nią drachma i peseta. Nic to szczególnego jeśli kumotrzy są zorientowani w przelewach zagranicznych do Włoch, które od jakiegoś czasu wykazują się istotną upierdliwością zaświadczenia o niebyciu wielbłądem. Dlatego rozliczenia z włoskimi firmami międzynarodowo prowadzone są w gotówce.

A jeśli już dochodzimy do punktu, w którym istnieją takie ilości gotówki w obrocie to trafiamy w bardzo nieciekawe towarzystwo biznesu na gotówce opartego, z którym to niby cały ten cashless miał walczyć (tak miał nabazgrane na sztandarach). No to ten biznes teraz kwitnie, to dla nich jak wprowadzenie prohibicji. Normalny biznes nigdy by się z tymi ludźmi nie poznał (przepaść socjoekonomiczna), ale ustrój zmusił do ustalenia relacji. To że ja, Sarmata musiałem otrzeć się per procura o jakiś Somalijczyków, którzy są utrapieniem dla ogrodzenia (z drutem tnącym) jest krzywdą jaką mi zaordynowano instytucjonalnie. Kontakt z obcą acywilizacją, bezmyślnością osobliwą, brakiem procesów korowych innych niż bezpośrednie zastosowanie środka przymusu w celu przeprowadzenia normalnej wymiany. Nie chcę, ale nie muszę i mogę tang-ping.

Przejdźmy do tego co mnie boli. Przedsiębiorstwa zaczęły rozliczać się kanałami bocznymi. Dla księgowości korpory kiedy prowadził to bank (i nie pilnował) wszystko było w porządku. Ale od kiedy banki dostały prikaz żeby pilnować i meldować trzeba było część tego obrotu ładnie zapakować (w podkładki i doliczyć za nie marżę), a resztę wyprowadzić. Z korpory wyprowadza się materiały “po korzystnych cenach” dlatego, że one je mają po kursie “wewnętrznym” – nigdy nie dostanę takich stawek na materiały do produkcji, a im więcej jest na tych materiałach bibuły z pieczątkami tym droższa jest ona na rynku. Ale w rozliczeniach wewnętrznych koncernu dalej leci to po stawce wewnętrznej. Z drugiej strony korpora po tych samych stawkach wewnętrznych ma od opieczątkowanych dostawców różne duperele mnożnikiem droższe od stawek jakie na rynku mają MiŚie. Rzucę jakimiś przykładami – narzędzia do skrawania, podzespoły do instalacji, podzespoły elektryki, elektromechaniki, optyki korpora kupuje od x2 zaczynając, a takie bzdety jak materiały ścierne x6 kończąc. Fakt – część z tych materiałów jest bardzo fajna i na rynku za normalne pieniądze niedostępna, ale akurat mało potrzebna, większość to zupełnie normalne środki pracy. Z drugiej strony wsad (staliwa, stale specjalne) korpora albo ma sporo taniej (bo kupuje hurt) albo w ogóle ma (materiały z obrotu pod pieczątką, gdzie normalny przedsiębiorca za samo zgłoszenie się do obrotu miałby wjazd trzyliterówki, a w korporze jako cel zakupu “na co” wpisywane jest “na uj” i nikt się nie czepi gdyż swoich się trzyliterówki nie czepiają). A już takie rzeczy, które korpora sama sobie wytwarza (gazy techniczne) są tam za 1/5 stawki rynkowej a bywa i lepiej. W zasadzie prąd i gaz to oni mają chyba za darmo bo jak sami sobie w łańcuchu robią to nie ma tam transakcji wymagających marży i nikt w takim kombinacie nie wie ile to tak naprawdę kosztuje. Do tego z korpory można wyprowadzić towary i usługi – jak już wspominałem w MiŚiu można się czepić że w stosunku do produktu na wyjściu nie zgadza się zużycie wsadu, tak w Polin były niszczone firmy włókiennicze, tkalnie, przędzalnie i szwalnie. Produkcja w żelazie też jest w takiej skali do ogarnięcia, przecież jako szef produkcji doskonale jestem zorientowany co poszło na fuchę tylko wiem ile tego musi pójść, żeby nie było gorzej. Ale spróbujcie dojść do tego po wuzetkach korpory, gdzie jest przecież tabun praktykantów ze szkoły i oni tam “ćwiczą” więc materiały zużywają, a zużycie można sobie wpisać jakie się komu podoba bo nikt tego nie sprawdzi (już im tam akurat damy za dużo zmarnować – terefere, uczeń jest od ciężkiej roboty bo młody). Mamy więc mętną wodę, rybę posmarowaną (wszak wszystko rozliczamy, no ale jak banki nie chcą jawnie to rozliczamy z boku) i wszyscy zadowoleni.

Korpora ma też dziwaczne zachcianki z powodu banków. Na przykład takie, że ich poziom kredytowania jest związany z księgowaniem jako stanu posiadania wsadu mielonego przez produkcję. Oczywiście pod takim pretekstem, że coś wsadziliśmy, przydzielono do tego zasób pracy, materiału etc i to już tam kiełkuje jako produkt, więc pod wykonane etapy możemy się już kredytować. Podpowiem, że w IT jest ten sam system księgowania i nienapisany jeszcze program już pozwala się kredytować – wszystko zgodnie z lewem. Dla kumotrów jest to oczywisty żart, bo czy program czy produkt dojdzie do skutku i trafi do klienta który zapłaci to są takie fatamorgany innego etapu. Ale póki buchalteria jest prowadzona w czasie produkcji to teoretycznie mamy coś na półkach (kod mamy naklepany na magazynie? Nie sugerujemy zmiany dilera? może pół dawki?). Mamy więc całą masę biurwy od klepania “postępu” w system księgowy, który to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i najczęściej robi się wszystko na ostatnią chwilę, choć przez miesiące były wykazywane postępy. Póki zasilanie jest to można cuda na boku zdziałać. Ale tak zalewarowany system ma punkt w którym continuum brakuje. W czasie prosperity robione jest to w ten sposób, że korpora “zdobywa” zamówienie na jakiś wihajster, dłubie się go skrzętnie parą w gwizdek (no i ktoś to musi zorganizować, nie za darmo przecież), w tym czasie używa na kredycie (przy zerowej stopie) z czego robi zisk, a później cały ten miś sobie zgnije i nikt o nic nie zapyta, na stanowiskach porobi się roszady, winnych nie ma, klient się nie czepia, MiŚ co wihajster produkował (po absurdalnej stawce) zarobił i wszyscy zadowoleni. Cała ta produkcja była dla picu, a celem była podróż w czasie – dodruk już wydany, teraz mogą rosnąć ceny.

Ale (zawsze jest…) w takiej sytuacji jestem zmuszony do prowadzenia banku (bo normalne się zbiesiły). Czyli muszę te przepływy z korporą kredytować, muszę kredytować i rozliczać przepływy pomiędzy zaangażowanymi MiŚiami, muszę świecić oczami pomiędzy stronami jak sobie pożyczają, przypilnować spłat, muszę rozpisać co kto komu i ile winien (i tak rozliczą się w usługach, towarze etc, a gotówki to tam jest tylko na zalepienie drobnej różnicy) pod jaką datą. Z tego tylko głupiego powodu, że ktoś na górze chciał wprowadzić zamordyzm przedsiębiorcy szukają innego źródła zaufania niepublicznego, które to wszystko zepnie i nie będzie w kulki leciało. Do tego stopnia, że nawet nie można się spokojnie z takiego systiema wypiąć, ponieważ zbudowane zostało wieloletnie zaufanie jak do banku, że nikt nie miał zastrzeżeń do rozliczeń. A zakres usług cały czas był przez klientów poszerzany kolejnymi widzimisiami. Prowadzenie banku na ponad stuprocentowej rezerwie i kredytowanie wszystkim wszystkiego, trzymanie stanów magazynowych oraz pilnowanie żeby się o poślizgi między sobą nie pożarli jest wyjątkowym utrapieniem i wcale mnie nie dziwi że usługi bankowe nie są za frajer prowadzone. Tyle że nie pisałem się na prowadzenie takiego przedsięwzięcia. To lud sponiewierany przez instytucje odnalazł sobie instytucję alternatywną we mnie. Skaranie z nimi. A jeszcze trzeba się pomiędzy stronami spowiadać (tak jak normalny bank) z ich wzajemnej sytuacji, przewidywań i kierunku działań. Wcale mnie nie dziwi że banki to wywiadownie gospodarcze – często wiem o stanie obecnym & przyszłym stron więcej niż ich działy analiz. Czy homo rzekomo sapiens nie mogą przywrócić do porządku instytucji publicznych tylko mnie muszą głowę zawracać?

Ponarzekałem sobie – a @nomad musiał zająć się działalnością dobroczynną i opieką socjalną bo to też wykolejone. Dublujemy niewydolne instytucje.

Pomęczmy te słynne algorytmy co to miały za nas coś robić. Zwracam uwagę, że systemy wsparcia decyzyjnego nie służą temu aby podejmować decyzje, tylko je wskazywać do oceny. Systemy dozorowe (tak jak ta słynna księgowość online) owszem mamy, ale wprowadziliśmy je w przedsiębiorstwach gdzie wytwarzamy przedmioty o takiej istotności (i wartości), że nikogo nie boli koszt utrzymania w przedsiębiorstwie stada sigm, które byle czego nie jedzą. Mamy taki obrót w energetyce, w lotnictwie etc. Tyle że tam wysycenie korelacją na metr kwadratowy jest wyłożone grubszym banknotem. Tam każdy myśli z natury i orientuje się po szerokości w aspektach wymagań, ryzyk i problemów wejścia i wyjścia każdego duperela jaki wprowadza do systemu po jego wytworzeniu, zmierzeniu i otagowaniu. Ludzie którzy to robią robili to bez tych systemów wsparcia i wprowadzili je żeby sobie ułatwić pracę (z opcją na wolumen), ale udało się to wyłącznie dlatego, że z własnej ciekawości i tak zapisywali rezultaty, a system jedynie je integruje. Dla 2-3 sigmy prowadzenie rejestru własnej pracy nie jest obciążeniem, robi to z własnej ciekawości. Jakby jeszcze nie wynaleziono pisma też by sobie taka banda poradziła gdyż ich zdolności korelacyjne zapewniają dość przepastną (w porównaniu do średniej w populacji) pamięć roboczą. Z tego punktu widzenia system wsparcia jest kwiatkiem do kożucha, ale kożuch jest wygodny.

Próba sklonowania takiego erp do produkcji, gdzie myślenie boli, pamięć kończy się w piątunio, a pytanie “co robiłeś wczoraj?” napotyka wysiłek intelektualny. Byłem tym zjawiskiem zdziwiony i podjąłem wiele prób (tym bardziej że produkcja na takim poziomie jest o wiele prostsza niż w R&D) aby wprowadzić tym ludziom ułatwienia (dokładnie takie, jakie każdy nerd bredzący o algorytmach wprowadza – mechanizacja, automatyzacja) i odbiłem się od ściany. Ta ściana sprowadza się do banalnej kwestii, że samo obsługiwanie systemu gdzie trzeba coś zeskanować i przeczytać jest takim obciążeniem dla przeciętnego homo sapcia, że pożera ich moc roboczą. Ci ludzie są bardziej obciążeni wysiłkiem intelektualnym “przeczytaj, zrozum, wprowadź” niż samą pracą (w cokolwiek siermiężnych warunkach). Wszelkie dumanie, że dane wprowadzane do systemu (nawet w sposób zautomatyzowany, bo źle otagują) będą w pełni poprawne to mrzonki. A jeszcze mi zeznano co się dzieje w firmach na innych kontynentach gdzie podjęto wysiłek wprowadzenia takich systemów. Tam to dopiero pozostaje skoczyć na główkę z parteru licząc na łaskę z niebios iż nie trzeba się będzie więcej męczyć.

Algorytmy nie leżą na korelacji danych. One się wykładają już na wprowadzaniu danych. I nie – nie można wydzielić dość przytomnych biurew do kontroli kontroli aby to ogarnąć w sposób ekonomicznie zasadny, bo w krajach rozwiniętych, którym nie przeszkadzano, a przodują w punktach na rozwiązywanie sudoku o kilka punktów realizowano tę bajkę wcześniej. Nie udało się i na zajęciach z organizacji produkcji jest wskazane jak się nie udało, co wynikła i gdzie bolało. Na tej podstawie dostosowano metody oraz cele kształcenia, żeby nie trzeba tego więcej próbować. Mimo to próbują. A chaos wprowadzany przez widzimisie nierozumiejących zagadnienia dyletantów skutkuje albo rozpadem przedsiębiorstw, ale (w dobie koniunktury) wsadzaniem na działy szefów MiŚiów, którzy równolegle do systemu wsparcia, korzystając z pamięci roboczej i tak sobie ogarną cały system magazynowy, obrót dokumentacją i postępami pracy (oraz nadzorem jakości) równolegle, bez udziału skomputeryzowanej biurwokracji, gdzie homo sapaki i tak wpiszą kilka bzdur dziennie. Biurwy później latają jak z pieprzem próbując rozwikłać takie zagadki “co się stało że się ZeSRRr”, a odpowiedzi jak do tego doszło i tak uzyskują w systemie równoległym, bo ten wsparcia co prawda wskazuje niezgodności, ale po wyeliminowaniu przyczyn dających się wyeliminować mikrozarządzaniem ujawniają się błędy mogące powstać na wejściu u samej biurwy, a tam to już wolumen.

Naturalnie potrafimy te algorytmy ogłupić wklepywaniem tam prawdy, samej prawdy i tylko prawdy takiej jaka nam pasuje, dzięki czemu nie wzbudza się czujności. Ale żeby ujawnić bezskuteczność masowego zastosowania takiego aparatu wystarczy pozwolić na wdrożenie. Na moich oczach zarzynano firmy, gdzie zmuszono pracowników do wprowadzania umiejscowienia w magazynie i pracownikom magazynu wklepywanie tego zgodnie z ukazem zajmowało połowę czasu pracy. Jak ich jeszcze było dwóch pamiętających cały magazyn to nie miało to znaczenia, bo i tak wiedzieli co gdzie jest, a system wsparcia był kwiatkiem do kożucha. Ale kiedy wymieniono tych pracowników na tęższe gołębie i powiększono magazyn mnożnikiem to szybko doszło do sytuacji gdzie system wzbudzał rewizje magazynu bo ciągle coś się nie zgadzało, a to oznacza (w samym systemie magazynowym), że nie zgadzają się przynajmniej dwie pozycje. Mówimy tu wyłącznie o odkładaniu rzeczy na półkę i zapisaniu półki. Była koncepcja żeby to wszystkiego kleić rfid, ale w produkcji masowej na wejściu wiele gratów jest tańszych od rfida (później nabiorą wartość) i księgowy to puści pod widelcem, ale później pierwszy wyskoczy przez okno jak przyjdą rachunki i ktoś wymyśli aby przeprowadzić analizę kosztów.

Tutaj boli mnie taka kwestia, że na samym końcu ostatnia sprawna wersja systemu to MiŚ, gdzie szef i tak bazuje na pamięci roboczej. Wie co wchodzi na produkcję, co ma z tego wyjść, na jakim jest etapie i gdzie to leży na magazynie. Doklejanie do tego algorytmu to kwiatek do kożucha. Ale kożuch można dociążyć zmuszając przedsiębiorcę do prowadzenia kretyńskiej księgowości oraz innych operacji zbędnych w procesie dostarczania dobra. Owszem – władzuchna sobie wymyśla że “kto sobie nie radzi nie powinien tego robić” tylko jakoś później brakuje samych produktów i wszystkie działania poboczne tracą na znaczeniu, a korpora sama te MiŚie wciąga, żeby je ozłocić i ze zbędnej roboty odciążyć na potęgę fałszując te raporty, bo przecież dane rzeczywiste to dwie pozycje: ile kasy weszło, a ile wyszło.

Tak to właśnie wygląda nasz totalitaryzm na algorytmach. Przełączanie pracy zbędnej na przymus korzystania z “pieniądza” elektronicznego nikogo nie boli. Tak czy tak jest to zbędne. Ale próba wymuszania tego na podaży dóbr (która sobie ukonstytuowała instytucje) i hakowanie instytucji do tego potrzebnych żeby realizować patologiczne wizje kontroli (nie wiadomo czego, bo jak podaż zanika to kontroli dystrybucji czego?) powoduje jedynie wytworzenie instytucji alternatywnych przez te same źródła konstytuujące poprzednie (już zhakowane). Demolowanie tego środowiska powoduje jedynie struganie koła na nowo, kiedy popsute instytucje musimy sobie zbudować nowe, na boku. I nie że budujemy je celowo bo mamy jakąś agendę niby durni socjaliści. Nie – to wygląda w taki sposób, że ludzie sami przychodzą do kogoś kogo podejrzewają o zdolność do korelacji, żeby im wymyślił jak coś zbudować, bo poprzednie wandale popsuli. Część kumotrów przedsiębiorców pyta jak hakować mijający system (w to się bawiliśmy jak tam było codo wyjęcia i tyle kurzu, że nikt za to nie ganiał), część jak funkcjonować w obecnym (problemy jakie stwarza biurwa są od czapy – udzielam odpowiedzi o zabezpieczeniach biznesu jakie stosował czarny rynek, a oni obracają zupełnie normalnym towarem). Część już sobie jedną nóżką wyszła i ma własny. Poważnym kłopotem jest zapotrzebowanie na instytucje gotowe do działania. Bo przecież zgłaszają się też “przedsiębiorstwa” funkcjonujące na występku, które chcą mieć to czy tamto na legalu, a w zamian proponują towary & usługi do tej pory pozostające poza perspektywami biznesowymi. Dokładnie taka sama sytuacja w jakiej była Partia gdy zaczęli się do niej zgłaszać zbójcy oferujący budować aparat przemocy. Na przemocy to oni z całą pewnością się znają, ale po kiego mi aparat złożony z bandy durni, którzy jedyne co potrafią to kraść, stręczyć, odurzać i łby ukręcać? Partia sobie na to pytanie kiedyś odpowiedziała i same z tego były nieszczęścia. Rozumiem, że zapotrzebowanie na bezpieczeństwo magazynów nie jest realizowane przez instytucje publiczne do tego powołane. Rozumiem że korpory zlecają to MiŚiom wysyconym łobuzami. Ale kiedy do pilnowania porządku na ulicach na ochotnika zgłaszają się zbójcy, bo już nawet im doskwiera brak policji i chcą organizować milicję to trochę z tym budowaniem NGZ państewko przesadziło. Jeszcze może partie polityczne mam organizować?

Kiedy czytacie ten artykuł mam już na szczęście wszystko w głębokim poważaniu, pojechałem się izolować w terenie niedostępnym aby wytwarzać blaszki z dziurką. Zupełnie mnie nie ciekawi jak sobie za płotem zorganizujecie rozrachunek, jak sobie zapewnicie bezpieczeństwo na ulicach i w ogóle mam tang-ping na problemy jakimi trapią mnie tubylcy w przodującym postępactwie. Jak już podepnę łączność to odpowiem na komentarze. A jak mi się spodoba jaka chata w chaszczach obok gawry dźwiedzia to przytargam jeszcze talerz i niech sobie tną światłowody na dnie oceanu. Mi i tak teraz hula po satelicie. Agregat mam po remoncie. Koszty obciąłem do żywego mięsa (więc przedsiębiorstwa zależne idą w …).