Mainstream

Agonia tabelkozy

Nie tylko u @MedicusHellveticus chorują na tabelkozę – to rozpowszechniona fake edukacją niepełnosprytność. Propagandziści naopowiadali jak to będzie dobrze i jakie to wszystko po dobrej stronie kurtyny stronk. Gdy jednak przychodzi do pobrania z magazynu półki puste. Ale za to mamy informacje, że w tabelkach jest dobrze, a innym stronom kurtyny niebo zawali się zaraz na głowy. Tak jak miało się zwalić na łby przeludnienie już 60 lat temu, tak jak miała się skończyć ropa (kilka razy za mojego nazbyt długiego życia, bo z wykopalisk widać jasno, że szkieletów z takim przebiegiem to sapiensy nie zostawiały w znacznych ilościach), a konie miały zafajdać wszystkie stolice.

Tabelkoza jest rozpowszechniona wszędzie, gdzie jest problem z konstatacją faktu, że w ciągu przy nieznanej funkcji kolejna wartość może być dowolna. To przystosowanie ewolucyjne do przewidywania sprawdza się w liniowych, mało dynamicznych rozwiązaniach z niewielką ilością zmiennych – czyli w takich warunkach jak sapiensy się rozwinęły. Ale obecnie mamy bardzo wiele zmiennych (liczba uczestników rynku, czy przestrzeń pędu dla kwadratu prawdopodobieństwa) powiązanych żółwikami & słonikami w nieznanych kolejnościach. I dokładanie do tego prostych wzorków, zmyślonych przez niedouczonych z matmy łekonomistów to tylko takie szamańskie gadanie. Dysonans ujawnia dopiero porównanie “tego co gada telezorka z lodówką”. Czyli reality check.

Przebijającym się przykładem jest obecna awantura w Soviecie. Ukraińcy umyślili sobie, że mogą nie płacić Kremlowi yasaku. Urzędy skarbowe mają zawzięte podejście do ogłaszających suwerenność podatników, zazwyczaj demolują im życie. Ponieważ urząd ma opinię, że podatnik jest jego własnością-niewolnikiem, a emancypacja niewolnika przebiega zawsze tak samo. Niewolnik zazwyczaj czerpie suwerenność do przeprowadzenia dowodu obracając innych w niewolników, aby dowieźli mu tych środków do przeprowadzania dowodu. Propaganda nachalnie twierdziła, że środków do podpierania suwerenności na Zapadzie skolko godno. Kiedy przyszło do dostarczania to cały czas okazuje się, że obiecanki nie spinają się z dostawami. Wymyślanych jest mnóstwo usprawiedliwień, że niby to by była eskalacja, że odbiorcy rozkradają i przeróżne inne farmazony. Ale trzeba stanąć w obliczu faktu, że zwyczajnie nie pojawiają się wymagane do podparcia środki w miejscu chwiejącym się. A usprawiedliwienia nie mają jakiegokolwiek znaczenia z bardzo prostego powodu. Otóż krain zagrożonych utrapieniami jest na planecie sporo, i tam łebscy menadżerowie zdali sobie sprawę z miałkości weksli politycznych na podparcie. A to oznacza, że podjęli próby natychmiastowego zwiększenia zapasów środków podpierających ich niezależność względem urzędów skarbowych Kremla, Pekinu, Frankfurtu, NYC czy Lądka. Co oczywiście sprowokuje renegocjację rozliczeń z wymienionymi – bo niby jak mają brać yasyk, kiedy kryszy nie dowieźli?

To gwałtowne przywrócenie przytomności ma dość ciekawy skutek. Okazało się że wszystkim nagle brakło wszystkiego, a płacić też nie bardzo jest czym. Oczywiście czym płacić to przewidywano już wcześniej, a krainy narażone na przykrości nawet palcem na wodzie rozpisały sobie jakieś tam plany. Ale bieżączka interesów nie pozwala na takie rozwiązania, gdyż w tabelkach nie będzie się zgadzać boomerom. Bo na stanowiskach mamy ciągle dziarskich 70-90 latków z tego pokolenia chociaż premier Cesarstwa grzecznie pytał “ile zamierzają żyć?”. Zapewne pytanie to wypada zadać również po innych stronach kurtyny i skończy się jakimś age-capem dla decydentów. Wysyłanie 100latków na pogaduchy to pokaz dysfunkcji.

Wróćmy jednak do tych tabelek – niby kurs wrubla do dolara zrównał się z kursem jena. I niby to jest powód do darcia łacha z Kacapów, ale nie z Cysorskich. Tymczasem środkiem obrotowym okazało się gęstość min na 100km2 dopieszczonych środkami aktywnymi, a nie ile kto tam papierków rozdał. Od tego zależy czy z danego metra kwadratowego yasyk będzie płynął do tej czy innej centrali decyzyjnej. Naigrywanie się jakoby “wzrost gospodarczy” mierzony produkcją zbrojeniową był fejkiem w obliczu faktu, kiedy z Niedorzecza ruszają pielgrzymki na zakupy w Korei wzbudza delikatny dysonans? Tymczasem to jest właśnie produkt pierwszej potrzeby. A drugiej są ludzie zdolni produkować + utrzymać w ruchu, a infrastruktura do produkcji i dur też piechotą nie chodzi. Może i nie była to potrzeba pierwsza przez ostatnie dekady, ale skoro już się sfajdało to właśnie to comodity potrzebne jest do podtarcia się. No i jak zawsze – rolka pusta kiedy sprawa stała się pierwszą potrzebą. Niby można ręką, ale ludzi z pourywanymi rękoma coraz więcej.

Ponieważ ostatnio przypiliło mnie kilku różnych producentów latadeł z takimi samymi zakresami oczekiwań (nie mam nic wspólnego z lotnictwem, po prostu w produkcji potrzebują czepiać się o mikrony na elektroerozji, a że lista maszyn, gdzie prowadnice są z diamentów nie jest zbyt długa, a serwisantów na 10mln ludności jest całych trzech emerytów, to zaraz ujawnili listę typów obsługujących takie dziwactwa, lista była wyjątkowo krótka) to sprawa jest dość oczywista – samolotów na podparcie rozgraniczenia yasyku nie wysłano, ponieważ latających samolotów nie ma w deklarowanych ilościach. I to nie ma tym bardziej ima bardziej do magazynu się zagląda. Są skorupy płatowców, ale tam trzeba powsadzać bardzo dużo precyzyjnych, skalibrowanych urządzeń, żeby komputery pokładowe miały czym kierować. Mniej precyzyjnych by się owszem znalazło jeszcze sporo, ale dawno się takich skorupek nie produkuje, a te co były sprzedano do bantustanów. W całej sprawie najśmieszniejsze jest to, że jedyną przyczyną, dla której starego sprzętu było dużo, a nowy jest w ilościach homeopatycznych jest ideolo. Otóż ktoś sobie kilka dekad temu umyślił, że producent jest odpowiedzialny za to, do kogo trafią produkty. Tak jakby producenci samochodów mieli odpowiadać za ofiary wypadków. A to ograniczyło popyt na takie głupie pomysły, a co za tym idzie ograniczono podaż, a co za tym idzie ograniczono liczbę specjalistów dłubiących te graty, a co za tym idzie nie kształcono nowych. I teraz na rynku mamy wojny podjazdowe o zgarnięcie ostatnich, kompetentnych pracowników z branż pozostałych. Nie piszę wyłącznie o samolotach – to samo jest w moto, hexach, energetyce, elektronice.

Biurwa oczywiście ciągle stara się udowodnić przydatność i nakłada ograniczenia. Byłem ostatnio świadkiem głupiej dyskusji, gdzie emisariusz znanej firmy robiącej latadła starał się wyjaśnić biurwie, że ma krótką listę kwalifikowanych pracowników, jedno entry, i że oczekiwanie kwalifikacji z gatunku “urodzony w kraju i posiadający obywatelstwo” się nie uda. Biurwa poszła w zaparte (bo to przecież uzbrojenie), a menedżer, który takie zapotrzebowanie ma uznał, że to bardzo dobrze – stanowiska nie obsadzi, w aktach umieści przyczynę, a za jakiś czas, jak bardziej przypili to takie zachowania biurwy zostaną uznane za szkodnictwo i biurwę wyprowadzą pod widelcem. Dodał, że zapewne specjaliści znajdą sobie zajęcie po drugiej stronie kordonu, bo tam też mają problem (zresztą fabryki jeszcze nie dawno były przez spółki-kuzynki w tym samym koncernie, a teraz niby się nie znają, ale czego komu brakuje wiedzą lepiej niż najlepsza szpiegownia), ale to już problem biurwy kto będzie widelec trzymał.

Tymczasem w głównym ścieku ciągle pompowane są objawy, jak to się Sauronowi tabelki nie zepną. Kiedy orki głodne nie chodzą. A naród filozofów i kompozytorów bez rurki z gazem, korzystając z bardzo drogiego dowożenia w wiaderkach-statkach popadł w takie tarapaty, że zeszłi ze stawkami 30% ponad Niedorzecze i teraz próbują zachować parytet wciskając do Lebensraumu starą proporcję stawek. Wyrażają przy tym zdziwienie, że za tyle to serwisu blaszaków nie będzie. Przyklejanie do tego przyczyn politycznych, jakoby miało znaczenie czy ktoś od nich blaszaki kupił czy nie kwalifikuje się co najwyżej na listek figowy. I to mocno zeschnięty. W łekonomii dodruku tabelki może i wyglądają pięknie, ale fokty w postaci podaży opowiadają zgoła inną historię.

Otóż w takich warunkach rynkowych istotne są wyniki podażowe, a nie sprzedażowe. Nie wydajność produkcji, a liczność produkcji. Kiedy zaś metki z “to jest drogie” geronctwo poprzypinało do ostatniego aparatu kontroli (betonowych klocków), licząc że za to ktoś im dostarczy dużo opieki bo “to jest drogie” dochodzi do bardzo prostego przeliczenia betonu na liczność produkcji. Otóż głównym problemem jaki napotykają przedsiębiorstwa z dofinansowaniami na podaż środków rozstrzygających spory jest obecnie… baza mieszkaniowa w ich okolicy. No i większość tych środków byłaby przepalana na opłacenia tej bazy. Zapewne więc skończy się stawianiem na chybcika osiedli robotniczych (dość powszechne w zapadnich korporach kiedy trzeba stworzyć cywilizację w okolicy złoża) oraz konfiskatami betonu pod widelcem na potrzeby palące. Sztuczna hossa na nieruchach to zapewne paroksyzm rozrachunkowy aby właść mogła zbyć problem, bo do samolotu się to nie zmieści.

Trzeba więc znowu sięgnąć do tabelek ogłaszanych dekady temu – ile produkowane jest stali, ile węgla, ile koksu, ile miedzi, ile z tego ciężarówek, a ile paliwa. A nie ile kontraktów terminowych na to sprzedano. Czarowanie jakoby hegemon sobie bezpiecznie siedział za wodą nie bardzo ma dla NYC znaczenie, ponieważ to jest port i fajnie żeby do niego przypływały towary. Opowieści o autarkii USA w sytuacji kiedy decydenci mieszkają w okolicach portów na obu wybrzeżach, i te porty przestałyby obsługiwać tak znaczne dostawy yasyku wyjmowanie śrubek, jakimi hegemon jest skręcony. Pozostałe śrubki z interioru dawno wywiózł do Azji.

Na sam zaś koniec, jako gwóźdź do trumny pozostaje edukacja. Prerekwizytów do kształcenia w zawodach potrzebnych do takiej gospodarki nie ma od dekad. Nikt przytomny nie wybiera się do zawodów technicznych (chyba że czubek-hobbysta) gdyż śmietana była do tej pory pod krawatem i wynikała ze zdolności operowania obiecankami. Obecnie nie ma już czego obiecać (gini się kłania – zasoby skoncentrowali krawaciarze) więc w przypadku gdyby zasoby były zagrożone (przedsmak już mieliśmy) to ustawią się kolejki po paszporty. Posiadacze-obywatele będą swojego nagrabionego bronić, a ograbieni wyjadą na zielone pastwiska gdzie indziej. Dlatego opowieści o jakiś powszechnych obowiązkach dla obywateli-nieposiadaczy nie dodają się już na etapie analizy ustroju (kto obywatelem jest i dlaczego).

Tak samo nie dodają się opowieści o konfiskatach ciężarówek czy pickupów w przypadku Potrzeby. Otóż większość tych gratów jest w leasingach, a próba obrabowania banku z jego dobra to dość karkołomny wyczyn, to banki są od rabowania. Jednak pierwsze próby rozładowania problemów rozrachunkowych na koszt banków już miały miejsce i dlatego te działalności się zwijają. A za tym idzie zwinięcie całego ideolo o cashlasach i innych breweriach. Wszak waluta może sobie być pod kontrolą zentrollbanku, tylko że już obecnie nabycie za to stanu posiadania kwalifikującego na obywatela nie jest możliwe. Więc czy to będzie bank całkiem państwowy czy udający prywatny nie ma żadnego znaczenia. To tylko tabelki, a w magazynie pusto.