Mainstream

To nie jest popsute – to jest tak skonstruowane

Jesteście w ostatnim czasie faszerowani propagandą jakoby w Kalifacie Północy było coś nie tak, jakieś bomby, imigranci? Temat mnie zaprzątnął gdyż wielu znajomych zaczęło mi zatruwać kanały komunikacji pytając co się tam odjaniepawla. Otóż nic szczególnego. Owszem – nie jest to terytorium wolne od problemów, strzelaniny na ulicach nieco się zmilitaryzowały, jest w użyciu broń automatyczna i granaty. Od czasu do czasu ktoś komuś podłoży kabooma. Po przeżyciu lat 90tych w Polin nie uważam tego za coś osobliwego. Sytuacja w której homo sapiens nie rozstrzyga swoich problemów każdym możliwym sposobem bardzo by mnie zdziwiła. Świadczyłaby o tym, że problem jest na tyle poważny iż nikt nawet nie próbuje go rozwiązać. Czyli musi istnieć jakiś problem…

Pamiętacie jak pod widelcem z trójkątnego budynku Svensony wyniosły Thyssenowi dokumentację okrętów podwodnych? Po tym jak sprzedali Niemcom kilka lat wcześniej stocznie? Skoro aparat stosuje przemoc w sprawie gospodarczej to dziwi kogoś, że inni też?

Skoro Cezar może niewolić, to Ariowist także. Ponieważ ostatnio pojawiła się moda szpanowanie kto jakich to zacnych wodzów z ichnim wymądrzaniem się zna, podparte cytatami i przekładami to nie żałujmy sobie rozdęcia wierszówki [ponieważ sentencję ująłem w pierwszym zdaniu akapitu to można sobie darować przedzieranie się przez wspomnienia ludzi przytomnych]:

Mei generis esse dicuntur, quorum nulla supra Terram potestas sit, Ita ut Cæsarem, qui semel Galliam adisset, provinciamque occupasset, de suo superiore loco non deducerent. Id se incommodum ferre, quod a senatu non appellatus in provinciam venisset; si quid ei a senatu accidisset, non dubitare quin, uti V. Cæsar a Cyro fuit, quid ipse a nobis vellent, perspicere potuisset.

[Mówią, że ludzie mego rodu nie podlegają żadnej władzy na ziemi, i że nie pozwolą sobie na to, aby Cezar, który raz odwiedził Galię i zaanektował prowincję, traktował ich jako podwładnych. Twierdzą, że uważają to za niewłaściwe, że Cezar nie został zaproszony przez senat do Galii jako prowincji, i jeśli coś by mu się stało z woli senatu, nie wątpią, że jak Cyrus wobec Cezara, tak i oni wobec niego wyraziliby swoje żądania.]

Nikt mnie nie będzie szarpał za literki przed nickiem z powodu cytowań. Tak jakby w relacjach społecznych (w tym stosowaniu przemocy czy relacjach geograficznych & zasobowych populacji) było coś jeszcze do wymyślenia. Chyba już wszystko napisano i pozostało grzecznie wyciągać wnioski. Nie żałujmy sobie wyciągania obrazoburczych wniosków sugerujących coś bezobjawowego. W Szwecji wszystko działa zupełnie normalnie, a mieszkańcy Niedorzecza uparli się powtórzyć, krok po kroku, wszystkie sukcesy i osiągnięcia Zapada.

Jeśli ktoś wyraża przekonanie jakoby ta sytuacja (z bombami i karabinami na ulicach) była wadliwa, to modnym jest obecnie zaznaczyć, iż jest to problem strukturalny. A przyczyna problemu leży w d(t) pokolenia wstecz. Aby podburzyć czytelników od razu zaznaczmy propagandowe oczekiwani. Coś poszło w gospodarce nie tak i trzeba było sprowadzić imigrantów do roboty. A imigranci owi nie zachowali się wzorem Arystydesa – murzyn zrobił swoje, muszyn może odejść. No i “murzyni” zostali. Jeśli ktoś oczekuje, że można rozwalić gospodarkę do tego stopnia, iż trzeba importować populację, nic nie naprawić i wszystko rozejdzie się po kościach to zapewne zaszkodził mu upadek z dywanu przy pierwszych próbach raczkowania i tak już zostało.

Aby postawić chronologię na głowie zaznaczę, że nastroje antyimigranckie w se eksplodowały po tym jak… imigranci w dużej części wyjechali. Ale akurat wyjechali ci, którzy pracowali i wraz z nimi grupy drobnego występku “quality of life”, który to występek jest takowym wyłącznie w oczach represyjnej biurwy.

Nisze ekologiczne mają limesy. W Szwecji też. Sky is not the limit. Ponieważ na Północy zasobów nie jest zbyt wiele to kraj nie jest ludny. A do tego przez większość historii trwała stamtąd emigracja. Z, nie do. To było biedne zadupie. Eksces paliw kopalnych, rozwoju chemii i awanturek na kontynencie pozwolił złapać nieco oddechu wspartego pomysłowością tubylca (którzy wcześniej emigrowali i swoje pomysły wdrażali gdzie indziej, akurat w te klocki są wybitni). Eksces z energetycznymi niewolnikami przy początkach mechanizacji pozwolił koncentrować zobowiązania (taka abstrakcja społeczna) i chłopi pańszczyźniani stali się robotnikami. Ponieważ byli nieliczni to zaczęto dobierać obcych. I tu leży cały feler. Występuje on w każdym kraju gdzie słyszycie o problemach z imigracją. W Niedorzeczu również, tylko nikt Wam tą sprawą uszu nie naciera.

Do bajki o industrie 4.0 i innych robotyzacjach wrócimy. Większość przemysłu jest w najlepszym wypadku zmechanizowane wyłącznie dlatego, że w produkcji masowej wsadu (stal, drewno, plastiki) utrzymanie jakości potrzebnej dla masowej automatyzacji i w konsekwencji robotyzacji jest poza zasięgiem (jest tak marginalne, że można się tym bawić pokazowo). Czyli większość prac jest manualnych, wymaga kwalifikacji, bo jak nie wymaga to można je automatyzować gdyż nie wymagają utrzymania wyśrubowanej specyfikacji.

[Gdyby ktoś nie rozumiał dlaczego, to chodzi o liczbę stopni swobody maszyny na obciążeniu ramieniem siły ze skrętnością – i reszta jest oczywista, a nawet wyjaśniona we wstępie do fizyki dla wszystkich kierunków niehumanistycznych, ale wiem że mało kto się tym interesuje. Jak ktoś che nabrać własnych doświadczeń to może kupić drukarkę 3d i po kilku miesiącach zacząć mierzyć odchylenia po wyrobieniu przeniesienia napędu, łożysk, łączników. Znaczy jakość spada i koszt utrzymania jakości jest niezerowy, a wręcz wprost przeciwny. Księgowi nie lubią serwisantów. Ale bez serwisantów mogą liczyć źdźbła na trawce.]

Do takich prac w Polsce sprowadza się Filipińczyków, Vietnamczyków i inne ludy. Niby się uzasadnia to tym, że są tani, i że tubylec nie chce się kształcić, bo perspektyw zarobkowych w zawodach nie ma, i inne bajki się opowiada. Tylko że to nieprawda. Nie ma takiej populacji na planecie, która przy takiej złożoności przemysłu jest w stanie nasycić liczbę operacji potrzebnych do wyprodukowania takiej ilości techniki, a ta technika daje na samym końcu tak mały zwrot, że nawet jakby był prawdziwy komuszyzm, i wszyscy mieli serduszka po właściwej ideologicznie stronie to rezultat do podziału na końcu wcale się nie polepszy (robotnik w takiej utopii miałby niezauważalnie inaczej). Iluzja lepszego życia istniała wyłącznie na krawędzi przechodzenia z gospodarki agrarnej do przemysłowej, ale to już udało się wysycić. Więc jedynym sposobem zwiększenia złożoności jest wyzyskanie innej populacji i przeniesieni ich mocy roboczej do siebie. No i z tego bierze się imigracja.

Wystarczy się zastanowić – jakby automatyzacja i robotyzacja miały opisywaną przez zachwalających sprawność, to tam gdzie wprowadzono to najpierw działałoby to do dzisiaj. I byliby obrzydliwie bogaci. Tymczasem byłem tam kiedy te linie wprowadzaliśmy, kiedy one działały i kiedy wysyłaliśmy je na południe, i widziałem już, że na południu się połapali co niektórzy księgowi i linie leżą w krzakach po wydłubaniu osprzętu do prac manualnych. Na przykład źródła spawalnicze, ponieważ spawanie na zrobotyzowanej linii wymaga… no bardzo wielu rzeczy wymaga, które działają przy automagizacji liniowej (w zasadzie mechanizacji, produkcji masowej), ale pod warunkiem braku stopni swobody pod customy.

Te pierwsze fale imigracji przemysłowej były tak zorganizowane, że społeczeństwa agrarne pobudowały domki, było herzlich vilkomen, spodziewano się taaakich korzyści i wyszło jak zawsze. Korzyści nie było, robota się nie kończyła, kończyli się robotnicy, ich dzieci stawały się tubylcami i też nie chciały pracować w gównianej robocie za psi udział, więc rozwiązaniem było więcej tego samego – więcej imigracji. Tylko już domków nie miał kto budować.

Problemik leży w złożoności i rosnącej odległości kopalni, elektrowni, huty i złoża. Każdy logistyk ogarnia po pijanemu budzony w środku nocy jak daleko można pociągnąć linię zaopatrzeniową przy danej konsumpcji muła na kilo przewiezionego towaru. Niezależnie co ten muł żre i ile ton wiezie. Położenie centrów przemysłowych jest wypadkową tych geometrii przy gospodarce jako tako ekstensywnej. To są nisze ekologiczne, które pozwoliły na wielką akumulację zobowiązań, to te słynne srebra rodowe białego człowieka z początków epoki przemysłowej. Sprzed tej epoki liczba rodzin, które zachowały majątek z epoki odkryć geograficznych, a nawet feudalizmu jest do policzenia w całej Europie na palcach ręki pracownika tartaku. W USA uwzględnianie rodzin, które dorobiły się tam za feudalizmu czy przed epoką wielkich odkryć nie wymaga przypisów. Ale stosunki społeczne przetrwały i dało się je eksploatować bez wspominania, że sreberka się kończą. Wyprzedaż sreberek była realizowana przez luzowanie podległości tubylca względem feudalnego pana już w XX wieku. Takie tam drobnostki jak zakaz pracy dla dzieci, prawa wyborcze dla samic, nawet wojowania zaprzestano, bo brakuje na to środków (wojowanie stało się bardzo złożone). Zaczęto nawet obcinać dzietność, i nie chodzi o to, że samice nagle się pobuntowały, czy że jakieś tam tabletki albo zmiany kulturowe. Złożoność habitatu w społeczeństwie agrarnym znacząco odbiega od jego złożoności w kraju uprzemysłowionym dzisiaj. A do robienia dzieci sadyby są potrzebne, kiedyś sadybę budowały chooopy z wioski i można było zakładać nową, podstawową komórkę, ale żebym nie wiem ile cała wioska zasuwała, to samodzielnie lodówki, telewizora, światłowodu i prądu nie zmajstrują. Dlatego można było importować populację roboczą z krain agrarnych, ale już w kolejnym pokoleniu nie można było postawić domków w standardzie, ponieważ zmienił się standard, a wysycenie populacją budującą domki względem majstrujących samochody / reaktory chemiczne / instalacje przemysłowe / infrastrukturę drogową / u name it spadło.To że kilka krain fiknęło koziołka i dało się jeszcze pobudować domki uchodźcami ekonomicznymi, to jednak różnica była zauważalna – domi są z kartonu. A z dziećmi które się nie urodziły nie trzeba się było dzielić bogactwem, więc zaistniała chwilowa iluzja, że na bogato jest. Ale na bogato tylko tam, gdzie najwcześniej przestali się rodzić.

Tymczasem w niszach ekologicznych (ośrodkach przemysłowych) wszystkie miejsca zapewniające władzę, kontrolę i jako takie warunki bytowania zostały zajęte. Przez gangi. Jeśli widzieliście kiedykolwiek spotkanie zarządu sektora przemysłowo-zbrojeniowo-finansowego (nie ma banków bez szeryfa, nie ma szeryfa bez żelaza, żelazo robi przemysł) to widzieliście spotkanie gangu. To czy jest to gang mały, duży, czy ma chorągiewkę i piosenkę czy też nie jest bez znaczenia. Jeśli dorysujecie im kolczugi, topory i hełmy to będzie to wyglądać tak samo, krawat też wziął się z militariów. To że jakiś gang twierdzi że ma monopol na przemoc to zaraz inni chętni na niszę ekologiczną mogą sprawdzić. I w Szwecji sprawdzają. Tak wyglądają działania antymonopolowe. To czego Wam jeszcze do uszu nie faszerują (w se już się zaczęło bagienko wylewać) to taka drobnostka, że siły zbójeckie wtargnęły na samym końcu, wcześniej przez dwa pokolenia imigranci przykładnie się kształcili. Na lewników, administratorów – tak jak Biały Pan kazał. I teraz wylewa się bagienko, że klany zbójeckie poszukujące niszy ekologicznej (wszak ze starych nisz wypchnęli ich więksi zbójcy – wędrówki ludów mają przyczyny, Chan jest jeden, a chętni są martwi albo na banicji) spenetrowały policję, palestrę, aparat ważący z zawiązanymi oczami, administrację (tę od imigracji też), opiekę społeczną. No to jakimi niby instytucjami stare pieniądze zajmujące nisze w finansach mają dawać odpór? Skoro rozmienili na drobne nawet instytucje?

Nawet nie podnoście kwestii, że przecież żeby zostać mundurowym czy innym tam szamanem w todze to trzeba być obywatelem. Obywatelstwo rozdawano jak popadnie. W Niedorzeczu też ma to miejsce. Przecież trzeba tych ludzi czymś zachęcić żeby przyjeżdżali i zasuwali aż do śmierci, ich dzieci wychowane na miejscu obywatelstwo dostaną z automatu. I gdyby były jeszcze jakieś nisze do zajęcia to by żyli w spokoju. Ale nie ma ich tylu, ponieważ zaczęli by je zajmować wcześniej tubylcy, a nie sobie grzecznie wymarli. Tubylcy dawno się połapali że jakiejkolwiek mobilności społecznej nie ma. No chyba że z azymutem na rynsztok. Nie tylko nie ma żadnego otwartego społeczeństwa i inkluzywności – jest ono tym bardziej zamknięte im bardziej opowiadane są bajki o integracji. W takiej sytuacji pozostaje wyrąbać sobie miejsce toporem. No i te grupy to robią. Na początku chodziło o przepływy, ale że wynikały z tego potyczki z aparatem, to spenetrowany aparat donosił jacy to świadkowie zeznają i odwalano świadków. Jak zaczęto blokować przepływy (żeby szopy pracze nie pasły się na dodruku) to hawala zaczęła importować środki rozliczeniowe. Kiedy zachwiała się kontrola nad systemem finansowym to zaczęto klajstrować granice. Okazało się że straż graniczna już jest śniada, paszporty ma lokalne i można się z tym pomysłem wycofać na przemyślenia przy rolce papieru.

A że normalni ludzie potrzebują jednak jakiś instytucji to przywieźli sobie własne sądy (sharia) i stworzyli sobie całe społeczeństwo obok. Takie normalniejsze, które nie wpada na pomysły, żeby ograniczyć dzietność i drukować zera. To że nie znają się na produkcji przemysłowej to żadna strata, bo żadne z tego nie wynikły pożytki w długim biegu. Z powodu wzrostu złożoności zamiast wysycania podstaw. Jest to przyczyna, dla której w propagandzie epatowani jesteście obrazkami Skandynawii sprzed ćwierć wieku, po przyjeździe na miejsce (zazwyczaj do “dużych miast” – takich wielkości miasta wojewódzkiego w Niedorzeczu) okazuje się, że po tygodniu coś się nie spina z folderem biura podróży. Ale obok, na terenach agrarnych dalej żyje sobie kraina, w której jak zapomnisz zamknąć drzwi to nic się nie stanie do powrotu z urlopu. Jednocześnie w mieście odwrócisz się od roweru i możesz go miło wspominać, a babciom w 20tys miasteczku wyrywają torebki na ulicach. Z balkonikiem i tak nikogo nie pogoni, a telefon miała w torebce to nie naskarży.

To że gdzieś tam się pali, że kaboomy podkładają i się strzelają to są naturalne spory o nisze ekologiczne. W takim ścisku nie da się żyć. A Niedorzeczan cała frajda ominęła tylko dlatego, że po takiej wojence w latach 90tych spuszczono parę spod pokrywki masową emigracją.

Wesoło zrobiło się jednak w 2020, czyli jeszcze zanim Doktor Putin wyleczył prankdemię. Inflacja od 2019 tak dała się we znaki, że podwyżki od firm mających wieloletnie kontrakty (przemysł, infrastruktura, budowlanka) nie były wykonalne. Imigranci pracujący spakowali więc mandżur i pojechali gdzieś, gdzie jest taniej (inflacja w krajach rolniczych względem koszyka robotnika jest inna niż w krajach uprzemysłowionych). Niekoniecznie płace są inne, bo te są takie same w całej EU, ale inna jest cena pomidora, cebuli i inne są podatki oraz ich ściągalność. W Niedorzeczu na przykład ściągalność jest dobra, więc ciężko kogoś przekonać, żeby tam pracował na legalu. Dlatego imigranci w Niedorzeczu pracują, bo nawet jak ktoś ich się przyczepi o podatki to nic tam nie mają, i za chwilę mogą być w innym kraju, a tubylca jednak urzędy mogą złapać za schaby. No to tubylec nie ma jak konkurować o brutto do łapy, bo nad nim bat wisi, a nad imigrantem nie wisi. Jako że jest to forum ekspatów to wszyscy się rozumiemy, co nam mogą zrobić w jakimś kraju, jak peseli nam wchodzi pięć na kilo z kategorii “tu byłem”. A jak jeszcze wliczymy cyferki wydane w krainach gdzie byliśmy korespondencyjnie zarejestrować osobę fikcyjną (sph) przez proxy z innego kraju to buchalteria się robi. No to “dzicy imigranci podpalający Europę” mają tak samo – też mają rodziny po kilku krajach, zestaw peseli i można ich formalnie pocałować. Gdzie kto lubi.

Niby padają jakieś tam hasła, że imigranci mieliby pracować. Fajnie, a dlaczego tubylcy sami nie pracują? Bo podział rezultatów jest o kant? A jest tam co podzielić? Rolnik dla przykładu żyje z dotacji – jak zasieje i zbierze. A maszyny ma kredycie o ile nie ma w leasingu. Niby ma jakieś nieruchomości, ale… ma na nich hipotekę. Owszem, molochy od wydobycia kartofla, rzepaku czy innej qrydzy mogą wykazać jakieś wyniki i jest to przedstawiane jako argument za “dużymi gospodarstwami towarowymi”, ale to ciągnie na podaży chemii (nawozy), petrochemii (maszyny nie chodzą na chlorofil), a sprawność przemysłu przepalanego na złożoność (ile elektronicznego badziewia jest dzisiaj w traktorze?) omówiliśmy wyżej. Żeby rolnik dziś serwisował własny sprzęt to nie tylko musi mieć spore kwalifikacje do dłubania w elektronice (które często ma), ale jeszcze musi złamać kilka umów o niedłubaniu. Żeby jednak w sklepie pojawiły się jabłka, maliny czy inne poziomki to trzeba jednak wysłać w plener tabun ludzi. No i tych ludzi nie ma. Nie ma wielkoobszarowych upraw tego typu, ponieważ każda obsuwa na skupie wywala interes. A ponieważ za frajer nie ma kto tego zbierać, to nawet wystawienie chrześcijańskiego ogłoszenia “bierzcie i jedzcie z tego wszyscy” nie ściąga miastowych, którzy za te same gadżety płacą krocie w sklepie, gdyż… logistyka wyjazdu 15km z miasta w pole, żeby nazbierać sobie koszyk malin i coś z nich porobić w domu (trzeba mieć miejsce, czas) sprawia, że rezultat pracy ma ujemną wartość dodaną.

Znam oczywiście argument, że imigranci z Niedorzecza to spolegliwi hydraulicy, nie psocą i takie tam. Jest on najzupełniej fałszywy. Nasze łobuzy tak samo wyrąbują sobie miejsce toporem jak śniadzi. Tyle, że nie słyszycie w mediach o tym że kabooma podłożyli Niedorzecznie, albo że tacy ganiali się po ulicy z automatem. Najwidoczniej takich sytuacji nie ma na tyle, żeby o tym wspomniano. Jedyną przyczyną takiego stanu rzeczy (nie żebym znał łobuzów, oczywiście nie znam, a wszystko dalej jest całkowicie zmyślone) jest prosty fakt, że są na terenie dłużej, mają bliżej, a poprzednie pokolenia Niedorzeczan spenetrowały administrację tak samo jak śniadzi. Nawet spenetrowali ją lepiej, bo apertheidzie łatwiej się ukryć będąc białym, można zająć wyższe stanowiska, a do tego rozkład rozumu również wśród występców jest właściwy dla krainy pochodzenia. “Nasze” chłopaki po prostu robią w branżach, w których z powodu złożoności wykrywalnoś jest marginalna. Czyli nie porywają jednej rzeczy komuś z garażu tylko jak już robią to magazyn, bo mają na tyle kwalifikacji, żeby wyjaśnić systemowi alarmowemu, że nic się nie dzieje. A skoro automatyce budynku potrafią to objaśnić, to pojazdu też. A te materiały na kaboomy to niby sobie śniadzi dowożą z Azji lub Afryki? Najbliższy kraj na południu to Niedorzecze, aby zorganizować przerzut środków rażenia trzeba mieć firmy transportowe, coś wozić i znać się na sposobach prześwietlania transportów tak, żeby nie wyglądało podejrzanie. A większe ilości przerzuca tak jak wszędzie – bezpieka tubylcza. Starają się nie iść na udry (czyli nie jeżdżą się strzelać, od tego wszak jest tani imigrant z Somalii), a jeśli już takie ryzyko istnieje, to nie idą tam w tshircie tylko wrzucają coś do plate carriera. Zapewniam że gangi Niedorzeczan są takim samym utrapieniem jak Jugosłowian, Somalijczyków, Turków czy Irakijczyków. Po prostu nie rzucają się w oczy z działalnością w porównaniu do imigrantów w innych kolorach.

Jeśli zaś już byliśmy przy kwestii penetracji urzędów i apartheidu. W Skandynawii nie ma korupcji. Małej. Poziom jest dokładnie taki sam dla całej szerokości geograficznej, na tej samej jest Rosja. Tyle że długi czas pokoju zapewnił konsolidację i korupcja jest instytucjonalna, natknie się na nią dopiero przedsiębiorca, któremu MiŚ się za bardzo rozrósł i władował się w handel z podmiotami Kapitana. Struktura korupcji w całej Europie jest podobna. Przecież skarbówka dowolnego kraju, żeby stanęła na głowie i zrobiła pajacyka nie jest w stanie skontrolować buchalterii korpory, od tego są firmy audytorskie. Szefami firm audytorskich zgodnie z tradycją są zaś byli naczelnicy, a tym niegrzecznie byłoby zarzucać iż przedsiębiorstwa, których są regionalnymi szefami podpadają. W Szwajcarii by ktoś zarzucił Szwajcarowi będącemu wcześniej naczelnikiem skarbówki, że jego firma audytorska nie przyłożyła się do kontroli papierków jakiejś korpory przybijając, że wszystko jest w porządku? No to gdzie indziej est tak samo. Dopiero kiedy szambo wybije z telezorki, bo jakieś polisolokaty ktoś przybił to trzeba całą spółkę pod dywan zamieść.

Podsumujmy. Imigracja nie rozwiązuje żadnego problemu z podażą produkcji. Tubylcy nie pracują w tym nie z powodu widzimisię & zmian kulturowych, tylko dlatego że to naprawdę jest pozbawione sensu, a jedyne co zapewnia to koncentrację zobowiązań w niszach. Programy socjalne wynikają z dysproporcji oczekiwań względem rezultatów przy danej złożoności funkcjonowania społeczeństwa. A nie z tego że ktoś ma serduszko po lewej stronie. Owszem – ideolo rzuca się na łby w stowarzyszeniach dobrodusznych pań z większym przebiegiem, ale samice zawsze zajmowały się dobroczynnością, to czy akurat przy okazji są nad reprezentowane w mediach nie ma żadnego znaczenia. Opieka społeczna to objaw niedowładu struktur społecznych zajmujących się dobroczynnością (zwyczajowo kulty). A nie że jakiś socjalizm i takie tam.

Niedowład struktur siłowych to skutek zasilenia tej zbędnej roboty imigrantami również. Tak samo administracji i całej kasty szamańskiej zajmującej się rozstrzyganiem problemów nieznanych w normalnych ustrojach.

Imigracja nie generuje kaboomów i strzelanin – w Niedorzeczu lat 90tych były kaboomy, były strzelaniny, odwalono szefa policji i nikt się nie zająknął jakoby to jacyś imigranci zmajstrowali. Kaboomy i strzelanki są wynikiem saturacji nisz ekologicznych.

Imigracja ma istotną wadę – pracujący imigranci wyjadą natychmiast jeśli dojdzie do obsuwy gospodarczej, a w wyniku nieprzekazywania kwalifikacji przez tubylców rzemieślników nie będzie wcale (znaczy jakieś dziadki tam się zawsze znajdą, będzie można wysłać podanie z grubym załącznikiem oraz uprzejmą prośbą o rozpatrzenie uniżonej petycji o rozwiązanie problemu).

Wadę ma również proporcja kosztów biurwy (obsługi papierkologii, nie tylko wysokość podatków) do produktywności. Jeśli produktywność jest żyłowana zasilaniem surowcami i dojdzie do wzrostu cen surowców to zależnie od złożoności procent składany wywali takie ciśnienie na wyjściu, że zwalnianie pracowników nic nie daje (i tak sobie od razu wyjeżdżają do tańszych lokacji), w takich sytuacjach od razu zamyka się przedsiębiorstwa, a pierwsze których to dotyczy to akurat obsługujących Kapitana z zakresu infrastruktura/energetyka. I żadna drukarka tego nie załata, bo w feudalizmie jedyne co można zaoferować to wolnizny (immunitet podatkowy) oraz nieruchomości. A te żeby zdobyć w wysyconej niszy ekologicznej trzeba komuś zabrać – proszenie się o kłopoty.

Jeśli więc jesteście epatowani obrazkami jak to krainy w Europie płoną to zawiadamiam podstępnie, że nic szczególnego się nie dzieje. Takie tam spory pomiędzy gangsterami słabnącymi z wannabe. Jeśli ktoś w tym widzi upadek abstraktu to przypomnę, że państwa narodowe upadły dawno, do naty nie jest wciągana Svensonia a SSab, a to dekoracje pozostałości po państwach to taka tektura postawiona przed bankiem, który powpisywany jest lemingom w hipoteki. Skoro korpory mogą podbijać ludność to klany też.